Skazany
seryjny morderca Thomas Reddmann sześć miesięcy po ucieczce z
zakładu psychiatrycznego porywa dwie kobiety i czterech mężczyzn,
których uważa za odpowiedzialnych za swoje uwięzienie. Ofiary
budzą się w niewielkim pomieszczeniu biurowym, przykuci do
stanowisk pracy pieczołowicie przygotowanych przez samozwańczego
menedżera regionalnego, Zasoby ludzkie obłąkanego człowieka mają
przeanalizować akta sądowe dotyczące głośnej sprawy
korporacyjnego zabójcy. Kierownik oczekuje, że należycie przyjrzą
się dowodom, które przekonały ławę przysięgłych do uznania
oskarżonego winnym wszystkich zarzucanych mu czynów. Thomas
Reddmann od swoich rzekomych pracowników wymaga wskazania
faktycznego sprawcy, który przez czyjąś skrajną niekompetencję
lub celowe działanie pozostaje na wolności. Zarzeka się, że
został niesłusznie skazany, jednocześnie aż nazbyt wyraźnie
prezentując więźniom swoje mordercze skłonności.
 |
Plakat filmu. „Redd Inc.” 2012, Green Light Productions
|
Jakiś
czas po sfinalizowaniu operacji „Angst”, zakończeniu prac nad
zwariowanym australijskim obrazem w reżyserii Daniela Nettheima,
scenarzysta tego żartobliwego listu miłosnego do kina makabrycznego
Anthony O'Connor zacieśnił współpracę z producentem tamtej
produkcji, swoim długoletnim przyjacielem Jonathonem Greenem.
Zamknęli się w biurze, by pisać o zamknięciu w biurze. Wielcy
miłośnicy gatunku przygotowali scenariusz zabawnego horroru z
podtekstem, czerpiąc z osobistych doświadczeń przynajmniej jednego
z nich. O'Connor był jedną z wielu ofiar - jak ich nazwał - „kilku
chciwych dupków, których krótkowzroczne działania”
doprowadziły do globalnego kryzysu finansowego (szczyt przypadł na
lata 2008-2009). Na własnej skórze przekonał się też jak wygląda
praca dla chorobliwie wymagających osobników. Współczesne
niewolnictwo – wieloletni biurowy koszmar Anthony'ego O'Connora,
zgotowany przez szefa, wykazującego niezdrowe zainteresowanie
wypróżnianiem innego mężczyzny. W każdym razie O'Connor uważa,
że osoba, która wyznacza innym pory na toaletę, która mierzy czas
spędzany przez bliźnich na sedesie, powinna głęboko zastanowić
się nad sobą. Gotowy scenariusz „Redd Inc.” aka „Inhuman
Resources” parę lat przed jego premierą został przesłany
Danielowi Krige'owi, twórcy melodramatu o zabarwieniu kryminalnym
pt. „West” - jego pełnometrażowy debiut fabularny – którego
nie trzeba było namawiać do objęcia sterów na tym niedrogim
okręcie. Opinia Krige'a po pierwszej lekturze dzieła Anthony'ego O
Connora i Jonathona Greena: świetnie czytająca się opowieść z
idealnym dla współczesnego horroru miejscem akcji.
Australijska
produkcja kręcona pod arenę międzynarodową, stąd amerykański
akcent ludności tego świata przedstawionego. W obsadzie „Redd
Inc.” Daniela Krige'a znaleźli się głównie rodowici
Australijczycy, którzy bez większego trudu sprostali
socjolingwistycznym oczekiwaniom reżysera przekonanego, że
uniwersalnym językiem w świecie filmu jest amerykański angielski.
Niedobrowolna izolacja gdzieś na terenie Stanów Zjednoczonych, a w
rzeczywistości ekipa działająca na drugiej półkuli ziemskiej.
Innymi słowy akcja „Redd Inc.” rozgrywa się w Stanach
Zjednoczonych, a plan zdjęciowy zorganizowano w Australii. Pierwsze
pokazy tej makabrycznej uczty odbyły się we wrześniu 2012 roku na
festiwalach filmowych we Francji i Australii, a największe zasługi
w rozpowszechnianiu tego oszałamiającego widowiska miał kultowy
magazyn „Fangoria”. Ojców tego „paskudnego dzieciątka”
pewnie nie zdziwiło, że większy rozgłos zyskało w Japonii niż w
swojej ojczyźnie. A przynajmniej niektórzy z nich zdążyli wyrobić
sobie zdanie, że w Australii z reguły krzywo patrzy się na takie
chore jazdy. Jeśli to prawda, to „Redd Inc.” został
potraktowany ulgowo – właściwie podbił niejedno serce także na
swoim rodzimym podwórku, i w Nowej Zelandii, i w Stanach
Zjednoczonych. W Niemczech, w Wielkiej Brytanii i innych krajach
europejskich też całkiem nieźle mu się powiodło. Brzydalowi
Daniela Krige'a. Podarek stworzony z myślą o długoletnich fanach
gatunku, pochylający się nad postulatami mniejszości. Albo
napisany pod siebie:) Anthony O'Connor z całą pewnością wyszedł
z ofertą, z której sam chętnie by skorzystał. Gość ma
prawdziwego fioła na punkcie horrorów – wielbiciel twórczości
takich gigantów, jak Dario Argento, George Romero, John Carpenter,
John Landis, Wes Craven, Lucio Fulci, Mario Bava, Tobe Hooper,
Michele Soavi, Ruggero Deodato, Lamberto Bava. A jego ulubionym
pisarzem Stephen King. Scenarzysta przez tych panów ukształtowany,
wykształcony na ich dorobku artystycznym i zeń zapożyczający.
Weźmy chociażby słynną akcję z oczami w „Redd Inc.”,
szczytowy moment wstrętnego spektaklu w prowizorycznym „biurze”.
Teatr gore zainspirowany kultową scenką z drewnem dawno temu
wypatrzoną przez O'Connora w „Zombie pożeracze mięsa” Lucio
Fulciego. Świtało mu, że Eli Roth zrobił coś podobnego w
„Hostelu”, ale nie dałby sobie za to ręki uciąć. Zawsze
zachwycał się swoistą obsesją nieodżałowanego twórcy między
innymi jego ukochanych „Siedmiu bram piekieł” aka „Hotelu
siedmiu bram” z 1981 roku na punkcie ludzkich oczu i to wyłącznie
ona natchnęła go „do przeprowadzenia własnego eksperymentu z
patrzałkami”. Ten „ojciec chrzestny filmów gore” przez
oniemiałych z wrażenia „podglądaczy” odrażającej
działalności Thomasa Reddmanna w pochwałach mógł zostać
pominięty, ale innego „ojca chrzestnego filmów gore” nie
uwzględnić to już nie wypadało. Fani gatunku docenili
„zawieszenie emerytury” przez człowieka legendę Toma Saviniego.
W jednym z wywiadów Daniel Krige stwierdził, że powiedzieć „Tom
Savini” do fana horrorów to jak powiedzieć „John Lennon” do
fana The Beatles, a jeśli ten „John Lennon gore” robi
wyjątek dla twojego przedsięwzięcia... Wielki powrót Toma
Saviniego w roli charakteryzatora (oficjalnie zakończył ten etap
swojej kariery): lepszej promocji reżyser „Redd Inc.” nie mógłby
sobie wymarzyć.
 |
Okładka DVD. „Inhuman Resources” 2012, Green Light Productions
|
Co
więc poszło nie tak? Dlaczego horror (według mnie mieszanka
psychothrillera ze slasherem) skazany na sukces,
szerokim echem się nie odbił? Znowu wina dystrybutorów? Nie sadzę,
choć w Polsce z jego dostępnością na pewno jest bardzo kiepsko.
Zaniedbanie wołające o pomstę do nieba albo przemyślany plan
(nie)inwestycyjny. Potencjalnie niezyskowny interes, co potwierdziły
doświadczenia „Redd Inc.” w innych zakątkach świata. No może
poza Japonią. Tak czy inaczej, płyty DVD i Blu-ray nie rozchodziły
się jak świeże bułeczki i o ile wiem, ludzie nie zabijali się o
bilety na super rzadkie (znowu: nie licząc Japonii) pokazy na
wielkich ekranach. Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej. „Garażowe
horrory” w XXI wieku to tylko dla „leśnych dziadków i leśnych
babć” gatunkowego fan clubu. Oczywiście zdarzają się wyjątki
(pierwszy z brzegu przykład: „Terrifier 2: Masakra w Święta”
Damiena Leone), ale najczęściej taka „tandeta” może mówić o
szczęściu jeśli zostanie grzecznie zignorowana przez ludzi
nadążających za modą. Tom Savini? A komputer umie obsłużyć?
Aha, gumowe efekty specjalne - zabawne relikty przeszłości.
Obciach, żal, LOL. Przydałoby się też zainwestować w
profesjonalnych konserwatorów powierzchni płaskich, bo żeby
pracować w takim brudzie? To w ogóle legalne? Tak czy inaczej, nie
da się na to spokojnie patrzeć. Ludzie upchani jak sardynki w
puszce w wylęgarni bakterii, grzybów i pasożytów. Przykuci do
stołów szczodrze polewanych „czerwonym syropem”. Praca w
warunkach urągających godności człowieka, a przecież lepiej
ogląda się te wszystkie wypasione wille, z wypolerowanymi,
świecącymi się jak psu coś tam powierzchniami nie tylko płaskimi.
Co, nie stać było na wynajęcie takiego więzienia dla bohaterów
„Redd Inc.”? Dlatego nawykły do hollywoodzkich luksusów widz
musi się męczyć w tych pospolitych wnętrzach? Nie musi – w
każdej chwili może się wypisać z tego podłego bankietu. W
zasadzie patologicznej firmy, niezarejestrowanej działalności
gospodarczej prowadzonej przez uznanego za zmarłego seryjnego
mordercę Thomasa Reddmanna (spektakularna kreacja Nicholasa Hope'a;
co ciekawe Anthony O'Connor zauważył, że w podobną
charakterologicznie postać aktor wcielił się na planie serialu
„Ash kontra martwe zło” 2015-2018). Czołówka „Redd Inc.”
Davida Krige'a poza obsadą ujawnia morderczy szał w amerykańskiej
korporacji, w który miał wpaść normalnie bardzo spokojny
pracownik (cicha woda...). Niczym niewyróżniający się i w gruncie
rzeczy nieistotny, łatwy do zastąpienia trybik bezdusznej machiny
biurowej. Płotka w kapitalistycznym oceanie. Kadr na odbiornik
telewizyjny i dowiadujemy się, że Reddmann usłyszał wyrok
dożywocia, ale sędzia uznał, że najodpowiedniejszym miejscem dla
niego nie będzie więzienie tylko podejrzany zakład psychiatryczny.
Jakiś czas później najbardziej znienawidzony korpoludek w kraju
miał zginąć podczas próby ucieczki. Taki komunikat popłynął od
policji, a pół roku później „nieboszczyk” zakradł się do
mieszkania internetowej striptizerki, charakternej głównej
bohaterki „Redd Inc.” Annabelle Hale (śliczny występ Kelly
Paternity), która obok Williama Tuckera (bezbłędny Sam Reid), była
głównym świadkiem oskarżenia w medialnym procesie późniejszego
menedżera regionalnego. Trudno powiedzieć, czy Thomas Reddmann jest
święcie przekonany, że kieruje zespołem detektywów
niepracujących w terenie, czy świadomie odgrywa wymyśloną dla
siebie rolę. Oderwał się od ziemi albo robi show. I zbiera fanty.
Organiczne pamiątki po zwolnionych pracownikach. Nie wytrzymali
presji, nie nadążali za resztą zespołu, nie potrafili utrzymać
języka za zębami, a jeden desperat to nawet podniósł rękę na
szefa. Ten ostatni wyczyn został „nagrodzony popisowym numerem”
korporacyjnego szaleńca. Dekapitacja ulubioną metodą zabijania
człowieka pilnie poszukiwanego przez niepospolitego porywcza.
Wyparcie czy część sadystycznej zabawy osobowości
psychopatycznej? Tak czy owak, jest grubo. Pornografia przemocy –
fikcyjne morderstwa w czasie rzeczywistym (nie post factum, co
chyba jest częstszym zjawiskiem w tak zwanych krwawych horrorach)
nieograniczające się do chlapania szkarłatną substancją.
Charakterystycznie poszarpane mięsko – od razu widać, że swoje
czarodziejskie paluszki maczał w tym mistrz Tom Savini, który
dostał też cameo. W tej genialnej makabresce. Brudnej, ciasnej,
mrocznej, pożądanie, obrzydliwej, dowcipnej (epilog pozamiatał)
opowieści o krwiożerczym kapitalizmie. Od którego gorszy jest
tylko ułomny wymiar sprawiedliwości?
„American
Psycho” Mary Harron spotyka „Maniaka” Williama Lustiga w
obskurnym biurze, a w ich zajmującą rozmowę niechybnie wtrącą
się „Zombie pożeracze mięsa” Lucio Fulciego. Rozpierducha
totalna. Australijska histeria w starym stylu - powalający „Redd
Inc.” (alternatywny tytuł: „Inhuman Resources”) Daniela
Krige'a, niemającego bogatego doświadczenia w pełnym metrażu
reżysera pracującego na scenariuszu Anthony'ego O'Connora i
Jonathona Greena. Brylantowa produkcja niskobudżetowa. Gorąco
polecam fanom filmowych opowieści makabrycznych z ostatnich czterech
dekad XX wieku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz