czwartek, 22 stycznia 2015

„Głęboka czerwień” (1975)


Niemiecka telepatka, Helga Ulmann, zostaje zamordowana. Zaalarmowany jej krzykiem pierwszy na miejscu zbrodni pojawia się pianista Marcus Daly. Policja wszczyna dochodzenie, które wkrótce rozrasta się na kolejne ofiary tego samego sprawcy. Tymczasem Daly nie może oprzeć się uczuciu, że morderca go obserwuje. Postanawia połączyć siły z piszącą artykuł o tej sprawie, dziennikarką Gianną Brezzi i odnaleźć zabójcę zanim ten obierze sobie jego za kolejny cel.

„Głęboka czerwień” to obok „Suspirii” najsłynniejsza produkcja najbardziej docenianego przez masowych widzów i krytyków włoskiego twórcy kina grozy, Dario Argento. Scenariusz wirtuoz nurtu giallo napisał wspólnie z Bernardino Zapponim, a muzykę skomponował kultowy już zespół Goblin, który zastąpił pianistę i kompozytora jazzowego Giorgio Gasliniego (ostatecznie parę jego utworów wykorzystano w filmie). Obecnie „Głęboka czerwień” jest dostępna w kilku wersjach – najdłuższa ma 126 minut, pozostałe poddano różnej długości cięciom. Niektóre wydania już na początku filmu w jednym kadrze ujawniają mordercę. Lwia część wielbicieli twórczości Dario Argento mianem jego najlepszego horroru określa „Głęboką czerwień” bądź „Suspirię”. Mnie wybór nie nastręcza żadnych problemów, bowiem po obejrzeniu tego drugiego na długo zniechęciłam się do produkcji Argento. Surrealistyczny klimat i widowiskowa realizacja oczywiście zachwycały, ale w obliczu tak mało interesującej fabuły szybko przestały mi wystarczać. W „Głębokiej czerwieni” natomiast wszystko stoi na naprawdę wysokim poziomie, łącznie ze scenariuszem.

Już pierwsze ujęcia z przemieszczającej się kamery z licznymi zbliżeniami sygnalizują widzom podejście twórców do narracji. Sporo subiektywnego filmowania z punktu widzenia mordercy, osobliwe tricki chaotycznego rejestrowania otoczenia, mające sprawiać wrażenie, jakby operatorzy, co jakiś czas poszukiwali bohaterów filmu, kilka surrealistycznych (ale bez przesady) wstawek, w których centrum znajdują się na przykład oczy postaci bądź kapiący z ich twarzy pot. Realizację znacząco wpiera ścieżka dźwiękowa zespołu Goblin i Giorgio Gasliniego, płynnie przechodząca z mrocznych po skoczne tony przyjemnie kontrastujące z sekwencjami szczytowej grozy. To wszystko ze swego rodzaju lekkością tworzy naprawdę niepokojący, lekko przybrudzony klimat, tak jakby Argento generował atmosferę automatycznie, bez rzucającego się w oczy szczególnie we współczesnych horrorach, wymęczania mrocznej aury wszechobecnego zagrożenia. Owo niebezpieczeństwo uosabia tajemniczy seryjny morderca w skórzanych rękawiczkach (jak to zwykle w giallo bywa), który bynajmniej nie ogranicza się do jednego modus operandi – do pozbawiania życia swoich ofiar wykorzystuje wszystko, co akurat ma pod ręką. Pierwsza osoba, telepatka Helga, ginie nadziana na odłamki szkła ze stłuczonego okna. Pornograficzne zbliżenia na spływające wściekle czerwoną, wręcz groteskową krwią udowadniają, że Argento nie boi się daleko idącej dosłowności, na którą porywa się również podczas późniejszych mordów. Moim zdaniem najbardziej realistyczna sekwencja mordu, obrazuje podtapianie kobiety we wrzącej wodzie, zakończone długim ujęciem jej pokrytej pęcherzami twarzy. Ale uderzanie zębami mężczyzny o kanty mebli również sprawia odstręczające wrażenie – tym bardziej, że tak mocno rozwleczono tę sekwencję w czasie. Oprócz wymienionych scen mordów zobaczymy jeszcze dwa szybkie finalne zgony (nie licząc tego z retrospekcji). Jak na przeszło dwugodzinny film to niewiele, ale o dziwo nie miałam poczucia niedosytu, pewnie dlatego, że twórcy zrekompensowali mi tę niewielką ilość mordów ich należytą długością oraz odwagą w epatowaniu makabrą. Ale niemałą rolę w podsycaniu mojej ciekawości „Głęboką czerwienią” odegrała również doskonale przeprowadzona intryga kryminalna.

Głównych bohaterów wykreowali David Hemmings i Daria Nicolodi, oboje mocno wyegzaltowani, chwilami wręcz groteskowi, ale znając stylistykę filmów Argento nie zdziwiłabym się, gdyby był to celowy zabieg. Relacja odgrywanych przez nich postaci, Marcusa i Gianny, jest dynamiczna – od nienawiści po sympatię. Początkowo ich kłótnie koncentrują się na kwestii równouprawnienia płci. Gianna to typowa wyzwolona, bezkompromisowa kobieta, która pragnie we wszystkim dorównywać mężczyznom (ujęcia z siłowaniem się na rękę). Marcus jest bardziej konserwatywny i narcystyczny. Uważa, że rola kobiety w społeczeństwie powinna być ograniczona, że to na mężczyznach ciąży obowiązek budowania kraju. Posiłkując się tymi zgoła odmiennymi światopoglądami głównych bohaterów scenarzyści nie tylko poruszyli odwieczny problem równouprawniania płci (obiektywnie, bez narzucania widzom swoich poglądów), ale również zdynamizowali relację pierwszoplanowej parki. Z czasem twórcy dotknęli również tematyki homoseksualizmu, w równie bezstronny, ale dający do myślenia sposób. Jednak na pierwszym planie nieodmiennie pozostaje jakże trzymające w napięciu, pełne zwrotów akcji, wciągające śledztwo Marcusa i Gianny. Argento nie tylko zadbał o obsesyjne wręcz budowanie suspensu i przyspieszające tętno momenty szczytowej grozy, ale również wtłoczył w scenariusz kilka zgrabnych zmyłek, mających za zadanie oddalić podejrzenia od właściwego mordercy (dałam się na to złapać – po drugim morderstwie, pod subtelne dyktando scenarzystów, aż do końca typowałam na sprawcę niewłaściwą osobę). Ciekawy okazał się również mylący zabieg sygnalizowania ingerencji sił nadprzyrodzonych, uosabianych dziecięcą piosenką zwiastującą rychłe pojawienie się mordercy i wątkiem rzekomo nawiedzonego domu, w którego wnętrzu moim zdaniem mają miejsce najbardziej klimatyczne ujęcia.

Moim zdaniem w „Głębokiej czerwieni” Dario Argento osiągnął wyżyny klimatu i makabry, a to wszystko w tle jednego z najbardziej intrygujących dochodzeń kryminalnych, jakie dane mi było do tej pory w giallo oglądać. Film zasłużenie zaskarbił sobie sympatię opinii publicznej, bo naprawdę grzechem byłoby nie zachwycać się nad takim kunsztem realizatorskim i fabularnym.

5 komentarzy:

  1. Kurka, też się wiele lat temu zniechęciłem do Argento - za ciężkie te jego filmy były jak na umysł kilkunastolatka. Muszę się przełamać i znów do niego podejść, dziś zapewne byłbym w stanie te produkcję odpowiedniej docenić - mam nadzieję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No grzechem jest się nie zachwycać :) Ale moim ulubionym filmem Argento nie jest ani "Głęboka czerwień", ani "Suspiria", tylko niedoceniana, skromniutka "Phenomena" (chociaż oczywiście dwie kultowe pozycje też obóstwiam).

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim numerem jeden Daria Argento jest zaiste nie z tego świata pochodzące ,, Inferno'' , które wraz z ,, La Setta'' Soaviego i ,, The Beyond'' Fulciego stanowią niepodzielną Świętą Trójcę Italohorroru
    in saecula saeculorum amen

    OdpowiedzUsuń
  4. Film rewelacyjny. Przede wszystkim pod względem fabuły, zdjęć, muzyki, a także gry aktorskiej. Dla mnie zarówno „Profondo rosso” jak i „Suspiria” to świetne filmy. Nie potrafię powiedzieć, który film jest lepszy. Argento większość filmów ma udanych. Przede wszystkim tych starszych do 1996 roku. Z nowszych najbardziej podobało mi się „Non ho sonno”. Jednak ulubionego jego filmu nie potrafię wskazać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Najlepsze są Dracula 3D i Ti piace Hitchcock? ... Żartuje :) ja lubię Tenebre.

    OdpowiedzUsuń