sobota, 22 września 2012

Najlepsze remake’i horrorów (XXI wiek)

Remake – pojęcie, które już na dobre zadomowiło się w amerykańskiej kinematografii. Brak interesujących pomysłów oraz niepewność, czy coś nowego się sprzeda sprawiły, że hollywoodzcy twórcy coraz częściej sięgają po znane, często kultowe horrory, uwspółcześniają je, czasem dodając coś od siebie, a czasem jedynie kopiując scena po scenie najpopularniejsze produkcje sprzed lat. Podobny fenomen ma miejsce w przypadku horrorów nakręconych w innych państwach – jeśli, jakiś film czy to europejski, czy azjatycki zyska szczególną popularność Hollywood niezwłocznie kręci jego własną wersję. Mimo ewidentnego braku poszanowania widza – w końcu sprzedaje nam się coś, co już widzieliśmy, twórcy remake’ów nie dają od siebie najważniejszej rzeczy, a mianowicie pomysłu – remake’i cieszą się niesłabnącą popularnością wśród odbiorców. W końcu dostają oni uwspółcześnione wersje swoich ulubionych horrorów sprzed lat lub zwyczajnie nie gustują w starym kinie, które w ich oczach mocno się zestarzało, co sprawia, że nie ma najmniejszej szansy trafić do współczesnego widza. Wielu odbiorców, niezaznajomionych ze światem filmowego horroru, częstokroć właśnie dzięki remake’om dowiaduje się, że kiedyś nakręcono taki film, że kiedyś cieszył się ogromną popularnością, a obecnie odszedł w zapomnienie. To jeden z największych pożytków, płynących z kręcenie remake’ów – wielu młodych widzów po ich obejrzeniu sięga również po oryginał, o którym w przeciwnym razie prawdopodobnie nawet by nie słyszeli.
Krzywdzące byłoby stwierdzenie, że absolutnie każdy remake okazuje się gorszy od oryginału, że żaden nie ma najmniejszych szans choćby mu dorównać. Obiektywnie rzecz biorąc takich filmów jest bardzo mało, aczkolwiek biorąc pod uwagę również indywidualną kwestię gustu wielu współczesnym widzom, mimo wszystko, udało się znaleźć remake'i, które w ich mniemaniu, jeśli nie przerastają pierwowzorów to chociaż oddają mu należyty szacunek, a co za tym idzie cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem odbiorców. Wyniki głosowania, przeprowadzonego na blogu były łatwe do przewidzenia, wszak jeśli ktoś orientuje się w świecie horroru doskonale wie, które remake’i zyskały uznanie i szacunek współczesnych widzów i dokładnie te obrazy znalazły się na czołowych miejscach poniższego zestawienia.
„Teksańska masakra piłą mechaniczną” (1974) vs. „Teksańska masakra piłą mechaniczną” (2003)
Liczba głosów: 17
Fenomenem kultowego obrazu Tobe’a Hoopera, wbrew tytułowi, nie był rozlew krwi, ale trudny wręcz do zniesienia klimat wszechobecnego brudu i zepsucia. To w połączeniu z brutalnym zdeptaniem amerykańskiego mitu szczęśliwych, kochających rodzin zaowocowało zbiorowym szokiem ówczesnej publiczności. Dysponując rażąco niskim budżetem Hooperowi udało się wstrząsnąć widzem, co było wręcz niemożliwością dla Marcusa Nispela, który w 2003 roku, mając do dyspozycji o wiele większy budżet od Hoopera nakręcił swoją własną, hollywoodzką wersję tego kultowego obrazu gore. Biorąc pod uwagę mentalność współczesnych odbiorców, przyzwyczajonych do krwawych i niemoralnych horrorów Nispel nie mógł zrobić nic, żeby podobnie, jak przed laty Hooper zaszokować widza. Zdecydował się na lżejszy, aczkolwiek również bardzo sugestywny klimat, duszącej grozy oraz znacznie rozbudował familię psychopatycznych kanibali. W porównaniu do oryginału jego obraz mógł pochwalić się całkiem sporą liczbą krwawych scen, aczkolwiek bez nadmiernego epatowania bezsensowną przemocą. Reakcja odbiorców była łatwa do przewidzenia – podzielili się na dwa obozy: entuzjastów oryginału oraz wielbicieli remake’u. Obiektywnie rzecz biorąc pierwowzór o wiele mocniej oddziaływał na odbiorców, a co za tym idzie obiektywnie należy mu się większe uznanie, aczkolwiek Nispel jak na współczesne czasy poradził sobie bardzo przyzwoicie, oddał należyty szacunek produkcji Hoopera oraz urozmaicił fabułę nowymi wątkami, które uatrakcyjniły seans osobom zaznajomionym z oryginałem sprzed lat.
„Wzgórza mają oczy” (1977) vs. „Wzgórza mają oczy” (2006)
Liczba głosów: 12
Jeden z remake’ów, który według wielu wielbicieli horrorów okazał się lepszy od pierwowzoru.  Odpowiedź Wesa Cravena na „Teksańską masakrę piłą mechaniczną” Tobe’a Hoopera w oczach ówczesnych odbiorców przegrała na wszystkich polach, co wcale nie oznacza, że Craven nakręcił obiektywnie zły film. Mimo niskiego budżetu, jego „Wzgórza…” mogły pochwalić się duszącym klimatem grozy, który w remake’u Alexandre Aja został zastąpiony przez atmosferę wyalienowania oraz wszechobecnego zagrożenia ze strony odrażających kanibali. Wysoki budżet pozwolił Aja na przyzwoitą realizację, profesjonalną obsadę oraz staranniejszą niż w pierwowzorze charakteryzację antagonistów. Do tego dochodzi, oczywiście, dokładniejsza charakterystyka protagonistów oraz o wiele większe niż u Cravena nagromadzenie scen gore. Fabularnie obie wersje filmu są do siebie bardzo podobne, co oczywiście działa na rzecz Cravena – Aja, choć odrobinę wzbogacił problematykę swojej produkcji tak naprawdę oparł wszystko na pomyśle Cravena, co wcale nie umniejszyło popularności, jaką do dziś cieszy się jego obraz wśród współczesnych widzów.
„The Ring” (1998) vs. „The Ring” (2002)
Liczba głosów: 8
Jeden z najpopularniejszych azjatyckich ghost story. Nic więc dziwnego, że w stosunkowo krótkim czasie doczekał się swojego amerykańskiego klona. Moda na azjatyckie ghost story jest niemalże tak duża jak moda na ich remake’i. Przez lata azjatycka groza doczekała się bardzo pokaźnej rzeszy fanów, co wcale nie oznacza, że nie istnieją widzowie, gustujący bardziej w jej amerykańskich kopiach. Powodem takiego stanu rzeczy jest przede wszystkim nieznajomość ludzi niebędących rodowitymi Azjatami ich złożonej kultury, wierzeń, na których przede wszystkim opierają się ich horrory. Obiektywnie pierwowzór „The Ring” Hideo Nakaty wygrywa z amerykańskim remake'iem na wszystkich płaszczyznach – więcej grozy, więcej aury wszechobecnej tajemnicy, więcej mrożących krew w żyłach scen. Aczkolwiek amerykańska wersja Gore Verbinski’ego na gruncie fabularnym mocniej trafia do współczesnych odbiorców – reżyser nie dezorientuje widza zaburzoną chronologią w tak dużym stopniu, jak to miało miejsce w przypadku pierwowzoru, co pozwala mu w pełni zrozumieć historię morderczej kasety wideo oraz dziewczynki ze studni. Oczywiście odbiorcy zaznajomieni z kulturą azjatycką nie będą mieć problemów z całkowitym zrozumieniem osi fabularnej Nakaty, ale niestety nie dotyczy to pozostałych, przeciętnych, widzów, których nie bawi nieustanne skupienie podczas seansu. Jeśli chodzi o azjatyckie remake’i „The Ring” na pewno znajduje się w czołówce, a według przeważającej liczby wielbicieli horrorów można śmiało określić go mianem najlepszego obrazu, wzorowanego na azjatyckiej grozie.
W ostatnich czasach coraz większą popularnością cieszą się tak zwane rebooty, które choć podobnie, jak remake’i kopiują pomysły znanych twórców sprzed lat nie są remake’ami w dosłownym znaczeniu tego słowa, a raczej prekursorami nowej serii, których punktem wspólnym są znane ze starych produkcji postacie lub wątki. Czołowym przedstawicielem współczesnego reboota jest „Piątek trzynastego” (2 głosy) Marcusa Nispela, którego z oryginalną serią łączy praktycznie jedynie postać mordercy. Można domniemywać, że z kolejnymi częściami nowego „Halloween” (4 głosy) i „Koszmaru z ulicy Wiązów” (1 głos) stanie się to samo – jakoś nieprawdopodobny wydaje się fakt, że twórcy będą kopiować poszczególne sceny z każdej kolejnej części, jak to miało miejsce w remake’ach pierwszych części tych znanych serii.
Nie tylko kultowe slashery i azjatyckie ghost story mogą pochwalić się swoimi współczesnymi wersjami – remake ma się dobrze również w światku zombie movies, w którym znajdziemy między innymi „Świt żywych trupów” (4 głosy), nowe spojrzenie na kultowy obraz George’a A. Romero. To samo można powiedzieć o filmach wampirycznych i przypomnieć takie dziełka, jak „Postrach nocy” (3 głosy) oraz „Pozwól mi wejść” (4 głosy), czy znanych amerykańskich ghost story, jak na przykład „Amityville” (2 głosy), a nawet modelowych rape and revenge, jak „Bez litości” (3 głosy), czy „Ostatni dom po lewej” (2 głosy). Remake’i panoszą się dosłownie wszędzie, nawet w filmach traktujących o tajemniczej zarazie, zamieniającej ludzi w klasyczne żywe trupy, jak widzimy na przykładzie ”Opętanych” (1 głos) oraz w klasycznych obrazach satanistycznych, jak znany chyba wszystkim „Omen” (1 głos). Jednak, jakby na to nie patrzeć, jak na razie rekordzistami są amerykańskie wersje azjatyckich ghost story – zdawać by się mogło, że amerykańscy twórcy postawili sobie za punkt honoru przerabiać na swoją modłę każde dzieło Azjatów. Pomijając „The Ring”, jak dotychczas do najpopularniejszych remake’ów azjatyckiej grozy należą „Nieproszeni goście” (6 głosów), „Klątwa” (1 głos) i „Shutter – Widmo” (3 głosy), ale zważywszy na nieustanny zalew tego rodzaju „odgrzewanych kotletów”, wywołanych niesłabnącą popularnością tego szczególnego nurtu horroru możemy spodziewać się jeszcze wielu zamerykanizowanych tworów, opartych na azjatyckich pomysłach.
Do czego to wszystko zmierza? Raczej nietrudno jest przewidzieć przyszłość amerykańskiego horroru, opartą przede wszystkim na remake’ach, sequel’ach i prequel’ach. Dopóki odbiorcy będą znajdować przyjemność w tego typu fenomenach dopóty twórcy będą je kręcić. Tylko czkać, aż ktoś wpadnie na pomysł uwspółcześnienia „Dziecka Rosemary”, „Egzorcysty” i innych przełomowych dla kina grozy produkcji. A kiedy twórcy uwspółcześnią w końcu każdy znany horror sprzed lat z pewnością rozpoczną drugi etap, czyli remake’i remake’ów – na przyszły rok zaplanowano już jeden z takich tworów („Carrie”), jak zda egzamin z pewnością zobaczymy kolejne remake’i filmów przedstawionych powyżej:)

3 komentarze:

  1. To jest trochę przerażające, że musielibyśmy być zdani na remaki remaków w niedalekiej przyszłości... Oznaczałoby to już chyba całkowity upadek kina grozy, spowodowany kompletnym brakiem pomysłów. Mam nadzieję, że coś się w tej kwestii zmieni jeszcze na lepsze. A głosowanie świetne :-) Bardzo chętnie "skorzystam" z kolejnego. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakieś oryginały pewnie zawsze będą się pojawiać:) Aczkolwiek nie rozumiem tej mody na ponowne remake'i - "Noc żywych trupów" wkrótce "Carrie"... Wiem, że poomysł na film jest najtrudniejszy, ale skoro już muszą ekranizować Kinga to o wiele bardziej wolałabym coś, czego jeszcze nie przenieśli na ekran, np. "Rękę mistrza". W ogóle byłabym happy, gdyby twórcy horrorów ekranizowali więcej książek znanych autorów grozy - niektórzy mają naprawdę fajne pomysły, które jestem pewna, fajnie wyszłyby na dużym ekranie. No, ale trzeba by było odkupić prawa, a to kosztuje:)

      Usuń
  2. Cieszę się, że "Wzgórza mają oczy" uplasowały się tak wysoko :)

    OdpowiedzUsuń