Zastępca
głównego koronera San Diego Luis Acocella i etatowa pracownica
kostnicy Charlene Rutkowski po godzinach przeprowadzają sekcję
niezidentyfikowanego mężczyzny, który nagle wstaje i rzuca się na
zaszokowanych medyków.
Nastoletnia
Greer Morgan zasypia na boleśnie znanym Parkingu Przyczep
Mieszkalnych Sunnybrook w Bulk w stanie Missouri, a budzi się w
przerażająco obcej rzeczywistości. W trakcie krwawych walk z
odmienionymi mieszkańcami: nienaturalnie powolnymi ludźmi z
upiornymi białymi oczami.
W
siedzibie telewizji informacyjnej WWN następuje przewrót
zainicjowany przez Nathana Basemana, skompromitowanego dziennikarza,
producenta programu prowadzonego przez bezlitośnie wyśmiewanego
Chucka 'Buźkę' Corso, chorobliwie niepewnego siebie reportera po
licznych operacjach plastycznych. Koniec z kłamstwami, koniec z
lukrowaniem rzeczywistości, mówieniem ludziom tego, co chcą
usłyszeć. Naga, brutalna, przerażająca prawda o końcu świata.
Apokalipsa bez cenzury.
Stacjonujący
na lotniskowcu USS Olympia oficer Marynarki Wojennej Stanów
Zjednoczonych, Amerykanin japońskiego pochodzenia Karl Nishimura na
bezprecedensowym polu bitwy napotyka przeciwnika nieporównywalnie
gorszego, potworniejszego od chodzących trupów z niepohamowanym
apetytem na ludzkie mięso.
A
w rządowej agencji będącej wydziałem Departamentu Spisu Ludności,
Amerykańskim Modelu Rodowodów i Czynników (AMLD) w Waszyngtonie,
aspołeczna statystyczka Etta Hoffmann wytrwale zbiera dane z całego
świata. W błogiej samotności tworzy dla niepewnych przyszłych
pokoleń kronikę upadku zgniłego świata, która może być kluczem
do przetrwania ludzkości.
|
Okładka książki. „Żywe trupy”, Zysk i S-ka 2024
|
Długo
wyczekiwany dodatek do legendarnej filmowej serii o żywych trupach
stworzonej przez zmarłego w 2017 roku amerykańsko-kanadyjskiego
mistrza makabry, nazywanego też ojcem zombie movies George'a
Andrew Romero Jr. Serii zapoczątkowanej w 1968 roku jednym z
największych dokonań w gatunku horroru, wiecznie popularną „Nocą żywych trupów”. Zapowiadana już na początku lat 80. XX wieku
epopeja o apokalipsie zombie po śmierci inicjatora projektu,
George'a Romero, dokończona przez fana jego twórczości Daniela
Krausa, amerykańskiego pisarza najbardziej znanego ze współpracy z
Guillermo del Toro (literackie wersje „Kształtu wody” i
„Trollhunters. Łowców trolli”), który raz miał przyjemność
spotkać się ze sławnym reżyserem. O zaangażowaniu Krausa w
pisarską działalność Romero, właściwie dziedzictwo
beletrystyczne, opinia publiczna dowiedziała się niecały rok po
śmierci tego ostatniego, w lutym 2018 roku, a światowa premiera
„The Living Dead” (pol. „Żywe trupy”) miała miejsce w
sierpniu 2020 roku, promocja powieści apokaliptycznej przypadła
więc na okres pandemii COVID-19. Nieprzewidziana przeszkoda, która
mocno ograniczyła kampanię reklamową, jednak wbrew obawom,
sprzedaż była więcej niż zadowalająca. Zdaniem Daniela Krausa
pandemia COVID-19 ciekawie zazębiła się z pechowymi wydaniami
filmowymi Wielkiego George'a (najbardziej znany przykład to
oczywiście utrata praw autorskich do jego najpopularniejszego
dzieła, czyli rzecz jasna „Nocy żywych trupów”), a i można to
też traktować jako kolejny dowód na prorocze zdolności ojca
współczesnych opowieści o zombie, człowieka wyprzedzającego
swoją epokę. Monumentalna budowla literacka Daniela Krausa –
który bazował gównie na notatkach George'a A. Romero oraz jego
starym opowiadaniu, obszernym teście wplecionym w to powiązane
tematycznie, ambitniejsze przedsięwzięcie artystyczne ikony kina
grozy; i oczywiście filmowym cyklu niekonwencjonalnego współautora
powieści – zachwyciła choćby takie osobistości, jak Clive
Barker, Grady Hendrix, Joe Hill, Paul Tremblay i Guillermo del Toro,
a w Polsce objawiła się w roku 2024.
Wydawnictwo
Zysk i S-ka prezentuje jedyną w swoim rodzaju kronikę końca
świata. Pokaźny „manuskrypt” twardo oprawiony i gustownie
wykończony (wewnętrzna część okładki i strony tytułowe) –
projekt Pawła Uniejewskiego, który chyba bardziej inspirował się
głośnym serialem Franka Darabonta pt. „The Walking Dead”
(2010-2022) niż zombiastycznym dorobkiem George'a Romero;
subiektywny odbiór frontowej części tego literackiego budynku –
przygotowany pod redakcją Roberta Cichowlasa. Globalna katastrofa w
trzech aktach na język polski przełożona przez Mariusza Wardę i
Roberta P. Lipskiego. Apokalipsa, przejście i postapokalipsa: długie
(około pięćset pięćdziesiąt stron) „Narodziny śmierci”,
krótkie (niecałe pięćdziesiąt stron) „Życie śmierci” i
powolna (w sumie tylko niespełna dwieście pięćdziesiąt stron) „Śmierć
śmierci”. Zaczynamy od hołdu dla „Opowieści Hoffmanna”
(oryg. „The Tales of Hoffmann”) obiektu niegroźnej obsesji
George'a A. Romero, opery filmowej Michaela Powella i Emerica
Pressburgera, wydanej w 1951 roku adaptacji opéra fantastique
Jacquesa Offenbacha premierowo wystawionej w roku 1881 i opartej na
trzech opowiadaniach (uwaga) E.T.A. Hoffmanna (Ernst Theodor Amadeus
Hoffmann), niemieckiego prawnika, kompozytora i krytyka muzycznego,
pisarza specjalizującego się w literaturze romantycznej oraz
horrorze gotyckim żyjącego w latach 1776-1822. Zatem na wstępie
„Żywych trupów” Daniela Krausa i George'a Romero przenosimy się
do waszyngtońskiej siedziby gałęzi Departamentu Spisu Ludności
nazwanej Amerykańskim Modelem Rodowodów i Czynników, w skrócie
AMLD i poznajemy jedną z najbardziej wyeksponowanych postaci eposu o
chodzącej śmierci - skrajnie nietowarzyską Ettę Hoffmann,
bezwzględnie oddaną pracy statystyczkę żartobliwie zwaną Poetką,
która w przeciwieństwie do pozostałych członków zespołu,
wygląda na kompletnie nieporuszoną apokaliptycznymi doniesieniami z
kraju i ze świata. Co zresztą nikogo nie dziwi – mówi się, że
Etta jest tak zwanym człowiekiem bez emocji – ale niektórzy mogą
być zaskoczeni jej poświeceniem dla sprawy. Nareszcie sama na
posterunku! Raduje się serce osoby aspołecznej, którą „utrata
zwierząt zaboli bardziej niż utrata ludzi, bo jedynym co jest pewne
w sprawie plagi zombie, to to, że nie można winić za nią
zwierząt”. Idąc dalej w tych niepopularnych rozważaniach,
Hoffmann w duchu przyzna, że „jest w tym pewna elegancja:
żywi zamknięci w ponurych rezerwatach, radzący sobie w
warunkach niewiele lepszych od tych, które kiedyś zapewniali
zwierzętom gospodarskim”. W Hoffmannowskim Archiwum Opowieści
z Nowego Świata, opus magnum skromnej pracownicy państwowej,
początek apokalipsy zombie datowany jest na 23 października, nie
wiadomo którego roku. Pacjentem zero przypuszczalnie był mężczyzna
o nieustalonej tożsamości, a więc John Doe, sekcję którego miał
przeprowadzić zastępca głównego koronera San Diego, uzależniony
od smartfona malkontent Luis Acocella, pochodzący z Meksyku obiekt
westchnień niedającej sobie w kaszę dmuchać „dienerki”
Charlene Rutkowski. Nocna zmiana z zagadkowym przypadkiem rzekomo
zastrzelonego obywatela – „randka w nieromantycznej scenerii”,
upiorna opowieść z kostnicy, początek morderczej przeprawy Charlie
i Luisa. Jedna z wielu historii roztoczonych na kartach
intertekstualnej powieści niespodziewanego spadkobiercy George'a
Romero (ułamkowy udział przekazany przez faktyczną sukcesorkę -
małżonkę - oraz wspólnego znajomego, ostatniego agenta wirtuoza
makabry). Nieco chaotycznie poprowadzonych Opowieści z Nowego
Świata, stosownie opatrzonych niepochwalnymi komentarzami
społeczno-obyczajowymi. Krytyczna analiza ludzkości, romerowskie
studium szaleństwa nazywanego postępem. „Muzea, fabryki,
elektrownie, jeziora, rzeki, autostrady i domy. […] Może te rzeczy
trzeba było zabrać. Rząd, wojsko, media też – wszystko to już
było zgniłe”. A zombie snuły się po ulicach na długo przed
historycznym dniem 10/23. Wgapieni w błyszczące ekraniki, świata
poza nimi niewidzący. „Wystarczająco często przesuwałeś
palcami okropne treści, że przestawałeś je widzieć czy odczuwać,
a to […] było zarazem momentem, gdy zacząłeś umierać”. A
najgorsze były media społecznościowe – w każdym razie nie jest
żadną tajemnicą, że George Romero przynajmniej przez jakiś czas
tutaj upatrywał największego zagrożenia dla gatunku ludzkiego, a
może nawet całej planety Ziemia. Promowanie „ja” w świecie
rozpaczliwie potrzebującym „my”. Co w „Żywych trupach”
Daniel Kraus sprowadził do stwierdzenia (piękne, a przy tym przykre
przesłanie), że jedyne co ludzie muszą zrobić, aby się rozwijać,
to być miłosiernym wobec siebie. Marne szanse.
|
Okładka książki. „The Living Dead”, Tor Nightfire 2021
|
Świadomość
zbiorowa kontra ego(centryzm). Wyścig szczurów i spacer ślimaków.
Wolniakowo alternatywą dla straceńczo goniących za mamoną.
Przedmioty warte więcej od bliźnich, tym bardziej przedstawicieli
innych gatunków. Bezwstydne deptanie istot żywych w nieustającej
walce o przedmioty martwe. Krwiożerczy konsumpcjonizm (kłania się
„Świt żywych trupów” 1978) zagrożony przez kolektyw zombie.
Kultura kłamstwa niszczona przez białookich „kanibali”. Przemoc
odpowiedzią na... jeszcze większą przemoc? Greer Morgan, srogo
płacąca za grzechy matki ciemnoskóra uczennica szkoły średniej z
premedytacją robiąca dokładanie to, czego się po niej spodziewano
- demoralizacja instytucjonalna, wkładanie nieletnim do głowy, że
nic z nich nie będzie, zabijanie potencjału młodzieży w szkołach
publicznych, gnębienie niektórych gorzej sytuowanych dzieciaków
przez „autorytety” – pustoszone Stany Zjednoczone będzie
przemierzać w niesłabnącym (jeśli już to rosnącym) przekonaniu,
że „zainfekowani z białymi oczami nie wykazują tak wielkiego
upodobania do przemocy” jak rzekomo niezainfekowani, żywi
ludzie (obserwacja poczyniona niedługo po wydostaniu się z Parku
Przyczep Mieszkalnych, gdzie rozegrała się jedna z moich
ulubionych, najbardziej emocjonujących bitew tego armagedonu).
Zdetronizowani samozwańczy władcy Ziemi. A niejaki Chuck Corso
podzieli się z nami jakże trafnymi wnioskami popartymi latami
doświadczeń w zawodzie dziennikarza. Brutalnie szczery wykład o
nie-etyce dziennikarskiej. Środowisko „przede wszystkim winne
lojalność swoim obywatelom”, „zobligowane do
przedstawiania prawdy” woli cały miesiącami wałkować jeden
mniej czy bardziej istotny temat (zaginięcie białej kobiety albo
afera z udziałem jakiegoś celebryty, albo pozornie bezsensowne
wojenki polityków – sens jest taki, by odwrócić uwagę
społeczeństwa od palących problemów, którym zająć wybrańcom
narodów się nie chce, tzw. tematy zastępcze – albo covid...) niż
zajrzeć do blokowisk, domów opieki, szpitali, domów dziecka.
„Lojalni wobec obywateli? Nie. Jesteśmy lojalni względem
pieniądza” - rachunek sumienia „wiernego żołnierza”
wywodzącego się ze starej dziennikarskiej szkoły Nathana Basemana,
inicjatora puczu w tubie propagandowej WWN. Rehabilitacja czwartej
władzy u schyłku świata. Z najmniejszym zainteresowaniem śledziłam
wydarzenia na lotniskowcu USS Olympia, jednostce będącej na
uposażeniu Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonej, która w pewnym
sensie utknęła „pośrodku” oceanu. Kult jednostki w „twierdzy”
niemal zdobytej przez tytułowych wątpliwych antybohaterów.
Katolicki kapelan, komandor porucznik William Koppenborg, Moja Słodka
i oficer z opóźnieniem, homoseksualista z japońskimi korzeniami
Karl Nishimura. Drastyczne przebudzenie seksualnych żądz, religijne
zaślepienie, destrukcyjny fanatyzm, który to należał do
ulubionych tematów George'a Romero. Akt drugi „Żywych trupów”
należy natomiast do Etty Hoffmann i tajemniczej Węszycielki.
Jedenaście lat po szokującym incydencie w Zakładzie Medycyny
Sądowej w San Diego ponownie spotykamy intrygującą pustelnicę,
która imponująco produktywnie wykorzystała czas w twardym
lockdownie. Znaczne zwolnienie tempa, wskoczenie na wygodniejsze dla
mnie tory, z których wypadłam dopiero pod koniec aktu trzeciego,
mimo okazjonalnych powrotów do przeszłości; wybór opowieści z
Hoffmannowskiego Archiwum, czyli dopięcie tułaczek z księgi
pierwszej plus niezupełnie nowy czarny charakter w „konfesjonale”
Bibliotekarki. Publikację zwieńczono arcyciekawym drobiazgowym
sprawozdaniem Daniela Krausa: geneza „Żywych trupów” i zarazem
wzruszająca historia miłosna (fascynacja twórczością George'a
Romero).
„Kiedy
zabraknie miejsca w piekle, zmarli wyjdą na ziemię”. Albo
kiedy żywi dojdą do ściany. Opus vitae George'a A. Romero,
utwór, któremu najprawdopodobniej poświęcił najwięcej czasu.
Pośmiertne dzieło dopełniające największą markę zombiastyczną.
Dopełnienie filmowej kroniki najbardziej zasłużonego badacza
żywych trupów, przygotowane z niemałą pomocą Daniela Krausa.
Duchowa współpraca? Na pewno bezcenne dziedzictwo literackie,
najwyższy zaszczyt dla zdeklarowanego miłośnika pesymistycznych
czy realistycznych opowieści pomysłodawcy „Żywych trupów”.
Potężnej powieści o bezrozumnej agresji. Marmurowy pomnik w
odcieniu zgnilizny:) dla bogatego dorobku artystycznego czempiona
filmowej makabry. Niebezsensowna jatka, której nie boję się
polecić także niesympatyzującym z horrorami o martwych
mięsożercach. Apokalipsa Z w stylu neoklasycznym nie tylko dla
wielbicieli twórczości nieśmiertelnego George'a.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz