Prawniczka Marta, jej mąż Laszló i klient Istvan, wybierają się do lasu na
polowanie. Przewodnik, Lóri, zaopatrza ich w broń i wskazówki odnośnie trasy,
po czym zostawia ich samym sobie. Początkowo wszystko przebiega zgodnie z
planem, Istvanowi udaje się nawet upolować sarnę, ale wszystko się komplikuje z
chwilą oddania strzału przez Martę. Kobieta bierze miejscowego mężczyznę za
zwierzynę i pozbawia go życia. Świadkujący temu wydarzeniu Laszló chce zgłosić
wypadek, ale żona powstrzymuje go - groźbą zmusza mężczyznę do milczenia i
ukrycia zwłok. Nieświadomy niczego Istvan odkrywa prawdę dopiero w drodze powrotnej,
gdy zaskakuje ich Lóri, który jak się okazuje widział, co zrobiła Marta i teraz
próbuje sprzedać im swoje milczenie. Przewodnik żąda pięćdziesięciu tysięcy
euro, na co miastowi niechętnie przystają. Zatrzymują się w osadzie nieopodal
lasu i czekają na znajomego Istvana, który ma dostarczyć im pieniądze. Jednak
jak się z czasem okazuje na jednym martwym mężczyźnie ich pobyt w leśnym
zaciszu się nie kończy, gdyż wypadek na polowaniu wkrótce pociąga za sobą
kolejne trupy.
„Upolowana” to węgierski thriller w części utrzymany w stylistyce survivalowej, wyreżyserowany przez Arona
Matyassya, na podstawie scenariusza napisanego wespół z Peterem Galem, Csaba’em
Tóthem i Zoltanem Vinczem. Projekt kosztował półtora miliona euro i mógł
poszczycić się całkiem zadowalającą dystrybucją (jak na standardy węgierskiej
kinematografii), ale raczej wątpię, żeby w najbliższym czasie odbił się
szerokim echem choćby w Polsce, nie wspominając już o świecie. Matyassy
stworzył bowiem obraz, który w warstwie fabularnej, tak na dobrą sprawę, niczym
nadzwyczajnym się nie wyróżnia, choć należy zaznaczyć, że na gruncie
technicznym twórcy całkiem przyzwoicie się spisali, w czym największą zasługę
miały malownicze leśne plenery.
Choć na początku można odnieść takie wrażenie, głównym wątkiem scenariusza
nie jest konfrontacja z naturą, nawet nie próba zatuszowania nieumyślnego
zabójstwa tylko coś bardziej wymyślnego, żeby nie rzec przekombinowanego. Film
otwiera wątek bazujący na zakończonej powodzeniem próbie wyłudzenia pieniędzy
przez Martę od prokuratora, którego nagrała w sytuacji jednoznacznie wskazującej
na jego skorumpowanie. Już wówczas scenarzyści przybliżają nam charakter
głównej bohaterki, bardzo dobrze wykreowanej przez Dorkę Gryllus, który
znacząco odstaje od standardowych typów osobowościowych czołowych kobiecych
postaci w tego rodzaju produkcjach zazwyczaj propagowanych przez amerykańskich
twórców. Właściwie już na wstępie postarano się, aby większość odbiorców
nastroić antypatycznie do Marty, punktując jej karygodne wykorzystywanie swojej
zawodowej pozycji oraz pragnienie wzbogacenia się na próbie ustawienia wyroku
sądowego przez prokuratora. W swoich relacjach z innymi Marta również nie jawi
się niczym wzór cnót – szczególnie uwidacznia się to w jej kontaktach z mężem,
którego traktuje z wyższością, wręcz arogancją, jakby uznając za oczywiste jego
całkowite oddanie. Laszló denerwuje sposób, w jaki go traktuje, ale jego
sprzeciw nie jest na tyle stanowczy, żeby wywarło to jakieś wrażenie na Marcie.
Wspomniałam, że sylwetka głównej bohaterki może wzbudzić niechęć u wielu
odbiorców, ale ja się do nich nie zaliczam, gdyż zawsze z zadowoleniem
przyjmuję kobiece postaci, mające w sobie więcej wad, aniżeli zalet - osoby
choćby tylko w części czerpiące z charakterystyki typowej femme fatale, z czym
mamy do czynienia w tym przypadku, zazwyczaj zyskują moją większą aprobatę,
aniżeli grzeczne dziewczynki, całkowicie podporządkowane mężczyznom. Tak też
było w przypadku Marty, skorumpowanej prawniczki, z łatwością uzależniającej od
siebie przedstawicieli płci męskiej i dbającej jedynie o własne interesy. Z
czasem na jaw wychodzi fakt, że Marta z ochotą zradza swojego męża z klientem
Istvanem, który traktuje ją z większą stanowczością niż Laszló, ale mimo to
jest gotowy wiele dla niej poświęcić. Relacje całej trójki, łącznie z ich
rysami psychologicznymi w mojej ocenie są najlepszą częścią składową
scenariusza, nieporównanie ciekawszą od denerwująco przewidywalnej, mało
zajmującej intrygi. „Zabawa” zaczyna się z chwilą przypadkowego pozbawienia
życia miejscowego mężczyzny przez Martę. Po wkroczeniu trójki bohaterów do lasu
(zresztą w prologu również) uwagę zwracają przepiękne plenery. Silnie
skontrastowane, malownicze zdjęcia rozległego lasu uderzające swoim dzikim
pięknem, acz pozbawione pożądanego w tego typu obrazach mrocznego klimatu,
który powinien towarzyszyć bohaterom. Miastowi przystępują do oddawania się
okrutnemu zajęciu polowania na zwierzęta, znajdując również czas na stosunek
oralny, wciśnięty w akcję chyba tylko i wyłącznie z chęci przyciągnięcia uwagi
części odbiorców płci męskiej. Cóż, jak się nie potrafi zaciekawić widzów samą
intrygą to trzeba uciekać się do ujęć o zabarwieniu erotycznym, nawet jeśli nie
znajdują przekonującego zastosowania w aktualnie snutym wątku. No może, poza
kolejnym akcentowaniem bezwstydnego podejścia do życia głównej bohaterki, która
najpierw dogadza mężowi, a zaraz potem pada w ramiona swojego klienta.
Nadrzędny wątek, pomimo wielu starań poczynionych z mojej strony, nijak nie
potrafił mnie poruszyć – właściwie bez żadnych pożądanych emocji śledziłam rozwój
akcji, za to z wciąż narastającym poczuciem zaprzepaszczonego potencjału. W
swojej naiwności sądziłam, że „Upolowana” będzie się koncentrować na przeszkodach,
jakie pojawiają się na drodze mieszczuchów starających się ukryć nieumyślne
zabicie człowieka oraz brutalnej konfrontacji z psychopatycznymi mieszkańcami
osady umiejscowionej nieopodal gęstego lasu, bo początkowo wiele na to
wskazywało. Ale wychodzi na to, że przedawkowałam amerykańskie survivale, bo gdy tylko główni
bohaterowie docierają do wioski scenarzyści uświadamiają widzom, że tubylcy nie
są jakimiś degeneratami, znajdującymi przyjemność w mordowaniu turystów, a
ciało mężczyzny zastrzelonego przez Martę właściwie przestaje być istotne,
wyłączając rolę, jaką pełni w procesie mnożenia się trupów. Lóri w zamian za
obietnicę gotówki bierze na siebie konieczność pozbycia się zwłok, nie wiedząc
jeszcze, że to wydarzenie przyczyni się do zgonów kolejnych osób. Morderstwa
jednak nie mają na celu unaocznić nam degeneracji żyjących z dala od
cywilizacji, ubogich miejscowych, twórcy nie próbują również wstrząsnąć nami z
wykorzystaniem jakichś drastycznych efektów specjalnych, stawiając na niemalże
bezkrwawe akty zbrodni. Kolejne zgony wydają się być jedynie tragicznym
następstwem wypadku na polowaniu, do pewnego momentu, bo wkrótce scenarzyści
przystępują do odkrywania coraz to nowych szczegółów szerzej zakrojonej
intrygi, które zapewne w zamyśle miały mnie zaskoczyć. Miały, ale coś nie
wyszło, bo tak na dobrą sprawę już z chwilą dotarcia głównych bohaterów do
osady spodziewałam się takiego, czy też zbliżonego rozwoju wydarzeń, z reakcją
miejscowych włącznie. Nazbyt grubymi nićmi to uszyto, w dodatku za dużo
zdradzając w początkowych partiach filmu, nie wspominając już o braku
jakiegokolwiek chwytliwego pomysłu na zdynamizowanie końcówki, którą
sprowadzono do niebywale nużących pościgów po lesie. Jak się patrzy na całość,
bez analizowania poszczególnych elementów składających się na „Upolowaną” to ma
się wrażenie obcowania z obrazem pozbawionym indywidualizmu, miałkim, wręcz
naiwnym filmidłem, który nawet nie próbował czymkolwiek się wyróżnić na tle
niezliczonych „taśmowo produkowanych” thrillerów. Ale jeśli wejrzeć głębiej,
sceneria i nieczęste w tego typu kinie rysy psychologiczne bohaterów, ze
szczególnym wskazaniem na sylwetkę Marty mogą zaintrygować przynajmniej na
tyle, żeby wymusić na odbiorcy przetrwanie do końca projekcji. A przynajmniej
mnie przed ekranem utrzymywały tylko te dwie części składowe produkcji Arona
Matyassya.
„Upolowana” w moim pojęciu plasuje się poniżej przeciętnej, stanowiąc doskonały
przykład zaprzepaszczenia potencjału poprzez uporczywe kombinowanie. Prostota
amerykańskich survivali bardziej do
mnie przemawia, aniżeli złożone, grubymi nićmi szyte intrygi, które w gruncie
rzeczy prowadzą do przewidywalnego finału. Zresztą nie tylko zakończenie można
z łatwością przedwcześnie rozszyfrować, bo raczej wątpię, żeby zaznajomionym z
tego typu dreszczowcami widzom jakiekolwiek trudności sprawiało przewidzenie
wszystkich szczegółów składających się na fabułę, a przynajmniej zbliżenie się
do istoty całej intrygi na długo przed wyłuszczeniem jej wyłuszczeniem jej na
ekranie. Nawet biorąc pod uwagę umiejętne wykorzystanie naturalnego piękna
leśnej scenerii i interesujące osobowości głównych bohaterów nie jestem w
stanie wykrzesać z siebie entuzjazmu do tego przedsięwzięcia. Za to jest mi
strasznie przykro, że tak boleśnie zaprzepaszczono potencjał mimo wszystko na
początku czający się w scenariuszu.
Widzialam wczoraj. Tak gmatwali fabułę że w końcu straciłam zainteresowanie.wizualnie bardzo ładny i spojojnie na tym tle sprawdziłaby się prosta historia z jednym twistem zamiast dziesięcioma. Przestarali się trochę.
OdpowiedzUsuńIlsa
Kochana, czy ogladalas kiedyś filmy o porwaniach dziewczyn w celu wywozki i zmuszania ich do prostytuowania się? Oglądałam kiedyś taki świetny film, strasznie go przezywalam, do dziś mam go w pamięci. Jeśli cokolwiek ogladalas to spróbuję opisać.
OdpowiedzUsuńNa tę chwilę przypomina mi się tylko "Ponury dom" i "Dziewczyny z przemytu", ale tutaj masz kilka tytułów:
Usuńhttp://www.filmweb.pl/forum/filmy/Witam+szukam+filmu+o+dziewczynach+porwanych+do+%22burdeli%22,2693984
Niestety, to nie będzie to. Jest taka jedna scena, która mi zapadła w pamięci, nieco "brutalna". Otóż dziewczyna, która została właśnie uprowadzona i zmuszona pracować jako prostytutka, jakiś czas później (chyba została wynajeta z koleżanką) leży na łóżku, a na niej facet, który "odbywał stosunek", dziewczyna poddana, obojętna, w szoku. Naprzeciwko pamiętam była jej chyba znajoma w takiej samej sytuacji. Nie wiem czy skojarzysz.. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń