sobota, 24 lutego 2024

„Superposition” (2023)

 
Małżeństwo z Kopenhagi Stine i Teit wraz ze swoim pięcioletnim synem Nemo przeprowadzają się do przestronnego, nowocześnie urządzonego domu w szwedzkim lesie. Liczą, że odcięcie od cywilizacji pomoże im na nowo odnaleźć siebie i ponownie scementować ich związek. Poza tym widzą w tym sposób na rozwój zawodowy: kariery pisarskiej Stine i działalności podcastowej Teita, który w swój najnowszy projekt zaangażował partnerkę, mając nadzieję na skruszenie muru, którym otoczyła się po odkryciu jednego z jego sekretów. Niedługo po dotarciu do domu na odludziu Stine nabiera jednak poważnych wątpliwości odnośnie ich projektu internetowego. Za sprawą ludzi z drugiej strony jeziora. Kobiecie nie podoba się, że Teit jest zdecydowany wmawiać potencjalnym słuchaczom, że osiedli na kompletnym bezludziu, ale większe problemy wielkomiejskiej pary zaczynają się po traumatycznej przechadzce matki i syna.

Plakat filmu. „Superposition” 2023, Beo Starling, Citizen Jane Productions, Det Danske Filminstitut

Duński psychologiczny thriller science fiction zrealizowany w odpowiedzi na zaproszenie na imprezę filmów niskobudżetowych – przedsięwzięcie kosztowało mniej więcej milion czterysta tysięcy euro. Pierwsze pełnometrażowe osiągnięcie reżyserskie Karoline Lyngbye, która scenariusz przygotowała razem z Mikkelem Bak Sørensenem, miłośnikiem twórczości Rubena Östlunda, w tym przypadku pozostającym pod lekkim wpływem komediodramatu „W trójkącie” (2022). Oboje są fanami filmów gatunkowych, ale podczas gdy Lyngbye najbardziej pociągają historie silnie skoncentrowane na postaciach – dogłębne portrety psychologiczne – Sørensen przede wszystkim sympatyzuje z opowieściami satyrycznymi. W scenariuszu „Superposition” połączyli swoje filmowe pasje, a z pomysłem wyjściowym wyszła ta, która potem zajęła krzesło reżyserskie. Pierwszy pokaz efektu końcowego odbył się w styczniu 2023 roku na International Film Festival Rotterdam, a niespełna dwa miesiące później w Danii ruszyła dystrybucja kinowa – w Polsce na wielkie ekrany obraz trafił w październiku 2023 (dystrybucja Mayfly), a w pierwszym kwartale następnego roku (luty) „Superposition” objawił się na polskich platformach VOD (dystrybucja Kino Świat).

UWAGA SPOILER Kojarzone z „Wrogiem” Denisa Villeneuve'a, „To my” Jordana Peele'a i „Pod skórą” Jonathana Glazera KONIEC SPOILERA badanie ego współczesnego człowieka w miłosnych związkach pomysłowo skorelowane z klasycznym motywem opowieści grozy. Sieć triangulacyjna debiutującej w pełnym metrażu duńskiej reżyserki Karoline Lyngbye, w przekonaniu której „Superposition” jest w równym stopniu dramatem psychologicznym i horrorem science fiction z jej ulubionej szufladki slow burn arthouse. Niewątpliwie połączenie gatunków, ale akurat horroru w tej niezobowiązującej analizie najstarszej komórki społecznej nie dostrzegłam. Thriller psychologiczny, dramat rodzinny, fantastyka naukowa, a nawet romans i szalona komedia, czy jak kto woli nieśmieszna, gorzka satyra na małżeństwo – tyle gatunkowych gałęzi na tym mocnym pniu wypatrzyłam. Drzewie swego czasu posadzonym przez Edgara Allana Poego, Fiodora Dostojewskiego i Zygmunta Freuda:) „Superposition” kręcono w Szwecji – tam też przenieśli się rodowici Duńczycy ze świata przedstawionego pod kierownictwem Karoline Lyngbye – ponieważ ojczyzna reżyserki nie posiada tak rozległych terenów zielonych. W każdym razie ekipa uznała, że trudno byłoby znaleźć w tym małym kraju miejsce w dostatecznym stopniu oddalone od skupisk ludzkich. Tak, by możliwie najwygodniej się kręciło, by nie utrudniać sobie pracy wymyślaniem dodatkowych sztuczek operatorskich. Stine i Teit (wymagające role Marie Bach Hansen i Mikkela Boe Følsgaarda – wielkie pole do popisu, które według mnie zagospodarowali najwyżej w połowie; szczerze mówiąc moją uwagę skuteczniej kradł debiutujący małoletni Mihlo Olsen, ostatni członek obsady, nietaktownie pomijając pieska) rodzinne gniazdko uwili sobie w stolicy Danii, ale spotykamy ich w drodze do cichego miejsca w Szwecji. Szukali przystani niemal całkowicie odciętej od świata (nie licząc tradycyjnej poczty) i pewnie nie podjęliby decyzji o wyprowadzce z kraju, gdyby znaleźli w nim nieruchomość odpowiadającą ich potrzebom. Taką samotnię jak w oszukańczej reklamie posiadłości w sąsiedzkim państwie. Miała być bezludna „wyspa”, z obserwacji Stine wynika jednak, że nie są sami. Na przeciwnym brzegu jeziora ewidentnie ktoś mieszka. Teit nie sądzi, by celowo wprowadzono ich błąd – skłania się ku turystom chwilowo obozującym „w ich głuszy”. Najpewniej nie zabawią tutaj długo, nie ma więc sensu rozważać propozycji jak zwykle przesadzającej „wspólniczki w podcastowej zbrodni”. Nie będzie zmieniał programu tylko dlatego, że jacyś piechurzy z plecakami zrobili sobie góra kilkudniowy postój nie tak znowu blisko nich. Teit podejrzewa, że żona szuka wymówki, aby móc wrócić do miasta. Życie na łonie Natury było ich wspólnym marzeniem, niewykluczone jednak, że rzeczywistość drastycznie odbiegła od wyobrażeń kobiety. Właściwie szklany dom (efekt lustra) na „zielonym pustkowiu” miał przemawiać za nieuczciwością jego aktualnych dorosłych mieszkańców. Okłamują samych siebie. Dumni z dokonania, na jakie nigdy nie odważyliby się ich znajomi, szczerze gratulujący sobie odwagi, szczycący się gotowością na wyzwania jakie niesie... życie w nowoczesnym domu. Nie tyle życie w zgodzie z Naturą, ile luksusowe schronienie przed siłami Natury. Jedyną osobą w tej małej rodzinie, która żyje w absolutnej komitywie ze sobą jest pięcioletni Nemo. Stine i Teit pewnie kiedyś też tacy byli, ale małżeństwo zrobiło z nich hipokrytów? Kompromisy cichymi zabójcami ego?

Plakat filmu. „Superposition” 2023, Beo Starling, Citizen Jane Productions, Det Danske Filminstitut

Nie jestem pewna, czy archetypiczny motyw w „Superposition” Karoline Lyngbye poza wszystkim innym miał pełnić rolę jednej z większych niespodzianek hermetycznego światka rozpadającej się rodziny z Kopenhagi. Publiczne wypowiedzi reżyserki - z którymi na szczęście zapoznałam się po seansie – wskazują na transparentność tych działań, tak czy inaczej do przełomowej scenki z zabieganą matką i zawstydzającym ją wiedzą przyrodniczą pięciolatkiem (widać ze zrozumieniem - krąg życia - obejrzał „Króla Lwa”), trwałam w błędnym przeświadczeniu, że prawdziwa natura tej opowieści odkryje się na koniec. Przerażające doświadczenie w lesie – rodzicielski lęk w zenicie – które odebrałam jako przypadkowe odarcie „Superposition” z całej tajemnicy. Podejrzenia potwierdziły nieco późniejsze reakcje chłopca na rodziców, zachowanie biednego malca w szklanym domu po powrocie z koszmarnego spaceru, a gdybym miała jeszcze jakieś wątpliwości niewątpliwie rozwiałby je nieprzyjemny sen „złej matki”: powiedziała osoba, która sama chętnie spuszcza z oczu jedyne dziecko. Stine i Teit zdają sobie sprawę, że nie są idealnymi rodzicami (a to już połowa sukcesu), wygląda jednak na to, że tylko jedno z nich poszło dalej w krytycznej autorecenzji. Zdaje się, że jedną z rzeczy, które Stine starała się ukryć przed mężem (nieskutecznie, jak się okazało) była pewność, że jest złą matką. Prawda w oczy kole. Subiektywna prawda – guzik, który można nacisnąć, ilekroć najdzie człowieka ochota ma porządne zranienie bliźniego. Nieważne, co na ten temat myśli Teit – dopóki Stine oskarża siebie, życiowy wybranek dzierży niezawodny oręż w „wojnach domowych”. Zawsze może sięgnąć po ten „argument”, gdy inne obelgi zawiodą. Z kolei Stine zawsze może przypomnieć, jak okrutnie zawiódł jej zaufanie. Dać do zrozumienia, że największy z odkrytych przez nią grzechów Teita nigdy nie zostanie wybaczony. Przed wejściem do „krainy absurdu”, infantylizacją postaci, miałam ich za kochających rodziców, którym nie udaje się pogodzić obowiązków zawodowych z domowymi/rodzicielskimi. Niektórzy mogą pomyśleć, że mają dość własnego dziecka, ja jednak (naiwnie?) założyłam, że najnormalniej w świecie potrzebują też przestrzeni dla siebie. Złapać oddech, zrelaksować się, popracować, co w ich przypadku jest jednocześnie oddawaniem się swoim największym pasjom. Niespełniona powieściopisarka i podcaster, który przed wyjazdem z Kopenhagi zawarł potencjalnie intratną umowę – wspomniana już skrzynka pocztowa, jak się wydaje jedyne (pomijam samochód, prawdopodobnie największe zabezpieczenie początkujących pustelników) połączenie z cywilizacją, to ustępstwo, na które szukające totalnego spokoju małżeństwo poszło z uwagi na zobowiązanie Teita. Co nie znaczy, że gdyby nie musieli wysyłać nagrań przełożonemu mężczyzny, nigdy nie wybraliby tego przeklętego miejsca. Przepuścić takie wygody? Z Naturą równie dobrze można zbratać się w nowoczesnym domu, co w zapyziałej chatce à la „Martwe zło” Sama Raimiego czy namiocie. Większym wyzwaniem jest odnalezienie siebie i zakopanie małżeńskiego topora wojennego. Jak odbudować związek, gdy nawet poświęcenie własnej osobowości okazało się niewystarczające? Wypracowywanie kompromisów w toku kulturalnych negocjacji przyniosło więcej szkód niż pożytku, ale kto by się spodziewał, że w środku lasu też trzeba będzie iść na jakieś większe ustępstwa? Nietajemniczego lasu, w którym mimo wszystko towarzystwa godnie dotrzymywała mi Niepewność. Do wyjścia z blaszanej szopy. UWAGA SPOILER Skąd wniosek, że Nemo stanowi wyjątek? Niemożliwe, żeby byli aż tak niedomyślni (panika chłopca znalezionego w lesie przez nie-matkę; poza tym skoro obie pary (nagrane ze wsparciem CGI) upierają się, że przybyli do szwedzkiego lasu z synkiem, to nie trzeba być geniuszem matematycznym, żeby dojść, iż jednego brakuje. Może uznali, że jeden Nemo został w swoim wymiarze? Albo dwóch identycznych chłopców stało się jednym? KONIEC SPOILERA Mogę tylko gdybać, bo kochający rodzice pośpiesznie ucięli ten temat. Żeby nie mierzyć się z druzgocącą prawdą? Instynktowna reakcja niewyrodnego rodzica na cień podejrzenia, że jego pociecha znalazła się w niebezpieczeństwie zahamowana przez zdolność nabytą, wieloletnią praktykę w okłamywaniu samych siebie? Jedno trzeba im przyznać: potrafią dostosowywać się do nieprzewidzianych sytuacji. Imponujące umiejętności adaptacyjne. Zahartowani w najlepszym razie w niesatysfakcjonujących, w najgorszym w toksycznych związkach, wykuci w ogniu małżeństwa, nie dadzą się znokautować niewiarygodnemu. Niejeden postradałby zmysły, a oni radośnie kopulują, tańczą (zabawa z podtekstem erotycznym) i boki ze śmiechu zrywają. Sama nie wiem, co jest bardziej osobliwe: zjawisko czy zachowanie postaci uwikłanych w tę kabałę? Akcja czy reakcja? Ale najbardziej zdumiało mnie zakończenie. To mógł być jeden z najbardziej zapamiętanych finałów w historii kina gatunkowego, a na pewno jedno z mocniejszych uderzeń pożegnalnych produkcji współczesnej. Mógł być.

Niekonwencjonalne wejście duńskiej reżyserki Karoline Lyngbye w świat pełnego metrażu. Gatunkowa hybryda publicznie piorąca brudy małżeńskie. Niepozbawione poczucia humoru, ale najczęściej będące raczej w minorowym nastroju, pokraczne stworzenie z charyzmą. Niezły czaruś z tego psychologicznego dreszczowca zmiksowanego między innymi z dramatem rodzinnym i fantastyką naukową. Gorzkie refleksje o (nie każdej) współczesnej rodzinie w niezwykłej „auli”. Według mnie potencjał niezupełnie wykorzystany, ale zwolennikom wolniejszych rytmów mrocznych odradzać przyjęcia tej „Superposition” nie zamierzam. Zerknąć nie zawadzi.

Za seans bardzo dziękuję dystrybutorowi

3 komentarze:

  1. Witam, kiedy jakieś nowe zestawienie horrorków?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie planuję na razie. Ale coś trzeba by wymyślić;)

      Usuń
    2. Np wiele z tych zestawień co już są, ale z nowszymi filmami, które widziałaś :D

      Usuń