niedziela, 9 grudnia 2012

„Śmiertelnie mroźna zima” (1987)

Początkująca aktorka, Katie McGovern, otrzymuje propozycję zastąpienia odtwórczyni głównej roli w nagrywanym właśnie thrillerze, gdyż ta przeszła załamanie nerwowe. Kobieta, bez wahania zgadza się pojechać na zdjęcia do położonej w środku lasu willi, w której poznaje niepełnosprawnego producenta, dr Josepha Lewisa i jego byłego pacjenta, obecnego pomagiera pana Murray’a. Wkrótce Katie opanowuje przeświadczenie, że znalazła się w wielkim niebezpieczeństwie.
Horror twórcy jednego z moich ulubionych filmów pt. „Bonnie i Clyde” (1967), Arthura Penna. Jak sam tytuł wskazuje jest to chyba idealna pozycja na obecną porę roku, więc pełna nadziei, z przeświadczeniem, że mam do czynienia z klasycznym slasherem (co wniosłam po opisie filmu) zasiadłam do seansu. Początek rzeczywiście przywodzi na myśl horror slash, kiedy to jesteśmy świadkami zabójstwa kobiety i wyjazdu Katie do zasypanej śniegiem willi, położonej w głębi lasu. Jednakże od tego momentu nie będziemy obserwować coraz to wymyślniejszych scen mordów tylko pewnego rodzaju grę psychologiczną z uwięzioną kobietą oraz mocno kryminalną intrygę. Kilka scen mordów pojawi się pod koniec seansu, aczkolwiek będą one całkowicie bezkrwawe. Siłą tego obrazu jest zimowa sceneria i odcięta od świata willa, co znacznie wzmaga poczucie alienacji naszej bohaterki, a co za tym idzie w pewnym stopniu oddziałuje również na nas. Fabuła, która kładzie szczególny nacisk na psychologię oraz kryminalną intrygę również prowadzona jest całkiem zgrabnie – jest kilka drobnych nielogiczności, ale z powodzeniem można przymknąć na nie oko. Jednakże z uwagi na główną problematykę tej produkcji miałam wrażeniem, że oto mam do czynienia z klasycznym thrillerem. Oczywiście klimat grozy jest mocno wyczuwalny (szczególnie w pierwszej połowie seansu), w czym znacznie pomaga znakomita ścieżka dźwiękowa, skomponowana przez Richarda Einhorna, aczkolwiek oś fabularna niezmiennie podąża w stronę dreszczowca, aniżeli horroru. Co dla mnie wcale nie było mankamentem – zwyczajnie w trakcie seansu musiałam odrobinę zmodyfikować swoje oczekiwania.
Podczas, gdy cały seans jest całkiem intrygującą, klimatyczną, miejscami mocno trzymającą w napięciu zabawą psychologiczną końcówka pozostawiła mnie z tak daleko posuniętym uczuciem niesmaku, że znacznie zaniżyła moją ogólną ocenę tego obrazu (nie wiem, jak można było wpaść na tak nielogiczny finalny pomysł). UWAGA SPOILER Nasza Katie, po niedoczekaniu się pomocy ze strony policji, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. W tym celu w samoobronie zabija silną kobietę i wykorzystując swoje zdolności aktorskie podszywa się pod nią, aby wyeliminować pana Murray’a (znakomicie wyegzaltowana kreacja Roddy’ego McDowalla) w najbardziej przyciągającej oko scenie mordu (przybicie dłoni do szyi). Następnie… przystępuje do chaotycznej ucieczki przed sparaliżowanym staruszkiem, który z uwagi na swój stan zdrowotny ledwo pełznie w jej stronę. No tak, osoba, która bez większych problemów zamordowała silną kobietę i mężczyznę w średnim wieku nie mogła równie skutecznie wyeliminować niepełnosprawnego staruszka bez uprzedniej dosyć zabawnej pogoni po poszczególnych pomieszczeniach domostwa… KONIEC SPOILERA.
„Śmiertelnie mroźna zima” absolutnie nie należy do jakiś ambitnych, mocno przerażających obrazów, oczekujących od widza całkowitego skupienia. To raczej całkiem przyjemna, dosyć pomysłowa, aczkolwiek miejscami troszkę nielogiczna rozrywka, którą najlepiej obejrzeć w jakiś mroźny, zimowy wieczór, spodziewając się raczej elementów charakterystycznych dla filmowego thrillera niż horroru. Oglądało się całkiem znośnie, ale na pewno nie pozostanie na dłużej w mojej pamięci.

3 komentarze:

  1. Buffy, ubiegłaś mnie z recenzją, którą ciągle przekładałem :)
    A film niezły i ogląda się go bez znużenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że zakończenie jest niezbyt ciekawie wyreżyserowane, ale mimo wszytko jestem ciekawa, jak potoczy się cała historia „Śmiertelnie mroźnej zimy”, dlatego chce ją obejrzeć w wolnej chwili.

    OdpowiedzUsuń
  3. Polecam film, choć nie lubię starszych filmów, ten przypadł mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń