sobota, 27 listopada 2021

Elina Backman „Kiedy umiera król”

 

Mieszkająca w Helsinkach dziennikarka internetowa, Saana Havas, po stracie pracy postanawia spędzić letnie wakacje u swojej ciotki Inkeri w Hartoli, niewielkim miasteczku reklamującym się jako suwerenne królestwo. Niedługo po dotarciu na miejsce jej zainteresowanie wzbudza niewyjaśniona sprawa śmierci piętnastoletniej mieszkanki Hartoli, Heleny Toivio, której zwłoki znaleziono w rzece w 1989 roku. Saana dochodzi do wniosku, że to może być dobry materiał na książkę albo podcast kryminalny. Tak czy inaczej, postanawia przeprowadzić własne śledztwo w tej sprawie. Tymczasem w Helsinkach dochodzi do morderstwa Larsa Sundina, majętnego człowieka, który posiadał większość udziałów w prosperującej agencji reklamowej. Sprawą zajmuje się zespół Jana Leino z Centralnego Biura Kryminalnego. Ofiara została utopiona, tuż po tym jak nieznany sprawca wypalił w jej strefach intymnych znak korony. A to dopiero początek jego zbrodniczej działalności.

Kiedy umiera król” (oryg. „Kun kuningas kuolee”) to debiutancka powieść Finki Eliny Backman. Uhonorowana Storytel Audiobook Award i Elisa Audio Book Award powieść kryminalna, która swoją światową premierę miała w roku 2020, otwierająca planowany cykl ze śledczym Janem Leino i mającą doświadczenie w dziennikarstwie Saaną Havas. Drugi tom, „Kun jäljet katoavat”, ukazał się w 2021 roku – polskie wydanie, pod tytułem „Kiedy znikają ślady” już w przygotowaniu. Prawa do sfilmowania tej historii zostały sprzedane Aurora Studios, fińskiej grupie filmowej, która planuje zrobić z tego serial telewizyjny. Elina Backman pracuje w branży medialnej – jest dyrektorką kreatywną w firmie Bauer Media Oy, a prywatnie jest żoną kolekcjonera i specjalisty od antyków, Olivera Backmana. „Kiedy umiera król” został luźno oparty na tragicznej historii, którą autorka usłyszała przed laty od swojej teściowej. Ojciec chrzestny tej ostatniej mieszkał w Hartoli w posiadłości Koskipää i najprawdopodobniej został zamordowany w latach 70-tych XX wieku. Elina Backman, podobnie jak bohaterka jej pierwszej książki, skontaktowała się z policją, prosząc o wgląd do akt tej sprawy. Odmówiono jej ze względu na to, że rzecz nie została jeszcze rozwiązana. Wcześniej Backman zwiedziła Hartolę, małą fińską miejscowość, gdzie jak odkryła nadal mówi się o tajemniczej śmierci mężczyzny, który trzymał w domu kaczki i olśniewające orchidee.

Wielka miłośniczka literatury kryminalnej, klasycznych metod budowania suspensu, mnóstwa fałszywych tropów nakierowujących czytelnika na coraz to innych potencjalnych sprawców. Elina Backman szczególnymi względami darzy utwory mniej drastyczne, a bardziej klimatyczne. Od takiej właśnie strony chciała przedstawić się innym czytelnikom. Kariera powieściopisarki długo pozostawała jedynie w sferze jej marzeń, ale jak widać w końcu nadszedł moment, w którym ta urodzona i mieszkająca w Finlandii pani magister, uznała, że najwyższy już czas zrobić jakiś większy krok w tym kierunku. Pisanie to dla niej bardziej hobby niż praca: przychodzi jej wyjątkowo łatwo i dostarcza autentycznej przyjemności. Ot, czysty relaks. Tyczy się to także gromadzenia, w jej uznaniu, niezbędnych informacji, materiału, z którego lepi swoje intrygi. Przynajmniej w zakresie geograficznym. Backman najpierw ogląda jakieś miejsce, chłonie jego atmosferę, a potem ze szczegółami przenosi te wycieczki na papier. Trzeba jednak zaznaczyć, że w „Kiedy umiera król” Elina Backman pozwala sobie na pewną dowolność w tej kwestii – tj. nie każde otoczenie odpowiada stanowi faktycznemu. Niektóre miejsca to produkty jej magicznej wyobraźni. Debiutancka powieść Backman skojarzyła mi się z Doliną Baztán, literackim cyklem Dolores Redondo i Trylogią Białego Miasta Evy Garcíi Sáenz de Urturi. Podobny duch. Ten mistycyzm. „Kiedy umiera król”, wydaje mi się, wymaga od czytelnika trochę większej cierpliwości. Ewentualnie większej tolerancji na rzeczy... mniej istotne. Niektórzy uznają je za kompletnie zbędne - nic nie wnoszące do fabuły nużące przestoje, na tyle oderwane od reszty, że gdyby wyciąć je w całości, to ponad wszelką wątpliwość wymyślona przez Backman intryga kryminalna „nawet nie zauważyłaby nieobecności tych wszystkich stron”. Zwyczajne zajęcia zwykłych śmiertelników. Posiłki, mycie zębów, spacery, rowery, gadki szmatki, wieczory filmowe (częściej serialowe), skakanie w myślach z wątku w wątek: coś w rodzaju myślowych odskoczni do Nibylandii. Przyznaję, że i mnie od czasu do czasu dopadało lekkie znużenie, ale nie zdarzało się to zbyt często. Nie, przed otwarciem głównego wątku miłosnego: płomienny romans dorosłych ludzi, którzy pod wpływem tego uczucia zaczynają zachowywać się trochę jak nastolatki, pierwszy raz w życiu ugodzeni strzałami Amora. Wyjątkowo tanie romansidło, jak na mój gust. Ale się nie zrażam. Ani myślę! Nawet tak przesłodzone scenki nie mogły odwieść mnie od postanowienia zostania z tymi bohaterami na dłużej. Powrotu do zachwycającego świata przedstawionego przez początkującą fińską autorkę, która pewnie nie wiąże swojej pisarskiej przyszłości wyłącznie z mrocznymi przygodami Jana Leino, policjanta z helsińskiego Wydziału Zwalczania Przestępczości Kryminalnej oraz mającej doświadczenie w dziennikarstwie Saany Havas, i pewnie nie wzgardzę też innymi kryminalnymi opowieściami, jakie wyjdą spod jej pióra (o ile pokażą się w Polsce), ale na razie niechaj buduje się ta zapierająca dech w piersiach „czarodziejska kraina”. Suwerenne królestwo w Finlandii, urodziwa miejscowość o nazwie Hartola, która w „Kiedy król umiera”, w pewnym sensie, reprezentuje bardziej magiczną niż realistyczną - w zasadzie to chyba będzie realizm magiczny - sferę tę opowieści. Helsinki, miasto, w którym na stałe mieszkają główni bohaterowie omawianej powieści, Backman tak jakby pozbawia tej mistycznej mgiełki, jaką najpewniej od razu, już na wejściu, wyczujemy w sennym królestwie, którym przed laty wstrząsnęła wiadomość o śmierci bardzo cnotliwej i urodziwej piętnastolatki.

Hartola w ujęciu Eliny Backman to miejsce, w którym przypuszczalnie można się natknąć na jakieś niezwykłe istoty. Córki Rzeki albo legendarnego Króla Wody. To także jedno z miejsc żerowania Widma. Tajemniczego zabójcy, który najpierw uderza w stolicy Finlandii. Tak zwane morderstwa spod znaku wypalonej korony otwiera śmierć dobrze sytuowanego mężczyzny, Larsa Sundina. Człowieka, który zdecydowanie lubi sobie wypić, a najbardziej ceni sobie towarzystwo pięknych, dużo młodszych od siebie kobiet. Nieprzyjemny typ, który został przez oprawcę naznaczony. Zanim go utopił wypalił na jego ciele znak w kształcie korony. Sprawą zajmuje się zespół śledczy, którym kieruje Jan Leino, przystojny mężczyzna, który już dawno temu doszedł do wniosku, że jego praca nie sprzyja budowaniu trwalszych związków z płcią przeciwną. Może po prostu nie spotkał jeszcze odpowiedniej kobiety. Jak na razie jego umysł zaprząta nieuchronnie zbliżająca się śmierć ukochanej matki. Lekarze dają jej najwyżej kilka tygodni, Leino, tak samo zresztą jak jego ojciec, stara się więc spędzać z nią jak najwięcej czasu. Z drugiej strony zdaje się, że protagonista „Kiedy umiera król” potrzebuje też jakiejś odskoczni od tragedii, jaka dotknęła jego rodzinę. Dlatego angażuje się w sprawę, która w kręgach policyjnych nazywana jest morderstwem spod znaku wypalonej korony. Backman z jego zespołu najbardziej wyróżnia Heidi Nurmi homoseksualistkę, która zawsze dobrze rozumiała się z Janem. Są przyjaciółmi, mimo, a może dzięki temu, że ich charaktery dość mocno się różnią. Łączy ich brak gotowości do wchodzenia w poważniejsze związki na gruncie osobistym, ale poza tym są skrajnie różni. On spokojny, stateczny, zamknięty w sobie, tłumiący emocje, rzadko działający bez zastanowienia, rozważenia wszelkich za i przeciw. Ona narwana, bezpośrednia, nieustępliwa także jeśli chodzi o wyciąganie z opornego, nieskorego do zwierzeń Jana szczególnie bolesnych dla niego informacji. Z jego prywatnego życia. Leino nie ma najmniejszej ochoty o tym rozmawiać, za to wprost uwielbia przekomarzanki z Heidi, której i ona zwykle z lubością się oddaje. Ale w toku ich najnowszego śledztwa na tym przyjacielskim gruncie coś się zmieni. Za sprawą nie jednej, a dwóch kobiet, które nieoczekiwanie wkroczą w ich życie. Ale najpierw leniwym krokiem pospacerujemy po Hartoli. Małej mieścinie, w której młoda kobieta z Helsinek, Saana Havas, planuje spędzić całe lato. W domu ukochanej ciotki o imieniu Inkeri, która nigdy nie wyszła za mąż. Mieszka sama i jest jej z tym dobrze. Inkeri jest siostrą nieżyjącej już matki Saany, która kogo, jak kogo, ale swoją siostrzenicę zawsze serdecznie wita w swoich przytulnych progach. Saana w Hartoli szuka relaksu, porządnego wypoczynku przed nieuniknionym szukaniem nowej pracy. Główna bohaterka „Kiedy umiera król” nie zdecydowała jeszcze, co tak naprawdę chce robić w życiu. Wcześniej zajmowała się dziennikarstwem – pisała dla portalu internetowego – ale gdy została zwolniona, dotarło do niej, że to zajęcie nie dawało jej zbytniej satysfakcji. Może gdyby powierzano jej inne tematy. Może dziennikarstwo śledcze? Albo książka. Tak, Saanie niedługo po dotarciu do Hartoli, przychodzi do głowy, że mogłaby zostać pisarką. Może true crime? W każdym razie, jeśli Saana zdoła zgromadzić wystarczającą ilość informacji na temat sprawy, którą zainteresowała się po dotarciu do Hartoli, to niewykluczone, że spróbuje przekuć to w pasjonującą, ale i zapewne mrożącą krew w żyłach książkę o prawdziwej zbrodni, do której doszło w tym na pozór spokojnym, zacisznym zakątku Finlandii. Malowniczym, pocztówkowym wręcz: bogata roślinność, w tym gęste lasy, trochę architektonicznych, stylowych cudeniek i przejrzysta, niezbyt rwąca rzeka, która niestety została skażona przez paroma dekadami. W tych właśnie wodach z życiem pożegnała się piętnastoletnia Helena Toivio. Wypadek albo samobójstwo: tak główkowali policjanci bezskutecznie starający się rozpracować tę sprawę. To stało się w 1989 roku, a materiały z tego śledztwa nadal nie są udostępniane osobom postronnym, o czym szybko przekonuje się Saana. To może, ale nie musi, wskazywać na to, że wbrew obiegowym opiniom, organy ścigania nie wykluczają, że Helena została zamordowana. Elina Backman da nam wgląd w ostatni okres życia ten młodziutkiej dziewczyny. A zatem co jakiś czas będziemy się niejako cofać w czasie – do roku 1989 – i już rzadziej zaglądać do tajemniczych Córek Rzeki, zabójczego Widma i paru innych postaci pobocznych. Częściej będziemy przyjmować perspektywę (narracja trzecioosobowa) Heidi Nurmi, ale jak można się tego domyślić, najczęściej będziemy towarzyszyć Saanie i Janowi. To nasi czołowi przewodnicy po tym och jak przyjemnie mrocznym, brutalnym, ale bez epatowania krwawą makabrą, przygnębiającym, sugestywnym, hipnotycznym świecie, w którym twardy realizm jakby delikatnie otwierał się na inny, w sumie jeszcze mroczniejszy świat. Jakby ożywały legendy o jakichś niezwykłych, fantastycznych stworzeniach. Jan i Saana to całkiem sympatyczna parka, aczkolwiek jeśli Backman zależy na tym, by ten duet wyszedł z tła, odróżnił się od innych bohaterów powieści kryminalnych to w moim mniemaniu, musi jeszcze nad nimi popracować. Przydałby się większy pazur, zwłaszcza Saanie: nieśmiałej, zbyt ufnej, w każdym razie nie zachowującej dostatecznej ostrożności, młodej kobiety, która jeszcze nie wie, czego chce od życia. Dziecinna, niedojrzała? Powiedziałabym, że Saana tak jakby jedną nogą wciąż jest w okresie dojrzewania – takie wrażenie odnosiłam przyglądając się niektórym jej myślom i poczynaniom. Też wsłuchując w niektóre jej słowa.

Kiedy umiera król”, debiutancka powieść kryminalna Finki Eliny Backman, posiada bardzo, niektórzy pewnie powiedzą za bardzo, szeroką płaszczyznę obyczajową i solidne podłoże psychologiczne. Powieść z charakterem. Mająca swój specyficzny klimat. Jakaś magia, jakiś mistycyzm. Co do zasady spotykane już w literaturze kryminalnej, choć niezbyt często i oczywiście niedokładnie w takim rozstawieniu. Wszak to inna artystyczna dusza. Co prawda udało mi się rozwiązać tę kryminalną zagadkę, poskładać wszystkie części tej ponurej układanki bez większej pomocy autorki (poza tropami, jakie porozrzucała także po to, by wyrównać szanse: Backman gra uczciwie z czytelnikiem), ale przyznaję, że trochę mi to zajęło. Kilka...set stron:) Nudnawe chwile też się zdarzały, ale i tak jestem pod dużym wrażeniem powieści otwierającej zaplanowany cykl z Janem Leino i Saaną Havas. Oby był długi.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz