Niegdysiejsza
drobna złodziejka, Roberta 'Bobbie' Torres, samotnie przemierza
samochodem pustynię w Nowym Meksyku. Na obskurnej stacji benzynowej
poznaje szeryfa Bilsteina, który wciąga ją w pozornie przyjazną
rozmowę, a niedługo potem zatrzymuje pod pretekstem przekroczenia
prędkości i uszkodzenia mienia. Konfiskuje jej telefon i zmusza do
powrotu na stację. Czekając na stróża prawa we wskazanym przez
niego miejscu, zestresowana obywatelka przypadkiem bądź zgodnie z
planem jej dręczyciela, poznaje skandaliczne fakty na temat
przebiegu jego służby. Tak jej się wydaje, ale już niebawem na
własnej skórze przekona się, że Bilstein nie jest zwykłym
skorumpowanym gliniarzem.
 |
Plakat filmu. „Blood Star” 2024, Beast Branded Content, Fastback Films |
Założyciele
Beast London, nagradzanej firmy zajmującej się produkcją filmów z
siedzibą w stolicy Anglii, małżeństwo mieszkające w Brighton w
hrabstwie East Sussex, Lawrence Jacomelli i Victoria Hinks Taylor, po
długich poszukiwaniach pomysłu na swój pierwszy autorski projekt,
po rozpatrzeniu i odrzucaniu różnych lokalizacji i gromady
potworów, uczepili się nadużywającego władzy funkcjonariusza
państwowego. Wymyśliła go Taylor, ale w pisaniu scenariusza
pomagali jej mąż i inny początkujący scenarzysta, wypatrzony w
internecie George Kelly. Myśleli o osadzeniu akcji w Londynie, ale
ciągnęło ich do pustynnego obszaru w południowo-zachodniej części
Stanów Zjednoczonych. Wiedzieli, że to może znacznie podnieść
koszt inwestycji, nieodparcie pociągała ich jednak wizja filmu
drogi twardo osadzonego na czterech kołach, tj. w dużej mierze
rozgrywającego się w nagrzanych pojazdach, a Lawrence Jacomelli
zawsze miał ogromną słabość do naturalnych krajobrazów Ameryki
Północnej. Ostatecznie akcję swojego pustynnego thrillera drogi,
któremu nadali tytuł „Blood Star” (pol. „Krwawa odznaka”),
osadzili w Nowym Meksyku, ale plan zdjęciowy zorganizowali w
Palmdale w Kalifornii. Film został uwolniony w 2024 roku –
światowa premiera w lipcu 2024 na Neuchâtel International Fantastic
Film Festival, a polska w październiku na Splat!FilmFest.
Dobrze
przyjęty przez krytyków debiut reżyserski Lawrence'a Jacomelliego,
chwalony za pulpowy sznyt, momenty w stylu Quentina Tarantino,
intensywny nastrój osaczenia, nieobliczalność i błyskotliwość
(kompozycja utworu, podteksty społeczno-kryminalne). Załogę
„Krwawej odznaki” skompletowano online, z powodu ograniczeń
finansowych celując w nieodkryte talenty, najlepiej z doświadczeniem
w realizacji niezależnych filmów z budżetem nieprzekraczającym
półtora miliona dolarów. Najwięcej doświadczenia do projektu
wniósł odtwórca czarnego charakteru John Schwab (m.in. „Zjadacz grzechów” Briana Helgelanda, „Anihilacja” Alexa Garlanda), a
pierwszoplanową rolę żeńską powierzono wschodzącej gwieździe
Britni Camacho. Jej bohaterkę poznajemy w podróży przez Nowy
Meksyk, w drodze do rodzinnego domu, w którym niecierpliwie czeka na
nią siostra, księżniczka tatusia Anna. W każdym razie
protagonistka „Krwawej odznaki”, studentka pielęgniarstwa z
kryminalną przeszłością Roberta 'Bobbie' Torres, zawsze
zazdrościła siostrze bliskiej relacji z ojcem. Człowiek, który
wobec jednej córki stosował przemoc fizyczną, a drugą
ostentacyjnie rozpieszczał. Chciał je nastawić przeciwko sobie?
Sadystyczną przyjemność sprawiało mu osłabianie siostrzanej
więzi? Chciał czy nie, przemocowy mąż i ojciec rzucił kość
niezgody między Bobbie i Annę. Urazę pielęgnowała ta pierwsza, a
druga nie pozwała jej na całkowite zerwanie kontaktu, na odcięcie
się od rodziny. W końcu Bobbie ugięła się pod naporem natrętnych
telefonów siostry i zdecydowała na pierwszą wizytę na starych
śmieciach od wyjazdu na studia. W międzyczasie przynajmniej raz
widziała się ze swoim okropnym ojcem, o czym najwyraźniej lubi
przypominać jej Anna, w poczuciu Bobbie wiecznie broniąca tatusia,
szukająca usprawiedliwień dla podręcznikowego zwyrodnialca.
Przypominająca, że tatko uchronił ją przed więzieniem. Pomógł
Robercie wykaraskać się z kłopotów, które sama na siebie
sprowadziła. Kradła i została przyłapana. Kartotekę wprawdzie ma
już zapaskudzoną, ale najważniejsze, że ojcu udało się ugłaskać
prokuratora. Potem ukarał Bobbie w swój ulubiony sposób, a ona
przysięgła sobie, że nigdy już nie narazi się wymiarowi
sprawiedliwości. Związała się z niejakim Rhettem, zdaniem uparcie
wydzwaniającej do niej Anny, osobą łudząco podobną – cechy,
maniery, preferencje ubraniowe, kulinarne, kulturalne, towarzyskie -
do ich ojca (małoletnia ofiara przemocy domowej w dorosłym życiu
podświadomie szukająca partnera przypominającego jej oprawcę) i
skupiła się na przygotowaniach do wymarzonego zawodu. Z zuchwałej
przestępczyni przeobraziła się w pilną studentkę, a kiedy już
nabrała przekonania, że wreszcie wyszła na prostą, „pośrodku
niczego” nadziała się na jednego z tych, którzy mają chronić i
służyć. Zapyziała stacja benzynowa na zapadłej prowincji i
niebudzący zaufania, odpychający mężczyzna w mundurze szeryfa –
skojarzenia z „Teksańską masakrą piłą mechaniczną” Marcusa
Nispela nieuniknione;) Swoją drogą, mnie przez myśl raz czy dwa
przemknęła też „Desperacja” Stephena Kinga.
 |
Plakat filmu. „Blood Star” 2024, Beast Branded Content, Fastback Films |
„Krwawa
odznaka” Lawrence'a Jacomelliego to całkiem klimatyczny, kameralny
dreszczowiec o chorym z nienawiści gliniarzu wykorzystującym
odznakę do zaspokajania swoich morderczych apetytów i młodej
kobiecie wychowanej w toksycznym, piekielnym domu bezpardonowo
wciągniętej do gry, której zasad nie pojmuje. Widać nie oglądała
„Pojedynku na szosie” Stevena Spielberga, „Autostopowicza”
Roberta Harmona i „Prześladowcy” Johna Dahla. I nabawiła się
syndromu Arnie'ego Cunninghama („Christine” Stephena Kinga). Tak
naprawdę przywiązanie do najzwyklejszego w świecie samochodu.
Myślę, że podmiotowy stosunek Roberty Torres do jej wysłużonego
pojazdu - „wierny rumak, któremu przydałaby się już wizyta u
weterynarza” - był celowym zabiegiem scenarzystów, obliczonym na
spotęgowanie poczucia obcowania z dodatkowym, nieludzkim bohaterem.
Wpisującym się w schemat ujawniony przez reżysera „Krwawej
odznaki” - schemat tworzenia pełnoprawnych protagonistów i
antagonistów z materii nieożywionej. Jeśli samochód Bobbie jest
bohaterem, to radiowóz szeryfa Bilsteina antybohaterem UWAGA
SPOILER – jak się okazuje bohaterem dynamicznym, wyrwanym spod
diabelskiego wpływu w popisowej partii (niepospolite, dla niektórych
wręcz szokujące, pozbawienie głosu czołowej postaci; obcięcie
języka miało symbolizować marzenie jakiejś części zachodniego
społeczeństwa współczesnego o definitywnym uciszeniu wszystkich
kobiet) - KONIEC SPOILERA zaciętej rozgrywki na
przygnębiająco pustawej szosie i w przydrożnych, niegęsto
rozsianych lokalach. Wydawać by się mogło, że sterroryzowana
jednostka znajdzie pomoc w którymś z tych przybytków, tym
bardziej, że tutejszy szeryf nie ma nieposzlakowanej opinii. Jest
filarem społeczeństwa, bo reprezentuje zawód zaufania publicznego,
bo wybrano go na jedynego stróża prawa i porządku na tym słabo
zaludnionym kawałku amerykańskiej ziemi, ale wszyscy wiedzą, że
wykorzystuje swoją pozycję do zastraszania przejezdnych w celu
wyłudzenia pieniędzy. Wymuszenia rozbójnicze tolerowane przez małe
społeczeństwo, które traktowałam jak przekrój współczesnego
świata. Znieczulica społeczna, pilnowanie własnego nosa,
chronienie swoich czterech liter za wszelka cenę - choćby kosztem
cudzego życia - udawanie, że problemu nie ma, odwracanie wzroku od
krzywdy bliźniego... czy po prostu taktowne nienarzucanie się z
pomocą. Dlaczego główna bohaterka „Krwawej odznaki” Lawrence'a
Jacomelliego nie podnosi alarmu w przydrożnej kawiarni? Czemu –
nomen omen – trzyma język za zębami? Bo zakłada –
słusznie – że nikt nie uwierzy obcej kobiecie oskarżającej
znajomego policjanta. W sumie, kto uwierzy zwykłemu,
nieuprzywilejowanemu obywatelowi oskarżającemu jakiegokolwiek
policjanta? W „podłej restauracji” Bobbie, wbrew pozorom,
wykazuje się przytomnością umysłu (chłodna kalkulacja po
szokującym - dla niej - zdarzeniu na drodze i długiej wędrówce, w
palącym słońcu do tego wątpliwego azylu „pełnego” nerwowych
ludzi), jeszcze nie ulega panice, niemniej przed oczami i tak miałam
ewidentnie roztrzęsione bohaterki „Autostopowicza - Wyścigu o przetrwanie” Louisa Morneau i „Autostopowicza” Dave'a Meyersa,
które jak by nie patrzeć miały za sobą cięższe przeżycia w
„bliźniaczych scenach” (tj. chwila ulgi w przydrożnych
lokalach). Protagonistka „Krwawe odznaki” pęknie już w
następnym etapie niewymyślnej, bynajmniej oryginalnej, ale
niewątpliwie okrutnej gry mizoginistycznego szeryfa (genialna
konsumpcja kurzych udek – maksymalne zbliżenie – miała
symbolizować stosunek tego pana do płci żeńskiej) radośnie
korzystającego z systemowego parasola bezpieczeństwa, taryfy
ulgowej dla funkcjonariuszy służb państwowych... Oj, przepraszam w
tak zwanych krajach demokratycznych wszyscy są równi wobec prawa,
wytknijmy więc „Krwawej odznace” Lawrence'a Jacomelliego
wyjątkowo niską wiarygodność. Po małej niespodziance UWAGA
SPOILER – wątek Amy (w tej roli Sydney Brumfield, która w
moich oczach wypadła bardziej przekonująco od odtwórczyni Roberty
Torres, ale John Schwab w tym widowisku był bezkonkurencyjny), motyw
„przyjaźni od pierwszego wejrzenia” KONIEC SPOILERA,
„rozdział”, w którym Bobbie dokona wielkiego odkrycia (jeśli o
mnie chodzi spodziewana „rewelacja” z depresyjnej kroniki
rodzinnej) – następuje... Ogłuszająca eksplozja, po której
zaczęłam tracić zainteresowanie tą historią. Z frapującej,
trzymającej w napięciu „zabawy w kotka i myszkę”,
kontrolowanej przez oprawcę eskalacji przemocy psychicznej i
fizycznej (warto zaznaczyć, że to nie jet kino gore, na
wypadek gdyby ktoś na takowe się nastawiał), skrzętnie
zaplanowanej, najpewniej przetestowanej (prolog i opowieści
tubylców) sadystycznej rozrywki przykuwającego uwagę,
fascynującego na swój specyficzny, psychopatologiczny sposób
„rewolwerowca” z manią wielkości - nieurojonym poczuciem
bezkarności? - w szpony nijakości. Z jednym wyjątkiem; jednym
niepospolitym elementem w rozczarowująco konwencjonalnej, banalnej
konstrukcji wieńczącej dzieło.
Zawodna
opowieść w ładnym opakowaniu. Nierówny, w mojej ocenie, pustynny
thriller drogi w reżyserii debiutującego Lawrence'a Jacomelliego.
Brawurowy projekt małżeński, zagranie va banque, które
chyba się opłaciło. W każdym razie „Krwawa odznaka”
sukcesywnie gromadzi swoich fanów, zachwyca zarówno realizacją,
jak i fabułą. Imponuje sprytem, inteligencją i odwagą. Mnie z nóg
nie zwaliło, ale odradzać nikomu nie zamierzam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz