środa, 21 lutego 2024

Justyna Pawlikowska „Zła się nie ulęknę”

 
Biestat, przypadkowo przywołane z zaświatów stworzenie tytułujące się Panem Mroku i Czyścicielem Zła, nadnaturalna istota przybywająca, gdy otchłań zajrzy w głąb człowieka, zachęca do zapoznania się z początkiem swojej ziemskiej działalności. Czterema interwencjami przeprowadzonymi niejako na życzenie ludzi z zainfekowanymi duszami. Śmiertelników zarażonych mrokiem. Umysłów ogarniętych chaosem, rozkoszujących się makabrycznymi myślami, krzywdzących bliźnich i niepoczuwających się do winy. Grzeszników w głębi duszy pragnących odkupienia, ale nie potrafiących samodzielnie znaleźć drogi do światła. Może na to nie zasługujących? Może najwyższy czas, by w świecie doczesnym zatriumfowała sprawiedliwość?

Okładka książki. „Zła się nie ulęknę”, Novae Res 2023

Skromny zbiorek opowiadań debiutującej polskiej autorki Justyny Pawlikowskiej wydany w 2023 roku przez oficynę Novae Res w zagospodarowanej przez Michała Duławę nastrojowej miękkiej okładce. Tylko cztery (pięć, jeśli liczyć niespełna dwustronicowe „posłowie Biestata”) opowieści grozy, zaledwie sto sześćdziesiąt stron, które mają być początkiem przygody z nadnaturalną istotą nawiedzającą starannie wybranych przedstawicieli gatunku ludzkiego. Biestat jest otwarty na dłuższą współpracę z czytelnikami „Zła się nie ulęknę”, żywi nadzieję na rychłe złożenie sprawozdania z dalszej działalności niegospodarczej w świecie śmiertelników. Gdzie mrok okazał się intensywniejszy i smaczniejszy od tożsamego pożywienia w jego niekoniecznie piekielnej rzeczywistości. Pochodzi z tamtej strony, ale zamierza zadomowić się po tej stronie - Czyściciel Zła we własnej demonicznej osobie.

Wyścig „grzeszników” na moje oko wygrało „Wszystkich nieświętych”. Historia dwudziestoparoletniej kobiety imieniem Lena (narracja pierwszoosobowa), która w przeddzień Święta Zmarłych, w halloweenowy wieczór towarzyszy narzeczonemu Dave'owi w wyprawie na cmentarz. Parkują pod bramą nekropolii, gdzie z powodu panujących w jego rodzinie przesądów, kobieta ma zaczekać na odwiedzającego groby bliskich życiowego wybranka. Niedługo po odejściu mężczyzny w okno samochodu puka obca staruszka, prosząc Lenę o dotrzymanie towarzystwa na terenie cmentarza. Starsza kobieta chce postawić znicze na grobie wnuczki, a młodsza nie ma serca jej odmówić. Wędrówka przez nekropolię, w gęstej mgle i z coraz bardziej niegrzeczną nieznajomą, szykującą się do ożenku niewiastę doprowadzi do nieoczekiwanej konfrontacji... z przeszłością.

Krótko i treściwie. Klimatyczna historia cmentarna z drugim dnem. Opowieść z krypty snuta w iście gotyckiej scenerii, przykrytej pierzyną niesamowitości. Wieczorna przechadzka z podejrzaną nieznajomą, garbatą postacią starczym głosem przywołującą mocno hipotetyczne wewnętrzne demony. Niechwalebne wspomnienia bynajmniej skruszonej istoty ludzkiej. Suspens i nieunikniona gorzka pigułka na koniec – wprawiająca w lekki dyskomfort sytuacja pod tytułem „Witamy w Strefie Mroku!”.

A jako drudzy na mecie zameldowali się niefortunna dziedziczka i bezwzględny mięsożerca. W „Laleczce” poznajemy jedyną sukcesorkę adeptki wiedzy tajemnej. Singielkę nie z wyboru, psycholożkę Agatę, która po dopełnieniu formalności związanych ze śmiercią ciotki, z pomocą małoletnich siostrzenic, organizuje wyprzedaż garażową odziedziczonych drobnych ruchomości zaśmiecających najbardziej wartościową schedę: dom mieszkalny, którego nowa właścicielka też zamierza się pozbyć – jak najszybciej wystawić na sprzedaż owiany złą sławą budynek. Rzeczy, które nie znajdą kupców na jej przydomowym straganie niewątpliwie skończą na śmietniku, wszystko wskazuje jednak na to, że ten tragiczny los nie spotka małej kolekcji laleczek nieszczęsnej ciotki. Agata zdumiewająco szybko znajduje chętnego na zaopiekowanie się tymi zaniedbanymi „zabawkami”, niepokojącego mężczyznę przedstawiającego się jako Biestat i oferującego za lalki niebagatelną sumkę. Pod warunkiem, że sprzedawczyni odnowi przedmioty, które wpadły w oko mrocznemu przybyszowi.

Niecodzienne zlecenie od strasznego jegomościa. Rzekomo hojnego klienta, który nie wiedzieć czemu postanowił dodatkowo uprzykrzyć życie pogrążonej w żałobie kobiecie. Jej grzechem było postanowienie wyprzedania dobytku zmarłej ciotki? Spieniężenia odziedziczonej nieruchomości i innych przedmiotów dobrowolnie przepisanych jej przez ukochaną krewną? Podejrzewam, że główna bohaterka niniejszego opowiadania miała uchodzić za osobę nieprzeciętnie pazerną, tak mocno zorientowaną na zysk, by w nieprzebranym tłumie materialistów przyciągnąć Czyściciela Zła. Naprawdę nie wypatrzył większych? Właściwie nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Biestat nie tyle schwytał grzeszniczkę (jak w pozostałych przypadkach opisanych w „Zła się nie ulęknę”), ile ją wykreował. Niekonsekwentna działalność „jedynego sprawiedliwego”. Z drugiej strony pociągająca atmosfera panuje w tutejszym świecie przedstawionym. Atmosfera tajemniczości współgrająca z alarmującymi zmianami nastroju sympatycznej protagonistki. Tylko wątek miłosny denerwująco przeciągnięty – przesłodzone przestoje w pomysłowym zderzeniu z niedookreśloną grozą. A największą różnicę robi zakończenie: doprawdy mocny akcent.
Pora na „Smakosza”. Podczas drugiej wojny światowej trzynastoletni Henryk zostaje wtajemniczony przez ojca w kanibalistyczne praktyki swego rodu. Wkrótce potem nieopodal ich odizolowanej chaty staje obóz zagłady, a rodzice małoletniego nie-bohatera zawierają makabryczną umowę z gestapowcami. Nieporuszony cierpieniem więzionych przez Niemców bliźnich, karmiony ich okrutnie zmaltretowanymi ciałami chłopak w siedemnastym roku życia zwraca uwagę na dwa lata młodszą Gretę, Polkę żydowskiego pochodzenia przetrzymywaną w obozie koncentracyjnym, która nie pozostawia mu wątpliwości, że odwzajemnia jego miłość.
Wstrętne sekrety rodzinne, mroczne dziedzictwo, skrajnie patologiczne środowisko kształtujące młodego człowieka. Zdeprawowany w domu. Degrengolada jednostki mniej czy bardziej przekonująco usprawiedliwiana wojennym terrorem. Sposób na przetrwanie w warunkach ekstremalnych. Niewystawna uczta gore – masakra przesadnie kontrolowana, zdecydowanie nie idzie autorka na całość – za to intrygująco złożona osobowość antybohatera tej w zamiarze paskudnej wieczerzy. Niejednowymiarowość, stosunek ambiwalentny, nieoczywisty portret psychologiczny Krwawego Kanibala z Auschwitz.

Materiał promocyjny. „Zła się nie ulęknę”, Novae Res 2023

Pierwsi będą ostatnimi. Subiektywnie rzecz rozpatrując stawkę zamykają otwierające omawiany zbiorek „Szaleństwa Małgorzaty”. Po piętnastu latach małżeństwo tytułowej sadystki ma się skończyć. Mężczyzna zamierza ułożyć sobie życie z inną, ale obłąkana pani domu ani myśli na to pozwolić. Układa plan bolesnej śmierci niewiernego męża i z diabelską konsekwencją go realizuje. Małgorzata jest pewna, że wymyśliła przepis na morderstwo doskonałe, a największą radość czerpie z myśli o dokumentnym zniszczeniu życia znienawidzonej kobiecie. Jest zdecydowana upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, pojawia się jednak pewna nieuwzględniona w zbrodniczym planie okoliczność...
Standardowa opowieść o krwawej zemście. Postępująca psychoza (niestroniącej od ścieżki zawodowej) przechwalającej się, konfabulującej gospodyni domowej z podejrzanym naszyjnikiem - według mnie niepotrzebnym dodatkiem do kroniki Biestata - naciąganym motorem rozczarowująco asekuranckiego horroru ekstremalnego. W każdym razie blisko tej podgatunkowej szuflady, bo za krótko, niedostatecznie szczegółowo, żebym mogła uznać to konwencjonalne opowiadanko za pełnoprawnego członka nurtu paskudnego. Prędzej psychohorroru – na tym stanowisku w moim poczuciu ta w gruncie rzeczy banalna historyjka radzi sobie lepiej. Nieodkrywcze studium szaleństwa w lekkich oparach absurdu i silnym uścisku krainy koszmarnych marzeń sennych, w szponach oniryzmu, największą atrakcją w niewesołym miasteczku małżeńskim pani Pawlikowskiej.

Mała kolekcja raczkującej pisarki. Uważam, że pośpieszyła się Justyna Pawlikowska z publikacją „Zła się nie ulęknę”, że powinna dać sobie więcej czasu na przygotowania do debiutanckiego występu na scenie literackiej. Wstrzymać z prezentacją ziemskich przygód czyściciela z zaświatów przynajmniej do zebrania większej gromadki opowieści (średnio) makabrycznych i niesamowitych. Wyjść do ludzi z książką, a nie książeczką. Cienkim „zeszycikiem” popełnionym jakby na odczepnego. Robota na pół gwizdka? Obawiam się, że takie „niecne myśli” najdą niejednego odbiorcę tego skąpego tomiku. Rzecz nie tylko w ilości – problemem może być też jakość „odtajnionych misji Biestata”. Nie zaszkodziłoby poddać obróbce, dopieścić, doszlifować. Bardziej zaopiekować prozatorskim zestawem – pakiecikiem – dla zwolenników horroru. Raczej oferta dla mniej wymagających, czy jak kto woli niemających wygórowanych oczekiwań, niewybrzydzających;) amatorów gatunku.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

1 komentarz: