niedziela, 15 lipca 2012

William Peter Blatty „Dimiter”

Albania, rok 1973. Podejrzany o szpiegostwo mężczyzna jest torturowany przez służby bezpieczeństwa, pragnące uzyskać od niego kilka ważnych informacji. Jednak więzień uparcie milczy. Po kilku dniach podejrzanemu udaje się uciec. Akcja przenosi się do Jerozolimy w rok później. Do neurologa, pracującego w jednym z tamtejszych szpitali docierają plotki, że budynek jest nawiedzony. Mężczyzna nie daje temu wiary, dopóki nie odkrywa kilku niewyjaśnionych zgonów paru pacjentów. Tymczasem pewien policjant, prowadzący sprawę wypadku na jednej z ulic trafia na ślad kilku tajemniczych morderstw, które mogą być powiązane nie tylko ze sprawą, nad którą obecnie pracuje, ale również z dziwnymi zgonami w szpitalu. Co łączy te wszystkie, pozornie niezwiązane ze sobą, wydarzenia?
Autor kultowego „Egzorcysty”, na kanwie którego powstał jeden z najlepszych horrorów światowej kinematografii. Jak sam twierdzi, jego najnowsza powieść „Dimiter” jest najważniejszą dla niego osobiście pozycją, w całym jego dorobku literackim. Jeśli o mnie chodzi to jeszcze nigdy w całej swojej długiej karierze czytelniczej nie spotkałam się z taką konstrukcją fabularną. Na tak oryginalne poprowadzenie akcji chyba jeszcze nikt przed Blatty’m się nie zdecydował i choćby z tego powodu powieść zasługuje na uwagę odbiorców. Podczas obcowania z tą pozycją czytelnik właściwie nie wie, o czym ona tak naprawdę opowiada. Przez ponad 200 stron lektury śledzimy mnóstwo pozornie nic nieznaczących wątków, poznajemy kilku na pierwszy rzut oka niezwiązanych ze sobą bohaterów i nieustannie zastanawiamy się nad sensem tego wszystkiego. Podskórnie wyczuwamy, że oto mamy do czynienia z jedną wielką układanką, ale aż do końca lektury nie zdołamy jej poskładać. Początkowo nawet próbowałam rozszyfrować sens fabularny, ale gdy tylko udało mi się co nieco zrozumieć autor dorzucał kolejne wątki, które nijak nie pasowały mi do całości. W końcu się poddałam – czytałam, zapamiętywałam, co ważniejsze wydarzenia, ale oczywiście kompletnie nic nie rozumiałam. Blatty z uporem maniaka podrzucał mi kolejne części misternej układanki, a jak wręcz nie mogłam doczekać się zakończenia – w końcu niełatwo jest czytać o czymś, w czym nie dostrzega się najmniejszego sensu.
Pierwsza część powieści jest jeszcze w miarę zrozumiała. Poznajemy tajemniczego mężczyznę, mającego przy sobie dowód osobisty zmarłego człowieka, schwytanego przez albańskie służby bezpieczeństwa, którego podejrzewa się o szpiegostwo. Więzień nie reaguje na tortury fizyczne, zdaje się w ogóle nie odczuwać bólu; pod hipnozą przedstawia kilka różnych życiorysów, a wariograf wszystkie skwapliwie potwierdza. Każdy, kto dłużej wpatruje się w tego osobnika odnosi wrażenie, że gdzieś już go widział. Wiem, że to wszystko brzmi nadzwyczaj tajemniczo, ale czytelnik przynajmniej nadąża za akcją, czego nie będzie można powiedzieć po ucieczce więźnia i przeniesieniu akcji do Jerozolimy. Wówczas wszystko tak bardzo się komplikuje, że naprawdę nie sposób cokolwiek zrozumieć. Potencjalnym czytelnikom mogę poradzić tylko zapamiętywanie, co ważniejszych wątków, ponieważ pod koniec powieści autor zdecydował się na poskładanie tej osobliwej układanki w jedną spójną całość – wszystkie elementy idealnie wskakują na swoje miejsce, choć nie mogę powiedzieć, żeby finał był jakoś szczególnie wstrząsający, czego się spodziewałam zapoznając się z opiniami innych czytelników na temat „Dimitra”. Jak dla mnie zakończenie po prostu udowodniło, że Blatty przez cały czas doskonale wiedział, o czym pisał (przynajmmniej on), że doskonale przemyślał całą konstrukcję fabularną, celowo wyprowadzając czytelnika w pole. Jednak wyjaśnienie całej intrygi w moim odczuciu okazało się całkiem trywialne, nie dostrzegłam w nim niczego nadzwyczajnego. Ale dobrze przynajmniej, że autor wszystko dokładnie objaśnił, bo głupio byłoby skończyć lekturę nie wiedząc, o czym ona tak naprawdę traktowała:)
Nigdy nie gustowałam w warsztacie pisarskim Blatty’ego – jak dla mnie za mało skupia się na bohaterach i dokładniejszych opisach miejsc i wydarzeń przez niego kreowanych. Akcja jego poszczególnych powieści budowana jest przede wszystkim za pomocą dialogów, co skutecznie blokuje wyobraźnię, co bardziej wymagających odbiorców. Między innymi z tego powodu zawsze wolałam ekranizację „Egzorcysty”, od jego literackiego pierwowzoru. Niestety, w „Dimitrze” mamy do czynienia z takim samym, lakonicznym stylem wypowiedzi, co dodatkowo utrudnia zorientowanie się w całej intrydze tak pieczołowicie przez niego budowanej. Nie wiem, czy można z czystym sumieniem polecić komukolwiek lekturę tej powieści. Mnie zainteresowała przez wzgląd na swoje nowatorskie podejście do tematu, przez wzgląd na iście oryginalną konstrukcję fabularną. Powiem tak: jeśli ktoś lubi czytać o czymś, czego sensu nie dostrzega, a co wyjaśni się dopiero na ostatnich stronach książki to śmiało może ryzykować. „Dimiter” nie jest pozycją łatwą, niewymagającą myślenia, którą można czytać dla przyjemności – nie, tutaj nieustannie trzeba myśleć, co pewnie i tak nic nie da, z uwagi na niewyobrażalną komplikację każdego kolejnego wątku.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

1 komentarz:

  1. Właśnie skończyłam czytać. I ufff, nie ja jedna do samego końca nie wiedziałam, o co biega. Oj, mam teraz straszny dylemat, jak to kurde zrecenzować? Masakra! Dawno nie czytałam tak zaplątanej, dziwacznej powieści. W sumie skończyłam czytać i dalej nie do końca wiem, czy wiem :) o czym była.

    OdpowiedzUsuń