poniedziałek, 8 stycznia 2018

Clive Barker „Cabal. Nocne plemię”

Aaron Boone jest przekonany, że z pomocą swojej dziewczyny Lori i psychiatry Deckera wyleczył się z choroby psychicznej, z którą przez dłuższy czas się zmagał. Zmienia zdanie, gdy jego terapeuta pokazuje mu zdjęcia jedenastu ofiar nieuchwytnego seryjnego mordercy i zwierza mu się ze swoich podejrzeń względem niego samego. Boone niczego takiego nie pamięta, ale szybko dochodzi do wniosku, że odpowiada za śmierć tych wszystkich ludzi: mężczyzn, kobiet i dzieci. Próbuje popełnić samobójstwo, ale rozpaczliwy krok nie przynosi pożądanego skutku. Zostaje odwieziony do szpitala, gdzie spotyka mężczyznę rozprawiającego o mieście, o którym Boone już wcześniej słyszał. Midian stanowi ponoć oazę dla takich wyrzutków jak on, ludzi, którzy nie pasują do cywilizowanego świata, Boone uznaje więc, że to najlepsze miejsce dla niego. Udaje się do Midian, leżącego nieopodal miasteczka Shere Neck, miasta, które okazuje się być opuszczone. Pod usytuowaną tam nekropolią, w podziemiach, ukrywają się jednak niezwykłe istoty, tworzące tak zwane Nocne Plemię, w szeregi którego Aaron Boone postara się wstąpić.

„Cabal. Nocne plemię” to krótka powieść Clive'a Barkera pierwotnie wydana w 1988 roku i przeniesiona na ekran w 1990 roku. Za reżyserię i scenariusz ekranizacji odpowiadał sam autor pierwowzoru, a obsadę zasilił zasłużony dla filmowego horroru David Cronenberg. W 1992 roku Clive Barker wyznał, że planuje napisać dwie kolejne części omawianej powieści, ale jak dotąd nie wprowadził tego zamysłu w życie. „Cabal. Nocne plemię” ma o wiele mniejsze gabaryty od wydanego rok wcześniej „Kobierca” tego samego autora, ale w 1986 roku po raz pierwszy opublikowano inną minipowieść tego znakomitego pisarza - „Powrót z piekła”, który to także został przeniesiony na ekran przez samego Clive'a Barkera („Hellraiser”). A jego debiutancka powieść, „Potępieńcza gra”, choć dłuższa od obu wcześniej wymienionych utworów, warsztatem przypomina „Cabala. Nocne plemię”. Dopiero w kilku powieściach, które nastały po tej publikacji Barker pokazał najprawdziwszy stylowy rozmach, w niektórych przypadkach na miarę, a w innych jeszcze większy od tego zaprezentowanego w „Kobiercu” - „Imajica”, „Sakrament”, „Wąwóz Kamiennego Serca”, „Wielkie sekretne widowisko”, „Everville”, „Galilee”.

Clive Barker powiedział, że w „Cabalu. Nocnym plemieniu” skonfrontował ze sobą potwory XIX-wieczne z potworami z XX wieku. Mitologiczne, demoniczne stwory spowite gęstą aurą tajemnicy zderzył z maniakalnym mordercą zainspirowanym Freddym Kruegerem, Jasonem Voorheesem i im podobnymi, zapytując przy tym czytelnika, czy naprawdę woli tych drugich od dziwnych, tajemniczych i niezwykłych stworów będących główną podporą horroru. Reprezentantem XX-wiecznych potworów na kartach omawianej powieści Barkera jest Maska – mężczyzna, który dopuszcza się okrutnych zbrodni „za podszeptem” kawałka materiału (biały len) z guzikami zamiast oczu i suwakiem w miejscu ust. Gdy wkłada rzeczoną maskę na głowę, czy to tylko w swoim mniemaniu, czy w rzeczywistości (raczej to pierwsze) staje się zupełnie kimś innym. Istotą opanowaną żądzą mordu, którą to z radością zaspokaja wybierając na swoje ofiary zarówno osobników dorosłych obojga płci, jak i dzieci. Maska nazywana też Starą Twarzą z Guzikami nie jest jednak jedynym członkiem frakcji złożonej z (kontynuując myśl Barkera) XX-wiecznych potworów, a moim zdaniem nie jest nawet najbardziej przerażającym osobnikiem wykreślonym w „Cabalu. Nocnym plemieniu”. Najbardziej niepokojący są ludzie nieskrywający swoich twarzy pod maskami i pozbawieni potwornej anatomii. Śmiertelnicy. Tacy ludzie, jakich codziennie mijamy na ulicach swoich miast, jednostki uważane za okazy zdrowia psychicznego. Ludzie, którzy z nienawiści, zazdrości bądź ze strachu przed innością dopuszczają się najobrzydliwszych czynów, wyzuci z moralności, niepotrafiący zaakceptować różnorodności, dążący do tego żeby każdy był taki, jak oni. Barker ze słuszną pogardą pisze: „Przywłaszczyli sobie władzę, samozwańcy. Arbitrzy dobra i zła, tego co naturalne i nieludzkie, usprawiedliwiający swe okrucieństwo fałszywymi prawami”. I w ten oto sposób, w podtekście, trafnie podsumowuje procesy myślowe rasistów, homofobów, ksenofobów etc. A kto jak kto, ale akurat Clive Barker doskonale wie, jak żyje się w mniejszości w tak zwanym cywilizowanym świecie, a w „Cabalu. Nocnym plemieniu” pokazał, że potrafi trafić w samo sedno bez porywania się na wielostronicowe analizy. Jego historia przeraża nie dlatego, że aż roi się w niej od potwornych postaci, okrutnych mordów dokonywanych przez zamaskowanego człowieka niby żywcem wyjętego z nurtu slash, tylko dlatego że osobami stającymi do walki z monstrami są jeszcze większe potwory i to w dodatku takie, które żyją wśród nas, których spotykamy w rzeczywistości, i których grono zdaje się nieustannie powiększać. Clive Barker wyraźnie sympatyzuje ze stworami ukrywającymi się w podziemiach nekropolii usytuowanej w wyludnionej mieścinie Midian (w filmie jest tylko cmentarz i jego podziemia), a jego sympatia naturalną koleją rzeczy udziela się czytelnikowi. Nie trzeba być wybitnie błyskotliwą jednostką, żeby zauważyć, że w umyśle autora owe monstra reprezentowały wszystkie mniejszości wypchnięte poza nawias społeczeństwa – opluwane, wyszydzane przez tych, którzy uważają, że mają prawo mówić innym jak żyć, tworzyć definicję normalności i akceptować tylko to, co mieści się w jej ramach. Nocne Plemię, żywe trupy o zróżnicowanych niezwykłych anatomiach, unikający światła słonecznego, bo jest ono dla nich zabójcze i zdolne przybierać różne kształty, przed laty na własnej skórze przekonali się do jakiego bestialstwa popycha ludzkość strach przed innością bądź w niektórych przypadkach najczystsza zazdrość. W ekranizacji omawianej powieści pada stwierdzenie, że ludzie zwykli niszczyć wszystko, czego nie zdołali posiąść, z czego można wnioskować, że według Barkera niejeden członek tak zwanej większości marzy o dostąpieniu zaszczytu zasilenia którejś z mniejszości. Zaznaczam jednak, że to tylko podtekst, w tej opowieści bowiem dosłownie sprowadza się to do tego, że co poniektórzy z nas pragną stać się nieśmiertelnym potworem, zaznać rozkoszy płynącej z bycia odrażającą bestią władającą nadzwyczajnymi mocami.

Charakter tej opowieści i w pewnym stopniu także styl obrany przez Clive'a Barkera, negatywnie wpływają na atmosferę grozy, wręcz przygniatającą aurę niebezpiecznej tajemnicy podszytej beznadzieją uosabianą arcyniewygodnym położeniem głównego bohatera, Aarona Boone'a i przekonaniem o potwornościach kryjących się w mieście-widmie. Jakich potwornościach? Jeszcze wtedy nic o nich nie wiemy – Barker daje nam tylko do zrozumienia, że w podziemiach ponurej nekropolii ukrywa się coś, co wymyka się ludzkiemu pojmowaniu i wiele wskazuje na to, że konfrontacja z tym czymś tylko pogorszy i tak trudną sytuację czołowej postaci. Po zastosowaniu przewrotnego zabiegu UWAGA SPOILER kojarzącego się z „Psychozą” Roberta Blocha zekranizowaną przez Alfreda Hitchcocka (ale później pociągniętego w innym kierunku) KONIEC SPOILERA, na pierwszy plan wysuwa się dziewczyna Aarona Boone'a, Lori, starająca się dowiedzieć, co tak naprawdę spotkało jej ukochanego. Jego śladami udaje się więc do Shere Neck, miasteczka nieopodal którego przycupnęło tajemnicze Midian, czyli następny przystanek w podróży młodej kobiety. Jeszcze wtedy, pomimo uchylenia rąbka tajemnicy na wcześniejszych stronach, Clive Barker bardzo ciasno oplata czytelnika atmosferą przyczajonego zagrożenia, stwarzanego przez osobników dużo potworniejszych od tych, które dane nam było zobaczyć w naszych najgorszych koszmarach sennych. Ten autor przyzwyczaił nas już do tworzenia mocno zróżnicowanych i nieziemsko pomysłowych bestii, do maszkar, które w umyśle większości ludzi nigdy by się nie wykluły, do potworów, do których wyobraźnia wielu autorów horrorów zwyczajnie nie sięga. Dopóki Clive Barker nie powoła ich do życia, dopóki nie postawi ich przed naszymi oczami w całej ich odrażającej okazałości. Pomysłowych potworów w „Cabalu. Nocnym plemieniu” nie zabrakło, ale maksymalnie uproszczony styl, nazbyt krótkie opisy uniemożliwiają wyobrażenie sobie wszystkich anatomicznych szczegółów. Jest tylko zarys tej wspaniałej brzydoty. I tego ostatniego określenia, po części zapożyczonego z „Galilee”, użyłam celowo, bo wydaje mi się, że doskonale opisuje ono podejście Clive'a Barkera do potworów wykreślonych na kartach „Cabala. Nocnego plemienia”. Ten pisarz jeszcze przed wydaniem omawianej powieści (potem również) dawał jasno do zrozumienia, że jest turpistą, człowiekiem rozmiłowanym we wszystkim co nieestetyczne, potrafiącym szokować wszelkiego rodzaju ohydztwami, ale też zmuszać nas do odbierania ich jako coś pięknego, co swoją drogą też jest mocno szokujące. W „Cabalu. Nocnym plemieniu” Clive Barker daje wyraz tym swoim zapatrywaniom na brzydotę w drugiej partii powieści. UWAGA SPOILER Sprawia, że czytelnik solidaryzuje się z bestiami żyjącymi w podziemiach cmentarza w Midian, to właśnie im kibicuje w walce z reprezentantami swojej własnej rasy – można wręcz powiedzieć, że zrzeka się człowieczeństwa, że to ono go mierzi i że tak jak Lori daje się porwać zewowi potworności. Dlaczego tak się dzieje? Ano dlatego, że Barker chwyta jego dłoń i prowadzi go przez świat, którego tak się obawiał, pokazując, że pozory mogą mylić, że nie zawsze to czego nie znamy, nie rozumiemy i to co prezentuje się nad wyraz odrażająco jest gorsze od tego co znamy, rozumiemy i co z zewnątrz przypomina nas samych. Autor „Cabala. Nocnego plemienia” oswaja nas z istotami zrodzonymi z najgorszych koszmarów, a nawet więcej: sprawia, że to właśnie im kibicujemy, im współczujemy, z nimi się utożsamiamy i nie ma przy tym dla nas żadnego znaczenia jak te postacie wyglądają i jakimi mocami dysponują. Sam zamysł całkowicie mnie przekonał, to swoiste odwrócenie ról było nadzwyczaj interesującym zabiegiem, podejrzewam nawet, że wielu zmusi ono do myślenia, że zachęci ich do spojrzenia na pewne rzeczy z innej perspektywy, z takiej której dotychczas w ogóle nie przyjmowali, ale moim zdaniem jeszcze więcej odbiorców „Cabala. Nocnego plemienia” dojdzie do wniosku, że autor mocno przy tym zaniedbał atmosferę oblepiającą tę opowieść. Na niekorzystne następstwa obnażenia tajników Midian nie mógł nic zaradzić (na odarcie z atmosfery tajemniczości), ale sama zmiana źródła zagrożenia nie powinna wpływać negatywnie na klimat grozy z taką siłą emanujący z pierwszej partii powieści. Wystarczyło bowiem zbudować go wokół ludzi atakujących Nocne Plemię KONIEC SPOILERA. Barker starał się tak zrobić, ale w moich oczach na tym polu nie odniósł porównywalnego sukcesu, głównie dlatego, że mocno zdynamizował końcowe partie powieści, skoncentrował się na akcji, po kawałku zabijając przy tym duszący klimat wypracowany wcześniej.

„Cabal. Nocne plemię” nie jest moim ulubionym utworem Clive'a Barkera, wolę wszak jego późniejsze oblicze, nieporównanie obszerniejsze i dużo bardziej fantazyjne powieści, których nie sposób przeczytać w jeden wieczór. Ten autor lepiej się odnajduje w historiach napisanych z dużym rozmachem, w wielowątkowych utworach z mnóstwem dogłębnie scharakteryzowanych postaci, zarówno tych ludzkich, jak i zasilających inne rasy, które narodziły się w niezwykłym umyśle tego utalentowanego Anglika. Ale to nie znaczy, że „Cabal. Nocne plemię” w moich oczach plasuje się poniżej średniej, że czas poświęcony na ten lekturę był dla mnie czasem straconym. Gdyby tak było to poprzestałabym na jednej lekturze, nie wracałabym do tej opowieści i nie planowałabym tego powtórzyć wówczas, gdy wszystkie szczegóły rozmyją się w mojej pamięci. Bo to tego rodzaju horror, do którego chcę wracać pomimo lapidarnego stylu i tendencji spadkowej, która dla mnie bardzo wyraźnie unaocznia się w trakcie każdej lektury „Cabala. Nocnego plemienia”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz