Recenzja na życzenie (Emma)
Właściciel firmy budowlanej, Edgar Freemantle, traci w wypadku prawą rękę. Po załamaniu nerwowym i długim okresie rehabilitacyjnym rozwodzi się z nim żona. Aby odzyskać równowagę psychiczną, Edgar, wynajmuje domek na odludnej wyspie zwanej Duma Key i oddaje się swojemu nowo odkrytemu talentowi – malowaniu. Wkrótce odkrywa, że zarówno jego obrazy, jak i nieistniejąca ręka zaczynają żyć własnym życiem, a przerażające wydarzenia, których jest świadkiem zazębiają się z historią dzieciństwa leciwej staruszki, mieszkającej w sąsiedztwie.
XXI wiek, dla mistrza literackiej grozy nie jest okresem największej świetności. Takie średniawki, jak „Czarny dom”, „Buick 8”, czy „Blaze” bynajmniej nie mogą się równać z jego kultowymi książkami z lat 70-90-tych. Wydana po raz pierwszy w 2008 roku „Ręka mistrza” jest ostatnią jego pozycją będącą czystym horrorem – modelową ghost story, może nie na miarę legendarnego „Lśnienia”, ale zauważalnie „depczącą mu po piętach”. Stephen King nie tworzy jakichś super odkrywczych opowieści – nie, on raczej w dobrze znane wielbicielom, horrorów schematy tchnie nowe życie. Podobnie jest z „Ręką mistrza”. Początkowo może mocno kojarzyć się z „Workiem kości” tego autora – też mamy kryzys głównego bohatera, który zmusza go do wyjazdu w bardziej odludne tereny. Jednakże fabuła dosyć szybko skręca we własnym kierunku. Edgar nie jest pisarzem, cierpiącym na brak weny, jak Michael Noonan tylko genialnym malarzem, zmagającym się z bólami fantomowymi oraz … nadprzyrodzoną ingerencją jego nieistniejącej ręki w jego twórczość. Jednakże King nie byłby sobą, gdyby na tym skończył. Aby jeszcze bardziej urozmaicić fabułę książki dodaje kilka przerażających zjaw, nawiedzających nowy dom Edgara, złowrogi statek oraz demoniczną kobietę w czerwieni, która zdaje się być katalizatorem wszystkich niecodziennych wydarzeń, mających miejsce na wyspie.
„Utrata pamięci nie zawsze jest kulą u nogi; czasami – a może nawet całkiem często – jest deską ratunku.”
Stephen King jest nie tylko mistrzem literackiej grozy, ale również znakomitym kreatorem fikcyjnych postaci, które dzięki wnikliwemu wnikaniu autora w ich psychikę oraz jego gawędziarstwu zdają się być niemalże wyjęte z otaczającej nas rzeczywistości. W „Ręce mistrza” nie tylko Edgar sprawia takie wrażenie, ale również inteligentny były prawnik, jego również pomieszkujący na Dumie, przyjaciel Wireman oraz staruszka, którą się opiekuje – leciwa właścicielka wyspy, cierpiąca na Alzheimera, która skrywa własne, mroczne tajemnice, zabójcze wspomnienia, które zdają się być tematem przewodnim tej powieści. King zawsze dba o przesłania swoich książek – banalne, aczkolwiek tak dalece prawdziwe, aby każdy czytelnik mógł się do nich ustosunkować. „Ręka mistrza” w podtekstach traktuje właśnie o naszych wspomnieniach, o pamięci człowieka, która jest najważniejszą cząstką jego „ja”. Edgar, na utratę swojej tożsamości, tj. wspomnień reagował złością, natomiast właścicielka Dumy, Elizabeth, przyjmowała to ze spokojem, bowiem dla niektórych wyzbycie się wspomnień w ogólnym rozrachunku jest wybawieniem. Jak wielkim wybawieniem Alzheimer był dla Elizabeth dowiemy się dzięki przerywnikom, zatytułowanym „Jak powstaje obraz”, które w oszczędnych dawkach będą przenosić nas do lat 20-tych XX wieku, do okresu burzliwego dzieciństwa Elizabeth, podczas którego wraz ze swoją rodziną musiała stoczyć walkę z prawdziwym Złem. Inspiracja literaturą gotycką o losach wielkich rodów, skrywających brudne sekrety jest aż nazbyt widoczna.
„Ręka mistrza” jest jedną z najlepszych książek Stephena Kinga – niepokojące wstawki rodem z ghost stories, obyczajowe rozważania na temat kondycji ludzkiej oraz jak na Kinga przystało kilka maksymalnie wzruszających wątków, które oddziałują na czytelnika przede wszystkim przez wzgląd na znakomicie wykreowane, wręcz żywe postacie (ja popłakałam się dwa razy podczas pierwszej lektury tej powieści). Książka z pewnością zdobędzie serca wielbicieli gawędziarskiej prozy tego autora, jego wirtuozerii, interpretacji gatunku, jakim jest horror oraz niebywałej znajomości kruchości natury ludzkiej. Żałuję tylko, że „Ręka mistrza” nie powstała w XX wieku, ponieważ wówczas mogłaby doczekać się godnej ekranizacji – dzisiejsze rozumienie horroru przez twórców oraz oczekiwania niektórych młodych widzów nigdy nie będą w stanie w pełni oddać jej mrożącego krew w żyłach klimatu niesamowitości.
Baza recenzji Syndykatu ZwB
Baza recenzji Syndykatu ZwB
Okrutnie mi się podobała. Zresztą wszystkie książki Kinga, których bohaterami czyni pisarzy są świetne. Worek kości również genialny.
OdpowiedzUsuńNiesamowita książka. Czytałam ją daaawno temu, a mimo to do tej pory pamiętam ten dreszczyk, który towarzyszył mi podczas czytania.
OdpowiedzUsuńobok dolores claiborne i sklepiku to mój ulubiony king.
OdpowiedzUsuńJuż wiem, co sobie kupię...
OdpowiedzUsuńTaki poświąteczny prezencik ;p...
Uwielbiam Kinga i z pewnością zapoznam się też z tym jego dziełem ;-)
OdpowiedzUsuń"Ręka mistrza" to świetne, umiejętne połączenie konwencji tradycyjnego horroru z powieścią obyczajową. Bardzo mi się podobała, choć numerem jeden nadal pozostaje "Sklepik z marzeniami".
OdpowiedzUsuń"Ręka mistrza" to genialna książka. Na początku trochę mnie odrzucała. Jestem wrażliwą osobą więc nie podobały mi się opisy przejechanego psa ani wymyślne teksty Edgara do żony. Jednak z czasem nie zwracałam na to już tak wielkiej uwagi.
OdpowiedzUsuńJa również czytając popłakałam się dwa razy. Pierwszy, gdy umarła ta starsza pani, a drugi - gdy jest wzmianka o śmierci Wiremana.
Właśnie to lubię w twórczości Kinga. Jego bohaterowie są tak dobrze wykreowani, że czytający szybko się do nich przywiązuje.
Justyna.
Jedna z lepszych Kinga (moim zdaniem). Chociaż objętościowo do cieniutkich nie należy, to czytałam ją jednym tchem i ciężko było się rozstać z tą historią. Obyśmy doczekali jeszcze wielu świetnych powieści króla horroru...
OdpowiedzUsuń