Rok 1985. Nowożeńcy, Vassil i Nadya, spędzają w górach swój miesiąc miodowy.
Zatrzymują się w pensjonacie Vila Roza, zarządzanym przez George’a, w którym
przebywa też jego bliska przyjaciółka Dora. Wieczorem dołącza do nich Amerykanin,
Steven. Po paru dniach beztroski George opowiada Vassilowi legendę, wedle
której Vila Roza skupia w sobie pokłady wzmożonej energii. Vassila szczególnie
interesuje wielki dąb stojący przed pensjonatem, zwany Białym Starcem.
Początkowo to właśnie za jego pośrednictwem kontaktuje się z tajemniczym bytem,
który zaczyna sterować jego poczynaniami.
Bułgarski horror nastrojowy, będący pełnometrażowym debiutem Martina
Makarieva. Jego konstrukcja ma wywoływać wrażenie, że obcujemy z artystyczną
interpretacją wydarzeń mających naprawdę miejsce w willi Róża w 1985 roku. Stąd
w prologu stylizowane na archiwalne zdjęcia z oględzin miejsca zbrodni i wywiad
z policjantem prowadzącym przed laty nadal nierozwiązaną sprawę masowego
morderstwa. Zabieg całkiem ciekawy, tym bardziej, że zgrabnie spina się z
retrospekcją do roku 1985, która obrazuje jedną z domniemanych wersji wydarzeń.
Realizacja „Zagadki willi Róża” jest obłędna. Praca kamery i klimat
deklasują nie tylko przeważającą liczbę współczesnych europejskich straszaków,
ale też wszystkie hollywoodzkie horrory z ostatnich kilku lat. Jak widać na
przykładzie tego filmu wcale nie potrzeba wielkich nakładów pieniężnych, aby znaleźć
utalentowanych operatorów. Akcja rozgrywa się w górach, w położnym z dala od
cywilizacji małym pensjonacie Vila Roza, a bohaterowie składają się z ledwie
pięciu osób. Zamknięta przestrzeń, ograniczająca się do pensjonatu i jego
głównie leśnych okolic, już w pierwszych minutach seansu zarysowuje aurę
wyalienowania. Owa kameralność jest tak przytłaczająca, że nie wyobrażam sobie,
aby znalazł się jakikolwiek widz, który nie da się jej porwać. Ale nie tylko
miejsce akcji i ograniczona liczba bohaterów tworzą klimat tej produkcji.
Niemałą rolę odgrywa mroczna kolorystyka oraz pomysłowa praca kamery. To drugie
szczególnie intryguje w momentach szybkiego cofania się obrazu, przez wnętrza pensjonatu
i okoliczny las. Od razu nasunęło mi się skojarzenie z „Martwym złem”, z tą
różnicą, że tam kamera się przybliżała, nie oddalała.
Problematyka „Zagadki willi Róża” początkowo dotyka motywu szaleństwa
jednego z bohaterów, który powoli staje się zagrożeniem dla pozostałych
lokatorów pensjonatu. Aurę tajemniczości wprowadza legenda, opowiedziana
Vassilowi (rewelacyjna kreacja Kalina Vrachanski’ego) przez George’a, w której
ważną rolę pełni wiekowy, samotny dąb stojący na podwórzu, zwany Białym
Starcem. Vassil zaczyna sporo czasu spędzać na dotykaniu jego pnia, za
pośrednictwem którego, jak utrzymuje słyszy różne niezidentyfikowane dźwięki i
odczuwa delikatne wibracje. Z czasem zaczyna miewać przywidzenia. W nocy
odwiedza go koszmarnie wygenerowany komputerowo wilk, który wtłacza do jego
organizmu równie sztuczną wizualnie energię. Rano dostrzega za oknem Nadyę, wykopującą
rękoma dół obok dębu (moim zdaniem jedna z najlepszych scen filmu). A nocami
jakaś siła zmusza go do ciągłych wędrówek w pobliże Białego Starca. Atmosfera
zagęszcza się, gdy przebywający na zewnątrz Vassil dostrzega swoją żonę
płaczącą na balkonie. Gdy do niej dociera jego oczom ukazuje się chyba jedyny umiejętnie
wygenerowany komputerowo element oraz jakże intrygujący motyw widoku samego
siebie wbiegającego do pensjonatu (kocham elementy zaburzenia percepcji w
horrorach). Przez jakiś czas Makariev próbował wywołać w widzach odczucie, że
świadkują początkowym fazom szaleństwa Vassila, ale wkrótce pozostali lokatorzy
również zaczynają dostrzegać niewytłumaczalne zjawiska. Amerykanin, Steven
zostaje obsypany spadającym z nieba ptactwem i zaczyna miewać problemy ze
wzrokiem. Dora zamienia się w nimfomankę, a George’a nawiedzają wizje krwawej
zemsty. Nadya, jako jedyna jest odporna na ingerencję sił nadprzyrodzonych, ale
to wcale nie oznacza, że nie może być ofiarą człowieka. Wszystkie manifestacje
dosłownej grozy są bardzo oszczędne, przez co można domniemywać, że twórcy nie
pretendowali do maksymalnego przerażenia widza. Ich celem była raczej gra
mrocznym klimatem i równomiernie wzrastającym napięciem i w tej materii spisali
się naprawdę znakomicie. Jedyne, co mogę zarzucić tej produkcji to niepotrzebne
efekty komputerowe, które nie tylko były aż nazbyt sztuczne wizualnie, ale też
nieprzyjemnie zaburzały hipnotyzujący minimalizm. Na szczęście oszczędności w ewokacji
grozy jest nieporównanie więcej, co wespół z oryginalną problematyką znacznie
zawyża ogólny poziom filmu.
Natura zagrożenia, czyhającego na życie naszych protagonistów w moim
mniemaniu jest miłą odskocznią od tych wszystkich historii o duchach. Ghost stories uwielbiam, ale od czasu do
czasu przyjemnie jest obejrzeć coś innego. UWAGA SPOILER Nie wiem tylko, czy w kontekście
takiej fabuły pozostawienie furtki widzom na wieloraką interpretację nie byłoby
lepszym zabiegiem. Niestety końcówka zniszczyła możliwość tłumaczenia sobie
wszystkich tych dziwacznych wydarzeń, mających miejsce w Vila Roza zbiorowym
szaleństwem KONIEC SPOILERA. Ale za to dynamiczny seans zapewnił mi świetne widowisko,
szczególnie w trakcie sceny gore, z
niezwykle realistyczną krwią w roli głównej.
Ten film mnie jakoś nie przekonuje...
OdpowiedzUsuńNie słyszałam, a po przeczytaniu recenzji poczułam się zaciekawiona.
OdpowiedzUsuńNa ten film trafiłem przypadkiem w internecie, ale obejrzalem go kilka razy, jak dla mnie to fajny horror, polecam !
OdpowiedzUsuńHorrory to nie moja bajka , lecz w tym przypadku jestem zachwycona . Bardzo klimatyczny film , gra aktorska fenomenalna . Fabuła ciekawa . Niesamowite , jak debiut reżyserski może być aż tak dobry . Gratulacje , bardzo polecam.
OdpowiedzUsuńObejrzałem ten film z dużym zainteresowaniem.Utrzymane rosnące napięcie,duża dawka emocji.Interesują mnie tajemnicze sprawy,ale przerażają mnie złe moce!
OdpowiedzUsuń