Teraz, kiedy w kinach święci triumfy wysokobudżetowy film pt. „Atlas chmur”, jest chyba najlepszy czas na omówienie jego docenionego przez krytyków literackiego pierwowzoru pióra Davida Mitchella. Na język polski książkę przetłumaczyła Justyna Gardzińska – nie wiem, ile za to zarobiła, ale w moim mniemaniu każde wynagrodzenie pieniężne w tym przypadku byłoby za niskie. David Mitchell w swoim „Atlasie chmur” tak dalece eksperymentuje z różnymi stylami, że mogę sobie tylko wyobrazić, jak ciężkie zadanie stało przed panią Gardzińską, więc przy okazji bardzo dziękuję za wręcz genialne wywiązanie się ze swojej roli.
„Jakiego chce państwa? Żadnego. Im lepiej zorganizowane państwo, tym bardziej ogłupia ludzkość.”
David Mitchell prezentuje nam sześć różnych historii, osadzonych w różnych czasach i opowiadanych przez różnych narratorów, których coś łączy. Każda opowieść snuta jest w całkowicie innym, pasującym do danego okresu historycznego stylu. Najwcześniejszym okresem jest rok 1850, w którym pasażer statku Adam Ewing przeżywa różne przygody w trakcie swojej podróży. Jego pełen archaizmów, z orzeczeniami na końcu zdania, styl może być odrobinę przyciężki dla niektórych czytelników – podobnie, jak historia zatytułowana „Bród Slooshy i wszystko co potem” (dla mnie najbardziej problematyczna z uwagi na podchodzący pod slang język narratora). Najpiękniejszy styl wypowiedzi przypadł muzykowi, piszącemu listy do swojego przyjaciela w roku 1931. Samej jego opowieści najbliżej do literatury obyczajowej, aczkolwiek wielce interesującej i pouczającej. Z kolei, żyjący najbliżej współczesnych nam czasów Timothy Cavendish opowie nam o swoich perypetiach w domu spokojnej starości oraz przyciągnie naszą uwagę swoimi jakże wnikliwymi obserwacjami świata. Przyszłość poświęcono azjatyckiemu klonowi, skazanemu na karę śmierci, który podczas przesłuchania opowiada nam o swoim tragicznym, pełnym sensacyjnych przygód „życiu”. Tutaj czytelnicy będą mieli okazję zapoznać się z nowatorską pisownią (w miejscu „ku” widniało „q”), co z początku nieco dezorientuje, ale z czasem można się przyzwyczaić. I na koniec najlepsza, w moich mniemaniu, kryminalna historia dziennikarki Luisy Rey, która w roku 1975 wpada na trop poważnej afery jądrowej, co naturalną koleją rzeczy sprowadza na nią groźbę rychłej śmierci.
„Zaczyna się od niewiedzy. Niewiedza rodzi strach. Strach rodzi nienawiść, a nienawiść przemoc. Przemoc prowadzi do dalszej przemocy, aż każde prawo staje się jedynie tym, czego pragną najsilniejsi.”
Czytając „Atlas chmur” można odnieść wrażenie, że ma się do czynienia ze zbiorem dłuższych opowiadań. Jednakże, mimo wszystko, radzę zapoznawać się z nimi we właściwej kolejności, ponieważ jak już wspomniałam narratorów łączy jedna bardzo ważna rzecz, którą powinno się odkrywać stopniowo, tak jak chce tego władający różnorodnymi stylami autor. Chociaż wszystkie historie nie prezentują sobą niczego porażająco oryginalnego, jakimś cudem nie pozwalają czytelnikowi oderwać wzroku od zapełnionych drukiem stron, przenosząc go w świat wielkiej wyobraźni, subtelnej magii i jakże porażająco prawdziwych wniosków. Każdy z sześciu narratorów znajdzie chwilę na wygłoszenie swoich konkluzji na temat dążącej do wyniszczającej władzy ludzkości. Według nich nasza rasa sama skazuje się na wyginięcie – nie tylko z powodu morderczej natury, która pcha nas do ciągłych bezsensownych wojen, ale również nieodpartej potrzeby tworzenia, której rezultaty prędzej, czy później obrócą się przeciwko nam. Przygnębiające, acz jakże prawdziwe w swej wymowie przesłanie z pewnością zmusi nawet najbardziej opornych czytelników do kilku minut melancholijnego zamyślenia nad własną, w gruncie rzeczy, niegodną pozazdroszczenia naturą.
„Pewnego pięknego dnia świat z samych drapieżców pożre sam siebie. {…} W pojedynczym człowieku samolubność szpeci duszę; dla rodzaju ludzkiego samolubność jest zagładą. {…} Nieprosty postęp, jaki pokolenia wypracowały, zaprzepaścić może jedno pociągnięcie piórem krótkowzrocznego prezydenta czy cios szablą próżnego generała.”
Nie wiem, jakich słów użyć, żeby zachęcić jak największą grupę odbiorców do zapoznania się z tą pozycją, a muszę to zrobić, ponieważ nie wybaczyłabym sobie, gdyby choć jedna moja negatywna uwaga kogokolwiek do „Atlasu chmur” zniechęciła. Mitchell swoją doskonałą prozą gwarantuje swoim czytelnikom pełną różnorakich przygód podróż, miażdży wnikliwymi obserwacjami naszego świata i zmusza do myślenia. A to wszystko dzięki, jakże różnorodnemu warsztatowi pisarskiemu, tak doskonale oddanemu przez polską tłumaczkę. Myślę, że z tą powieścią powinien zapoznać się każdy poszukujący ambitnej, znakomicie napisanej literatury, od której wprost nie sposób się oderwać.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Pewnym jest,że tą książkę przeczytam.Czytałam już kilka recenzji i wszystkie są pozytywne.Ciekawe czy film sprosta książce.
OdpowiedzUsuńKolejna mega-pozytywna recenzja "Atlasu" ^^ Wcześniej planowałam obejrzeć film, ale po takiej zachęcie będę raczej polować na książkę, seans zostawię sobie na później.
OdpowiedzUsuńMoże nie do końca jestem przekonana do formy, wolę raczej powieści pisane "jednym ciągiem", ale kto wie, może być ciekawie :)
Recenzja jak zwykle świetna, pozdrawiam :)
Strasznie dawno mnie tu nie było i widzę, że dużo się zmieniło. Muszę przeczytać tę książkę, bo po takiej zachęcie nie pozostaje mi nic innego. Ale film też chcę obejrzeć:)
OdpowiedzUsuńBo to takie nowatorskie
Zapraszam też do mnie http://wkinieinafotelu.blogspot.com/
Hmm, mi się aż tak ten film nie podobał. Trochę zbytnio wydumany, jak dla mnie. Zapraszam do przeczytania mojej recenzji ;)
OdpowiedzUsuńhttp://alekwas.blogspot.com/2012/11/atlas-chmur-recenzja-obiektywna.html
Filmu jeszcze nie widziałam, ale w najbliższym czasie na pewno sobie odpuszczę, bo czuję, że to będzie efekciarskie kino, a jak na razie jestem nim odrobinę zmęczona:/
UsuńJuż od jakiegoś czasu wybieram książki wg. takiego systemu. 1 lekka, a potem 1 ambitną. No i teraz właśnie padło na ten drugi rodzaj i myślę, że "Atlas Chmur" znakomicie wypełni mój czas. Bardzo dziękuje za zachęcającą recenzję. Mam też chrapkę na film, ale ostatnio oglądałam Incepcję i mam jak na razie dość. Przerzucam się teraz na horrory z lat 80. Może coś fajnego wygrzebię.
OdpowiedzUsuńChciałam też podziękować za komentarze. Nawet nie wiesz jak to mocno budujące, kiedy pisze mi to recenzentka :) Dlatego zabrałam się z ten blog i wstawiłam tam nowe i całkowicie inne opowiadanie :)Napisz jeszcze więcej snów, bo to bardzo ciekawe :)
Film nietypowy, wielowątkowy, ale tworzący piękną całość. Tyle można powiedzieć o David Mitchell Atlas chmur .Zapraszam do mnie na bloga. Wiersz do tego filmu i nie tylko, a także wiersze inspirowane muzyką i życiem
OdpowiedzUsuń