wtorek, 18 lutego 2025

„Krwawa odznaka” (2024)

 
Niegdysiejsza drobna złodziejka, Roberta 'Bobbie' Torres, samotnie przemierza samochodem pustynię w Nowym Meksyku. Na obskurnej stacji benzynowej poznaje szeryfa Bilsteina, który wciąga ją w pozornie przyjazną rozmowę, a niedługo potem zatrzymuje pod pretekstem przekroczenia prędkości i uszkodzenia mienia. Konfiskuje jej telefon i zmusza do powrotu na stację. Czekając na stróża prawa we wskazanym przez niego miejscu, zestresowana obywatelka przypadkiem bądź zgodnie z planem jej dręczyciela, poznaje skandaliczne fakty na temat przebiegu jego służby. Tak jej się wydaje, ale już niebawem na własnej skórze przekona się, że Bilstein nie jest zwykłym skorumpowanym gliniarzem.

Plakat filmu. „Blood Star” 2024, Beast Branded Content, Fastback Films

Założyciele Beast London, nagradzanej firmy zajmującej się produkcją filmów z siedzibą w stolicy Anglii, małżeństwo mieszkające w Brighton w hrabstwie East Sussex, Lawrence Jacomelli i Victoria Hinks Taylor, po długich poszukiwaniach pomysłu na swój pierwszy autorski projekt, po rozpatrzeniu i odrzucaniu różnych lokalizacji i gromady potworów, uczepili się nadużywającego władzy funkcjonariusza państwowego. Wymyśliła go Taylor, ale w pisaniu scenariusza pomagali jej mąż i inny początkujący scenarzysta, wypatrzony w internecie George Kelly. Myśleli o osadzeniu akcji w Londynie, ale ciągnęło ich do pustynnego obszaru w południowo-zachodniej części Stanów Zjednoczonych. Wiedzieli, że to może znacznie podnieść koszt inwestycji, nieodparcie pociągała ich jednak wizja filmu drogi twardo osadzonego na czterech kołach, tj. w dużej mierze rozgrywającego się w nagrzanych pojazdach, a Lawrence Jacomelli zawsze miał ogromną słabość do naturalnych krajobrazów Ameryki Północnej. Ostatecznie akcję swojego pustynnego thrillera drogi, któremu nadali tytuł „Blood Star” (pol. „Krwawa odznaka”), osadzili w Nowym Meksyku, ale plan zdjęciowy zorganizowali w Palmdale w Kalifornii. Film został uwolniony w 2024 roku – światowa premiera w lipcu 2024 na Neuchâtel International Fantastic Film Festival, a polska w październiku na Splat!FilmFest.

Dobrze przyjęty przez krytyków debiut reżyserski Lawrence'a Jacomelliego, chwalony za pulpowy sznyt, momenty w stylu Quentina Tarantino, intensywny nastrój osaczenia, nieobliczalność i błyskotliwość (kompozycja utworu, podteksty społeczno-kryminalne). Załogę „Krwawej odznaki” skompletowano online, z powodu ograniczeń finansowych celując w nieodkryte talenty, najlepiej z doświadczeniem w realizacji niezależnych filmów z budżetem nieprzekraczającym półtora miliona dolarów. Najwięcej doświadczenia do projektu wniósł odtwórca czarnego charakteru John Schwab (m.in. „Zjadacz grzechów” Briana Helgelanda, „Anihilacja” Alexa Garlanda), a pierwszoplanową rolę żeńską powierzono wschodzącej gwieździe Britni Camacho. Jej bohaterkę poznajemy w podróży przez Nowy Meksyk, w drodze do rodzinnego domu, w którym niecierpliwie czeka na nią siostra, księżniczka tatusia Anna. W każdym razie protagonistka „Krwawej odznaki”, studentka pielęgniarstwa z kryminalną przeszłością Roberta 'Bobbie' Torres, zawsze zazdrościła siostrze bliskiej relacji z ojcem. Człowiek, który wobec jednej córki stosował przemoc fizyczną, a drugą ostentacyjnie rozpieszczał. Chciał je nastawić przeciwko sobie? Sadystyczną przyjemność sprawiało mu osłabianie siostrzanej więzi? Chciał czy nie, przemocowy mąż i ojciec rzucił kość niezgody między Bobbie i Annę. Urazę pielęgnowała ta pierwsza, a druga nie pozwała jej na całkowite zerwanie kontaktu, na odcięcie się od rodziny. W końcu Bobbie ugięła się pod naporem natrętnych telefonów siostry i zdecydowała na pierwszą wizytę na starych śmieciach od wyjazdu na studia. W międzyczasie przynajmniej raz widziała się ze swoim okropnym ojcem, o czym najwyraźniej lubi przypominać jej Anna, w poczuciu Bobbie wiecznie broniąca tatusia, szukająca usprawiedliwień dla podręcznikowego zwyrodnialca. Przypominająca, że tatko uchronił ją przed więzieniem. Pomógł Robercie wykaraskać się z kłopotów, które sama na siebie sprowadziła. Kradła i została przyłapana. Kartotekę wprawdzie ma już zapaskudzoną, ale najważniejsze, że ojcu udało się ugłaskać prokuratora. Potem ukarał Bobbie w swój ulubiony sposób, a ona przysięgła sobie, że nigdy już nie narazi się wymiarowi sprawiedliwości. Związała się z niejakim Rhettem, zdaniem uparcie wydzwaniającej do niej Anny, osobą łudząco podobną – cechy, maniery, preferencje ubraniowe, kulinarne, kulturalne, towarzyskie - do ich ojca (małoletnia ofiara przemocy domowej w dorosłym życiu podświadomie szukająca partnera przypominającego jej oprawcę) i skupiła się na przygotowaniach do wymarzonego zawodu. Z zuchwałej przestępczyni przeobraziła się w pilną studentkę, a kiedy już nabrała przekonania, że wreszcie wyszła na prostą, „pośrodku niczego” nadziała się na jednego z tych, którzy mają chronić i służyć. Zapyziała stacja benzynowa na zapadłej prowincji i niebudzący zaufania, odpychający mężczyzna w mundurze szeryfa – skojarzenia z „Teksańską masakrą piłą mechaniczną” Marcusa Nispela nieuniknione;) Swoją drogą, mnie przez myśl raz czy dwa przemknęła też „Desperacja” Stephena Kinga.

Plakat filmu. „Blood Star” 2024, Beast Branded Content, Fastback Films

Krwawa odznaka” Lawrence'a Jacomelliego to całkiem klimatyczny, kameralny dreszczowiec o chorym z nienawiści gliniarzu wykorzystującym odznakę do zaspokajania swoich morderczych apetytów i młodej kobiecie wychowanej w toksycznym, piekielnym domu bezpardonowo wciągniętej do gry, której zasad nie pojmuje. Widać nie oglądała „Pojedynku na szosie” Stevena Spielberga, „Autostopowicza” Roberta Harmona i „Prześladowcy” Johna Dahla. I nabawiła się syndromu Arnie'ego Cunninghama („Christine” Stephena Kinga). Tak naprawdę przywiązanie do najzwyklejszego w świecie samochodu. Myślę, że podmiotowy stosunek Roberty Torres do jej wysłużonego pojazdu - „wierny rumak, któremu przydałaby się już wizyta u weterynarza” - był celowym zabiegiem scenarzystów, obliczonym na spotęgowanie poczucia obcowania z dodatkowym, nieludzkim bohaterem. Wpisującym się w schemat ujawniony przez reżysera „Krwawej odznaki” - schemat tworzenia pełnoprawnych protagonistów i antagonistów z materii nieożywionej. Jeśli samochód Bobbie jest bohaterem, to radiowóz szeryfa Bilsteina antybohaterem UWAGA SPOILER – jak się okazuje bohaterem dynamicznym, wyrwanym spod diabelskiego wpływu w popisowej partii (niepospolite, dla niektórych wręcz szokujące, pozbawienie głosu czołowej postaci; obcięcie języka miało symbolizować marzenie jakiejś części zachodniego społeczeństwa współczesnego o definitywnym uciszeniu wszystkich kobiet) - KONIEC SPOILERA zaciętej rozgrywki na przygnębiająco pustawej szosie i w przydrożnych, niegęsto rozsianych lokalach. Wydawać by się mogło, że sterroryzowana jednostka znajdzie pomoc w którymś z tych przybytków, tym bardziej, że tutejszy szeryf nie ma nieposzlakowanej opinii. Jest filarem społeczeństwa, bo reprezentuje zawód zaufania publicznego, bo wybrano go na jedynego stróża prawa i porządku na tym słabo zaludnionym kawałku amerykańskiej ziemi, ale wszyscy wiedzą, że wykorzystuje swoją pozycję do zastraszania przejezdnych w celu wyłudzenia pieniędzy. Wymuszenia rozbójnicze tolerowane przez małe społeczeństwo, które traktowałam jak przekrój współczesnego świata. Znieczulica społeczna, pilnowanie własnego nosa, chronienie swoich czterech liter za wszelka cenę - choćby kosztem cudzego życia - udawanie, że problemu nie ma, odwracanie wzroku od krzywdy bliźniego... czy po prostu taktowne nienarzucanie się z pomocą. Dlaczego główna bohaterka „Krwawej odznaki” Lawrence'a Jacomelliego nie podnosi alarmu w przydrożnej kawiarni? Czemu – nomen omen – trzyma język za zębami? Bo zakłada – słusznie – że nikt nie uwierzy obcej kobiecie oskarżającej znajomego policjanta. W sumie, kto uwierzy zwykłemu, nieuprzywilejowanemu obywatelowi oskarżającemu jakiegokolwiek policjanta? W „podłej restauracji” Bobbie, wbrew pozorom, wykazuje się przytomnością umysłu (chłodna kalkulacja po szokującym - dla niej - zdarzeniu na drodze i długiej wędrówce, w palącym słońcu do tego wątpliwego azylu „pełnego” nerwowych ludzi), jeszcze nie ulega panice, niemniej przed oczami i tak miałam ewidentnie roztrzęsione bohaterki „Autostopowicza - Wyścigu o przetrwanie” Louisa Morneau i „Autostopowicza” Dave'a Meyersa, które jak by nie patrzeć miały za sobą cięższe przeżycia w „bliźniaczych scenach” (tj. chwila ulgi w przydrożnych lokalach). Protagonistka „Krwawe odznaki” pęknie już w następnym etapie niewymyślnej, bynajmniej oryginalnej, ale niewątpliwie okrutnej gry mizoginistycznego szeryfa (genialna konsumpcja kurzych udek – maksymalne zbliżenie – miała symbolizować stosunek tego pana do płci żeńskiej) radośnie korzystającego z systemowego parasola bezpieczeństwa, taryfy ulgowej dla funkcjonariuszy służb państwowych... Oj, przepraszam w tak zwanych krajach demokratycznych wszyscy są równi wobec prawa, wytknijmy więc „Krwawej odznace” Lawrence'a Jacomelliego wyjątkowo niską wiarygodność. Po małej niespodziance UWAGA SPOILER – wątek Amy (w tej roli Sydney Brumfield, która w moich oczach wypadła bardziej przekonująco od odtwórczyni Roberty Torres, ale John Schwab w tym widowisku był bezkonkurencyjny), motyw „przyjaźni od pierwszego wejrzenia” KONIEC SPOILERA, „rozdział”, w którym Bobbie dokona wielkiego odkrycia (jeśli o mnie chodzi spodziewana „rewelacja” z depresyjnej kroniki rodzinnej) – następuje... Ogłuszająca eksplozja, po której zaczęłam tracić zainteresowanie tą historią. Z frapującej, trzymającej w napięciu „zabawy w kotka i myszkę”, kontrolowanej przez oprawcę eskalacji przemocy psychicznej i fizycznej (warto zaznaczyć, że to nie jet kino gore, na wypadek gdyby ktoś na takowe się nastawiał), skrzętnie zaplanowanej, najpewniej przetestowanej (prolog i opowieści tubylców) sadystycznej rozrywki przykuwającego uwagę, fascynującego na swój specyficzny, psychopatologiczny sposób „rewolwerowca” z manią wielkości - nieurojonym poczuciem bezkarności? - w szpony nijakości. Z jednym wyjątkiem; jednym niepospolitym elementem w rozczarowująco konwencjonalnej, banalnej konstrukcji wieńczącej dzieło.

Zawodna opowieść w ładnym opakowaniu. Nierówny, w mojej ocenie, pustynny thriller drogi w reżyserii debiutującego Lawrence'a Jacomelliego. Brawurowy projekt małżeński, zagranie va banque, które chyba się opłaciło. W każdym razie „Krwawa odznaka” sukcesywnie gromadzi swoich fanów, zachwyca zarówno realizacją, jak i fabułą. Imponuje sprytem, inteligencją i odwagą. Mnie z nóg nie zwaliło, ale odradzać nikomu nie zamierzam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz