wtorek, 3 lipca 2012

Orson Scott Card „Zaginione wrota”

Danny North mieszka z dużą rodziną w wielkim domu na odludziu. Northowie są jedną z wielu familii magów zamieszkujących Ziemię. Jednak oni przez wzgląd na błąd, który przed laty popełnił członek ich rodziny, Mag Wrót, który odciął dostęp czarodziejom do ich mitycznego świata, są nieustannie pilnowani przez inne, magiczne rodziny, chcące się upewnić, że w razie narodzin Maga Wrót, dotrzymają umowy i zabiją go. Tymczasem Danny odkrywa, że posiada tę zakazaną moc. Ucieka więc z domu, starając się ułożyć sobie życie w ukryciu, wśród ludzi.
Pierwsza część nowej serii fantasy dla młodzieży. Orson Scott Card zabierze swoich czytelników do świata czarodziejów, władających różnego rodzaju mocami oraz skomplikowanych relacji pomiędzy poszczególnymi magicznymi rodzinami. Autor na kartach tej powieści tworzy swoją własną, wymyśloną rzeczywistość i choć nie grzeszy ona oryginalnością (fabuła nieco przypomina „Jumpera” Douga Limana) ma szansę zainteresować młodych odbiorców. No właśnie, obawiam się, że „Zaginione wrota” mogą trafić jedynie w gusta nastoletnich czytelników – wątpię, żeby dorosły odbiorca, poszukujący ambitnej, wymagającej wzmożonego wysiłku intelektualnego prozy, znalazł tutaj coś dla siebie. Płynny, nieskomplikowany styl Carda, pozbawiona większych zwrotów akcji fabuła, sprawiają, że pozycję tę czyta się lekko i przyjemnie, ale po skończonej lekturze praktycznie nic nie zostaje w pamięci odbiorcy.
Akcja posuwa się do przodu dwutorowo – czytelnik śledzi losy Danny’ego oraz pewnego mężczyzny, również władającego magią wrót, który po wyjściu z drzewa osiedlił się u pewnej rodziny królewskiej. Oczywiście, najwięcej miejsca poświęcono losom Danny’ego. Autor prezentuje nam przekrój trzech lat jego trudnej egzystencji, podczas której zmaga się, ale również czerpie niewysłowioną radość z przekleństwa, jakie go dotknęło. Z uwagi na młody wiek głównego bohatera Card nie miał trudnego zadania z jego sferą psychologiczną – w końcu procesy myślowe Danny’ego nie są tak skomplikowane, jak u osób dorosłych. Jednakże, należy oddać autorowi sprawiedliwość, ponieważ udało mu się w miarę wiarygodny sposób wykreować tę konkretną postać. Szkoda tylko, że poboczni protagoniści w zestawieniu z Danny’m wypadają tak mało przekonująco.
Główna oś fabularna nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle innych, niezliczonych powieści młodzieżowych. Na początku swojej tułaczki po świecie Danny wraz z nowym znajomym zajmie się włamaniami do domów bogaczy, które przez wzgląd na jego magiczne zdolności okażą się, aż nazbyt spektakularne. Kolejny etap swojego życia chłopak poświęci na samodoskonalenie swoich umiejętności, celem stworzenia Wielkich Wrót, które ponoć przywrócą dawną świetność rodzinom czarodziejów. Aby tego dokonać osiedli się w domu małżeństwa magów, którzy chętnie przekażą mu swoją wiedzę. Oczywiście, Danny przez cały czas będzie musiał mieć się na baczności, wszak stanowi nie tylko wybawienie, ale również zagrożenie dla magicznych familii, które nieustannie podążają jego tropem, pragnąc wyeliminować prawdopodobnie jedynego żyjącego maga wrót. Autor skutecznie unika nadmiernych komplikacji osi fabularnej, płynnie skacze z jednego wątku na drugi, nie pozwalając zanadto znudzić się młodemu odbiorcy, ale też nie zaskakuje go niczym nadzwyczajnym. Jak na mój gust, troszkę za mało miejsca poświęca specyfice rodzin czarodziejów oraz nie udaje mu się nasycić fabuły ową magiczną aurą, którą znamy choćby z przygód Harry’ego Pottera. Gdyby bardziej skupił się na elementach fantasy, aniżeli nastoletnich problemach Danny’ego, „Zaginione wrota” miałyby szansę znaleźć się w czołówce literatury młodzieżowej, a tak książka jest tylko idealnym „zapełniaczem wolnego czasu” bez jakichkolwiek aspiracji na coś oryginalnego. Miejmy nadzieję, że część druga zrekompensuje czytelnikom ten niedosyt.
Myślę, że jeśli ktoś gustuje w modnych ostatnimi czasy młodzieżowych powieściach fantasy (obiecuję, że bez pseudo wampirów, których wszędzie pełno) powinien być zadowolony z lektury „Zaginionych wrót”. Jednakże, czuję się w obowiązku przestrzec koneserów poważnej literatury – tej pozycji nie napisano z myślą o was, więc aby nie narazić się na niepotrzebną nudę lepiej sobie odpuśćcie.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

2 komentarze:

  1. Okładka naprawdę kusi, ale jednak książka chyba nie dla mnie. Twoja recenzja utwierdza mnie w przekonaniu, że z książek dla młodzieży już wyrosłam.

    Pozdrawiam!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Może spróbuję? Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń