sobota, 10 lutego 2024

„A Creature Was Stirring” (2023)

 
Licencjonowana pielęgniarka Faith mieszka ze swoją nastoletnią córką Charm w piętrowym domu w Louisville w stanie Kentucky, nie tracąc nadziei na wyciągnięcie córki z ciemności. Dziewczyna zmaga się z tajemniczą chorobą, która izoluje ją od społeczeństwa. Wymaga całodobowej opieki, którą w zaciszu domowym w pojedynkę zapewnia jej matka niemająca wątpliwości, że Charm stanowi poważne zagrożenie dla innych. Na przykład dla świątecznych intruzów, młodego rodzeństwa podobno szukającego schronienia przed zamiecią śnieżną. Niewykwalifikowanych włamywaczy przyłapanych na gorącym uczynku przez waleczną panią domu.

Plakat filmu. „A Creature Was Stirring” 2023, Skubalon Entertainment, Paper Street Pictures

Po zakończeniu prac nad swoim pełnometrażowym debiutem reżyserskim, „Godziną oczyszczenia” (2019), Damien LeVeck założył firmę producencką Skubalon Entertainment, szeroko otwartą na scenariusze zarówno doświadczonych jak początkujących pisarzy – opcja na stronie internetowej Skubalon, z której skorzystał Shannon Wells, autor wielowarstwowej opowieści grozy, na którą niemały wpływ wywarły monster movies z lat 80. XX wieku. LeVeck stwierdził, że to jeden z najlepszych scenariuszy, jakie w życiu przeczytał – skupiony na postaciach, poruszający trudne tematy gatunkowy torcik z niesamowitą wisienką w postaci pomysłowego potwora – i tak zaczęła się ścisła współpraca Damiena LeVecka ze stawiającym pierwsze kroki w branży filmowej Shannonem Wellsem. „A Creature Was Stirring” kręcono w Louisville w stanie Kentucky (tam też toczy się akcja filmu) w prawdziwym budynku niezupełnie pokrywającym się z geografią domu ze scenariusza. Filmowcy obejrzeli mnóstwo nieruchomości i choć poszukiwania trwały długo, wiedzieli, że budowa planu od zera pochłonęłaby jeszcze więcej czasu i nie zmienili zdania nawet gdy nabrali przekonania, że w całym Kentucky nie ma ani jednego domu z sypialnią na piętrze połączoną z łazienką (pokój Charm). Ten problem rozwiązały drobne sztuczki operatorskie – większym wyzwaniem było „wywołanie” zamieci śnieżnej w środku lata. Za oknami domu Faith i Charm ostra zima, a na planie potworny upał.

Kiedy Damien LeVeck miał około jedenastu lat rodzice pozwolili mu obejrzeć „Egzorcystę” Williama Friedkina i od tamtej pory na pytanie „kim chcesz zostać w przyszłości?” pewnym głosem odpowiadał „chcę kręcić filmy”. Wybitna ekranizacja powieści Williama Petera Blatty'ego, obok „Obcego – ósmego pasażera Nostromo” Ridleya Scotta, jest ulubionym horrorem twórcy sporo jej zawdzięczającej „Godziny oczyszczenia”. Damien LeVeck jest pewien, że „Egzorcysta” zasiał w nim fascynację zjawiskami paranormalnymi/demonicznym, tym samym kładąc fundament pod jego działalność twórczą. Uwolniony w grudniu 2023 roku na platformach streamingowych amerykański horror świąteczny „A Creature Was Stirring” głośniej odwołuje się jednak do innej miłości Damiena LeVecka: filmów o potworach i innych dziwnych stworzeniach z szalonych lat 80. XX wieku (a jego ulubieńcami „Gremliny rozrabiają” i przedstawiciel kolejnej dekady „Gremliny 2” Joe Dantego). Stąd neonowe kolory, zdaniem reżysera tego świetlnego widowiska, wyróżniające go na tle innych współczesnych horrorów świątecznych. Cóż, chyba nie widział „Ściętej nocy” Joe Begosa... Tak czy inaczej, LeVeck mógł upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – czarować świątecznym klimatem i wspomnieniem światów w technikolorze. Przemyślane efekty laserowe: sprzężenie zwrotne ściennego koncertu świetlnego z zamieszaniem w głowie uginającej się pod ciężarem odpowiedzialności, tracącej kontrolę, okrutnie zdesperowanej jednostki. I nieprzypadkowe tła dla pozostałych postaci. Niebieski i czerwony dla nastolatki; zielony i magenta dla nieproszonych gości. Intrygujące wcielenie Annalise Basso, którą fani gatunku mogli widzieć choćby w „Oculus” i „Ouija: Narodziny zła” Mike'a Flanagana czy „Slender Man” Sylvaina White'a. Uzdolniona artystycznie fanka Green Lantern (pol. Zielona Latarnia) od DC Comics, pracująca nad własną powieścią graficzną. Historią mroczną, ale niepozbawioną nadziei. Komiksowa pasja nastoletniej Charm będzie wtrącać się w rodzinną opowieść Shannona Wellsa. Koszmar matki i córki. Faith (perfekcyjna gra Chrissy Metz), dyplomowana pielęgniarka, absolwentka Uniwersytetu Kentucky z jakiegoś powodu „wygumkowała” (wycięła ze wszystkich wspólnych zdjęć) ojca Charm i najwyraźniej przerwała satysfakcjonującą karierę zawodową, gdy jej jedyne dziecko zapadło na tajemniczą chorobę. Tuż przed bajecznie udźwiękowioną czołówką – muzyczny motyw przewodni, korespondujący z baśniową tonacją filmu utwór „What Child is This” Cat Jahnke – oglądamy poniżający pomiar temperatury ciała, ponad wszelką wątpliwość będący częstym zjawiskiem w tym zagadkowym domu, a zaraz potem dziewczyna zostaje odprowadzona przez matkę do swojego pokoju, gdzie grzecznie wkłada oczywiście czerwony ochraniacz głowy, a stojąca w korytarzu Faith starannie rygluje drzwi. Na odchodne uziemiona córka przemówi do niej nieswoim głosem. Głosem demonicznym. A jednak opowieść o opętaniu! I tak, i nie. W przypadku Charm myśli odbiorcy są pchane nie tyle w stronę „syndromu Regan MacNeil”, ile „syndromu Davida Kesslera” z „Amerykańskiego wilkołaka w Londynie” Johna Landisa. Istota zmiennokształtna – lykantropia lub coś innego – pechowa dziedziczka à la Carrie White bądź ofiara jakiejś nieznanej naukowcom zarazy. Zabójczy sekret rodzinny.

Kadr z filmu. „A Creature Was Stirring” 2023, Skubalon Entertainment, Paper Street Pictures

Na pokładzie „A Creature Was Stirring” Damien LeVeck miał przyjemność współpracować z aktorką, która na szczycie swojej listy ulubionych filmowych horrorów też ma „Egzorcystę” Williama Friedkina. I większe doświadczenie zawodowe z tym gatunkiem od dyrektora omawianej produkcji. Mowa o Scout Taylor-Compton (m.in. „Prima aprilis” Mitchella Altieri i Phila Floresa, „Zombies” J.S. Cardone'a, „Halloween” i „Halloween 2” Roba Zombie, „Feral” Marka Younga, „Wieczna noc” Richa Ragsdale'a), której LeVeck powierzył rolę Liz, bogobojnej włamywaczki ze zrobionymi specjalnie na potrzeby filmu dredami. Jej wspólnikiem w rzekomej zbrodni jest wyluzowany Kory (sympatyczna kreacja Connora Paolo, który wśród swoich grozowych ulubieńców wymienia „Nie oglądaj się teraz” Nicolasa Roega i „Mów do mnie!” Danny'ego i Michaela Philippou), niesforny braciszek, który podobno musi opędzać się od kobiet. „Pies na baby”, ale na pewno nie w opinii jego siostry. Liz myśli, że to czcze przechwałki... bo Liz nie widzi tego, co my? Tak czy inaczej, jakieś ziarna prawdy w jego nieskromnych opowieściach mogą tkwić. Opowieściach snutych w mocno niepewnym schronieniu przed zamiecią śnieżną. Kontrolowane wykolejenie podgatunkowego pociągu - zaplanowana wywrotka home invasion w niekonwencjonalnie nawiedzonym domu. Eksperymentalna mikstura, która średnio mi smakowała. Zabrakło paliwa na środkową partię „A Creature Was Stirring”. Miała być głęboka opowieść o separacji, wyrzutach sumienia i niszczącym uzależnieniu, nieustraszony spacer po mrocznych korytarzach ludzkiego umysłu, wytrwała eksploatacja postaci... Przynajmniej część z tych obietnic znajdzie pokrycie w osobliwym domu pani Faith, trzeba jednak uzbroić się „w nadludzką” cierpliwość. Uparte zbaczanie z tematu, odbijanie się od ścian w oczekiwaniu na wielki finał. Świat w zawieszeniu. Pogubieni w niewielkiej nieruchomości, jakby uciekający przed fabułą w jaskini bestii. Spacerki zamazanej sylwetki, nużąca zabawa w chowanego z cieniem, bezkształtną czarną plamą przemykającą po stylowych wnętrzach zakopanego domku. Zimowa Strefa Mroku. Niewiarygodne rozmowy (absurdalna przygoda w kuchni), znikające tunele (trzymająca w napięciu akcja ratownicza w przeraźliwie ciasnym „przewodzie śnieżnym”), komiczne fantazje seksualne (mokry sen z superbohaterem, urocza wariacja na temat publikacji DC Comics) i makabryczne metamorfozy. Wsłuchali się twórcy „A Creature Was Stirring” w głosy tych długoletnich fanów horrorów, dla których niedoścignionym mistrzem w sztuce przeobrażenia jest „Amerykański wilkołak w Londynie” Johna Landisa. Dla nich praktycznie nieprzerwana ewolucja efektów specjalnych jest ewolucją wsteczną. A przynajmniej w tym jednym gatunku woleliby żeby zostało po staremu, żeby tak zwany postęp technologiczny szerokim łukiem omijał królestwo horroru. Nieuleczalni wielbiciele dodatków praktycznych, atrakcji obecnych na planie. Myślę, że dla samej akcji inicjującej „świeckie egzorcyzmy”, mięsnej prezentacji w sypialni z przylegającą doń łazienką, w której stoi duża wanna zwykle wypełniania lodowatą woda, warto obejrzeć „A Creature Was Stirring” Damiena LeVecka. Stara szkoła body horroru w pokoju dziewczyny z aparatem fotograficznym, którym zapewne nie pogardziłaby Lydia Deetz z „Soku z żuka” Tima Burtona. Najefektowniejszy moment „A Creatrure Was Stirring” (o body horror twórcy jeszcze zahaczą w finalnym pojedynku), który byłby moim jedynym kandydatem na wizytówkę tej produkcji, gdyby nie moment najefektywniejszy. Szokujący obrót spraw. Coś tam przeczuwałam, ale nie aż tak. W gruncie rzeczy takie chwyty już stosowano (dlatego byłam przygotowana na największą rewelację „aktu” przedostatniego), współczesne kino grozy nie przyzwyczaiło mnie jednak do takich pożegnań. Tonacja „A Creature Was Stirring” też nie zapowiadała takiego rozwiązania. Monster movie nietraktujący siebie zbyt serio, horror z lekkim przymrużeniem oka. Owszem, niewesoła saga rodzinna, ale w subiektywnym odczuciu niepogrążona w depresji, nieskąpana w ciężkiej mgle beznadziei, niekiedy nawet zdobywająca się na nieczerstwy dowcip, dostrzegająca humorystyczne akcenty w swoim niegodnym pozazdroszczenia położeniu. W niezamkniętej studni rozpaczy, w niepełnej gotowości bojowej, w walecznym nastroju podnoszącym na duchu współczującego widza. Żałuję, że nie przemówiła do mnie strategia na środkową partię. Marazm skąpo poprzetykany pożądaną emocją.

Świąteczny lockdown z egzotycznym stworzeniem. Nierówna opowieść nawiązująca do horrorów o potworach z przedostatniej dekady XX wieku. Współczesna baśń rodzinna niestandardowo poruszająca się w ramach niejednego podgatunku. Dekonstrukcja monster movie, ghost story, home invasion i werewolf movie z drobnymi ustępstwami na rzecz wieloletniej fascynacji reżysera opowieściami o demonicznym opętaniu. Pomieszanie z poplątaniem „w Technicolorze”. Ambiwalentne doznania z „A Creature Was Stirring” Damiena LeVecka, horrorem miotającym się między głębią i pustką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz