niedziela, 10 lutego 2013

Jeffrey Ford „Portret pani Charbuque. Asystentka pisarza fantasy”

Wydawnictwo Mag przygotowało prawdziwą niespodziankę zarówno dla wielbicieli opowiadań, jak i powieści, będących swego rodzaju miszmaszami gatunkowymi. Proza Jeffrey’a Forda wymyka się jakimkolwiek klasyfikacjom, bo choć najbliżej jej do fantasy uważny czytelnik dostrzeże również echa science fiction, horroru, dramatu, kryminału, a nawet romansu. Jego styl nie tylko pobudza wyobraźnię swoją kwiecistą konstrukcją, ale przy okazji daje czytelnikowi trudne do zignorowania przesłanki, że tak naprawdę nie ma do czynienia ze zwykłą, nastawioną na rozrywkę opowieścią, ale czymś o wiele głębszym, trudno uchwytnym, a jednak delikatnie wyczuwalnym.
Na pierwszą część książki składa się 16 opowiadań (opatrzonych odautorskimi notkami krótko omawiającymi ich genezę) będących szybkim przeglądem zdolności pisarskich Forda. Choć zbiorek, obok absolutnych hitów, oferuje nam również kilka mniej interesujących historii tak na dobrą sprawę daje nam powody przypuszczać, że oto zetknęliśmy się z autorem o nieograniczonych pokładach dziwnej wyobraźni, który nie boi się eksperymentować z gatunkami literackimi. Inność bardzo często idzie w parze z oryginalnością i tak też jest w tym przypadku. Ford konfrontuje nas między innymi z drzewnym stworzeniem powołanym do życia przez chłopca zainspirowanego przypowieścią biblijną o Adamie i Ewie; asystentką pisarza fantasy, która przenosi się do baśniowego świata; planetą robali zakochanych w XX-wiecznych filmach Ziemian; realiami pewnego sprzedawcy, próbującego namówić kogoś do kupna myślącego mózgu, zamkniętego w pojemniku; przejażdżką z Jezusem i diabłem (pachnie bluźnierstwem, aczkolwiek gwarantuję, że czarny humor Forda raczej odwróci uwagę chrześcijan od bohaterów tego opowiadania). Muszę przyznać, że byłam mocno zaskoczona nie tylko poziomem warsztatowym niniejszych krótkich form literackich, ale również zwariowanymi pomysłami autora, które co tu dużo kryć, dostarczyły mi sporej frajdy. Najbardziej wstrząśnięta byłam po przeczytaniu trzystronicowej historii zatytułowanej „Pansolapia”, gdzie Ford w bardzo chaotyczny sposób przedstawia swoją wizję na znaną tezę, że całe nasze życie nieustannie rozgrywa się w różnych wymiarach. Po zapoznaniu się z tą opowieścią przeszłam do notki odautorskiej, gdzie autor, jakby czytał mi w myślach pisze: „Podejrzewam, że większość osób po przeczytaniu Pansolapii pokręci głową i powie: Co to, kur***, jest?”. Taki właśnie jest Jeffrey Ford:)
„Życie nie polega na trwaniu w idealnym bezruchu. Taka stagnacja sama w sobie jest śmiercią. Życie to chaos, który przechyla szalę na którąś ze stron.”

Druga część książki to powieść zatytułowana „Portret pani Charbuque”, osadzona w roku 1893 w Nowym Jorku. Opowiada o pewnym znanym portreciście, Piero Piambo, który dostaje niecodzienne zlecenie od bogatej kobiety, która pragnie, aby ją namalował nie widząc jej. Aby mu to ułatwić dama obiecuje, że odpowie na każde pytanie, dotyczące jej egzystencji. Jak można się spodziewać Piambo wkrótce wpadnie w sidła niszczącej obsesji na punkcie tajemniczej pani Charbuque, ale będzie również musiał zmierzyć się z jej mężem oraz dziwną chorobą „krwawiących oczu”, na którą zapadają niektóre mieszkanki Nowego Jorku, a która zdaje się łączyć z niesamowitą historią życia byłej wróżbitki pani Charbuque.
Mam słabość do XIX-wiecznych książek, ale zadowalam się również współczesnymi lekturami, których akcja jest tylko osadzona w tamtym okresie. Ford, jak zwykle oparł swoją historię na oryginalnym, mocno intrygującym pomyśle, po czym przystąpił do eksperymentowania gatunkami – fantasy i kryminałem, osnutych delikatną aurą wszechobecnej grozy. Tak znakomicie udało mu się podsycić moją ciekawość, że zwyczajnie nie mogłam się doczekać końca, który jak podejrzewałam powie mi, jak też wygląda tajemnicza pani Charbuque. Jedyne, czego Fordowi zabrakło to archaiczny styl, który powinien być obecny w historii osadzonej w XIX wieku oraz oryginalne zakończenie – niestety, finał choć zaskakujący jest jedynie powtórką z innych znanych mi książek. Jednakże abstrahując od tych dwóch wpadek muszę przyznać, że dałam się porwać wizji XIX-wiecznego Nowego Jorku w pojmowaniu Forda – bogacze i ich niecodzienne zachcianki, laudanum, portretowanie, wróżbiarstwo, tajemnicza choroba i zgubna obsesja, czyli dokładnie to, co w tego typu literaturze lubię najbardziej.

Jeśli jesteś koneserem warsztatowo dopracowanej, barwnej prozy, wymykającej się jakimkolwiek szufladkom gatunkowym to niniejsza książka została napisana właśnie dla ciebie. Daj się porwać dziwności Forda i przeżyj przygodę, której długo nie zapomnisz!

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

8 komentarzy:

  1. Ta pozycja to zdecydowanie coś dla mnie, ponieważ uwielbiam opowiadania, a już całkowicie ulegam opowiadaniom wymykającym się wszelkim normom. Poza tym, dodatkowy powieściowy bonus, to nie lada gratka :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo, bardzo fajna recenzja. Muszę przyznać, że zaintrygowałaś mnie tą ksiażką, co się rzadko w moim przypadku zdarza, kiedy do czynienia mam z nieznanym mi autorem czy utworem. Zaprotestować muszę jedynie przeciw uznaniu za wadę braku stylizacji archaicznej, która po prostu nie jest żadnym wymogiem. Idąc podobnym tropem można by w sumie zarzucić wielu autorom, że nie posłużyli się odpowiednią stylizacją języka np. pisząc epicką historię o jaskiniowcach. Ja wiem, że to kwestia gustu i jeśli Jeffrey Ford tu obecny zdecydowałby się na posłużenie takim stylem archaicznym właśnie, to by się w to czytająca osoba zatopiła pod innym kątem, ale postanowił on inaczej - zapewne nie bez przyczyny. No, ale chętnie kiedyś przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie. Chodziło mi o to, że ja po prostu uwielbiam archaizmy, co jest głównym powodem do sięgania po stare książki, czy te osadzone w dawnych czasach, bo najczęściej tam mogę na nie natrafić:)Dlatego rozczarowało mnie, że Ford z tego zrezygnował.
      Ps. Cieszę się, że Cię zainteresowałam, bo naprawdę warto poświęcić troszkę czasu na to cudeńko.

      Usuń
    2. A, w takim razie przepraszam, źle zrozumiałem!

      Usuń
    3. Dobrze zrozumiałeś tylko ja się niejasno w recce wyraziłam:/ To bezsprzecznie mój błąd, za co przepraszam.

      Usuń
  3. Dziwna wyobraźnia, zwariowane pomysły, czarny humor... i ta okładka do "Pani Charbuque" :3 No i sama fabuła - może opowiadania by mnie nie przekonały, ale z (mini?)powieścią tworzą kuszącą całość. Na stylizowaniu języka na epokę mi nie zależy (choć o ile dobrze zrobione, jest zawsze miłym akcentem), także... Tytuł do odnotowania w kajeciku, znowu narobiłaś chrapki ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Okładka jest świetna, muszę przyznać, ale ta książka mnie w jakiś sposób (nie wiedzieć czemu) odrzucała... chyba myślałem, że to jakiś romans biednej sieroty z malarzem - artystą ulicznym... dziwne... nawet jak na mnie :D.
    Na szczęście się myliłem ;P.

    Pozdrawiam!
    Melon

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie potrafię przekonać się do tej serii. Mam już jedną książkę z tego ,,gatunku'', ale jakoś mnie nie zainteresowała swoją tematyką. Może kiedyś w wolnej chwili dam szanse powyższej pozycji, ale teraz mówię pas.

    OdpowiedzUsuń