Parę
dni przed końcem roku szkolnego prześladowany przez rówieśników
z powodu orientacji seksualnej licealista Javier, po szczególnie
niebezpiecznym ataku oprawców, zaczyna doznawać niepokojących
wizji. Jego najlepsza przyjaciółka Bianca jest przekonana, że u
chłopaka aktywowały się zdolności parapsychiczne, a z jego
dotychczasowych doświadczeń wynika, że jest w stanie zaglądać
zarówno w przeszłość, jak i przyszłość innych ludzi. Javier
nie ma nad tym kontroli – wie jedynie, że powinien unikać choćby
przelotnego kontaktu fizycznego z drugim człowiekiem, co w
połączeniu z koniecznością niedotykania przedmiotów wydaje się
niewykonalne. Z drugiej strony nadzwyczajna zdolność Javiera może
pomóc w ocaleniu paru niekoniecznie niewinnych istnień. Zatrzymaniu
rzekomej fali samobójstw przetaczającej się przez klasy maturalne.
|
Plakat filmu. „Departing Seniors” 2023, Choppe Productions, Mary Ellen Moffat, Divisionist Films |
W
2015 roku aktor Jose Nateras wziął udział w warsztatach
organizowanych przez The Second City dla aspirujących scenarzystów.
Dwuetapowym programie – najpierw nauka pisania pierwszej połowy
scenariusza, wraz z praktycznym wykorzystaniem zdobytej wiedzy pod
okiem służących radami wykładowców; a następnie, po uiszczeniu
odpowiedniej opłaty, nauka pisania reszty – którego Nateras nie
zaliczył w całości. Miał połowę pierwszej wersji scenariusza
dowcipnego teen slashera „Departing Seniors” (pol.
„Zabójcza lekcja”) i nie widział sensu w płaceniu za coś, co
równie dobrze mógł zrobić sam. W dalszym ciągu czerpiąc
inspirację choćby z takich filmów jak „Krzyk” Wesa Cravena i
„Śmiertelne zauroczenie” Michaela Lehmanna oraz takich seriali
jak „Buffy: Postrach wampirów” Jossa Whedona i „Kochane
kłopoty” Amy Sherman-Palladino. Historia zainteresowała jego
znajomą z Chicago, też zajmującą się głównie aktorstwem Clare
Cooney, która dokonała dość zaskakującego wyboru na swój
pełnometrażowy debiut reżyserski (wcześniej nakręciła parę
shortów). Jose Nateras uwielbia horrory, ale Clare o takie rzeczy
raczej nie posądzano. Już prędzej fanka filmów obyczajowych i
dramatów, co wbrew pozorom w tym przypadku mogło mieć zasadnicze
znaczenie. Skuszona bardziej przyziemną płaszczyzną historii
kolegi: problem tak zwanej inności, poczucie niedopasowania do
szkolnej społeczności i zmagania z własną tożsamością.
Utożsamiała się z niektórymi postaciami „Zabójczej lekcji”,
bo w młodości borykała się z podobnymi problemami - była wysoka
i się jąkała i choć nie narzekała na niedostatek przyjaciół,
to odbierało jej pewność siebie. Światowa premiera „Departing
Seniors” odbyła się w sierpniu 2023 roku w ramach FrightFest
London, a polska w styczniu 2024: film udostępniony użytkownikom
CDA Premium pod tytułem „Zabójcza lekcja”.
„Zabójcza
lekcja” Clare Cooney była kręcona w tak zwanym reżimie
sanitarnym tłumaczonym pandemią COVID-19, co najwyraźniej nie
miało wielkiego wpływu na tempo prac. Główne zdjęcia trwały
zaledwie szesnaście dni – spory wyczyn, jeśli weźmie się pod
uwagę nagłe zmiany w harmonogramie, wynikające z diagnozy
(SARS-CoV-2) jaką usłyszał jeden z zatrudnionych aktorów. Z
pomocą producentów Cooney ułożyła nowy plan pracy – tyle
dobrze (szczęście w nieszczęściu), że nie trzeba było powtarzać
ujęć, ponieważ przebywający w izolacji domowej aktor nie zdążył
wystąpić na planie pierwszego większego projektu reżyserki, która
poza wygumkowaniem tej jednej postaci jakichś znaczących zmian w
scenariuszu Jose Naterasa nie wprowadziła. Może dlatego, że
uważała go za większego specjalistę od horroru, a może po prostu
nie było czego poprawiać. Człowiek szczególnie ceniący sobie
twórczość Wesa Cravena, Jordana Peele'a i Diablo Cody, głównego
bohatera „Zabójczej lekcji”, maturzystę imieniem Javier
(przekonująca kreacja Ignacio Diaza-Silverio), nieprzypadkowo
uczynił nieheteronormatywnym Amerykaninem pochodzenia meksykańskiego
(potomek imigrantów) – przynajmniej w tym zakresie Jose Nateras
tworzył na swój obraz i podobieństwo. I to nie miał być typowy
reprezentant podgatunku queer horror. Nateras nie chciał
robić wielkiej sprawy z orientacji seksualnej protagonisty. Dla
niego to coś zupełnie naturalnego i nie widział powodu, by akurat
w tym punkcie oddzielać dzieło od jego stwórcy. Myślę, że tym
sposobem zminimalizował ryzyko postrzegania Javiera przez pryzmat
jego preferencji seksualnych. Innymi słowy, nawet uprzedzony do
homoseksualistów odbiorca „Zabójczej lekcji” może przyłapać
się na traktowaniu Javiera tak, jak zwykł traktować postaci
heteroseksualne. Niczym niewyróżniający się nastolatek. No może
osiąga lepsze wyniki w nauce od większości koleżanek i kolegów z
klasy, ale pewnie nikt (a już na pewno nie on sam) nie nazwałby go
uczniem wybitnym. Javier, jak to się mówi, żyje w zgodzie ze sobą.
Wie kim jest i nie zamierza udawać kogoś innego tylko dlatego, że
jakieś licealne gwiazdy mają z tym problem. Przemądrzała
przewodnicząca szkoły Ginny, jej chłopak, kapitan drużyny
piłkarskiej Trevor i jego najlepszy kumpel Brad (przyzwoite występy
odpowiednio Maisie Merlock, Camerona Scotta Robertsa oraz Sashy
Kuznetsova). Właściwie ten ostatni tylko odgrywa wroga Javiera, z
czego główny bohater „Zabójczej lekcji” doskonale zdaje sobie
sprawę. Zna „wstydliwy sekret” Brada i prawdopodobnie nigdy na
poważnie nie rozważał ujawnienia go nawet najlepszej przyjaciółce,
mojej ulubionej postaci w świecie przedstawionym w „Zabójczej
lekcji” Clare Cooney. Żeńska wersja Randy'ego Meeksa i
jednocześnie jego pojętna uczennica. Bianca (przebojowa kreacja
Ireon Roach, którą fani gatunku mogą pamiętać chociażby z
„Candymana” Nii DaCosty) co najmniej dwukrotnie daje widzom do
zrozumienia, że słynne „zasady, których należy przestrzegać,
by przeżyć w horrorze”, mądre rady Randy'ego, nie są jej obce.
„Zaraz wrócę... kur** wykrakałam” i na wszelki wypadek dobijmy
bezlitosnego przebierańca.
|
Źródło, zwiastun filmu: https://www.youtube.com/watch?v=eQjYqrl1u9E
|
Prolog
„Zabójczej lekcji” Clare Cooney ujawnia mroczną obecność w
jednej z amerykańskich szkół średnich. Zamaskowany morderca w
czerni podcinający nadgarstki maturzyście, który właśnie
skończył podtapiać jakiegoś biedaka. Potem (dosłownie) zaczyna
się odliczanie dni do końcu roku szkolnego, a znajoma plastikowa
maska jak gdyby nigdy nic wisi sobie na korytarzowej gazetce. Reklama
kółka dramatycznego. Pożyczone bez pytania, ale chociaż zwrócone
- do następnego razu – a przynajmniej ja założyłam, że
morderca lub morderczyni stąd bierze swoje stylowe nakrycie twarzy.
Połączenie symboli tragedii i komedii; zestawienie dwóch ikon
masek teatralnych. Przed ponownym uderzeniem zabójcy zboczymy na
inne (pod)gatunkowe terytorium. W każdym razie slasher raczej
nie słynie z wątków parapsychicznych. Notabene zapowiedzianych
przez Biancę. Jeden z jej wykładów o sztuce specjalnie dla
Javiera, który choć raz nie gubi się w jej skojarzeniach. Według
Bianki chłopak ma spore zaległości filmowe i literackie, ale
chociaż słyszał o Carrie White... „Kur** wykrakała”. Tak
tylko sobie gadali i nie żeby coś zdrożnego planowali, w takim
układzie należy się jednak porządnie nad tym zastanowić. Nie nad
masakrą na balu maturalnym - Biance do głowy by to nie przyszło;)
- ale może Javier nie powinien wcinać się między wódkę a
zakąskę. Nie szkodzi, że nie oglądał „Martwej strefy” Davida
Cronenberga, bo w ocenie Bianki powieściowy oryginał jest lepszy -
gdyby miała czas mogłaby jeszcze wspomnieć filmową serię
„Oszukać przeznaczenie”, zapoczątkowaną w 2000 roku przez
Jamesa Wonga – grunt, że dziewczyna wie, że lepiej nie próbować
zmieniać z góry ustalonej przyszłości. Gdyby jeszcze ta sprawa
bardziej przypominała największą misję w życiu uroczego
Johnny'ego Smitha, ale nie – „ten kretyn” Javier swoje
niezwykłe zdolności postanawia wykorzystać do ratowania łobuzów.
Dobra, poniosło ją. Łobuzy też mają prawo do życia, nawet jeśli
od lat gnębią człowieka, za którym Bianca bez milisekundy
zawahania w ogień by wskoczyła albo jakąś przystojną buźkę w
odwecie za jego krzywdę obiła. Bianca tak łatwo nie wybacza -
przeprosiny i pluszowy miś to zdecydowanie za mało, żeby ostudzić
jej gniew, ale jak ochłonie, przyzna, że na śmierć sobie nie
zasłużyli. Modus operandi jednostki zamaskowanej może być
odbierany jako nowość w podgatunku, a w najgorszym wypadku
(najgorszym dla „Zabójczej lekcji”) pomysł rzadko spotykany.
Inscenizacje człowieka w teatralnej masce. Celowe wprowadzanie w
błąd opinii publicznej, które najprawdopodobniej spokojnie by się
powiodło, gdyby Javier nie zaliczył bolesnego upadku. Aktywacja
spuścizny genetycznej? Tak czy inaczej, dotyk grozi
niekontrolowanym napływem obrazów z przeszłości i/lub przyszłości
innych ludzi. Wpadające w oko krótkie sekwencje (soczyste kolorki i
hipnotyczne przejścia), z których z czasem wyłania się sprawa
niecierpiąca zwłoki. Javier i Bianca zgadzają się co do tego, że
nie ma sensu dzielić się swoim zatrważającym odkryciem z policją.
W zaglądanie w przyszłość na pewno nie uwierzą, trzeba więc
poszukać jakichś akceptowalnych dowodów. Może gdyby udało się
uratować choć jedną osobę... Podobnie jak bohaterowie filmów z
serii „Oszukać przeznaczenie”, Javier wie, kto będzie następny.
Z tą różnicą, że przed Javierem plan śmierci odkrywa się na
bieżąco, niedługo przed danym atakiem nie tak znowu sekretnego
zabójcy. Zdradził się UWAGA SPOILER zwykłą ludzką
troską, zainteresowaniem domniemaną męką bliźniego KONIEC
SPOILERA. „Zabójcza lekcja” to lekki slasherek,
jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, siekanina relaksacyjna. Niespecjalnie
makabryczna, żeby nie powiedzieć wcale (tylko trochę sztucznej
krwi) i naszpikowana tropami dla fanów gatunku (poza wymienionymi
wypada jeszcze wspomnieć Normana Batesa). Meta slasher? To
może przesada, ale taką etykietkę po namyśle zdecydowałam się
przypiąć (nie ma powodów się unosić, bo ja tak tylko we własnej
głowie) tej niekłopotliwej produkcji. Mnie w każdym razie żadnych
przykrości „Zabójcza klasa” nie przysporzyła. Wręcz
przeciwnie. Zleciało jak z bicza strzelił, bo jak mówią przy
dobrej zabawie czas szybko leci.
Kino
rozrywkowe z drugim dnem. Slasher w pewnym sensie opatrzony
nierozwlekłymi komentarzami społeczno-obyczajowymi, nieunikający
rozmów o problemach współczesnego świata, ale nadmiernego
zaangażowania nie śmiałabym mu zarzucić. Poczucia humoru też
gagatkowi nie odmówię – kiedy sytuacja tego wymaga potrafi
zachować powagę, ale woli luźniejsze klimaty. Typ nieokrutnego
żartownisia. Tak pozwolę sobie podsumować pierwsze pełnometrażowe
dokonanie reżyserskie Clare Cooney. Odprężającą „Zabójczą
lekcję”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz