czwartek, 11 kwietnia 2024

„The Black Room” (1982)

 
Larry mieszka na przedmieściu Los Angeles z żoną Robin i dwójką dzieci, a jedyne czego brakuje mu do pełni szczęścia to miejsce, w którym mógłby spełniać swoje seksualne fantazje. Pewnego ranka znajduje w gazecie ogłoszenie o wolnym miejscu schadzek, pokoju do wynajęcia w rezydencji w Hollywood Hills, jak wkrótce się okazuje, należącej do zmagającego się z rzadką chorobą fotografa Jasona, mieszkającego z młodszą siostrą imieniem Bridget. Gwarancja intymności i maksymalnej swobody w użytkowaniu lokalu, wystrój Czarnego Pokoju, niewygórowana cena oraz możliwość skorzystania z dodatkowych usług świadczonych przez enigmatycznego najemcę przerastają oczekiwania niezaspokojonego męża z peryferiów wielkiego miasta, niezwłocznie zawiera więc umowę z enigmatycznym nieznajomym i nie musi długo czekać na rozpoczęcie podniecającej przygody w domu na przeklętym wzgórzu. O swoich przygodnych kontaktach seksualnych w mrocznym pokoju rozpusty Larry chętnie opowiada małżonce, pilnując, by trwała w przekonaniu, że to tylko jego wyobraźnia.

Plakat filmu. „The Black Room” 1982, Butler-Cronin Productions, Lancer Productions Limited, Ram Productions

Owoc burzliwej współpracy urodzonego w Jerozolimie Elly'ego Kennera i nieżyjącego już Normana Thaddeusa Vane'a (wcześniej Norman Thatteus Vein), twórcy między innymi „Frightmare” (pol. „Gwiazda horroru”), horroru komediowego prawdopodobnie wydanego w 1983 roku (mówi się też o roku 1981 i 1982). Scenariusz „The Black Room” napisał ten drugi pod wpływem swoich osobistych doświadczeń; działalności rozkręconej, gdy pracował dla magazynu „Penthouse” w Wielkiej Brytanii – organizator schadzek z modelkami z rozkładówek, pokój rozkoszy redaktora pisemka dla panów. Tytułowy pokój przygotowano w wówczas niezamieszkanej rezydencji w Hollywood Hills w Los Angeles, wybudowanym w 1927 roku dawnym „mieszkanku” Ginger Rogers, a na produkcję ponoć przeznaczono tylko czterdzieści tysięcy dolarów. Po nakręceniu paru sekwencji reżyser Norman Thaddeus Vane wpuścił na pokład Elly'ego Kennera, który miał pokierować dalszymi pracami na planie – odpowiadał za stronę techniczną, kontakty z obsadą aktorską zostawiając głównemu organizatorowi wydarzenia. To partnerstwo okazało się dalekie od ideału: napięta atmosfera między Kennerem i Vane'em punkt kulminacyjny miała osiągnąć, gdy pierwszy z wymienionych zaczął upierać się przy przemilczeniu wkładu tego drugiego w reżyserię „The Black Room”.

Nagrany w 1981 roku, a uwolniony rok później amerykański horror niskobudżetowy z niewielką rolą ówczesnej Królowej Krzyku Linnei Quigley (m.in. „Pułapka na turystów” aka „Turystyczna pułapka” Davida Schmoellera, „Koniec szkoły” Herba Freeda, „Cicha noc, śmierci noc” Charlesa E. Selliera Jr., „Powrót żywych trupów” Dana O'Bannona, „Noc demonów” Kevina Tenneya, „Koszmar z ulicy Wiązów 4: Władca snów” Renny'ego Harlina, „Krwawa Maria” Johna Landisa, „Odwieczny wróg” Joe Chappelle'a, „Kolobos” Daniela Liatowitscha i Davida Todda Ocvirka), uznawany za UWAGA SPOILER przedstawiciela nurtu wampirycznego – domniemane przetworzenie mitu Draculi, mniej lub bardziej świadoma reinterpretacja literackiego arcydzieła Brana Stokera i zarazem dzieło prorocze: rzekoma zapowiedź epidemii AIDS, wyprzedzenie covida (tzw. wirus celebryta) lat 80. XX wieku KONIEC SPOILERA. W pierwszym tomie swojej książki „Horror Films of the 1980s” John Kenneth Muir identyfikuje „The Black Room” Elly'ego Kennera i Normana Thaddeusa Vane'a jako członka „precautionary tales”, które jego zdaniem definiują kino grozy z przedostatniej dekady dwudziestego stulecia naszej ery. Zwyczajne amerykańskie małżeństwo nieszczęśliwie odchodzące od przyjętych obyczajów społecznych. Fatalne doświadczenia seksualne. Wszystko zaczyna się od Larry'ego (przekonujący występ Jimmy'ego Stathisa, którego fani gatunku mogli też widzieć choćby w „Hospital Massacre” Boaza Davidsona czy „Vultures” Paula Ledera), prowadzącego monotonny żywot kochającego męża i dumnego ojca wiecznie rozgadanych szkrabów: małej dziewczynki i jeszcze mniejszego chłopca. Fantazjującego mężczyzny ze spokojnego przedmieścia Los Angeles. Jego miłość do Robin (niepozostająca w cieniu filmowego partnera mimo mniejszego udziału przewidzianego przez scenarzystę Clara Perryman) wprawdzie nie wygasła, ale w sypialni sprawy coraz częściej nie układają się po jego myśli. Nawet w środku nocy rodzicom trudno znaleźć chwilę dla siebie, ale gdyby tylko o to chodziło, Larry pewnie szukałby innego sposobu na rozwiązanie swego problemu. Innego od rozglądania za miejscem, do którego mógłby sprowadzać swoje młode kochanki. Nic nie wskazuje na to, by Larry zdradzał Robin przed znalezieniem Czarnego Pokoju, ale dzielenie się swymi ekscytującymi przeżyciami wyimaginowanymi widać tak weszło mu w krew, że nawet przez myśl mu nie przeszło, by w domu nie wspominać o wynajęciu pokoju rozpusty. Oczywiście Larry przedstawia to w nieodpowiedniej formie – prawdziwa historia przekazywana jako historia fikcyjna. Ryzykowna gra niewiernego męża. Dodatkowy dreszczyk emocji czy sposób na oczyszczanie sumienia? Wmawia sobie, że wytrwał w szczerości, że prawdomówny Larry nie zniknął wraz z podpisaniem cyrografu z diabłem? W zasadzie główny nie-bohater przyjemnie kameralnego, niemniej miejscami nieco ospałego „The Black Room”, w Jasonie (stosownie niepokojąca kreacja Stephena Knighta, pana z „Nekromancji” Berta I. Gordona) widzi cudownego sojusznika, praktycznie bezinteresownego wspólnika w jego małżeńskim występku. Drobnym przewinieniu mężczyzny, zbrodni kobiety. Przezabawna (i znamienna?) reakcja rogacza w dalszej partii opowieści o rodzeństwie z Hollywood Hills żerującym na dzikich żądzach niektórych rodaków. Niedostatecznie zagadkowym duecie przestępczym, „pająkach” gniazdujących w imponującej posiadłości na stromym wzgórzu w Mieście Aniołów.

Materiał promocyjny. „The Black Room” 1982, Butler-Cronin Productions, Lancer Productions Limited, Ram Productions

Wynajmę pokój jak z horroru gotyckiego - oblubienice Draculi z opus magnum Brama Stokera zapewne czułyby się tutaj jak w domu, jak w rumuńskim zamczysku swego pana – w celach kopulacyjnych za jedyne dwieście dolarów miesięcznie. Wygodne łoże, gustowne świeczniki i dobre wino na rozgrzewkę. Klimatyczne gniazdko („z atestem miłośników BDSM”) – ściany pomalowano czarną farbą i zadbano o naturalne, nieprzesadnie mocne oświetlenie – z lustrem weneckim... o którym na wszelki wypadek nie wspominamy w ogłoszeniu, wszak nie każdy lubi być podglądany, tym bardziej fotografowany, przynajmniej w sytuacjach tak intymnych. Jason i Bridget (widowiskowy popis Cassandry Gavy alias Cassandry Gavioli bodaj najbardziej znanej z roli wiedźmy w „Conanie Barbarzyńcy” Johna Miliusa) najprawdopodobniej przywykli do widoku niepozornie wyglądających żonatych mężczyzn spełniających swoje wyuzdane fantazje z dynamicznie zmieniającymi się kochankami, ale Larry może być najcenniejszym z dotychczasowych frajerów zamożnego fotografa i niedyplomowanej pielęgniarki. Cuchnie kazirodztwem... ale nie oceniajmy ludzi po zapachach:) Bladego jegomościa z przypadłością Normana Batesa (voyeuryzm) i nieskromnej modelki, którą ma na wyłączność. Największym problemem Jasona jest potrzeba, ale nie potrzeba podglądania kotłujących się golasów. To akurat traktuje jak czystą rozrywkę, jedną z niewielu przyjemności, jakie na otarcie łez zsyła mu sadystyczna Opatrzność. Niedługo zagadkowa słabość właściciela jaskini rozpusty jest również przekleństwem jego młodszej siostry – trafiona rykoszetem, bo żaden dobry uczynek na tym świecie nie pozostaje bez kary. Wspieranie chorego brata okupiła staropanieństwem i przerażającą wizją nieodległej przyszłości. Sama w wielkim domu pełnym wspomnień. Bridget oddałaby wszystko za możliwość zestarzenia się z Jasonem, a skoro to niemożliwe, to dlaczego miałaby dłużej odkładać poszukiwania swojego księcia z bajki? Właściwie sam do niej przyszedł, a przynajmniej „kolorowy ptak drapieżny” w niepodzielnym królestwie największej pijawki na planecie Ziemia, uważa, że właśnie ten mężczyzna jest mu – jej – pisany. Jeden z najemców Czarnego Pokoju, z którym Bridget tak świetnie bawiła się w ujeżdżanie byka, czy jak kto woli erotyczną odmianę corridy. Bardzo miękka pornografia Elly'ego Kennera i Normana Thaddeusa Vane'a – wbrew pozorom „The Black Room” nie obfituje w łóżkowe wygibasy (na dodatek się powtarza: akcja z prologu niepotrzebnie przypomniana trochę później), nie da się jednak ukryć, że w tym świecie przedstawionym panuje dość pikantna atmosfera. W rzeczywistości napalonego Larry'ego. Siódma komnata Sinobrodego w biznesie erotycznym. Pokój uciech, do którego lepiej nie wchodzić. Nie pokazywać się warczącej bestii, niezupełnie stojącej na straży tej dusznej miejscówki – niepiękny obrazek zwyczajnie sobie wiszący w klaustrofobicznym korytarzyku prowadzącym do smolistej izby śliskiego Jasona. Bogacza obsługującego przedstawicieli niższych warstw społecznych. Zadba o oprawę muzyczną (najczęściej wybiera utwory Antonio Vivaldiego, bo to jego ulubiony kompozytor, a na urozmaicenie może Fryderyk Chopin?), dyskretnie zaopatrzy w smaczne winko i niedobrze doradzi w razie potrzeby. Zarzucanie sieci na zrozpaczoną gospodynię domową i spełniającego swoje najskrytsze pragnienia Casanovy. Najgorętszy „towar” w Los Angeles? Wszyscy lecą na Larry'ego, nieśmiałego tatusia z przedmieścia. Zawstydzonego otwartością ponętnej studentki, autostopowiczki będącej w swobodnym związku z chłopakiem poznanym na uczelni, który też da się opętać Czarnemu Pokojowi. E tam, zwyczajnie trafiło się ślepej kurze ziarno – fart nowicjusza, bo przecież Larry'emu zdarza się płacić za seks. Zdarzyło się raz, w dodatku nie jestem przekonana, czy maślane oczęta urodziwej prostytutki były częścią przedstawienia odgrywanego dla większości klientów. Rozbrojona niewinnością Larry'ego? Na pewno podekscytowana okazją do wzbogacenia czyjegoś życia erotycznego, wprowadzenia kogoś w arkana sztuki ostrej, ale czy kobieta była bardziej odporna na magię Larry'ego od autostopowiczki? Zaraz tam magię, po prostu co nieco ponaciągano, żeby akcja się rozwijała. Powolutku do przodu. „Zjawisko atmosferyczne”, niebanalny horror bazujący na klimacie, ale też niestroniący od sztucznej krwi: wanna albo dwie.

Zajmująca opowieść z „wybuchową” końcówką. Upiory XX wieku i ten gorączkowy montaż – wszystko inne z pamięci za niedługo może mi wyparować, ale nie ten fragment „The Black Room” Elly'ego Kennera i Normana Thaddeusa Vane'a. Ostatni „rozdział” niedocenionego obrazu o niebezpiecznej pogoni za marzeniami, destrukcyjnych potrzebach, nieodpartych pragnieniach, ulotnych zachciankach, deprawacji, izolacji i anihilacji. „Opowieści o nawiedzonym domu”, neogotyckiego horroru nastrojowego z pomysłem na siebie. Coś innego. Taka tam godna zauważenia lekko pieprzna historia z morałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz