poniedziałek, 15 października 2012

John Everson „Demoniczne Przymierze”

Joe Kieran od niedawna mieszka w małym miasteczku Terrel i pracuje w prowincjonalnej gazecie. Pewnej nocy słyszy na częstotliwości policyjnej informację o nastolatku, który skoczył z tutejszego, owianego złą sławą wzgórza. Reporter jest przekonany, że to znakomity temat na tle tych wszystkich małomiasteczkowych wydarzeń, które jest zmuszony opisywać do gazety, ale jego szef kategorycznie zabrania mu napisania czegokolwiek o tym samobójstwie. Joe szybko odkrywa, że nie tylko jego przełożony nie chce nagłaśniać sprawy wzgórza, ale również pozostali mieszkańcy miasteczka. Podczas swojego małego śledztwa Kieran odkrywa, że na przestrzeni lat zginęło tam sporo osób, a zabobonni mieszkańcy Terrel tak naprawdę są głęboko przekonani, że zagnieździł się tam diabeł, który steruje ludzkimi umysłami.
Ostatnimi czasy o Johnie Eversonie jest w Polsce dosyć głośno, przede wszystkim za sprawą antologii zatytułowanej „Igły i grzechy” Repliki. Opinie krążące na temat tego autora jednoznacznie wskazują, że jego proza odznacza się sporą dawką wyuzdanego seksu i krwawej jatki. I właśnie z takim nastawieniem rozpoczęłam lekturę „Demonicznego Przymierza”, aczkolwiek po przeszło stu stronach zostałam zmuszona do zweryfikowania swoich zapatrywań. Czytelnicy zaznajomieni z prozą Clive’a Barkera, Edwarda Lee, czy choćby Bentley’a Little’a z pewnością nie będą zaszokowani żadnym wątkiem tej powieści. To prawda, że autor kilka razy serwuje nam opisy skrajnie perwersyjnego seksu (szczególnie lesbijskiego) i nawet dotyka tematyki nekrofilii, ale w porównaniu do innych pisarzy literatury ekstremalnej owe w zamiarze odstręczające wątki wypadają naprawdę bardzo blado. Nie wiem, jak z innymi wydanymi w Polsce książkami autora, ale „Demoniczne Przymierze” nie miało najmniejszych szans wywołać u mnie choćby grymasu niesmaku. Tak, więc po zweryfikowaniu swoich oczekiwań, kiedy to przestałam szukać w tej pozycji extremy na rzecz ciekawej historii w ogólnym rozrachunku bawiłam się dosyć dobrze.
„Śmierć zwykle znajduje tych, którzy jej szukają.”
„Demoniczne Przymierze” zapewniło Johnowi Eversonowi Nagrodę Brama Stokera, od 1987 roku przyznawaną najlepszym powieściom grozy. I w sumie w ogóle mnie to nie dziwi, biorąc pod uwagę ciekawą oś fabularną, przyzwoity styl i intrygujących bohaterów. Akcja powieści skupia się na śledztwie Joe Kierana, który stara się dowiedzieć, dlaczego na wzgórzu w małym miasteczku dwa razy w roku (w te same dni) ludzie decyduje się na odebranie sobie życia. Początkowo nie zwraca uwagi na zabobonne historie mieszkańców Terrel, którzy uparcie twierdzą, że to miejsce zamieszkane jest przez demona, który w okrutny sposób steruje ludzkimi umysłami, zmuszając je nie tylko do samobójstw, ale również rzeczy skrajnie perwersyjnych. Joe trafia na historię zatonięcia dziewczyny, która przed laty kąpała się u podnóża wzgórza wraz z trzema przyjaciółkami. Po jej śmierci dzieci pozostałych dziewcząt zaczęły odbierać sobie życie na wzgórzu, a ich matki zdawały się w ogóle tym faktem nie przejmować. W ten sposób Kieran trafia na trop tzw. Przymierza, które wespół z innymi faktami całkowicie zmieni jego przekonania na temat istnienia demona.
Prosty, aczkolwiek sprzyjający wyobraźni czytelników styl Eversona wespół z intrygującą fabułą i przyzwoicie wykreowanymi bohaterami sprawiają, że lekturę „pochłania” się w iście błyskawicznym tempie. Autorowi udaje się stworzyć tajemniczy, małomiasteczkowy klimat, pełen morderczych sekretów mieszkańców i gdzieniegdzie wyuzdanego seksu (aczkolwiek dla mnie ograniczonego do minimum). Chociaż tak naprawdę cała intryga nie jest zanadto zaskakująca Everson pozbawił ją jakiejkolwiek dozy monotonii, co tylko mocniej zatopiło mnie w lekturze. Polecam osobom niezaznajomionym z prozą ekstremalną, ponieważ oni mają szansę poczuć niesmak podczas obcowania z niektórymi wątkami oraz czytelnikom, poszukującym czystej rozrywki, którą „pochłania się” w zawrotnym tempie, aczkolwiek po skończonej lekturze niewiele się z niej pamięta. Ja po zapoznaniu się z tą pozycją, na pewno sięgnę po pozostałe książki Johna Eversona, ponieważ mimo wszystko rozbudził mój apetyt na swoją prozę.

3 komentarze:

  1. Tej książki akurat nie znam, ale czytałam ,,Ofiarę'' tegoż autora i moim zdaniem to naprawdę dobra, mocna proza. Z mojej strony serdecznie ją polecam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam kupić tę książkę, ale nakład w Gandalfie się wyczerpał, dlatego ostatecznie zamówiłam "Demoniczne Przymierze". Mam nadzieję, że "Ofiara" jeszcze wpadnie mi w ręce, bo już sam opis brzmi cholernie interesująco:)

      Usuń
  2. Wielkie dzięki za tę recenzję. Teraz już na pewno zapoznam się z Eversonem. Przyznam, że rys fabularny Ofiary wydaje mi się nieco bardziej interesujący od tego właśnie Demonicznego przymierza, ale skoro jest ona aktualnie niedostępna (świeżutka, ze sklepu, z księgarni), to Demoniczne... pójdzie u mnie na pierwszy ogień.

    OdpowiedzUsuń