Madryt,
czerwiec 1991 roku. Piętnastoletnia Verónica opiekuje się młodszym
rodzeństwem, bratem Antonito oraz siostrami Lucią i Irene, ponieważ
ich owdowiała matka większą część doby spędza w pracy. Cała
czwórka uczęszcza do szkoły prowadzonej przez zakonnice i to
właśnie w jej piwnicy Verónica, jej najlepsza przyjaciółka Rosa
i znajoma Diana, podczas zaćmienia Słońca, urządzają seans z
planszą ouija. Verónica chce porozumieć się ze swoim nieżyjącym
ojcem, a Diana marzy o nawiązaniu kontaktu ze swoim zmarłym
tragicznie chłopakiem. Ich seans ma bardzo gwałtowny przebieg i
kończy się omdleniem Verónicy. Niedługo potem dziewczyna nabiera
pewności, że jej i jej rodzeństwu zagraża nadnaturalny byt,
którego niezamierzenie przywołała wraz ze swoimi koleżankami.
Hiszpan
Paco Plaza, reżyser między innymi „Romasanty”, „Świątecznej
opowieści” (2005) i „[Rec] 3: Geneza” oraz współreżyser
pierwszej i drugiej części „[Rec], wraz z Fernando Navarro
napisał scenariusz oparty na autentycznej historii Estefanii
Gutierrez Lazaro, nastolatki, która w marcu 1990 roku wraz ze swoimi
znajomymi zorganizowała zabawę planszą ouija. Ten czyn
zapoczątkował serię rzekomo nadnaturalnych wydarzeń, w których
centrum, aż do sierpnia 1991 roku, tkwiła nastoletnia Lazaro. Tym,
co odróżnia ten przypadek od wielu innych opowieści o
nadnaturalnych zjawiskach opatrzonych etykietką „oparte na
prawdziwych wydarzeniach” jest raport policyjny, z którego wynika,
że kilku funkcjonariuszy świadkowało niektórym nadzwyczajnym
zdarzeniom zaistniałym w pobliżu Estefanii Gutierrez Lazaro.
Najnowszy
pełnometrażowy horror Paco Plazy w 2017 roku był wyświetlany na
różnych festiwalach filmowych, w tym na Toronto International Film
Festival i London Film Festival. Zebrał wiele pozytywnych recenzji,
również od tak zwanych znawców kina (krytyków), ale jak dotąd
nie doczekał się szerokiej dystrybucji na arenie międzynarodowej.
A bez wątpienia powinien, bo w mojej ocenie jakością przewyższa
większość współczesnych horrorów trafiających na wielkie
ekrany. Po twórcy „Romasanty” i „[Rec]” nie spodziewałam
się wiele. Tym bardziej, że opinie widzów, z którymi zapoznałam
się przed seansem „Verónicy” wskazywały na podparcie fabuły
motywem, którym osobiście jestem już bardzo zmęczona, który od
dawna nie zaoferował mi niczego, czym mogłabym się pozachwycać.
Scenariusz Fernando Navarrro i Paco Plazy rozwija się jednak w
odmienny sposób – panowie wykorzystują koncepcję silnie
zakorzenioną w tradycji kina i literatury grozy, sięgają po motyw,
który od dawien dawna egzystuje w horrorze, a pozycjom, które go
krzewią zwykło się nadawać miano ghost story. Taką
stylistykę obrał Paco Plaza w swojej „Verónice”, choć nie da
się nie zauważyć, że w scenariusz wpleciono motywy
charakterystyczne dla innego nurtu horroru, przez to niestety
osłabiając UWAGA SPOILER wydźwięk finału. Zdecydowanie
lepszy efekt by osiągnięto, gdyby już na długo przed nim nie
dawano widzom do zrozumienia, że główna bohaterka jest opętana
przez jakiś nadnaturalny byt. Bo to wynika chociażby z jej rozmów
z niewidomą zakonnicą i oczywiście z finalizacji seansu z planszą
ouija, w którym Verónica bierze udział wraz ze swoimi dwiema
koleżankami KONIEC SPOILERA. Rolę tytułową powierzono
debiutantce Sandrze Escacenie, która jeszcze wiele musi się
nauczyć, bo z całej obsady tego filmu na moje oko radziła sobie
najgorzej. Najmniej wiarygodne były wybuchy silnych emocji w jej
wykonaniu. Złość, skrajne przerażenie, panika – ekspresja
Escaceny raz odrzucała egzaltacją, a innymi razy nadmierną
powściągliwością, tak jakby powstrzymywaniem się przed pójściem
na żywioł, przed spontanicznością, zwalnianiem hamulców. Bo
chwilami wyglądało to tak, jakby Escacena odczytywała swój tekst
wprost z kartki, niemalże beznamiętnie recytowała, bardzo się
przy tym pilnując, aby przypadkiem czegoś nie pomylić. Przeciwwagą
dla jej topornej kreacji są warsztaty pozostałych aktorów,
zwłaszcza małoletnich, odtwórców ról rodzeństwa Verónicy –
utalentowanych dzieciaków w osobach Ivana Chavero, Bruny Gonzalez i
Claudii Placer. Ta trójka najbardziej przyczynia się do
podwyższenia ogólnego poziomu obsady omawianej produkcji, dlatego
też nikogo nie powinno dziwić, że na płaszczyźnie obyczajowej
najlepiej oglądało mi się sceny z udziałem Antonito oraz
bliźniaczek Luci i Irene. Paco Plaza i Fernando Navarro sporo
miejsca powierzyli właśnie tej warstwie. Wspólnemu życiu czwórki
rodzeństwa w ich mieszkaniu w Madrycie, w którym mieszka także ich
rodzicielka, owdowiała Ana tak ciężko pracująca w barze, że tak
dzieci, jak i widzowie bardzo rzadko ją widują. Scenarzyści
zahaczają też o szkolne życie Verónicy, przeprowadzając nas
przez jej szybko zmieniającą się relację z Rosą, z którą do
czasu feralnej zabawy planszą ouija łączyła ją wielka przyjaźń
i z niewidomą zakonnicą, która kiedyś była nauczycielką w tej
placówce. Teraz natomiast całymi dniami snuje się po korytarzach,
będąc pod opieką pozostałych sióstr pracujących w szkole. A
czasami zapuszczając się do piwnicy na papieroska. To właśnie tam
zacznie wkrótce spotykać się z Verónicą, nastolatką, która
nieopatrznie sprowadziła na siebie i swoje rodzeństwo ogromne
niebezpieczeństwo w postaci nadnaturalnego, bardzo agresywnego bytu.
Silnie
rozwinięta warstwa obyczajowa ułatwia widzowi nawiązanie więzi z
protagonistami, nawet z nieprzekonująco wykreowaną tytułową
bohaterką, a regularne wplatanie w nią coraz to szerzej omawianych
elementów typowych dla horrorów o zjawiskach nadprzyrodzonych
praktycznie nie dopuszcza do wyklucia się zniecierpliwienia u osoby
nastawionej na rasowe kino grozy, a nie jedynie dramat z nielicznymi
elementami horroru. W „Verónice” ten drugi gatunek szybko
zaczyna dominować, bo nawet wówczas, gdy tajemnicze siły
prześladujące główną bohaterkę i jej rodzeństwo znajdują się
w czasowym odwrocie, każdą komórką ciała odbiera się obecność
jakiegoś przyczajonego zła, bytu przygotowującego się do
kolejnego ataku na nieletnich protagonistów filmu. Paco Plaza i jego
ekipa stworzyli iście mroczną oprawę dla swojego projektu, dbając
przy tym o wiarygodny obraz realiów lat 90-tych XX wieku i
okraszając niektóre sekwencje rockowymi kawałkami muzycznymi,
które to doskonale wkomponowywały się w klimatyczne zdjęcia
unaoczniane już od zagadkowego prologu. Obawiałam się tylko
zmniejszenia siły oddziaływania tej mrocznej oprawy i trzymającej
w napięciu narracji spodziewaną dosłownością, dynamizującymi
fabułę manifestacjami bytów z zaświatów, bo wziąwszy pod uwagę
rok produkcji „Verónicy” wiedziałam, że istnieje większa
szansa ku temu, że Paco Plaza skłoni się w stronę komputerowego
efekciarstwa niźli preferowanego przeze mnie minimalizmu. Przebieg
seansu spirytystycznego naprędce zorganizowanego przez trzy
nastolatki w piwnicy szkoły, do której wszystkie uczęszczają, nie
dał mi jasnej odpowiedzi na to pytanie. A niedługo potem zostałam
skonfrontowana ze sceną, która pod tym względem jeszcze bardziej
namieszała mi w głowie. Zaczyna się bowiem jak istny hołd oddany
minimalizmowi – widzimy zwyczajnego mężczyznę, osobę pozbawioną
upiornej charakteryzacji tkwiącą w ciemnym pokoju Verónicy i tyle
absolutnie wystarczyło, żeby podnieść mój poziom adrenaliny. Ale
dosłownie chwilę później napięcie spadło niemalże do zera,
przyszło ogromne rozczarowanie efekciarską wstawką z rękami
oplatającymi przerażoną nastolatkę. Wtedy to moje obawy wzrosły
wprost proporcjonalnie do nadziei na minimalistyczny tradycjonalizm,
czyli coś, czego chyba większość dzisiejszych odbiorców horrorów
przyjmuje z głęboką niechęcią. Nie chciałam skrojonego na modłę
współczesnego hollywoodzkiego straszaka horroru silącego się na
oryginalność tylko konwencjonalnego filmu o nawiedzeniu, który nie
będzie atakował mnie nadmiernym efekciarstwem. Czy to praktycznym,
czy komputerowym. Pragnęłam powolnego budowania napięcia i
marzyłam o żonglerce złowróżbnym klimatem. Chciałam emocji, a
nie przedobrzonych wizualnych dodatków i pomijając te nieszczęsne
ręce z zaświatów dokładnie to dostałam. Paco Plaza co prawda nie
zrezygnował z prymitywnych jump scenek (w moim przypadku w
zdecydowanej większości nieskutecznych) i wpadania w większą
dosłowność w manifestowaniu niszczących mocy pochodzących z
innego świata, ale nie pozwolił, aby te wybiegi w umyśle odbiorcy
zawłaszczyły cały ten projekt. Były one jedynie dodatkiem, czymś
co niezmiennie musiało ustępować pola minimalistycznym formom
straszenia. Podnoszącemu napięcie, nieśpiesznie się
rozwijającemu, odczuwalnemu, acz niedostrzegalnemu gołym okiem
zbliżaniu się ogromnego niebezpieczeństwa. Muszę jednakowoż
nadmienić, że moją ulubioną scenką „Verónicy” jest moment
bazujący na dosłowności, sekwencja ubarwiona realistycznymi,
umiarkowanie krwawymi efektami specjalnymi, wątek koncentrujący się
na kanibalizmie z udziałem małoletnich postaci i tytułowej
bohaterki. A więc wniosek z tego taki, że nie wszystkie skręty w
stronę większego (ale w żadnym razie nieprzesadnego) efekciarstwa
uznaję za zbędne odstępstwa od tego co dobre. Ponadto warto
nadmienić, że Paco Plaza oddaje w „Verónice” mały pokłon
kultowemu horrorowi Narciso Ibaneza Serradora pt. „Czy zabiłbyś dziecko?” - główna bohaterka właśnie ten film ogląda, gdy
nocuje w salonie ze swoim rodzeństwem.
Nie
mam żadnych oporów przed polecaniem „Verónicy” Paco Plazy
każdemu wielbicielowi konwencjonalnych horrorów o zjawiskach
nadprzyrodzonych. Osoby nastawiające się na innowacyjne kino
kieruję pod inny adres, bo twórcy tego oto hiszpańskiego obrazu
woleli być wierni tradycji, woleli sięgnąć po znane motywy i
pokazać jak wiele mają one jeszcze do zaoferowania nawet tym
odbiorcom, którzy szczycą się doskonałą znajomością
niezliczonych nastrojowych horrorów niźli wypuszczać się na nowe,
dotychczas niezbadane obszary tego gatunku i ryzykować tym samym
wpadanie w śmieszność, pogrążanie się w oparach absurdu bądź
takie przekombinowanie, że nawet najwięksi zwolennicy oryginalnych
rozwiązań zatęskniliby za szablonami. Bo mnie penetracja nowych
płaszczyzn fabularnych przez twórców współczesnego kina grozy,
aż za często przynosi właśnie takie niepożądane doznania. Wolę
takie podejście do horroru jak w „Verónice” i jestem
przekonana, że część oddanych fanów gatunku obdarzy to
przedsięwzięcie sympatią porównywalną do mojej, albo nawet
jeszcze większą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz