poniedziałek, 30 lipca 2012

„A Lonely Place to Die” (2011)

Pięcioosobowa grupa alpinistów wybiera się w szkockie góry, aby zdobyć jeden z tamtejszych szczytów. W lesie odnajdują zakopaną pod ziemią dziewczynkę. Decydując się na udzielenie jej niezbędnej pomocy podpisują na siebie wyrok śmierci, wszak jej porywacze nie mają zamiaru tak łatwo wypuścić z rąk swojego „łupu”.
Brytyjski thriller Juliana Gilbey’a z Melissą George w roli głównej. Właściwie to mogłabym przedstawić ten film w samych superlatywach, bo choć nie jest całkowicie pozbawiony wad, owe mankamenty w najmniejszym stopniu nie wpłynęły na mój ogólny odbiór tej pozycji. Zdecydowanie najlepszy jest survivalowy klimat. Bajeczne krajobrazy górzystych terenów Szkocji nie tylko zachwycają swoim niezaprzeczalnym pięknem wizualnym, ale również potęgują klimat alienacji, odosobnienia naszych protagonistów, którzy muszą zmierzyć się nie tylko z dziką naturą, ale również dwójką porywaczy, uzbrojonych w karabiny i napędzanych żądzą pieniądza. To prawda, że fabuła nie grzeszy zanadto oryginalnością, wszak filmów o zagubionych w lasach, ściganych przez psychopatów, niewinnych ludziach było już całkiem sporo, a to samo z pewnością można powiedzieć o motywie porwania dziecka dla okupu. Jednak integralnym elementem odróżniającym obraz Gilbey’a od innych survivali jest mistrzowskie wręcz potęgowanie napięcia – pomijając krótki wstęp praktycznie przez cały seans widz jest raczony dynamiczną akcją, która siłą rzeczy przyciąga wzrok spragnionego mocnych wrażeń odbiorcy.
Właściwa akcja filmu zawiązuje się w momencie odnalezienia zakopanej dziewczynki z Bliskiego Wschodu kilka centymetrów pod ziemią. Po krótkiej debacie bohaterowie postanawiają oczywiście się rozdzielić – jednak w przeciwieństwie do innych filmów grozy oni mają racjonalny powód do uczynienia takiego kroku. Dwoje najlepszych alpinistów postanawia przejść skrótem przez góry do miasta, aby wezwać pomoc, a pozostali prowadzą dziewczynkę ustalonym szlakiem. W tym momencie na scenie pojawiają się nasi antagoniści i jak można się tego łatwo domyślić zaczyna się krwawy pojedynek – polowanie na dobrych samarytaninów w dzikich ostępach leśnych, z dala od jakiejkolwiek cywilizacji. Trup ściele się gęsto, protagoniści są systematycznie eliminowani i tylko nieliczni będą mieli szansę na ostateczną konfrontację z porywaczami. Ostatnie pół godziny seansu, niestety, rozgrywa się w mieście. Twórcy rezygnując z leśnej scenerii równocześnie pozbawili kulminacyjny pojedynek większości napięcia. Finał również nie odznacza się niczym szczególnym, niestety zabrakło jakiegokolwiek elementu zaskoczenia, motywu, który na długo zapadłby w pamięć widza.
Wielbiciele kina grozy doskonale znają Melissę George, więc chyba nikomu nie muszę jej przedstawiać. Jak dla mnie była dodatkową ozdobą tego filmu, znacznie zawyżyła ogólny poziom aktorski, który sam w sobie, podobnie jak znakomita realizacja, był aż nadto profesjonalny. Ed Speleers i Alec Newman spisali się chyba równie dobrze jak George, nie dali się przyćmić jej popularności, pokazali, że też mają widzom coś do zaoferowania.
„A Lonely Place to Die” jest doskonałym przykładem na to, jak bez posiłkowania się efektami komputerowymi nakręcić sprawnie zrealizowany, trzymający w napięciu, wciągający thriller. Jak przekształcić oklepany survivalowy schemat w intrygującą rozrywkę. Okazuje się, że nie potrzeba hollywoodzkiego przepychu i maksymalnie nowatorskiej fabuły, aby zrobić dobry film, który ma szansę trafić w gusta szerokiego grona odbiorców.

10 komentarzy:

  1. Zgadzam się, zgadzam. Obejrzałam ten film z dwóch powodów (Melissa George i survival) i żaden mnie nie zawiódł. Napięcie jest rzeczywiście świetnie potęgowane. W zasadzie byłam aż zdumiona, że tak mało reklamowany i chyba nisko-budżetowy horror potrafił tak dobrą konstrukcją przykuć mnie do ekranu. Końcówka się faktycznie średnio udała, brakowało tego samego klimatu, ale ostatecznie film też oceniam całkiem wysoko. Dobra rzecz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Słyszałam o tym filmie, ale jakoś opis mnie nie zachęcał i dlatego go jeszcze nie widziałam. Po twojej recenzji zmieniam zdanie i z chęcią go zobaczę :). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Też w sumie temat mnie nie zachęcał, ale przez wzgląd na reżysera obejrzałem i miło się zaskoczyłem. Sceny w lesie, w górach świetnie zrobione. Chyba wcale nie miał takiego małego budżetu ten film.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie widziałam, ale już sobie notuję :-) Dzięki za recenzję, bo ostatnio już nie wiem, co mam oglądać...

    OdpowiedzUsuń
  5. A mnie zawiódł. Tak gdzieś od połowy wszystko zaczyna się sypać i finał jest po prostu zupełnie nieprzekonujący. A ja lubię realizm ;) Film przyzwoity, ale nie dla każdego.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też chętnie obejrzę, może schematyczny, ale czasami zupełnie mi to nie przeszkadza.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Od kiedy kraje byłej Jugosławii to Bliski Wschód?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie nie pytaj, ja jestem tępa z geografii:) Po prostu w moim tłumaczeniu filmu mówili, że dziewczynka jest z Bliskiego Wschodu, więc sobie zapożyczyłam:) Ale jeśli Cię ten błąd obraził, a widać tak, to bardzo przepraszam.

      Usuń
  8. Obrazić nie obraził, raczej w oczy ukłuł :) Złe tłumaczenie musiałaś mieć, dziewczynka była zdaje się Serbką z Kosowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, wygląda na to, że za dużym zaufaniem tłumacza obdarzyłam:) W każdym razie, w przyszłości postaram się lepiej sprawdzać takie rzeczy, żeby gaf nie popełniać:) Jeszcze raz przeraszam za błąd i dzięki za cynk. Pozdrawiam!

      Usuń