poniedziałek, 9 stycznia 2023

Andrzej Wardziak „Słoneczny”

 

Sławomir Szatkowski, czterdziestoletni rozwodnik zawodowo zajmujący się programowaniem komputerowym, wczesnym rankiem wsiada do pociągu na stacji w Warszawie, który ma zawieźć go do Pragi, gdzie mieszka jego schorowany ojciec. Kiedy maszyna rusza mężczyzna nawiązuje kontakt wzrokowy z upiornie uśmiechniętą kobietą za szybą, wyglądającą jakby posiadła jakąś tajemną wiedzę mającą bezpośredni związek z nim. Początkowo podróż przebiega bez zakłóceń, ale Sławek nie może wyzbyć się złych przeczuć, niejasnego wrażenia, że ta przejażdżka Polskimi Kolejami Państwowymi, wbrew pozorom, odbiega od poprzednich. Instynkt go nie myli, ale nawet w najśmielszych, najbardziej makabrycznych snach, Sławek nie doświadczył tego, co czeka na niego w tym przeklętym pociągu donikąd.

Niedługa powieść grozy mieszkającego w Warszawie Andrzeja Wardziaka, autora „Siódmej duszy”, „Przedwiecznego zewu”, „Infekcji: Genesis” i jej kontynuacji „Infekcji: Exodusu”, z wykształcenia tłumacza języka angielskiego oraz scenopisarza, miłośnika ciężkich muzycznych brzmień i tatuażu oraz pieszych wycieczek po górach i lasach. Horror psychologiczny w gęstym oniryczno-surrealistycznym sosie pierwotnie wydany w 2022 roku pt. „Słoneczny” i z prestiżowym znaczkiem wydawnictwa Vesper. Edycja w twardej oprawie przepysznie „pomalowanej” przez Krzysztofa Wrońskiego i zilustrowanej przez Jana Wojciechowskiego: czarno-białe grafiki doskonale korespondujące z klimatem panującym w tym mocno niepewnym świecie przedstawionym przez całkiem doświadczonego polskiego pisarza.

Antyreklama PKP:) Niewesołe miasteczko na szynach. Rozpędzona blaszana bestia bezlitośnie połykająca okrutnie pogubione dusze. Pociąg upiorów Andrzeja Wardziaka, którego „gościem honorowym” jest samotny mężczyzna z Warszawy. Zalękniony czterdziestoletni chłopczyk, człowiek słusznej postury boleśnie świadom zagrożeń czyhających w zasadzie za każdym rogiem. Trwożliwie skanujący wzrokiem przestrzeń wokół siebie, szalenie klaustrofobiczny światek, w którym utknął już jakiś czas temu. Czarna klatka Sławomira Szatkowskiego, więźnia niekonieczne jedynie własnego umysłu. Poznajemy go na warszawskiej stacji kolejowej wczesnym rankiem, czy jak kto woli późną nocą, dość niecierpliwie czekającego na transport do stolicy Czech, gdzie mieszka jego ojciec, który ostatnio mocno podupadł na zdrowiu. Sławek chce odwiedzić być może umierającego staruszka, zobaczyć się z nim, zanim zrobi się za późno. Dobra – i jakże zaskakująca – wiadomość jest taka, że ta kolejowa podróż rozwiedzionego programisty rozpoczyna się zgodnie z rozkładem, że pociąg dociera na stację niespóźniony. A zła jest taka, że w ogóle przyjechał, o czym Sławek przekona się już wkrótce. Histerycznie śmiejąca się kobieta, na którą zwraca uwagę tuż po zajęciu przedziału, nieznajoma za oknem w pewnym momencie też przewiercająca go spojrzeniem, szalonym spojrzeniem, to pierwszy głośniejszy dzwonek alarmowy, swoiste potwierdzenie złych przeczuć nieprofesjonalnego przewodnika po świecie przedstawionym w „Słonecznym” Andrzeja Wardziaka. Na twardsze dowody świadczące przeciwko tej ociężałej maszynie z lubością konsumującej parujące resztki ludzkich dusz, przyjdzie nam trochę poczekać. Twardsze od atmosfery zalegającej w tym ruchomym, przygniatająco ciasnym miejscu i od przelotnych emocji wątpliwego bohatera książki. W sumie sympatycznego gościa, obdarzonego dość cierpkim, kąśliwym poczuciem humoru, co szczerze mówiąc najmocniej przyciągało mnie do tej postaci (ironia i sarkazm u mnie zawsze w cenie), mężczyzny najwyraźniej nieidącego gładko przez życie, bynajmniej szczęśliwego wybrańca Opatrzności. Niekończąca się udręka na jawie i we śnie. Koszmarne sceny uparcie przewijające się w jego głowie, wspomnienia stopione z przerażającymi, fikcyjnymi produktami umęczonego umysłu. Okropna prawda pod też nieróżowymi zwałami fantastycznych imaginacji. Wymioty podświadomości, kwas siarkowy dla świadomości, niebłaganie wyżerający sferę wewnętrzną, siejący spustoszenie w godnej pożałowania(?) „szarej głowie”. Zwykły zjadacz chleba, który szybko się usamodzielnił. Przez jakiś czas całkiem nieźle mu się układało, zarówno na gruncie prywatnym, jak i zawodowym. Znalazł swoją drugą połówkę i powoli piął się po szczeblach kariery w branży informatycznej. W każdym razie nie miał wielu powodów do narzekań. Nie to, co teraz. Teraz doskwiera mu samotność, teraz walczy z pokusą sięgnięcia po kieliszek, nałogiem, który mógł przyczynić się do rozpadu jego małżeństwa, jednocześnie z coraz mniejszą skutecznością opędzając się od innych wewnętrznych demonów. Niegotowy na konfrontację, która w tym feralnym pociągu zbliża się wyjątkowo wielgachnymi krokami. Koniec uciekania, nadszedł czas rozliczeń, wybiła godzina duchów niesłynących z okazywania litości takim jednostkom jak Sławomir Szatkowski. Ofiarom podstępnego losu? Biednym pechowcom, którzy kiedyś znaleźli się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie? Dobrym ludziom, którym powinęła się noga? A może sadystom, którzy posunęli się stanowczo za daleko? Przekroczyli magiczną granicę, tym samym skazując swoją nieśmiertelną duszę na wieczną mękę? Tak czy inaczej, pan Wardziak w swoim niesłonecznym „Słonecznym” nie tyle wprowadza, ile bezpardonowo - nie ma zmiłuj! - wrzuca czytelnika w Strefę Mroku. W przeraźliwie obcą, niesamowicie płynną nierzeczywistość, w anormalnie miękkie ramy gdzieś poza czasem i przestrzenią. W otchłań, którą długoletni miłośnicy gatunku pewnie nieraz już odwiedzili – niezbyt odkrywcza i w dodatku mocno przewidywalna to opowieść – ale taka aura zdarza się praktycznie raz na milion;) Obsesyjna dbałość o klimat, maksymalne skupienie na otoczce, szalenie lepkiej, hipnotycznie mrocznej dusicielce. Pełzająca groza w pociągu widmo.

(źródło: https://pl-pl.facebook.com/infekcja/)

Droga krzyżowa Sławomira Szatkowskiego. Dwanaście stacji i mniej czy bardziej upragniony peron. Mniej czy bardziej zasłużona gehenna nic nierozumiejącego warszawiaka. Zapętlonego, wydrążonego, zdesperowanego niemałego człeka „w szarym płaszczu”. Niejedynego pasażera niezwykłego pociągu. Enigmatyczna kobieta w czerni, dresiarze z morderczymi błyskami w oczach i bezdomny z niemożliwie zagraconego przedziału, to najmocniej rzucający się w oczy współpasażerowie muzykalnego Sławka (w jego głowie raz po raz odzywają się całkiem adekwatne do sytuacji w jakiej się akurat znajduje fragmenty piosenek, a utworem przewodnim jest „Rzuć to wszystko co złe” Zbigniewa Wodeckiego). Personel to już bardziej... hmm... skomplikowana sprawa. Największe obawy w naszym udręczonym programiście wzbudza rachityczny Konduktor. Wysoki, szczupły, blady staruszek, który w pewnym momencie (przesadnie efekciarskim jak dla mnie) przypomniał mi Pennywise'a Stephena Kinga, potworną istotę nawiedzającą fikcyjne miasteczko Derry w stanie Maine. Tak, zdecydowanie najbardziej śliski jegomość w tym, bądź co bądź, mocno podejrzanym towarzystwie. Opryskliwe dziewczę z wagonu restauracyjnego i jej alarmująco serdeczny przełożony też wydają się być postaciami z innej bajki, aniżeli pierwszy napotkany przez Sławka konduktor (człowiek-góra), czy nawet niedziwnie obojętny, w zasadzie lekko rozbawiony maszynista. Niezbyt grzeczne zignorowanie uprzejmego donosu. Odpowiednia reakcja słusznie zaniepokojonego - w tym przypadku wręcz spanikowanego (fobia) – obywatela, który zderza się ze ścianą. Postoimy, a w razie gdyby doszło do jakiejś tragedii, to powiemy, że nijak nie mogliśmy temu zapobiec. Zasłonimy się brakiem sygnałów. Najwyżej będzie słowo jednego szaraczka przeciwko tak zwanej machinie państwowej. Zresztą, powiedzcie sami, czy potraktowalibyście poważnie nieskładną opowieść klienta z rozbieganym spojrzeniem, roztrzęsionego typka bredzącego coś o wilku lub psie samopas spacerującym po pociągu, w którym na dodatek, jak dobrze wiecie (bo tak stoi w papierach!), tym razem żadnych zwierząt nie przewozimy? Samemu Sławkowi trudno w to uwierzyć, a raczej wytrwać w pełnej ufności w świadectwo praktycznie wszystkich swoich zmysłów. Typowe rozterki mieszkańca horroru – obawa przed chorobą psychiczną idąca w parze z uzasadnionym strachem przed nieznanym. Sytuacja nie do pozazdroszczenia. Dwie skrajnie niekomfortowe opcje na niewiarygodnie wzburzonym morzu. Karnawał terroru, depresyjna symfonia, bezkompromisowa sztuka w kilkunastu aktach. Diabelnie klaustrofobiczna przeprawa w nieprzepuszczalnych, wybitnie gęstych oparach paranoi i mistycyzmu. Demoniczna Nibylandia z podstarzałem Czarnym Piotrusiem Panem i uparcie milczącym Dzwoneczkiem, eteryczną dziewczynką prześladującą i tak już nielicho zaszczutego Sławka. Z obszarpanym, brzydko pachnącym Wergiliuszem i Królową Śniegu, dystyngowaną damą w żałobnym stroju, być może czekającą na swojego rycerza w lśniącej zbroi, który rozgromi małą hordę ogrów w dresach. Z podejrzanie miłym Barmanem ze Stepford oraz oburzająco nieuprzejmą kelnerką i kucharką, jedną z przybranych sióstr niestety nieobecnego Kopciuszka. Egzystencjalna baśń w trzewiach smoka. Psychologiczna opowieść szczodrze pokropiona mroczną fantastyką. Pożądanie wycieńczająca, niepatyczkująca się z czytelnikiem, umiarkowanie makabryczna, praktycznie odarta z nadziei, tragiczna opowieść po części w pewnym sensie z twardych realiów wydarta. Życiowa historia starannie udekorowana stosownie nieprzyjemnymi owocami wyobraźni. Imponująca żonglerka napięciem, mistrzowskie granie samym klimatem, nie mówiąc już o większych, dosadniejszych atrakcjach przygotowanych przez Andrzeja Wardziaka. Może i podpatrzonych w innych opowieściach z dreszczykiem, ale też nie mam wątpliwości, że nawet spośród najuporczywszych poszukiwaczy fabularnych innowacji wyłowi „Słoneczny” swoich smakoszy. Cząstka duszy (tylko cząstka?) pana Wardziaka jakimś, raczej niemagicznym, sposobem przyczepiła się do tej publikacji. Rozbrajająco wrażliwa dobranocka ze Strefy Mroku.

Wsiądź do pociągu nie byle jakiego, trzymając w dłoni scyzoryk naostrzony. Wskocz do szatańskiego pociągu Andrzeja Wardziaka, gdzie o Twój dyskomfort zadba zarówno wykwalifikowany personel, jak i inni pasażerowie. Pod czujnym okiem niewidzialnego architekta tego niezwykłego środka transportu. Nieszalonego wynalazcy szalonej maszyny kolejowej. Porzućcie wszelką nadzieję Wy, którzy tu wchodzicie. I bawcie się dobrze z tym niemiłosiernie mrocznym „Słonecznym”. Powieściowym nadnaturalnym horrorem psychologicznym, który ma sporą szansę zaspokoić potrzeby nawet najbardziej wymagających wielbicieli gatunku. Największych koneserów opowieści niesamowitych. Dobra robota, Panie Wardziak.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz