piątek, 22 lutego 2013

„Sprawa z przeszłości” (2009)

Kevin jest niepraktykującym ostatnimi czasy psychiatrą, który poświęcił się pisaniu książek psychologicznych. Jego ostatnie dzieło traktuje o osobowościach wielorakich, które szczególnie go interesują. Pewnego wieczora zjawia się u niego siostra jego dawnej pacjentki, której postawił błędną diagnozę, na skutek której dziewczyna utknęła w zakładzie psychiatrycznym w stanie katatonii, wywołanej lekami. Kobieta szantażem zmusza Kevina do ponownego rozpatrzenia przypadku osobowości wielorakiej jej siostry, Jane. Po przekonaniu kierownictwa szpitala, aby na jakiś czas odstawili chorej leki psychiatrze udaje się porozumieć ze wszystkimi jaźniami, zamieszkującymi w ciele Jane, jednak wkrótce odkrywa, że jej przypadek mocno różni się od innych, z którymi miał do czynienia w przeszłości. Kevin postanawia wyjaśnić wszystkie zagadkowe aspekty jej osobliwej choroby.
Thriller telewizyjny Bryan’a Goeresa, zrealizowany w Hiszpanii. Po opisie pewnie wielu potencjalnych widzów dojdzie do wniosku, że podobnych dreszczowców, traktujących o rozszczepionych osobowościach było już całkiem sporo – wystarczy, choćby wspomnieć „Lęk pierwotny” (1996) i „Tożsamość” (2003) – jednakże po obejrzeniu drugiej części filmu będą zmuszeni zweryfikować swoje sceptyczne nastawienie.
Najważniejsze, o czym muszę wspomnieć, tytułem wstępu to telewizyjna realizacja, która w obecnych czasach nie każdemu przypadnie do gustu. „Sprawa z przeszłości” prezentuje sobą dokładnie taki poziom, jakiego oczekuję od kina – zero efektów komputerowych, maksymalne skupienie na zmuszającej do myślenia fabule – aczkolwiek w swoich zamiłowaniach plasuję się w zdecydowanej mniejszości, więc lojalnie ostrzegam wielbicieli wysokobudżetowego efekciarstwa: to nie jest produkcja dla was. Początkowo fabuła jest dosyć klarowna, ot mamy psychiatrę, zajmującego się osobowościami wielorakimi, który pada ofiarą szantażu kobiety, której siostra po podpaleniu w przeszłości pewnej posiadłości, na skutek błędnej diagnozy Kevina przebywa, naszpikowana lekami w zakładzie psychiatrycznym. Armand Assante w roli głównej, aczkolwiek nie najtrudniejszej zaprezentował się całkiem przekonująco, aczkolwiek Dina Meyer, którą bardzo lubię deklasowała go, ilekroć tylko pojawiła się na ekranie. Fabuła nabiera tempa w momencie spotkania Kevina z borykającą się z mnogą osobowością Jane. W tym momencie przeżyłam pierwszy szok, widząc znaną z ról seks bombek w komediach romantycznych, Lacey Chabert oszpeconą do granic możliwości – blada cera, podkrążone oczy i przetłuszczone włosy, bez wątpienia jej niełatwa rola wymagała dokładnie takiej koszmarnej aparycji, więc charakteryzatorzy naprawdę postarali się o daleko idący realizm. Z jej grą natomiast jest nieco gorzej. Mając przed sobą trudne zadanie wcielenia się w różne, odmienne charakterologicznie osobowości, z licznymi atakami wściekłości Chabert obok kreacji przyzwoitych (np. flirciarskiej Mary) miała również swoje gorsze chwile (np. w momentach niekontrolowanych ataków głębokiego przerażenia). Cóż, można chyba śmiało orzec, że miejscami nie udźwignęła scenariusza.

A scenariusz to jedna wielka zagadka – pytania bez odpowiedzi mnożą się w zastraszającym tempie, dając widzowi jasno do zrozumienia, że oto ma do czynienia z tego rodzaju thrillerem psychologicznym, który zmierza do finalnego całkowitego zaskoczenia odbiorcy, co z kolei sprawia, że odbiorca przez cały seans czynnie uczestniczy w śledztwie Kevina, starając się rozwiązać tę osobliwą zagadkę. Pytania zaczynają się już w chwili odkrycia psychiatry, że Jane w dzieciństwie nie była molestowana seksualnie, co według niego jest ewenementem, jeśli chodzi o osobowości wielorakie. Następnie odkrywa, że wszystkie jaźnie istniały kiedyś naprawdę, że należą do dziewczyn, które zaginęły w tajemniczych okolicznościach. Co jeszcze ciekawsze Jane zna ich profile psychologiczne, mimo że najprawdopodobniej nigdy się z nimi nie spotkała. Myślę, że uważny widz powinien bez problemu przewidzieć część intrygi, jednakże wątpię, aby domyślił się wstrząsającego finału. UWAGA SPOILER Znając już wszystkie nieprawdopodobne aspekty choroby Jane szybko zorientowałam się, że nie mam tutaj do czynienia z osobowością wieloraką tylko typowymi nawiedzeniami przez dusze zamordowanych kobiet – klasyczny motyw (podświadomego?) pragnienia duchów, aby żywi odnaleźli ich ciała. Natomiast zrobienie z Kevina mordercy z przeszłości już całkowicie mnie zaskoczyło, bowiem dałam się zwieść twórcom przez liczne tropy, mające na celu odsunięcie od niego podejrzeń. Muszę przyznać, że ten motyw, mimo ewidentnej wtórności, sprawił, że film utknął mi w pamięci, co z pewnością byłoby niemożliwe, gdyby filmowcy zdecydowali się na konwencjonalne zakończenie KONIEC SPOILERA. Mimo ogromnej sympatii, jaką zapałałam do tego obrazu, już w pierwszych minutach projekcji; mimo, iż zaangażował mój umysł do czynnego udziału w intrygującej zagadce psychologiczno-kryminalnej niestety nie ustrzegł się również kilku denerwujących motywów. Po pierwsze elektrowstrząsy, które jakimś cudem muszą pojawiać się w niemalże każdym filmie, rozgrywającym się w zakładzie psychiatrycznym oraz postać medium – irytującego pijaczyny, który zamiast skomplikować fabułę wprowadził jedynie kilka nużących sekwencji pod koniec seansu.
Wielbicielom niskobudżetowych, skupionych na fabule thrillerów oczywiście polecam „Sprawę z przeszłości” z czystym sercem – kto wie, może będą bawić się podczas projekcji równie intensywnie, jak ja. Jednakże jeszcze raz podkreślam, że entuzjaści „masówek”, stawiających na daleko idące efekciarstwo zdecydowanie powinni trzymać się od tego obrazu z daleka. Ta produkcja nie epatuje nieustającą akcją tylko intrygującą tajemnicą i jako takowa, w moim odczuciu, całkowicie zdaje egzamin.

5 komentarzy:

  1. Trochę żałuje, że nie ma tutaj bardziej wartkiej akcji, ale mimo wszystko lubię tajemnice i intrygi, dlatego myślę, że nie powinnam poczuć zawodu oglądając „Sprawę z przeszłości”.

    OdpowiedzUsuń
  2. SPOILER!
    A nie sądzisz, że zrobienie z Kevina mordercy było tanim chwytem i nijak się nie miało do całości obrazu? Ot wzięte z dupy, żeby tylko zaskoczyć widza? Napisałam u siebie, o co mi dokładnie chodzi, nie wiem czy czytałaś http://horrorsandscaryshits.blox.pl/2013/02/Wszystko-do-nas-wraca.html
    Nie wiem, czy tylko na mnie to zrobiło właśnie takie wrażenie.Co sądzisz?
    Ilsa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. SPOILER
      Mnie się wydaje, że Jane nie podpaliła tego domu tylko któraś z dusz, które ją nawiedziły. Obstawiłabym tą, którą nazywali Małą, bo jako jedyna coś niecoś pamiętała z czasu przed swoją śmiercią (np. te jej rysunki wiatraka), była najbardziej znerwicowana, a co za tym idzie najbardziej nieprzewidywalna. Dlatego myślę, że to podpalenie było wyrazem jej wściekłości i nie miało nic wspólnego z doktorem - ot, takie oryginalne odreagowanie:)
      Ale mogę się mylić - po prostu lubię sobie po swojemu tłumaczyć nieścisłości fabularne. Może to rzeczywiście niedopatrzenie twórców.

      Usuń
  3. Ja lubię efektywne masówki a ten film również mi się podobał. Generalnie proponuję nie dyktować czytelnikom co mają oglądać. Co najwyżej możesz proponować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to dziękuję, że chociaż tyle jeszcze mogę, Panie Prezesie:)

      Usuń