sobota, 3 lutego 2024

„Redd Inc.” (2012)

 
Skazany seryjny morderca Thomas Reddmann sześć miesięcy po ucieczce z zakładu psychiatrycznego porywa dwie kobiety i czterech mężczyzn, których uważa za odpowiedzialnych za swoje uwięzienie. Ofiary budzą się w niewielkim pomieszczeniu biurowym, przykuci do stanowisk pracy pieczołowicie przygotowanych przez samozwańczego menedżera regionalnego, Zasoby ludzkie obłąkanego człowieka mają przeanalizować akta sądowe dotyczące głośnej sprawy korporacyjnego zabójcy. Kierownik oczekuje, że należycie przyjrzą się dowodom, które przekonały ławę przysięgłych do uznania oskarżonego winnym wszystkich zarzucanych mu czynów. Thomas Reddmann od swoich rzekomych pracowników wymaga wskazania faktycznego sprawcy, który przez czyjąś skrajną niekompetencję lub celowe działanie pozostaje na wolności. Zarzeka się, że został niesłusznie skazany, jednocześnie aż nazbyt wyraźnie prezentując więźniom swoje mordercze skłonności.

Plakat filmu. „Redd Inc.” 2012, Green Light Productions

Jakiś czas po sfinalizowaniu operacji „Angst”, zakończeniu prac nad zwariowanym australijskim obrazem w reżyserii Daniela Nettheima, scenarzysta tego żartobliwego listu miłosnego do kina makabrycznego Anthony O'Connor zacieśnił współpracę z producentem tamtej produkcji, swoim długoletnim przyjacielem Jonathonem Greenem. Zamknęli się w biurze, by pisać o zamknięciu w biurze. Wielcy miłośnicy gatunku przygotowali scenariusz zabawnego horroru z podtekstem, czerpiąc z osobistych doświadczeń przynajmniej jednego z nich. O'Connor był jedną z wielu ofiar - jak ich nazwał - „kilku chciwych dupków, których krótkowzroczne działania” doprowadziły do globalnego kryzysu finansowego (szczyt przypadł na lata 2008-2009). Na własnej skórze przekonał się też jak wygląda praca dla chorobliwie wymagających osobników. Współczesne niewolnictwo – wieloletni biurowy koszmar Anthony'ego O'Connora, zgotowany przez szefa, wykazującego niezdrowe zainteresowanie wypróżnianiem innego mężczyzny. W każdym razie O'Connor uważa, że osoba, która wyznacza innym pory na toaletę, która mierzy czas spędzany przez bliźnich na sedesie, powinna głęboko zastanowić się nad sobą. Gotowy scenariusz „Redd Inc.” aka „Inhuman Resources” parę lat przed jego premierą został przesłany Danielowi Krige'owi, twórcy melodramatu o zabarwieniu kryminalnym pt. „West” - jego pełnometrażowy debiut fabularny – którego nie trzeba było namawiać do objęcia sterów na tym niedrogim okręcie. Opinia Krige'a po pierwszej lekturze dzieła Anthony'ego O Connora i Jonathona Greena: świetnie czytająca się opowieść z idealnym dla współczesnego horroru miejscem akcji.

Australijska produkcja kręcona pod arenę międzynarodową, stąd amerykański akcent ludności tego świata przedstawionego. W obsadzie „Redd Inc.” Daniela Krige'a znaleźli się głównie rodowici Australijczycy, którzy bez większego trudu sprostali socjolingwistycznym oczekiwaniom reżysera przekonanego, że uniwersalnym językiem w świecie filmu jest amerykański angielski. Niedobrowolna izolacja gdzieś na terenie Stanów Zjednoczonych, a w rzeczywistości ekipa działająca na drugiej półkuli ziemskiej. Innymi słowy akcja „Redd Inc.” rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych, a plan zdjęciowy zorganizowano w Australii. Pierwsze pokazy tej makabrycznej uczty odbyły się we wrześniu 2012 roku na festiwalach filmowych we Francji i Australii, a największe zasługi w rozpowszechnianiu tego oszałamiającego widowiska miał kultowy magazyn „Fangoria”. Ojców tego „paskudnego dzieciątka” pewnie nie zdziwiło, że większy rozgłos zyskało w Japonii niż w swojej ojczyźnie. A przynajmniej niektórzy z nich zdążyli wyrobić sobie zdanie, że w Australii z reguły krzywo patrzy się na takie chore jazdy. Jeśli to prawda, to „Redd Inc.” został potraktowany ulgowo – właściwie podbił niejedno serce także na swoim rodzimym podwórku, i w Nowej Zelandii, i w Stanach Zjednoczonych. W Niemczech, w Wielkiej Brytanii i innych krajach europejskich też całkiem nieźle mu się powiodło. Brzydalowi Daniela Krige'a. Podarek stworzony z myślą o długoletnich fanach gatunku, pochylający się nad postulatami mniejszości. Albo napisany pod siebie:) Anthony O'Connor z całą pewnością wyszedł z ofertą, z której sam chętnie by skorzystał. Gość ma prawdziwego fioła na punkcie horrorów – wielbiciel twórczości takich gigantów, jak Dario Argento, George Romero, John Carpenter, John Landis, Wes Craven, Lucio Fulci, Mario Bava, Tobe Hooper, Michele Soavi, Ruggero Deodato, Lamberto Bava. A jego ulubionym pisarzem Stephen King. Scenarzysta przez tych panów ukształtowany, wykształcony na ich dorobku artystycznym i zeń zapożyczający. Weźmy chociażby słynną akcję z oczami w „Redd Inc.”, szczytowy moment wstrętnego spektaklu w prowizorycznym „biurze”. Teatr gore zainspirowany kultową scenką z drewnem dawno temu wypatrzoną przez O'Connora w „Zombie pożeracze mięsa” Lucio Fulciego. Świtało mu, że Eli Roth zrobił coś podobnego w „Hostelu”, ale nie dałby sobie za to ręki uciąć. Zawsze zachwycał się swoistą obsesją nieodżałowanego twórcy między innymi jego ukochanych „Siedmiu bram piekieł” aka „Hotelu siedmiu bram” z 1981 roku na punkcie ludzkich oczu i to wyłącznie ona natchnęła go „do przeprowadzenia własnego eksperymentu z patrzałkami”. Ten „ojciec chrzestny filmów gore” przez oniemiałych z wrażenia „podglądaczy” odrażającej działalności Thomasa Reddmanna w pochwałach mógł zostać pominięty, ale innego „ojca chrzestnego filmów gore” nie uwzględnić to już nie wypadało. Fani gatunku docenili „zawieszenie emerytury” przez człowieka legendę Toma Saviniego. W jednym z wywiadów Daniel Krige stwierdził, że powiedzieć „Tom Savini” do fana horrorów to jak powiedzieć „John Lennon” do fana The Beatles, a jeśli ten „John Lennon gore” robi wyjątek dla twojego przedsięwzięcia... Wielki powrót Toma Saviniego w roli charakteryzatora (oficjalnie zakończył ten etap swojej kariery): lepszej promocji reżyser „Redd Inc.” nie mógłby sobie wymarzyć.

Okładka DVD. „Inhuman Resources” 2012,  Green Light Productions

Co więc poszło nie tak? Dlaczego horror (według mnie mieszanka psychothrillera ze slasherem) skazany na sukces, szerokim echem się nie odbił? Znowu wina dystrybutorów? Nie sadzę, choć w Polsce z jego dostępnością na pewno jest bardzo kiepsko. Zaniedbanie wołające o pomstę do nieba albo przemyślany plan (nie)inwestycyjny. Potencjalnie niezyskowny interes, co potwierdziły doświadczenia „Redd Inc.” w innych zakątkach świata. No może poza Japonią. Tak czy inaczej, płyty DVD i Blu-ray nie rozchodziły się jak świeże bułeczki i o ile wiem, ludzie nie zabijali się o bilety na super rzadkie (znowu: nie licząc Japonii) pokazy na wielkich ekranach. Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej. „Garażowe horrory” w XXI wieku to tylko dla „leśnych dziadków i leśnych babć” gatunkowego fan clubu. Oczywiście zdarzają się wyjątki (pierwszy z brzegu przykład: „Terrifier 2: Masakra w Święta” Damiena Leone), ale najczęściej taka „tandeta” może mówić o szczęściu jeśli zostanie grzecznie zignorowana przez ludzi nadążających za modą. Tom Savini? A komputer umie obsłużyć? Aha, gumowe efekty specjalne - zabawne relikty przeszłości. Obciach, żal, LOL. Przydałoby się też zainwestować w profesjonalnych konserwatorów powierzchni płaskich, bo żeby pracować w takim brudzie? To w ogóle legalne? Tak czy inaczej, nie da się na to spokojnie patrzeć. Ludzie upchani jak sardynki w puszce w wylęgarni bakterii, grzybów i pasożytów. Przykuci do stołów szczodrze polewanych „czerwonym syropem”. Praca w warunkach urągających godności człowieka, a przecież lepiej ogląda się te wszystkie wypasione wille, z wypolerowanymi, świecącymi się jak psu coś tam powierzchniami nie tylko płaskimi. Co, nie stać było na wynajęcie takiego więzienia dla bohaterów „Redd Inc.”? Dlatego nawykły do hollywoodzkich luksusów widz musi się męczyć w tych pospolitych wnętrzach? Nie musi – w każdej chwili może się wypisać z tego podłego bankietu. W zasadzie patologicznej firmy, niezarejestrowanej działalności gospodarczej prowadzonej przez uznanego za zmarłego seryjnego mordercę Thomasa Reddmanna (spektakularna kreacja Nicholasa Hope'a; co ciekawe Anthony O'Connor zauważył, że w podobną charakterologicznie postać aktor wcielił się na planie serialu „Ash kontra martwe zło” 2015-2018). Czołówka „Redd Inc.” Davida Krige'a poza obsadą ujawnia morderczy szał w amerykańskiej korporacji, w który miał wpaść normalnie bardzo spokojny pracownik (cicha woda...). Niczym niewyróżniający się i w gruncie rzeczy nieistotny, łatwy do zastąpienia trybik bezdusznej machiny biurowej. Płotka w kapitalistycznym oceanie. Kadr na odbiornik telewizyjny i dowiadujemy się, że Reddmann usłyszał wyrok dożywocia, ale sędzia uznał, że najodpowiedniejszym miejscem dla niego nie będzie więzienie tylko podejrzany zakład psychiatryczny. Jakiś czas później najbardziej znienawidzony korpoludek w kraju miał zginąć podczas próby ucieczki. Taki komunikat popłynął od policji, a pół roku później „nieboszczyk” zakradł się do mieszkania internetowej striptizerki, charakternej głównej bohaterki „Redd Inc.” Annabelle Hale (śliczny występ Kelly Paternity), która obok Williama Tuckera (bezbłędny Sam Reid), była głównym świadkiem oskarżenia w medialnym procesie późniejszego menedżera regionalnego. Trudno powiedzieć, czy Thomas Reddmann jest święcie przekonany, że kieruje zespołem detektywów niepracujących w terenie, czy świadomie odgrywa wymyśloną dla siebie rolę. Oderwał się od ziemi albo robi show. I zbiera fanty. Organiczne pamiątki po zwolnionych pracownikach. Nie wytrzymali presji, nie nadążali za resztą zespołu, nie potrafili utrzymać języka za zębami, a jeden desperat to nawet podniósł rękę na szefa. Ten ostatni wyczyn został „nagrodzony popisowym numerem” korporacyjnego szaleńca. Dekapitacja ulubioną metodą zabijania człowieka pilnie poszukiwanego przez niepospolitego porywcza. Wyparcie czy część sadystycznej zabawy osobowości psychopatycznej? Tak czy owak, jest grubo. Pornografia przemocy – fikcyjne morderstwa w czasie rzeczywistym (nie post factum, co chyba jest częstszym zjawiskiem w tak zwanych krwawych horrorach) nieograniczające się do chlapania szkarłatną substancją. Charakterystycznie poszarpane mięsko – od razu widać, że swoje czarodziejskie paluszki maczał w tym mistrz Tom Savini, który dostał też cameo. W tej genialnej makabresce. Brudnej, ciasnej, mrocznej, pożądanie, obrzydliwej, dowcipnej (epilog pozamiatał) opowieści o krwiożerczym kapitalizmie. Od którego gorszy jest tylko ułomny wymiar sprawiedliwości?

American Psycho” Mary Harron spotyka „Maniaka” Williama Lustiga w obskurnym biurze, a w ich zajmującą rozmowę niechybnie wtrącą się „Zombie pożeracze mięsa” Lucio Fulciego. Rozpierducha totalna. Australijska histeria w starym stylu - powalający „Redd Inc.” (alternatywny tytuł: „Inhuman Resources”) Daniela Krige'a, niemającego bogatego doświadczenia w pełnym metrażu reżysera pracującego na scenariuszu Anthony'ego O'Connora i Jonathona Greena. Brylantowa produkcja niskobudżetowa. Gorąco polecam fanom filmowych opowieści makabrycznych z ostatnich czterech dekad XX wieku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz