Rok 1905, Anglia. Mały David Ash jest świadkiem utonięcia swojej siostry, podczas ich wspólnej zabawy. Po tym tragicznym wydarzeniu wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych.
Rok 1928. David jest szanowanym demaskatorem tzw. zjawisk paranormalnych. Nie wierzy w duchy, co skutecznie udowadnia ludziom przez nich „nawiedzanych”. Pewnego dnia dostaje list od starszej pani, służącej rodziny Mariell, mieszkającej w dużej rezydencji w Wielkiej Brytanii, która twierdzi, że jest prześladowana przez obecności z zaświatów. Ash wyjeżdża na angielską prowincję, gdzie poznaje przerażoną służącą, oraz trójkę rodzeństwa, którzy po tragicznej śmierci rodziców są jedynymi lokatorami wielkiego, ponoć nawiedzonego domostwa. Wydarzenia, których świadkiem będzie David zmuszą go do porzucenia swojego sceptycyzmu.
Ekranizacja kultowej powieści Jamesa Herberta, wyreżyserowana przez Lewisa Gilberta. Brytyjski horror gotycki będący prawdziwą ucztą dla zmysłów odbiorcy. Wspaniały klimat angielskiej prowincji schyłku lat 20-tych XX wieku, surowa narracja, tak typowa dla tego rodzaju obrazów oraz wielki, stary dom, skrywający w swych zimnych murach mrożące krew w żyłach tajemnice. To wszystko daje odbiorcy wrażenie iście wysublimowanego smaku. Taką scenerię podziwia się z prawdziwą przyjemnością, której nie zepsuje nawet dyskomfort psychiczny, wywołany obecnością zjawisk paranormalnych. Groza emanująca z tego obrazu, ma całkowicie subtelny wydźwięk, jest ledwo uchwytna, czasem wręcz niezauważalna. To prawda, że klimat z minuty na minutę coraz bardziej gęstnieje, ale nieznacznie – odbiorca podskórnie wyczuwa tę zagęszczającą się aurę niezdefiniowanego zagrożenia, ale raczej intuicyjnie, aniżeli wzrokowo. I oczywiście słuchowo, ponieważ muzyka skomponowana przez Debbie Wiseman, nieobecna w trakcie dialogów pomiędzy bohaterami filmu, w momentach wkraczania nieznanego w znaną nam rzeczywistość delikatnymi tonami podkreśla przerażające wydarzenia, którym świadkujemy. No dobrze „przerażenie” to chyba za mocne słowo, powinnam raczej powiedzieć „niepokojące”, ponieważ doświadczony widz kina grozy z pewnością nie uświadczy tutaj niczego, co mogłoby śnić mu się po nocach. Raczej odczuje swego rodzaju dyskomfort, lekki zgrzyt, który być może na chwilę go zaniepokoi, ale nic poza tym. Przez większą część seansu będziemy świadkami typowych dla kina gotyckiego sposobów straszenia – samoistnie obracająca się klamka, łomotanie do drzwi, które oczywiście potrafią się same otwierać, gasnące światło (nie wiem czy na skutek ingerencji z zaświatów, czy przepalenia żarówki), samoczynnie kołyszący się fotel na biegunach i rzecz jasna tajemnicze głosy, nawołujące coraz bardziej zdezorientowanego Asha. Schematyczne rozwiązania fabularne, to prawda, ale o dziwo doskonale współgrające z całością.
Obok niepokojących zjawisk nadprzyrodzonych uważny widz dostanie również próbkę intrygującej tajemnicy rodzinnej. Z Mariellami od początku jest coś nie tak. Odbiorca nie ma wątpliwości, że strzegą oni jakiegoś sekretu – takiego, który całkowicie zmieni bieg narracji. Służąca zachowuje się, jak modelowa wariatka – rozmawia z duchami, stroni od reszty domowników, a jej twarz bez przerwy naznaczona jest paraliżujących przerażeniem. Pozostali lokatorzy, trójka rodzeństwa, również sprawiają dosyć niepokojące wrażenie, ale z początku odbiorcy nie będzie dane rozszyfrować, na czym konkretnie ten niepokój miałby się opierać. Bracia nieustannie szpiegują swoją dorosłą siostrę, która zdaje się być całkowicie podporządkowana ich woli – starszy pełni rolę jej ojca, a młodszego bez przerwy trzymają się niewybredne kawały. Pomyślicie, że nie ma w tym niczego nadzwyczajnego, w końcu po śmierci rodziców zostali sami, więc logicznym wydaje się fakt, że troszczą się o siebie nawzajem. Tak, ale mimo to w ich wzajemnych relacjach można wyczuć coś nienaturalnego, jakąś sztuczną pozę, przyjętą na użytek ich uczonego gościa. Nie sposób tego wyjaśnić słowami, ale gwarantuję, że każdy, kto zdecyduje się na seans „Nawiedzonego”, szybko domyśli się, o czym mówię. Aha, i jest jeszcze lekarz, lubujący się w rozdawaniu leków nasennych, którego służąca Mariellów panicznie się lęka. Wytrawny widz ghost story powinien szybko domyślić się, jak też będzie prezentowało się zakończenie tej osobliwej historii. No właśnie, finał choć bardzo oryginalny, dla niedoświadczonego odbiorcy kina grozy pewnie mocno zaskakujący, niestety przez wzgląd na liczne sygnały, które podrzucają nam twórcy w trakcie całej projekcji dla mnie jest najsłabszym momentem filmu, jedynym mankamentem, ponieważ niestety rozwiązanie akcji było dla mnie oczywiste już wcześniej. UWAGA SPOILER Wielu widzów sądzi, z czym muszę się zgodzić, że owo przegadane zakończenie „Innych” Alejandro Amenabary z 2001 roku jest zwyczajną kopią finału „Nawiedzonego” KONIEC SPOILERA.
Obsada bajeczna, lepszej naprawdę nie można było sobie wymarzyć. W roli głównej Aidan Quinn, który choć wywiązał się ze swojego zadania naprawdę przyzwoicie nie może konkurować z młodziutką (troszkę nieudolnie umalowaną) Kate Beckinsale, która jak zwykle zaprezentuje nam swój niebywały wręcz talent aktorski i kawałek golizny, co powinno usatysfakcjonować męską część widowni:)
Moim zdaniem „Nawiedzony” jest jedną z najlepszych produkcji gotyckich, jakie dane mi było obejrzeć. Jeśli ktoś gustuje w takiej subtelnej grozie i cechuje się pewną dozą cierpliwości powinien być całkowicie zadowolony z seansu. Widzom nastawionym na efekciarstwo i epatowanie przemocą stanowczo odradzam.
Nie cierpię zarówno Aidana Quinna jak i Kate Beckinsale, więc film zdecydowanie nie dla mnie;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do blogowej zabawy 'otagowani':)
Przyznam szczerze, że najbardziej zaciekawił mnie w tej recenzji fragment o nieudolnie umalowanej Kate Beckinsale. To brzmi zbyt ciekawie, żeby nie sprawdzić tego na własne oczy ^^
OdpowiedzUsuńHehe, chodzi mi o rażącą czerwień jej szminki. Wiem, że w czasach, kiedy rozgrywa się akcja tego filmu taka panowała moda, ale do jej cery strasznie mi to nie pasowało. Zwyczajnie, na potrzeby filmu, zeszpecono ją:)
UsuńKompletnie o tym filmie zapomniałam, chętnie obejrzę jeszcze raz. Z tego co pamiętam bardzo fajna produkcja, nie przebija co prawda pierwowzoru, ale o to z reguły jest trudno ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam gotyki, ledwo co pamiętam ten film, ale może kiedyś sobie go jeszcze "odświeżę". Fajnie jest sobie przypomnieć o niektórych filmach, które oglądało się już jakiś czas temu. Dziękuję za kolejną ciekawą recenzję :-)
OdpowiedzUsuń