czwartek, 17 maja 2018

Christi Daugherty „Echo morderstwa”

Savannah w stanie Georgia. Harper McClain, reporterka kryminalna z „Daily News”, przed piętnastoma laty straciła matkę. Kobieta została zamordowana, a tożsamości sprawcy nigdy nie odkryto. Ciało ofiary znalazła jej dwunastoletnia wówczas córka. Ta niepowetowana krzywda zbliżyła Harper do miejscowych policjantów, co okazało się bardzo przydatne, gdy zaczęła pisać do gazety. Jej kontakty w połączeniu z naturalnym talentem sprawiły, że w niedługim czasie stała się jednym z najcenniejszych nabytków „Daily News”. Wkrótce w Savannah zostają odnalezione zwłoki kobiety, Marie Whitney. Zbrodnia ta do złudzenia przypomina Harper morderstwo jej matki, ale śledczy są zdania, że tych spraw nic nie łączy. Im bardziej jednak reporterka się w to zagłębia, tym więcej związków dostrzega. Ma powody by sądzić, że policja coś ukrywa przed opinią publiczną. Coraz bardziej utwierdza się w przekonaniu, że zabójcą Whitney jest ta sama osoba, która przed piętnastoma laty odebrała jej matkę. Harper doskonale wie, że wiele ryzykuje zajmując się tą sprawą, ale nie zamierza odpuścić zanim nie odkryje prawdy.

Christi Daugherty, była dziennikarka, której międzynarodową sławę przyniósł cykl powieści młodzieżowych „Wybrani” („Nocna Szkoła”), napisany jako C.J. Daugherty, w końcu postanowiła sprawdzić się w literaturze ukierunkowanej na starszych odbiorców. „Echo morderstwa” to thriller/kryminał otwierający zaplanowaną serię z reporterką Harper McClain, bohaterką przy tworzeniu której Daugherty mogła czerpać ze swojej własnej przeszłości, z okresu, w którym pisała dla różnych amerykańskich gazet. „Echo morderstwa” zostało bardzo dobrze przyjęte przez czytelników (choć trochę głosów zawodu też się pojawiło). Tak przez fanów wcześniejszego pisarstwa Christi Daugherty, jak i osoby, dla których niniejsza powieść była pierwszym spotkaniem z jej twórczością. Publikację kontynuacji „Echa morderstwa” (w Stanach Zjednoczonych) wstępnie zaplanowano na rok 2019.

Charyzmatyczna czołowa postać to moim zdaniem połowa sukcesu literackiego kryminału. Wyrazisty bohater (lub bohaterka), z którym łatwo się utożsamić, po którym można spodziewać się nieszablonowych zachowań, ktoś, jak to się mówi, z charakterem. Człowiek nieprzejednany, potrafiący postawić na swoim, niebojący się iść po prąd, gotowy nawet poświęcić wszystko w celu doprowadzenia jakieś sprawy do końca. Dwudziestosiedmioletnia reporterka kryminalna Harper McClain jest właśnie takim typem postaci – twardą kobietą, która w dzieciństwie przeżyła ogromną traumę, a teraz zamierza zrobić wszystko, co w jej mocy, aby wreszcie poznać prawdę. Główna bohaterka „Echa morderstwa” ewidentnie zafiksowała się na punkcie morderstwa Marie Whitney, kobiety, której zakrwawione nagie ciało pewnego dnia znalazła jej dwunastoletnia córka w ich własnej kuchni. Ale wziąwszy pod uwagę podobieństwa pomiędzy tą sprawą, a zabójstwem matki Harper sprzed piętnastu laty, trudno dziwić się tej obsesji młodej kobiety. Właściwie to nie mam żadnych wątpliwości, że każdy odbiorca „Echa morderstwa” od początku będzie stał po jej stronie, że ani na chwilę nie zwątpi w jej poczytalność, w sens jej coraz to bardziej ryzykownych poczynań. Czym uplasuje się w zdecydowanej mniejszości. Bo prawie całe otoczenie Harper będzie zdania, że kobieta stanowczo przesadza, że powinna zostawić tę sprawę policji i na powrót skoncentrować się na swoich zwykłych obowiązkach. Ale jak może to zrobić w sytuacji, w której istnieje szansa na poznanie tożsamości mordercy jej matki, na zamknięcie sprawy, która dręczy ją od kilkunastu lat, na ukaranie człowieka, który tak bardzo ją skrzywdził? Ktoś bardziej bojaźliwy i ugodowy na jej miejscu prawdopodobnie szybko by się wycofał. Zostawił tę sprawę jej własnemu begowi, nawet w obliczu widma konieczności pogodzenia się z nierozwiązaniem jej przez śledczych. Ale Harper daleko do kogoś takiego – życie nauczyło ją żeby nigdy się nie poddawać, uparcie dążyć do obranego celu, choćby nawet kosztem wszystkiego, na czym dotychczas jej zależało. Kariera? Przyjaźnie? Kontakty w policji? Miłość? Czymże jest to wszystko w zestawieniu z szansą poznania tożsamości człowieka, który odebrał jej ukochaną matkę? Harper stara się oczywiście rozgrywać to tak, aby maksymalnie zminimalizować straty, nie dopuścić do poważnych uszczerbków w jej życiu, ale mimo tego im dalej brnie w tę sprawę tym więcej traci. Perspektywa ruiny jej życia prywatnego i zawodowego zdaje się być nieunikniona, a i Harper ma coraz mniej wątpliwości, że tak właśnie się stanie. Nie jest jej to kompletnie obojętne, często ogarnia ją strach na myśl o tak poważnych konsekwencjach jej czynów, ale nie pozwala, aby to ją zatrzymało. „Echo morderstwa” czytało mi się tak dobrze głównie z powodu uwierającej wręcz ciekawości tego, do czego jeszcze posunie się Harper i jak to się odbije na jej życiu. Ciągle zastanawiałam się, czy istnieje jakaś granica jej wytrzymałości, linia, której nie będzie w stanie przekroczyć, punkt, który zmusi się ją do wycofana się, a co za tym idzie zachowania wszystkiego, na co dotychczas tak ciężko pracowała. I im dalej zagłębiałam się w tę opowieść, tym większy podziw miałam dla tej młodej kobiety. Coraz bardziej mi imponowała, aż w końcu dotarło do mnie, że złączyła nas nierozerwalna więź – tak silna, że nawet jeśli intryga kryminalna, którą Christi Daugherty z taką pieczołowitością roztaczała przed moimi oczami w finale niczym mnie nie zaskoczy to i tak bez zastanowienia sięgnę po drugą odsłonę „Echa morderstwa” jeśli tylko pojawi się ona w Polsce.

Przewodni wątek omawianej powieści, morderstwo Marie Whitney, które łudząco przypomina zabójstwo matki głównej bohaterki książki sprzed piętnastu laty, do najbardziej skomplikowanych nie należy. Fani kryminałów i thrillerów wielokrotnie musieli się już spotykać z dużo bardziej zawiłymi zagadkami, z takimi wymyślonymi przez pisarzy dochodzeniami, w których nieporównanie łatwiej zatracić rozeznanie „gdzie jest góra, a gdzie dół”. Takimi, które na pewnym etapie zmusiły ich do kapitulacji, do zaniechania starań poszukiwania winnego na własną rękę i tym samym oddania zwycięstwa przebiegłemu autorowi. W historii Christi Daugherty, w dziennikarskim śledztwie roztoczonym na kartach „Echa morderstwa” poddawać się nie musiałam, a bo niemalże od początku rozwiązanie w moich oczach było aż nadto klarowne. Główna bohaterka miała swojego głównego podejrzanego, a ja swojego – jednego, jedynego, od którego to ani na moment nie odstąpiłam. Kto miał rację? Ja, Harper McClain, czy może sprawcą okazał się ktoś zupełnie inny? Ktoś, kogo wcześniej nijak nie dało się połączyć z tą sprawą? UWAGA SPOILER Ku mojemu rozczarowaniu jednak nie. Daugherty winnym zabójstwa Marie Whitney zrobiła tę osobę, którą cały czas typowałam, ale przynajmniej nie sparowała jej ze sprawą zabójstwa matki Harper, bo z tych dwóch ewentualności (połączenie istnieje bądź nie) bardziej skłaniałam się w stronę tego, że osoba, która odebrała życie bezwzględnej manipulantce i szantażystce ma również na sumieniu tę drugą okropną zbrodnię, tę sprzed kilkunastu lat KONIEC SPOILERA. Choć wolę obcować z bardziej zagmatwanymi kryminalnymi zagadkami, śledzić dużo bardziej skomplikowane dochodzenia budowane na kartach powieści to Christi Daugherty udało się zaangażować mnie w tę opowieść. Przekonać do takiego mniej wymagającego śledztwa – takiego, który absolutnie nie wymuszał na mnie nieustającej czujności, który nie wymagał pamiętania o każdym najdrobniejszym szczególiku, każdej poszlace w przekonaniu, że z czasem przynajmniej jedna z nich odegra kluczową rolę w śledztwie Harper McClain. To moje pozytywne nastawienie do przewodniego wątku „Echa morderstwa” wynikało przede wszystkim z tak chwytliwej kreacji głównej bohaterki, ale nie bez znaczenia był oddźwięk tego jej dochodzenia na jej własne, prywatne i zawodowe, życie. Ze wszystkich motywów poruszonych w tej książce to właśnie te konsekwencje ponoszone przez nieustępliwą reporterkę, następstwa jej coraz to bardziej ryzykownych czynów, najbardziej mnie interesowały. A że były one ściele powiązane ze sprawą morderstwa, w którą tak bardzo się zaangażowała to naturalną koleją rzeczy dałam się również wciągnąć w ten czołowy wątek, w samo śledztwo śladami niezwykle ostrożnego sprawcy. Najbardziej zaskoczyła mnie jednak moja reakcja na styl Christi Daugherty, bo tak prościutkie słownictwo często odbiera mi sporo przyjemności z czytania, znacznie obniża w moich oczach poziom nawet najlepiej skonstruowanych intryg. I na początku rzeczywiście trwałam w przekonaniu, że warsztat Daugherty ujemnie wpłynie na mój odbiór tej powieści, z czasem jednak uświadomiłam sobie, że już w ogóle mi nie przeszkadza. Nawet nie wiem kiedy te krótkie, nieskomplikowane zdania, te niezbyt wyczerpujące opisy zaczęły pobudzać moją wyobraźnię i to aż w takim stopniu, że miałam wrażenie jakbym fizycznie przeniosła się do świata przedstawionego Christi Daugherty, zamiast pozostawać zaledwie bezstronnym, niemym, biernym obserwatorem coraz to bardziej trzymających w napięciu wydarzeń, w centrum których tkwiła jakże charyzmatyczne młoda kobieta.

„Echo morderstwa” nie jest najlepszym thrillerem/kryminałem z jakim miałam przyjemność spotkać się w ostatnich paru latach. Na rynku literackim bez większego wysiłku można znaleźć sporo dużo bardziej wartościowych pozycji z tych dwóch gatunków (dwóch, bo Christi Daugherty porusza się tutaj w ramach obu), bo w tych rodzajach powieści poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko. Ale nieczęsto można znaleźć tak wyróżniające się postacie, takie ciekawe osobowości, jaką to Christi Daugherty obdarzyła główną bohaterkę „Echa morderstwa”. Bohaterkę, do której prawdopodobnie już wkrótce wróci, bo jej plany zakładają zrobienie z tego literackiej serii. I mam szczerą nadzieję, że szybko wprowadzi ten swój zamiar w życie, bo już nie mogę się doczekać kolejnych spotkań z Harper McClain. Nic to, że istnieją lepsze kryminały i thrillery – ja i tak chcę to czytać, poznać więcej trzymających w napięciu przygód reporterki kryminalnej, którą zdążyłam tak bardzo polubić. I nie mam żadnych wątpliwości, że wielu innych czytelników nawiąże z nią równie silną więź, tak trwałą, że po przeczytaniu ostatniej stronicy „Echa morderstwa” będą ubolewać nad rozstaniem z nią. Ale miejmy nadzieję, że tylko chwilowym.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz