niedziela, 24 lutego 2019

Maurizio De Giovanni „Metoda Krokodyla”

Policjant z Sycylii, inspektor Giuseppe Lojacono, przed dziesięcioma miesiącami został przeniesiony do Neapolu, do wydziału zgłoszeń jednego z tamtejszych posterunków policji. Od tego czasu Lojacono z rozkazu przełożonych tkwi za biurkiem, nie angażując się w żadne śledztwa. Decyzję tę jego przełożeni podjęli po pojawieniu się podejrzeń o współpracę Giuseppe z mafią. Obciążające go zeznania jednego z członków przestępczości zorganizowanej zniszczyły mu nie tylko życie zawodowe, ale również rodzinne. Lojacono najbardziej tęskni za swoją nastoletnią córką, ale niemożność pracy w terenie też działa na niego przygnębiająco. Podczas jednego ze swoich nocnych dyżurów Lojacono odbiera wezwanie na miejsce zbrodni. Ofiarą jest nastolatek, który zginął od jednego strzału z broni palnej. Nieopodal ciała Lojacono znajduje zużyte chusteczki, które wkrótce staną się znakiem rozpoznawczym seryjnego mordercy zwanego przez prasę Krokodylem. Inspektor Giuseppe Lojacono po jakimś czasie zostaje zaangażowany w to śledztwo przez prokurator Laurę Piras. Oboje doskonale zdają sobie sprawę z tego, że czas działa przeciwko nim, bo im dłużej Krokodyl pozostaje nieuchwytny, tym większe ryzyko, że zginą kolejni młodzi ludzie mieszkający w Neapolu.

Włoch Maurizio De Giovanni swoją powieściopisarską karierę (pisze też opowiadania) rozpoczął w 2007 roku. Wtedy to ukazał się pierwszy tom jego długiej kryminalnej serii z komisarzem Ricciardim pt. „Łzy pajaca”. W 2012 roku wydano natomiast pierwszą część nowego cyklu De Giovanniego, z inspektorem Giuseppe Lojacono, w Polsce wypuszczoną dopiero w 2019 roku pod tytułem „Metoda Krokodyla”. Seria ta nie wyparła tej poprzedniej – De Giovanni mniej więcej tyle samo czasu przeznacza na rozbudowywanie obu tych kryminalnych cyklów. Ten drugi funkcjonuje pod nazwą „I Bastardi di Pizzofalcone” („The Bastards of Pizzofalcone”, „Bękarty z Pizzofalcone”) i jest to zarazem tytuł drugiej części serii z inspektorem Giuseppe Lojacono. W 2017 roku we Włoszech rozpoczęto emisję serialu „I bastardi di Pizzofalcone” opartego na tym cyklu Maurizio De Giovanniego, który to również wziął udział w tym projekcie. Wydawnictwo Muza zapowiedziało już wydanie „Bękartów z Pizzofalcone” - książka być może ukaże się jeszcze w 2019 roku.

„Metoda Krokodyla” to powieść utrzymana w klimacie noir. Kryminał w stylu retro, pisany w sposób, który to obecnie jest raczej rzadko praktykowany. Współczesne kryminały na ogół mają dosyć silnie rozwiniętą warstwę obyczajową/dramatyczną, oferują całkiem szczegółowe portrety psychologiczne przynajmniej tych ważniejszych postaci i skomplikowane, złożone, fikcyjne sprawy kryminalne, w których nie brakuje zaskakujących zwrotów akcji. Tymczasem „Metoda Krokodyla” każe mi myśleć, że Maurizio De Giovanni jest „absolwentem starej szkoły kryminału” - takie podejście do rzeczonego gatunku zdecydowanie łatwiej znaleźć w literaturze z XX wieku niźli obecnego. I nawet jeśli niektórym taki warsztat wyda się niechlujny, to większość długoletnich fanów literackiego kryminału najprawdopodobniej z uśmiechem na ustach powita tę oto sentymentalną podróż zorganizowaną im przez dobrze znanego we Włoszech, a dużo mniej w Polsce, autora kryminałów. Mnie w każdym razie uradowała ta wycieczka do zaskakująco odpychającego Neapolu, pomimo nie do końca zadowalającego mnie języka (za co po części winę może ponosić tłumacz, Paweł Bravo) i takowej konstrukcji śledztwa prowadzonego przez budzącą powszechny strach, prokurator Laurę Piras. Ale zacznijmy od plusów. Tym, co najbardziej urzekło mnie w „Metodzie Krokodyla” było spojrzenie Maurizio De Giovanniego na Neapol. Nie mamy tutaj do czynienia z kolejną pocztówką, czy ofertą turystyczną, punktującą jedynie jasne, efektowne strony tego miasta. Wręcz przeciwnie: w „Metodzie Krokodyla” Neapol jest praktycznie całkowicie wyzuty z piękna. Miejsce to jawi się niczym wróg nie mniejszy od seryjnego mordercy grasującego na tym terenie, któremu prasa nadała przydomek Krokodyl. Mroczne, brudne ulice, bieda tak dotkliwa, że nawet nieletnich wpychająca, w bynajmniej nieopiekuńcze, ramiona mafii; zobojętnienie na ludzką krzywdę, mijanych na ulicy ludzi zaszczycanie co najwyżej nieufnym spojrzeniem, a najczęściej nieodnotowywanie nawet ich obecności – to wszystko sprawia, że ma się wrażenie, jakby zgnilizna nieustannie toczyła to miasto, jakby degeneracja posunęła się już tak daleko, że żadna siła nie zdoła cofnąć owego niszczącego procesu. Ani nawet go zatrzymać. Główny bohater książki, inspektor Giuseppe Lojacono, jest boleśnie świadomy tego faktu. Dla niego Neapol jest obskurnym więzieniem, pełnym do szczętu zniszczonych, złamanych ludzi, dla których, podobnie jak dla niego samego, nie ma już ratunku. Lojacono prawie całkowicie stracił chęć do życia, nie ma w nim już woli walki, którą to czuł jeszcze przed paroma miesiącami, przestał się już chwytać nadziei na to, że jego egzystencja wróci na dawny tor, że odzyska rodzinę i pracę, w której tak dobrze się spisywał. Do czasu przesłuchania jednego z sycylijskich gangsterów, który to zeznał, że inspektor Giuseppe Lojacono współpracował z mafią. Właśnie wtedy życie głównego bohatera „Metody Krokodyla” legło w gruzach. Przymusowa przeprowadzka do Neapolu, posadzenie za biurkiem na jednym z tamtejszych podrzędnych posterunków policji to jedno, ale jeszcze bardziej depresyjnie działa na niego brak kontaktu z nastoletnią córką, najprawdopodobniej definitywny rozpad jego rodziny. A to wszystko za sprawą zeznań zwykłego gangstera. Maurizio De Giovanni nie poświęca ani temu, ani pozostałym postaciom dużo uwagi, nie odmalowuje ze wszelkimi detalami ich osobowości, nie zagłębia się szczególnie w ich umysły, ale i nie pozwala by czytelnik miał poczucie towarzyszenia osobom pozbawionym indywidualności, ludziom bez przeszłości i cech, które pozwalałyby odróżnić jednego od drugiego. Nie, tak źle nie jest, aczkolwiek życzyłabym sobie bardziej, że tak powiem, nowoczesnego podejścia do bohaterów „Metody Krokodyla” - to jest zdecydowanie szerszego omówienia przynajmniej postaci inspektora Giuseppe Lojacono i prokurator Laury Piras.

W „Metodzie Krokodyla” przeplatają się różne perspektywy – w trzeciej osobie (narrator wszechwiedzący), ale i forma epistolarna od czasu do czasu się tutaj pojawia – dające nam wgląd w działalność nie tylko policji i seryjnego mordercy młodych ludzi zwanego Krokodylem, ale i innych ludzi w jakiś sposób zamieszanych w tę sprawę. Zważywszy na to, że powieść ta nie jest długa (spokojnie da się ją przeczytać w jeden wieczór), taka mnogość postaci bardziej szkodzi tej publikacji niż pomaga. A przynajmniej mój odbiór zakłócało to nieustające skakanie od jednej sylwetki do drugiej, tym bardziej, że zdecydowana większość rozdziałów nie była obszerna. Maurizio De Giovanni upodobał tutaj sobie bardzo krótkie fragmenty z życia poszczególnych postaci, które po zebraniu do kupy nie tworzą jakoś szczególnie interesujących obrazów dalece zróżnicowanych jednostek ludzkich. Ale już dramat, w którym uczestniczą, zwłaszcza jego geneza, był dla mnie nośnikiem wielu emocji. Niezbyt silnych, bo miałam nieodparte wrażenie, że wszystko toczy się za szybko, że droga ku prawdzie, którą to kroczą między innymi inspektor Giuseppe Lojacono i nieprzejednana, budząca strach wśród policjantów, prokurator Laura Piras, nie jest długa i kręta. Od momentu gdy do zespołu zajmującego się sprawą tzw. Krokodyla, dołącza Lojacono, pozyskiwanie tropów wydaje się przychodzić z łatwością. On i Piras w zawrotnym tempie poruszają się po jednej nitce: jeden trop prowadzi do następnego, i nie muszą specjalnie wysilać mózgownic, by wyciągnąć z każdego z nich odpowiednie wnioski. Nie chcę przez to powiedzieć, że historię tę znamionuje przewidywalność, że odbiorca „Metody Krokodyla” z łatwością rozpracuje motywację i tożsamość seryjnego mordercy grasującego w Neapolu. Maurizio De Giovanni przez długi czas szczędzi nam informacji na temat tego starszego jegomościa i jego ofiar. Daje nam do zrozumienia, że pomiędzy tymi ostatnimi prawdopodobnie istnieje jakiś związek, którego poznanie znacznie przybliży nas i śledczych zajmujących się tą sprawą na kartach omawianej powieści, do tajemniczego Krokodyla. W sumie to autor zmusza nas do szukania owego związku, chociaż jednocześnie niejako przestrzega przed zbytnim przywiązywaniem się do tej teorii, bo Krokodyl równie dobrze może wybierać przypadkowe osoby, nie kierować się tutaj żadnym konkretnym kluczem. De Giovanni stosunkowo szybko zdradza, że Krokodyl jest typem perfekcjonisty, przestępcą zorganizowanym, planującym swoje zbrodnie w najdrobniejszych szczegółach. Nie oznacza to jednak, że nie popełnia absolutnie żadnych błędów, że na tej zbrodniczej ścieżce, na którą z jakiegoś skrzętnie skrywanego przez De Giovanniego powodu wkroczył, noga ani razu mu się nie powinie. Pierwszym niedopatrzeniem z jego strony są zużyte chusteczki pozostawione w pobliżu zwłok nastoletniego chłopaka, który rozpoczyna cykl zaplanowanych przez niego zbrodni. Ten błąd jednak nie działa na jego niekorzyść – dzięki niemu morderca zyskuje przydomek, który bardzo mu się podoba (łzy na chusteczkach). Jego modus operandi, tytułowa metoda, którą obiera w swojej zbrodniczej działalności, też ma coś wspólnego z tymi gadami – tzw. krokodyle łzy to jedno, ale przyczajenie się, długie czekanie na ofiarę i atak z zaskoczenia też miało swój wpływ na powstanie tego, tak bardzo cenionego przez głównego zainteresowanego, przydomku. Pomysł na ten czarny charakter to według mniej jeden z najjaśniejszych punktów tej powieści – obok porteru Neapolu (w którym wyczuwałam ogromną szczerość, biła z tego nieupiększona, naga prawda, a przynajmniej tak myślę, takie wrażenie odnoszę, bo w Neapolu nigdy nie byłam) i znakomitego, do głębi wstrząsającego zamknięcia tej historii, poprzedzonego bardzo przygnębiającą sprawą, której szczegółów ujawnić nie mogę, ale myślę, że każdy, kto doczyta do tego momentu będzie wiedział o czym mowa. Swoją drogą z tym wiąże się też pewne zaskoczenie – udzielając odpowiedzi na wcześniej zadane pytania Maurizio De Giovanni jednocześnie ujawnia pewien wielce przewrotny chwyt narracyjny, z którym co prawda miałam już okazję spotkać się w literaturze, ale jakoś ciągle daję się mu zaskakiwać.

Pomimo że nie jestem zwolenniczką powieści spisanych tak prostym językiem, historii skonstruowanych z krótkich zdań i takiż samych opisów (bardzo pobieżnych, żeby nie rzec niechlujnych), to „Metodę Krokodyla” Włocha Maurizio De Giovanniego, czytało mi się zaskakująco dobrze. Mój odbiór tej powieści, oczywiście, mógłby być dużo lepszy, gdyby tylko pisarz ten operował bardziej wyczerpującym, dojrzałym, maksymalnie obrazowym stylem, ale wziąwszy pod uwagę moją dosyć sporą niechęć do tak prosto napisanych powieści, naprawdę nie było źle. Tak naprawdę zdumiało mnie to, że do takiego stopnia dałam się wciągnąć w tę historię. W to niezbyt skomplikowane, niespecjalnie rozbudowane śledztwo prowadzone przez powierzchownie przedstawione postacie, które jednak z czasem nabrało takich rumieńców, że ho ho. Ale ja już dużo wcześniej w całkiem zadowalającym stopniu zaangażowałam się w zmagania inspektora Giuseppe Lojacono i prokurator Laury Piras, pomimo nadmiernych uproszczeń zastosowanych przez autora, które to w tym wątku najmocniej rzucały mi się oczy. Polecam więc „Metodę Krokodyla” Maurizio De Giovannniego miłośnikom literackich kryminałów, zwłaszcza tych starszych, bo ta publikacja jasno daje do zrozumienia, że jej autor „ukończył starą szkołę kryminału”: pisze w stylu, który obecnie nie jest preferowany przez pisarzy specjalizujących się w tym gatunku, ale dawniej, owszem, zazwyczaj właśnie tak pisało się kryminały.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz