Biestat,
przypadkowo przywołane z zaświatów stworzenie tytułujące się
Panem Mroku i Czyścicielem Zła, nadnaturalna istota przybywająca,
gdy otchłań zajrzy w głąb człowieka, zachęca do zapoznania się
z początkiem swojej ziemskiej działalności. Czterema interwencjami
przeprowadzonymi niejako na życzenie ludzi z zainfekowanymi duszami.
Śmiertelników zarażonych mrokiem. Umysłów ogarniętych chaosem,
rozkoszujących się makabrycznymi myślami, krzywdzących bliźnich
i niepoczuwających się do winy. Grzeszników w głębi duszy
pragnących odkupienia, ale nie potrafiących samodzielnie znaleźć
drogi do światła. Może na to nie zasługujących? Może najwyższy
czas, by w świecie doczesnym zatriumfowała sprawiedliwość?
 |
Okładka książki. „Zła się nie ulęknę”, Novae Res 2023
|
Skromny
zbiorek opowiadań debiutującej polskiej autorki Justyny
Pawlikowskiej wydany w 2023 roku przez oficynę Novae Res w
zagospodarowanej przez Michała Duławę nastrojowej miękkiej
okładce. Tylko cztery (pięć, jeśli liczyć niespełna
dwustronicowe „posłowie Biestata”) opowieści grozy, zaledwie
sto sześćdziesiąt stron, które mają być początkiem przygody z
nadnaturalną istotą nawiedzającą starannie wybranych
przedstawicieli gatunku ludzkiego. Biestat jest otwarty na dłuższą
współpracę z czytelnikami „Zła się nie ulęknę”, żywi
nadzieję na rychłe złożenie sprawozdania z dalszej działalności
niegospodarczej w świecie śmiertelników. Gdzie mrok okazał się
intensywniejszy i smaczniejszy od tożsamego pożywienia w jego
niekoniecznie piekielnej rzeczywistości. Pochodzi z tamtej strony,
ale zamierza zadomowić się po tej stronie - Czyściciel Zła we
własnej demonicznej osobie.
Wyścig
„grzeszników” na moje oko wygrało „Wszystkich
nieświętych”. Historia dwudziestoparoletniej kobiety
imieniem Lena (narracja pierwszoosobowa), która w przeddzień Święta
Zmarłych, w halloweenowy wieczór towarzyszy narzeczonemu Dave'owi w
wyprawie na cmentarz. Parkują pod bramą nekropolii, gdzie z powodu
panujących w jego rodzinie przesądów, kobieta ma zaczekać na
odwiedzającego groby bliskich życiowego wybranka. Niedługo po
odejściu mężczyzny w okno samochodu puka obca staruszka, prosząc
Lenę o dotrzymanie towarzystwa na terenie cmentarza. Starsza kobieta
chce postawić znicze na grobie wnuczki, a młodsza nie ma serca jej
odmówić. Wędrówka przez nekropolię, w gęstej mgle i z coraz
bardziej niegrzeczną nieznajomą, szykującą się do ożenku
niewiastę doprowadzi do nieoczekiwanej konfrontacji... z
przeszłością.
Krótko
i treściwie. Klimatyczna historia cmentarna z drugim dnem. Opowieść
z krypty snuta w iście gotyckiej scenerii, przykrytej pierzyną
niesamowitości. Wieczorna przechadzka z podejrzaną nieznajomą,
garbatą postacią starczym głosem przywołującą mocno
hipotetyczne wewnętrzne demony. Niechwalebne wspomnienia bynajmniej
skruszonej istoty ludzkiej. Suspens i nieunikniona gorzka pigułka na
koniec – wprawiająca w lekki dyskomfort sytuacja pod tytułem
„Witamy w Strefie Mroku!”.
A
jako drudzy na mecie zameldowali się niefortunna dziedziczka i
bezwzględny mięsożerca. W „Laleczce” poznajemy
jedyną sukcesorkę adeptki wiedzy tajemnej. Singielkę nie z wyboru,
psycholożkę Agatę, która po dopełnieniu formalności związanych
ze śmiercią ciotki, z pomocą małoletnich siostrzenic, organizuje
wyprzedaż garażową odziedziczonych drobnych ruchomości
zaśmiecających najbardziej wartościową schedę: dom mieszkalny,
którego nowa właścicielka też zamierza się pozbyć – jak
najszybciej wystawić na sprzedaż owiany złą sławą budynek.
Rzeczy, które nie znajdą kupców na jej przydomowym straganie
niewątpliwie skończą na śmietniku, wszystko wskazuje jednak na
to, że ten tragiczny los nie spotka małej kolekcji laleczek
nieszczęsnej ciotki. Agata zdumiewająco szybko znajduje chętnego
na zaopiekowanie się tymi zaniedbanymi „zabawkami”,
niepokojącego mężczyznę przedstawiającego się jako Biestat i
oferującego za lalki niebagatelną sumkę. Pod warunkiem, że
sprzedawczyni odnowi przedmioty, które wpadły w oko mrocznemu
przybyszowi.
Niecodzienne
zlecenie od strasznego jegomościa. Rzekomo hojnego klienta, który
nie wiedzieć czemu postanowił dodatkowo uprzykrzyć życie
pogrążonej w żałobie kobiecie. Jej grzechem było postanowienie
wyprzedania dobytku zmarłej ciotki? Spieniężenia odziedziczonej
nieruchomości i innych przedmiotów dobrowolnie przepisanych jej
przez ukochaną krewną? Podejrzewam, że główna bohaterka
niniejszego opowiadania miała uchodzić za osobę nieprzeciętnie
pazerną, tak mocno zorientowaną na zysk, by w nieprzebranym tłumie
materialistów przyciągnąć Czyściciela Zła. Naprawdę nie
wypatrzył większych? Właściwie nie mogłam oprzeć się wrażeniu,
że Biestat nie tyle schwytał grzeszniczkę (jak w pozostałych
przypadkach opisanych w „Zła się nie ulęknę”), ile ją
wykreował. Niekonsekwentna działalność „jedynego
sprawiedliwego”. Z drugiej strony pociągająca atmosfera panuje w
tutejszym świecie przedstawionym. Atmosfera tajemniczości
współgrająca z alarmującymi zmianami nastroju sympatycznej
protagonistki. Tylko wątek miłosny denerwująco przeciągnięty –
przesłodzone przestoje w pomysłowym zderzeniu z niedookreśloną
grozą. A największą różnicę robi zakończenie: doprawdy mocny
akcent.
Pora
na „Smakosza”. Podczas drugiej wojny światowej
trzynastoletni Henryk zostaje wtajemniczony przez ojca w
kanibalistyczne praktyki swego rodu. Wkrótce potem nieopodal ich
odizolowanej chaty staje obóz zagłady, a rodzice małoletniego
nie-bohatera zawierają makabryczną umowę z gestapowcami.
Nieporuszony cierpieniem więzionych przez Niemców bliźnich,
karmiony ich okrutnie zmaltretowanymi ciałami chłopak w
siedemnastym roku życia zwraca uwagę na dwa lata młodszą Gretę,
Polkę żydowskiego pochodzenia przetrzymywaną w obozie
koncentracyjnym, która nie pozostawia mu wątpliwości, że
odwzajemnia jego miłość.
Wstrętne
sekrety rodzinne, mroczne dziedzictwo, skrajnie patologiczne
środowisko kształtujące młodego człowieka. Zdeprawowany w domu.
Degrengolada jednostki mniej czy bardziej przekonująco
usprawiedliwiana wojennym terrorem. Sposób na przetrwanie w
warunkach ekstremalnych. Niewystawna uczta gore – masakra
przesadnie kontrolowana, zdecydowanie nie idzie autorka na całość
– za to intrygująco złożona osobowość antybohatera tej w
zamiarze paskudnej wieczerzy. Niejednowymiarowość, stosunek
ambiwalentny, nieoczywisty portret psychologiczny Krwawego Kanibala z
Auschwitz.
 |
Materiał promocyjny. „Zła się nie ulęknę”, Novae Res 2023 |
Pierwsi
będą ostatnimi. Subiektywnie rzecz rozpatrując stawkę zamykają
otwierające omawiany zbiorek „Szaleństwa Małgorzaty”.
Po piętnastu latach małżeństwo tytułowej sadystki ma się
skończyć. Mężczyzna zamierza ułożyć sobie życie z inną, ale
obłąkana pani domu ani myśli na to pozwolić. Układa plan
bolesnej śmierci niewiernego męża i z diabelską konsekwencją go
realizuje. Małgorzata jest pewna, że wymyśliła przepis na
morderstwo doskonałe, a największą radość czerpie z myśli o
dokumentnym zniszczeniu życia znienawidzonej kobiecie. Jest
zdecydowana upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, pojawia się jednak
pewna nieuwzględniona w zbrodniczym planie okoliczność...
Standardowa
opowieść o krwawej zemście. Postępująca psychoza (niestroniącej
od ścieżki zawodowej) przechwalającej się, konfabulującej
gospodyni domowej z podejrzanym naszyjnikiem - według mnie
niepotrzebnym dodatkiem do kroniki Biestata - naciąganym motorem
rozczarowująco asekuranckiego horroru ekstremalnego. W każdym razie
blisko tej podgatunkowej szuflady, bo za krótko, niedostatecznie
szczegółowo, żebym mogła uznać to konwencjonalne opowiadanko za
pełnoprawnego członka nurtu paskudnego. Prędzej psychohorroru
– na tym stanowisku w moim poczuciu ta w gruncie rzeczy banalna
historyjka radzi sobie lepiej. Nieodkrywcze studium szaleństwa w
lekkich oparach absurdu i silnym uścisku krainy koszmarnych marzeń
sennych, w szponach oniryzmu, największą atrakcją w niewesołym
miasteczku małżeńskim pani Pawlikowskiej.
Mała
kolekcja raczkującej pisarki. Uważam, że pośpieszyła się
Justyna Pawlikowska z publikacją „Zła się nie ulęknę”, że
powinna dać sobie więcej czasu na przygotowania do debiutanckiego
występu na scenie literackiej. Wstrzymać z prezentacją ziemskich
przygód czyściciela z zaświatów przynajmniej do zebrania większej
gromadki opowieści (średnio) makabrycznych i niesamowitych. Wyjść
do ludzi z książką, a nie książeczką. Cienkim „zeszycikiem”
popełnionym jakby na odczepnego. Robota na pół gwizdka? Obawiam
się, że takie „niecne myśli” najdą niejednego odbiorcę tego
skąpego tomiku. Rzecz nie tylko w ilości – problemem może być
też jakość „odtajnionych misji Biestata”. Nie zaszkodziłoby
poddać obróbce, dopieścić, doszlifować. Bardziej zaopiekować
prozatorskim zestawem – pakiecikiem – dla zwolenników horroru.
Raczej oferta dla mniej wymagających, czy jak kto woli niemających
wygórowanych oczekiwań, niewybrzydzających;) amatorów gatunku.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Nie ladnie tak pisac o murzynach.
OdpowiedzUsuń