Recenzja na życzenie
Dentysta, Alan Feinstone, odkrywa, że jego żona go zdradza, co owocuje u i tak już znerwicowanego mężczyzny, czystym szaleństwem. Feinstone planuje krwawą zemstę na swojej żonie i jej kochanku, która szybko przeistoczy się w istną rzeź pacjentów w jego prywatnym gabinecie dentystycznym.
Wyreżyserowany przez Briana Yuznę, slasher, do którego mam duży sentyment, z uwagi na fakt, że w dzieciństwie nieźle mnie przestraszył. Teraz, po latach, oczywiście nie oddziałuje już tak traumatycznie, ale mimo swojego niskiego budżetu nadal może się pochwalić integralnymi dla horroru elementami, których próżno szukać we współczesnych, efekciarskich filmach grozy. Sama fabuła, oczywiście, nie grzeszy jakąś nadzwyczajną oryginalnością. Na skutek zdrady małżeńskiej z czyścicielem basenów (tak, wiem, że to banalne) w dentyście Feinstonie „coś pęka” i zamienia się w żądnego krwi mordercę, walczącego z wszędzie panoszącą się próchnicą. Mężczyzna zaczyna miewać halucynacje, w których widuje popsute zęby, wymagające jego natychmiastowej, brutalnej reakcji. Można domniemywać, że jego osobliwa obsesja istniała jeszcze przed zdradą żony, aczkolwiek sam ten fakt, wespół z widokiem seksu oralnego, tak szkodzącego jamie ustnej, skumulował owe dziwactwa Feinstone’a, zamieniając go w psychopatycznego mordercę. Nadrzędnym celem Alana staje się, więc ukaranie niewiernej żony. Jego podświadomość tak dalece tego pragnie, że jeszcze tego samego dnia w pracy dentysta dopuszcza się molestowania seksualnego pacjentki, która na skutek transferencji wydaje mu się być jego własną żoną. Sama postać mordercy, w moim mniemaniu jest bardzo pomysłowa, nie tylko przez sam aspekt zawodowy (w końcu mnóstwo osób boi się dentystów), ale znakomitą kreację Corbina Bernsena, który idealnie wyważył dawkę szaleństwa i groteski, co w efekcie dało nam iście zwichrowanego, lekko przerysowanego antagonistę, posiadającego jakże oryginalne narzędzia zbrodni.
Krwawych scen, jak na slasher, jest całkiem sporo, aczkolwiek często ocierają się one o najzwyklejszy kicz, który osobiście bardzo lubię w starych horrorach, ale przyzwyczajonego do realizmu widza może odrobinę zniechęcić (w szczególności ta różowa krew). Dla mnie charakterystyczną sceną „Dentysty” jest moment, który następuje po wyrwaniu wszystkich zębów niewiernej żonie, kiedy w ogrodzie znajduje ją czyściciel basenów, stając twarzą w twarz z jakże przerażającą maszkarą. Oczywiście torturowanie natręta od podatków jest o wiele bardziej spektakularne, ale mimo swojego szokującego wymiaru nie oddziałuje tak mocno na widza, jak wygląd bezzębnej pani Feinstone, bezgłośnie błagającej swojego kochanka o pomoc. Swego rodzaju niespodzianką jest również klimat tego obrazu, wyczuwalny w niemalże każdej minucie seansu, a w momentach krwawych mordów, osiągający pełną niepokojącego napięcia kulminację. Zresztą tutaj akurat twórcy nie musieli się zanadto wysilać, w końcu już sam widok wyrywania zębów bez podania „pacjentce” znieczulenia, czy borowania plomby przy akompaniamencie szarpiących nerwy pisków wiertła, wywołuje w odbiorcy spory dyskomfort emocjonalny, nawet u osobników niebojących się dentystów.
„Dentysta” jest z pewnością interesującą propozycją dla wielbicieli klimatycznych, lekko kiczowatych slasherów. Jednak obawiam się, że współcześni widzowie, przyzwyczajeni do realistycznych scen torture porn mogą być mocno zawiedzeni. Pozostałym osobom polecam przede wszystkim dla intrygującej postaci mordercy-stomatologa.
W życiu, za nic tego nie obejrzę. Przeraża mnie sama myśl o dentyście.
OdpowiedzUsuńPodpisuje się pod pierwszym komentarzem (tym bardziej że 6 mam termin). Nienawidzę dentysów-sadystów, a na samą myśl o wiertłach robi mi się niedobrze.
OdpowiedzUsuńOglądałam kiedyś ten film i wyjątkowo mocno podziałał na moją psychikę. Do tej pory boję się chodzić do dentysty :-)
OdpowiedzUsuńZ całym szacunkiem dla Yuzny, którego jako twórcę filmowego horroru cenię, lecz ten tu Dentysta to mu w mojej skromnej opinii nie wyszedł. Może za dużo się o tym filmie nasłuchałem, może zobaczyłem go za późno, ale prócz ów sceny, którą przytoczyłaś, tj. bezzębna i (o ile dobrze pamiętam) bezjęzyczna pani Dentystowa błagająca o pomoc swojego kochanka (swoją drogą to mi się podobało w tym filmie; romans między bogatą żoną bohatera a opalonym, młodym basenowym - rzecz wyjęta prosto z jakiejś szmirowatej powieści kryminalnej albo taniego filmu porno, apogeum najczystszej tandety), nie pamiętam z tego filmu zbyt wiele. Zdecydowanie za mało czerwonego płynu chlustało na ekranie, a tytułowy towarzysz stomatolog nie rozbudził we mnie ani przez chwilę lęku przed łażeniem do gabinetu jego kolegów po fachu.
OdpowiedzUsuńCo do czyściciela basenów to mi również skojarzył się film porno (tym bardziej, że owy basenowy sypiał ze swoją jeszcze jedną pracodawczynią, o której wiemy nie licząc żony dentysty, a w rzeczywistości pewnie było ich więcej), więc zgadzam się, że wątek strasznie banalny.
UsuńJeśli chodzi o "czerwony płyn" to on tak naprawdę był różowy:), ale uważam, że jak na slasher było go całkiem sporo. W ogólnym rozrachunku, tak jak pisze, Piotrek poniżej, dla mnie ma ten horrorek swój kiczowaty urok - klimat, pomysłowe narzędzia mordów i świetna kreacja tytułowego dentysty, który mnie może nie przeraził, bo w ogóle nie boję się wizyt u stomatologów, ale na pewno zaintrygował.
Jeden z horrorów mojego dzieciństwa :D Dziwny, ale swój urok ma :) Aż sobie odświeżę pamięć w najbliższy weekend :)
OdpowiedzUsuńBoję się już samego tytułu!!! :)
OdpowiedzUsuńOglądałam go już w latach 90-tych i chyba dlatego tak na mnie zadziałał... W sumie widziałam go do tej pory jakieś 2-3 razy i mam w stosunku do tego filmu pewien sentyment. Dentystów co prawda aż tak bardzo się nie boję, ale... pana Feinstone'a przenigdy nie chciałabym spotkać na swojej drodze ;-) Świetna recenzja jak zawsze.
OdpowiedzUsuńHe he niezły temat na horrot, stomatolog w akcji.
OdpowiedzUsuńSam tytuł straszny i nie zachęca. Wiele osób boi sie wizyt u dentystów. Ja na szczęście swojego lubię. Jak byście szukali dobrego to tutaj www.dentystagdynia.pl
OdpowiedzUsuń