czwartek, 20 grudnia 2012

„The Frozen” (2012)

Emma i Mike wybierają się na zimowy kemping w górach. Rozbijają namiot z dala od cywilizacji, co wkrótce okaże się dla nich tragicznym posunięciem. Po rozbiciu skutera śnieżnego zakochani będą musieli skonfrontować się z nieubłaganą naturą. Sprawę dodatkowo komplikuje tajemniczy myśliwy, który uparcie ich obserwuje…
Mieszanka thrillera i horroru, wyreżyserowana przez Andrew Hyatta. Mamy dwójkę głównych bohaterów – mieszczuchów, którzy postanowili wypocząć na łonie natury. Mike jest przekonany, że da sobie radę w trudnych warunkach, natomiast Emma od początku jest nastawiona sceptycznie do tego pomysłu. Pierwsza połowa filmu jest praktycznie przepełniona jej ciągłymi narzekaniami oraz atakami słownymi, wymierzonymi w chłopaka – z czasem kobieta zaczyna irytować nie tylko Mike’a, ale również widza, w końcu, ileż można słuchać nieustannych utyskiwań? Jednakże, abstrahując od denerwującej charakterologii jej postaci, Brit Morgan, której przypadła owa rola spisała się całkiem przyzwoicie, jak na niskobudżetowy film grozy. Czego nie można powiedzieć o Seth’cie Davidzie Mitchellu, który powinien jeszcze popracować nad mimiką. Należy oddać twórcom sprawiedliwość w kwestii scenerii – zasypane śniegiem góry i lasy są naprawdę bardzo miłe dla oka. W momencie rozbicia skutera zaczyna być lekko wyczuwalny survivalowy klimat – zakochani próbują przetrwać w trudnych warunkach zimowych, jednocześnie zastanawiając się, czy zdołają przemierzyć kilkukilometrową odległość w grubej warstwie śniegu, dzielącą ich od samochodu. Dopóki są razem twórcom udaje się w miarę wystarczająco przykuć uwagę widza. Oczywiście, jest kilka irytujących scen – szczególnie denerwuje wędrówka zakochanych w stronę samochodu. Po krótkim spacerze dochodzą do wniosku, że muszą wrócić do namiotu przed zmierzchem. A widz zastanawia się, dlaczego, na Boga, nie zabrali ekwipunku ze sobą, bo chyba nie myśleli, że przemierzą tak dużą odległość w jeden dzień? Można oczywiście zrzucić owe potknięcie logistyczne na ich mieszczańskie wychowanie, ale w moim mniemaniu myślenie perspektywiczne nie ma z tym nic wspólnego – w końcu Mike przygotował się do trudnych warunków zimowych - zabrał ciepłe śpiwory, pożywienie, nóż, namiot, a nawet narzędzia do naprawy skutera, więc w tym przypadku nie możemy mówić o całkowitym braku myślenia perspektywicznego.
Z elementów horroru na uwagę zasługują niepokojące sny Emmy – poronienie oraz upiorna kobieta, kręcąca się w okolicach namiotu. Ciekawa jest też scena pod koniec seansu, kiedy kobieta, uciekając przed myśliwym natyka się na tajemniczych ludzi z pochodniami (z komedii mamy tutaj „niezwykle przemyślane” ukrycie się pod kocem w kącie chatki – a co najciekawsze w tejże kryjówce nawet nie rzuciła się w oczy swojemu prześladowcy…). Skoro już pochwaliłam (aż trzy momenty) czas na mankamenty. Z chwilą śmierci Mike’a survivalowy klimat zostaje zastąpiony ciężkostrawnymi dłużyznami – będziemy mieć niepowtarzalną okazję poobserwować typowo miastową panią w roli skauta, w której nawet odpalenie zapałki jest powodem do dumy. Kobieta krąży naokoło namiotu, próbuje naprawić skuter śnieżny, rozpala ogień, je i rozmawia ze swoim nienarodzonym dzieckiem, a widz zastanawia się, gdzie podział się klimat, gdzie napięcie? Niestety, twórcom nie udało się oddać tragizmu kobiety, która w dalszym ciągu będzie irytować odbiorcę, zaś jej zachowanie z czasem mocno go znuży. Zakończenie za to jest mocno zaskakujące, aczkolwiek oklepane. Podobny fenomen możemy zaobserwować w przypadku motywu rozdwojenia osobowości głównego bohatera – zawsze zaskakuje, ale na pewno nie można nazwać go oryginalnym. UWAGA SPOILER Motyw czyśćca skojarzył mi się z „Zapachem śmierci” (2005), „Poza świadomością” (2001) i „Drogą śmierci” (2003) KONIEC SPOILERA.
„The Frozen” wbrew pozorom nie epatuje przemocą (prócz widoku kilku wypatroszonych zwierząt) jest raczej typowym survivalem z paroma niepokojącymi scenami, które niestety nie rekompensują wszechobecnej nudy. Bohaterowie mocno irytują, a sama fabuła na pewno nie posiada w sobie choćby krztyny oryginalności. Można obejrzeć dla ładnych widoczków, dwóch snów Emmy i zaskakującego, aczkolwiek wtórnego zakończenia. W okresie zimowym może być całkiem znośny, aczkolwiek radzę nie spodziewać się niczego nadzwyczajnego.

3 komentarze:

  1. Ale trafiłaś, też to oglądałam, wczoraj dokładnie:)Ilsa

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że bohaterowie są irytujący. Zawsze to jakiś mankament, który obniża wartość danego filmu. Nie oglądałam „The Frozen”, ale może kiedyś poszukam ten film w sieci, gdy będę miała więcej wolnego czasu. Teraz głównie skupiam się na czytaniu książek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oglądaliśmy to z żoną wczoraj. Szału nie było, ale jak się lubi tego typu filmy to można obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń