środa, 13 lipca 2011

"Na wysokości" (2010)

Piątka przyjaciół podróżuje samolotem. W pewnym momencie dochodzi do awarii, która sprawia, że mały samolot staje się koszmarną pułapką. Bohaterowie nie mogą lądować, a co gorsza mają coraz mniej paliwa. Dodatkowy problem stanowi niezidentyfikowana istota, która uwzięła się na ten konkretny obiekt latający.

Horror science-fiction w reżyserii Kaare Andrewsa. Jeśli miałabym jednoznacznie określić, czy film mi się podobał, czy nie to miałabym spory problem. Podczas seansu przeżywałam całą gamę sprzecznych uczuć - minusy filmu mieszały się z plusami, a w efekcie sama już nie wiem, czy w obrazie tym więcej jest elementów pozytywnych, czy jednak negatywnych. Dla jasności, zacznijmy od plusów. Na pewno mocną stroną filmu jest fabuła, która początkowo odrobinę kuleje, reżyser dość długo wprowadza widzów w jakąkolwiek akcję. Następnie dochodzimy do relacji pomiędzy bohaterami, kiedy już siedzą w samolocie. Wiadomo, mamy do czynienia z grupą młodych ludzi, których rozpierają hormony, więc ich niechęć do siebie nawzajem jest całkowicie uzasadniona. W tym miejscu muszę jednak przyznać, że właśnie te kłótnie i nieporozumienia pomiędzy naszymi bohaterami idealnie wprowadzają widzów w niepokojący klimat filmu, który znacznie wzrośnie, gdy dojdzie do awarii samolotu.

Obraz "Na wysokości" zdominowany jest przez osobliwe metaliczne kolory, które nota bene bardzo przypadły mi do gustu, gdyż przede wszystkim znacznie przyczyniły się do potęgowania atmosfery wszechobecnego zagrożenia. Do plusów tej produkcji mogłabym jeszcze zaliczyć sam finał, który na pewno do oryginalnych należy, ale przy okazji pozostawia również swego rodzaju niedopowiedzenie. Poza tym aktorzy również całkiem przyzwoicie wywiązali się ze swojego zadania, tym bardziej, że do jakiś światowych gwiazd filmu na pewno nie należą.

Przechodząc do mankamentów filmu na początek zaznaczę, że największym błędem twórców były efekty specjalne, które niejednokrotnie nasuwały skojarzenia z produkcjami z gatunku fantasy. Poczynając od generowanego komputerowo widoku za oknami samolotu, a na postaci dziwnego stwora kończąc stwierdzam, że spece od efektów specjalnych zaprezentowali nam wysokiej rangi fuszerkę. Już pomijam fakt, że nienawidzę ingerencji komputerowej w horrorach, ponieważ to co zobaczyłam tutaj niejednokrotnie nasuwało skojarzenia ze zwykłą animacją. Widzom nie przepadającym za efektami specjalnymi radzę nie oglądać tego, co widać z okien samolotu:) Druga niezbyt zachwycająca rzecz to brak mocniejszego akcentu muzycznego - choć bardzo się starałam nie usłyszałam żadnej ścieżki dźwiękowej, która wpadałaby w ucho, a szkoda, bo to mogłoby znacznie spotęgować klimat. Na zakończenie dodam jeszcze, że reżyser w pewnym stopniu inspirował się twórczością Stephena Kinga - czytelnicy jego prozy będą wiedzieć o jakie jego konkretne dzieło mi chodzi. Oczywiście twórcy wystrzegali się bezmyślnego kopiowania, dodali tylko małe elementy, które świadczyły o wzorowaniu się na opowiadaniu Króla, ale uważam, że gdyby zrezygnowali z tego zabiegu film okazałby się znacznie ciekawszy - to samo tyczy się niezidentyfikowanego stwora, mogli go w ogóle nie pokazywać, co znacznie lepiej zadziałałoby na wyobraźnię widza.

Podsumowując nie mogę bez zastrzeżeń polecić tego filmu. Mogę jedynie powiedzieć, że "Na wysokości" należy do tego rodzaju horrorów, który jest wręcz przeładowany wszelkiego rodzaju sprzecznościami. Jednak z drugiej strony, jeśli ktoś potrafi przymykać oczy na mankamenty filmów grozy to ta produkcja może okazać się dla niego całkiem niezłą przygodą.

5 komentarzy:

  1. Hm, nie znam filmu, ale z reguły mam pozytywne nastawienie na horrory s/f. W sumie Twoja recenzja Buffy krytycznie opisuje film, ale jak podejdę do niego czysto rozrywkowo to chyba zabawa nie będzie lipna? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Eeeee... tam . Niee znasz się na filmach, złotkooo . ! Film jest wspaniały - brakuje takich w tych dzisiejszych czasach... ; ****

    OdpowiedzUsuń
  3. Aga, dokładnie tak. Wystarczy przymknąć oko na liczne mankamenty filmu i można się świetnie bawić.
    Roksana ee, dobrze, że Ty się znasz -gratuluję argumentów, poza tym czytaj uważnie, nigdzie nie napisałam, że film mi się nie podobał, czy był zły.

    OdpowiedzUsuń
  4. Po wypowiedzi Roksany wnoszę, że to kolejna małolata, która miło spędza wakacje dodając niezargumentowane wypowiedzi na blogach.
    Buffy, masz rację efekty specjlane były do bani - szczególnie kreacja tego potwora, istna bajeczka. Ale całkiem przyjemnie się ten film oglądało:)

    OdpowiedzUsuń
  5. E tam, od razu małolata - nie tylko małolaci nie mają argumentów na uzasadnienie swoich tez. Ja po prostu nie bardzo rozumiem jej wpis - w recenzji nigdzie nie napisałam, że film mi się nie podobał, starałam się tylko przedstawić zarówno jego dobre strony, jak i złe - tym bardziej, że sama nie wiem, czy zaliczyć go do tych lepszych filmów grozy, czy raczej gorszych. Ze względu na oryginalną fabułę zdecydowałam się wystawić mu ocenę powyżej przeciętnej (bo fabuła w filmie zawsze jest dla mnie najważniejsza), ale to nie zmienia faktu, że swoje minusy ta produkcja również posiada. Oczywiście nie mam nic przeciwko konstruktywnej krytyce, ale jak ktoś pisze, że "nie znam się na filmach", bo mam inne zdanie niż on to ręce opadają. To subiektywny blog, poza tym jestem zwykłym widzem, nie jakimś zawodowym krytykiem. Są różne gusta i tyle.

    OdpowiedzUsuń