środa, 12 września 2012

„Moje superkrwawe urodziny 3” (2012)

Skye i Sienna są w drodze na studia. Ich podróż przerywa telefon od siostry Skye, która pragnie, aby ta ją odwiedziła. Dziewczyny docierają do wielkiego domu na odludziu, gdzie dowiadują się, że siostra Skye właśnie wyprawia przyjęcie z okazji swoich szesnastych urodzin. Impreza przybiera nieoczekiwany obrót, gdy pojawia się niezaproszony gość – psychopatyczny morderca.
Trzecia, i jak na razie ostatnia część, serii teen-slasherów Jacoba Gentry’ego. Z dwiema poprzednimi odsłonami, jak na razie nie miałam do czynienia, aczkolwiek w ogóle nie przeszkodziło mi to w dokładnym zrozumieniu osi fabularnej trójki – bo też nie było zbyt wiele do rozumienia. Od teen-slasherów widz wręcz nie ma prawa oczekiwać niczego ambitnego – może jedynie liczyć na niewymagającą myślenia rozrywkę, ze sztampową fabułą i średnio rozgarniętymi nastolatkami w rolach głównych. „Moje superkrwawe urodziny 3” dokładnie to oferują odbiorcy, a jedyne, co zaskakuje w tej produkcji to profesjonalna realizacja (jak na horror telewizyjny) i wpadająca w ucho ścieżka dźwiękowa – rock i rap. Ponadto osoby znajdujące przyjemność w obcowaniu ze znanym schematem slasherów w ogólnym rozrachunku powinni być zadowoleni, aczkolwiek jeszcze raz przypominam, żeby nie spodziewać się niczego nadzwyczajnego.
Po tytule miałam wszelkie prawo spodziewać się czegoś nadzwyczaj krwawego, jednak stosunkowo szybko doszłam do wniosku, że padłam ofiarą najzwyklejszego chwytu marketingowego. Kilka krwawych, jakże oryginalnych scen mordów oczywiście znalazłam, aczkolwiek ich brutalność jest adekwatna do typowych slasherów – umiarkowany rozlew krwi, brak nadmiernego epatowania przemocą, praktycznie zerowe próby zniesmaczenia odbiorcy. I to się chwali, jeśli weźmie się pod uwagę dbałość twórców o klimat wszechobecnego zagrożenia, z umiejętnym stopniowaniem atmosfery.  Na początku seansu poznajemy Skye, a z jej dialogów z przyjaciółmi wnioskujemy, iż w przeszłości (w poprzednich częściach serii) przeżyła prawdziwy koszmar, z którym teraz próbuje się, jakoś pogodzić. Modelowa final girl. Kiedy dociera do domu siostry poznajemy resztę protagonistów – grupkę rozrywkowych nastolatków. Początkowo twórcy za pomocą zgrabnych, często dowcipnych dialogów starają się przybliżyć nam nieco sylwetki pozytywnych postaci. Ale na szczęście niezbyt długo, co nie pozwala nam na niepotrzebną nudę. Kiedy już znamy protagonistów na scenę wkracza antagonista. Szkoda tylko, że twórcy niemalże od razu zdradzają nam tożsamość mordercy – co wcale nie znaczy, że nie przygotowali dla nas żadnej zaskakującej niespodzianki w drugiej połowie seansu.
Ze wszystkich umiarkowanie krwawych scen mordów najbardziej przypadło mi do gustu pierwsze. Zabójca biegnie z nożem za blondynką, potyka się i niedoszłe narzędzie zbrodni wpada do studzienki kanalizacyjnej. Jednak naszego przedsiębiorczego mordercy w ogóle to nie zniechęca – sięga po małą latarnię, oświetlającą ogród, po czym wbija ją w głowę swojej ofiary. Bez wątpienia bardzo pomysłowe zabójstwo, aczkolwiek nieudolność oprawcy ma odrobinę humorystyczną wymowę. To z pewnością nie jest niezniszczalny Michael Myers tylko zwykły, średnio zorganizowany szaleniec. Późniejsze sceny mordów również są aż nadto interesujące. W końcu nasz antagonista wyraźnie gustuje w niecodziennych narzędziach zbrodni, jak na przykład pistolet na gwoździe. Pod koniec w ruch pójdzie nawet kosa - w końcu idealnie nadaje się do patroszenia niewinnych ofiar:)  A propos zakończenia radzę zwrócić baczniejszą uwagę na scenę urodzinowej kolacji z trupami usadzonymi przy stole – nawiązanie do „Upiornych urodzin” jest aż nadto oczywiste.
Myślę, że film „Moje superkrwawe urodziny 3” pomimo ewidentnie średniej obsady i swojej do bólu wręcz sztampowej fabuły zasługuje jednak na uwagę entuzjastów slasherów – choćby przez wzgląd na przyzwoitą realizację i kilka jakże oryginalnych scen mordów. Nie jest to jakieś ambitne dzieło, aczkolwiek w swoim podgatunku (teen-slasher) wypada całkiem przekonująco.

2 komentarze:

  1. Jestem wielką miłośniczką slasherów i choć wiem, że z reguły są one mało ambitne i przewidujące, to jednak uwielbiam ten podgatunek horrorów. Z teen-slasherów w wykonaniu Jacoba Gentry’ego nie miałam jeszcze okazji poznać, ale bardzo chętnie to nadrobię i przekonam się, czy jest wart swego czasu i uwagi, czy też nie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy o tej serii nie słyszałem, ale to raczej nic zaskakującego biorąc pod uwagę, że to obraz od MTV. Twoja recenzja bardzo mnie zaciekawiła, więc właśnie skończyłem seans pierwszej części tej serii i muszę przyznać, że jak na produkcję TV to film jest naprawdę przyzwoity. Jeśli kolejne części trzymają poziom (a po recenzji przypuszczam, że tak) to będzie to naprawdę przyjemnie spędzone 4 godziny :D Tak, więc dzięki za inspirację bo bardzo ciężko znaleźć jakiś przyzwoity slasher, którego jeszcze nie widziałem ;]

    OdpowiedzUsuń