Dyrektor
szkoły dla chłopców w Devon, Jeffrey Stone, dostaje paczkę
zawierającą przedmiot nawiązujący do jego przeszłości. Tego
samego dnia w miejscu jego pracy pojawia się jej nadawca i zmusza
dyrektora do powieszenia się. Przedstawiciele organów ścigania
klasyfikują to jako samobójstwo. Niedługo potem pojawiają się
kolejne zwłoki, tak potwornie okaleczone, że policja nie ma żadnych
wątpliwości, iż ma na do czynienia z ofiarami morderstw. Detektyw
Adrian Miles i jego nowa partnerka Imogen Grey z powodu swoich
niedawnych zawodowych problemów są odsuwani przez swojego
przełożonego od tej sprawy. Nie powstrzymuje ich to jednak przed
badaniem niektórych tropów. Jako pierwsi odkrywają związek
pomiędzy wszystkimi morderstwami, dochodząc do słusznego wniosku,
że mają do czynienia z seryjnym mordercą.
Tymczasem
pracująca w muzeum Abbey Lucas, ku swojemu niezadowoleniu, dostaje
polecenie zajęcia się doktorantem Parkerem Westem zbierającym
materiały do swojej pracy. Młody mężczyzna okazuje się bardzo
pomocny. Prowadząca samotniczy tryb życia kobieta odkrywa, że
dobrze czuje się w jego towarzystwie. Z czasem rodzi się pomiędzy
nimi głębsze uczucie, pomimo unikania przez obojga zwierzeń na
temat swoich dotychczasowych przeżyć.
Thriller
„Belfer” to bardzo dobrze przyjęta przez krytykę i fanów
gatunku debiutancka powieść Brytyjki Kateriny Diamond,stanowiąca
pierwszą część zaplanowanej serii o detektywach z wydziału
zabójstw Imogen Grey i Adrianie Milesie. Tom drugi, „The Secret”,
miał swoją światową premierę w ostatnim kwartale 2016 roku, a
publikację trzeciej odsłony zatytułowanej „The Angel” wstępnie
zapowiedziano na wrzesień 2017 roku. Wziąwszy pod uwagę
entuzjastyczne reakcje wielu czytelników na dwie pierwszej części
literackiej serii Kateriny Diamond wydaje się, że ma ona sporą
szansę stania się jedną z najpoczytniejszych autorek współczesnych
thrillerów. Przy założeniu, że w kolejnych odsłonach nie zatraci
tego, czym podbiła serca tak wielu miłośników tego typu prozy.
UWAGA
SPOILER Mam wrażenie, że „Belfer” z założenia miał być
skomplikowanym dreszczowcem, którego odbiór ulega ciągłym zmianom
na skutek podrzucania przez autorkę coraz to nowych faktów na temat
wydarzeń i postaci zaludniających karty niniejszej powieści.
Problem w tym, że Katerina Diamond już podczas prologu mocno się
zagalopowała, zbytnio zagłębiając się w umysł pierwszej z ofiar
seryjnego mordercy. Podczas przybliżania sylwetek kolejnych „celów”
grasującego w mieście zabójcy popełniała dokładnie ten sam błąd
– bez zdradzania sensu tego całego zbrodniczego procederu, ale
niestety jasno dając czytelnikom do zrozumienia, że ma do czynienia
z plejadą istnych szumowin i co za tym idzie niejako automatycznie
zmuszając czytelnika do sympatyzowania z oprawcą. Pomimo
nieznajomości jego motywów, co jeśli inaczej na to spojrzeć
wydaje się być dosyć niezwykłym przypadkiem, ale osobiście
wolałabym, żeby Katerina Diamond wykazała się większą
biegłością w zacieraniu istoty fabuły, żeby moje nastawienie do
ofiar i oprawcy nie zostało uwarunkowane już na początku książki
tylko ulegało ciągłym zmianom KONIEC SPOILERA. Samemu
pomysłowi na fabułę „Belfra” niczego zarzucić nie mogę, choć
nie zdziwiłabym się gdyby niektórzy wyrzucali mu brak większej
oryginalności. Ja tego nie uczynię, bo patrzę na tę historię w
kategoriach świeższego spojrzenia na jeden z silnie
wyeksploatowanych motywów tego gatunku i to zarówno w jego
filmowej, jak i literackiej odsłonie. Jakiego motywu? Tego
domyśliłam się już w trakcie czytania prologu, na wszelki wypadek
wolę jednak nie zdradzać tego założenia – istnieje bowiem
możliwość, że znajdą się osoby, którym nie uda się szybko
wyciągnąć właściwych wniosków, że dadzą się zwieść
początkującej pisarce pomimo jej ewidentnych braków w technice
pogrywania z czytelnikiem. Niecodzienna konstrukcja „Belfra”
najprawdopodobniej miała dopomóc Katerinie Diamond w procesie
zaciemnienia istoty owej opowieści – zdezorientować odbiorcę i
niejako dać mu poczucie obcowania z niebywale skomplikowaną
intrygą, której poszczególne wątki zapewne połączą się w
jakiś iście zdumiewający sposób. Nie licząc rozdziałów
poświęconych ofiarom seryjnego mordercy akcja toczy się na dwóch
płaszczyznach, a w zasadzie to trzech jeśli wliczyć retrospekcje z
życia Abbey Lucas. Jednej z głównych bohaterek „Belfra”,
której teraźniejsze dzieje również dane nam będzie poznać. Jej
i doktoranta Parkera Westa, pomagającego Abbey w pracy przy
wypchanych zwierzętach w muzeum. W porównaniu do portretów tej
dwójki rysy psychologiczne pary detektywów trafiających na jakąś
grubszą sprawę, Imogen Grey i Adriana Milesa, jawią się dosyć
szczątkowo, zresztą ich dochodzenie również nakreślono bardzo
pobieżnie. Może Katerina Diamond poprawi to w kolejnych tomach
swojej literackiej serii, tj. bardziej rozbuduje, bo skrótowe
informacje na temat tej dwójki są na tyle obiecujące, że
zwyczajnie nie zasługują na takie ogólnikowe podejście. Autorka
bez wątpienia posiadła zdolność zagłębiania się w psychikę
wymyślonych przez siebie postaci, potrafi kreślić wyczerpujące
rysy osobowościowe bohaterów, co udowodniła na przykładzie Abbey
i Parkera, zwłaszcza tej pierwszej, bowiem w tym przypadku bardzo
pomocne okazało się ratalne przybliżanie czytelnikom jej
niegdysiejszych, jakże oburzających przeżyć.
UWAGA
SPOILER „Niektórzy wierzą, że mają prawo dane od
Boga, aby podporządkowywać sobie innych, aby sprawować najwyższe
rządy nad nami, którzy jesteśmy dla nich zaledwie zabawkami.”
KONIEC SPOILERA
Jeśli
dobrze odczytuję cele, jakie przyświecały Katerinie Diamond muszę
niestety stwierdzić, że eksperymentalna narracja nie zdołała
„wywieść mnie w pole”, a wręcz przeciwnie: tylko utwierdziła
mnie w przekonaniu, że właściwie odczytuję sens tej historii i na
dodatek unaoczniła jeden z ważniejszych faktów, co akurat wydawało
się być celowym zabiegiem autorki. Nie sądzę, żeby jej zamiarem
było skrzętne ukrywanie tej rewelacji, już raczej zależało jej
na zintensyfikowaniu wcześniej jedynie kiełkujących odczuć nie
zaś silenie się na element zaskoczenia poprzez przewrotną formę
tej konkretnej składowej. Wiem, że wyrażam się niejasno, ale w
przypadku „Belfra” lepiej poprzestać na enigmatyczności, bo
choć mnie nie nastręczyło większych problemów rozszyfrowanie
ogólnego sensu tej opowieści to nie da się nie zauważyć, że
Diamond starała się zamieszać – stworzyć pozornie wielowątkową
powieść, której poszczególne wątki miały opierać się wszelkim
próbom odbiorcy złożenia ich w jedną spójną całość. Nie mogę
więc wychodzić z założenia, że dla każdego czytelnika
interpretacja większości jej składowych będzie tak oczywista jak
dla mnie, że każdy już podczas zapoznawania się ze wstępnymi
partiami „Belfra” automatycznie wkroczy na właściwą ścieżkę
i tak jak ja twardo będzie się opierał wszelkim próbom
zepchnięcia go na drogę zwątpienia, czynionym przez początkującą
autorkę. Której nie brak empatii, zrozumienia otaczającego ją
świata, która potrafi dostrzegać i analizować wszelkiego rodzaju
zepsucie, wszelkiej maści potworności, do jakich zdolny jest
człowiek i bezduszność systemu, ustroju, który zdaje się
faworyzować przestępców kosztem ich ofiar głównie dlatego, że
za „sznurki pociągają” iście zdemoralizowane, chroniące
jedynie własny interes, okrutne persony mające władzę i
pieniądze, bez których w dzisiejszych czasach trudno dochodzić
sprawiedliwości. Doskonale widać to na przykładzie Abbey, tego jak
została potraktowana przez uczelnię, ale echa takiego pojmowania
świata przez Katerinę Diamond (które całkowicie podzielam)
wyraźnie pobrzmiewają również w innych wątkach i choćby za tę
prawdę konsekwentnie obnażaną na kartach tej powieści jestem
zmuszona przyklasnąć tej debiutującej pisarce, a plusów przecież
jest więcej. Choćby niektóre, bardzo pomysłowe sposoby eliminacji
ofiar, całkiem makabryczne pomimo oszczędnych opisów, które
jednak uruchamiają wyobraźnię – autorka zdradza na tyle, aby nie
mieć żadnych problemów z odmalowaniem sobie przed oczami tych
krwawych obrazków. Jak już nadmieniłam wcześniej wymyśliła
również ciekawą genezę całej intrygi, która swoją drogą była
dla mnie jedynym tajemniczym elementem fabuły. Tylko szczegółów
całego zbrodniczego procederu nie byłam w stanie przedwcześnie
przeniknąć, choć oczywiście miałam swoją, jak się okazało
błędną teorię. Przebieg dynamicznej, jakże trzymającej w
napięciu końcówki zaskakujący nie był, niemniej moim zdaniem
Diamond wybrała najlepszą z możliwych finalizację tej historii,
zmuszającą do zadumy i wyciągnięcia bądź co bądź
przygnębiających wniosków na temat świata, w którym przyszło
nam żyć. Na koniec taka mała uwaga do polskiego tłumaczenia
Wiesława Marcysiaka i redakcji – do doprawdy męczącej składni
(należało przede wszystkim poprzestawiać niektóre słowa w jak
się wydaje większości zdań) i denerwującego nadużywania słów
„ciebie” i „tobie” w miejscach, gdzie bardziej pasowało
„cię” i „ci”.
„Belfer”
dla mnie osobiście żadnym wielkim odkryciem literackim nie jest,
choć wielu recenzentów wyznaje zgoła odmienny pogląd na to
zagadnienie. Katerina Diamond bez wątpienia ma zadatki na bardzo
dobrą pisarkę, idealnie odnajdującą się w stylistyce thrillera. Istotnie, pokazała je na kartach tej powieści. Brakło
jej jednak doświadczenia i / lub wyczucia potrzebnych do właściwego
ukierunkowania drzemiącego w niej talentu, większego rozeznania w
technicznych aspektach tego typu prozy, bo samej koncepcji, pomysłowi
na fabułę i podejściu do sfery emocjonalnej wiele zarzucić nie
można. Ta opowieść wciąga, a i owszem, ale jestem przekonana, że
angażowałaby jeszcze silniej, gdyby autorka doszlifowała parę
elementów, co być może uczyni w swoich kolejnych publikacjach. W
końcu ćwiczenie czyni mistrza.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Nie ukrywam, że jestem bardzo ciekawa tej historii właśnie przez wzgląd na wiele pozytywnych opinii. Dam jej szansę, chociaż będę trzymała dystans ;)
OdpowiedzUsuńSkoro jest tyle sprzecznych opini dotyczących tej skiazki to sama ją przeczytam, bo jestem jej po prostu ciekawa. Ponadto sama fabuła mnie zainrygowała, boi nie czytałam jeszcze nic podobnego.
OdpowiedzUsuńWidze, ze zmieniłaś coś w wyglądzie bloga, bo lepiej czyta się Twoje recenzje. Dla mnie może już tak zostać, bo oczy się nie męczą.
Tak, wprowadziłam małe zmiany. I tak zostanie dopóki nie wymyślę czegoś lepszego (bądź dopóki nie pojawią się lepsze opcje). Cieszę się, że zmiany pomogły.
Usuń