poniedziałek, 28 stycznia 2013

„Amerykańska zbrodnia” (2007)

Recenzja na życzenie
Jest rok 1965. Sylvia i Jennie Likens poznają wychowującą gromadkę dzieci Gertrude Baniszewski. Ich podróżujący po kraju i handlujący watą cukrową rodzice postanawiają oddać je pod opiekę obcej osoby za 20 dolarów tygodniowo. W ten sposób pragną zapewnić córkom bezpieczny, stały dom, bez konieczności ciągłego zmieniania miejsca zamieszkania. Wkrótce okazuje się, że chora, sfrustrowana Baniszewski z sobie tylko znanych powodów pragnie dotkliwie ukarać Sylvię za wyimaginowane przewinienia. W tym celu zamyka ją w piwnicy i pozwala własnym dzieciom oraz małoletnim z sąsiedztwa na poddawanie dziewczyny wyszukanym torturom.
Sprawa, która w latach 60-tych wstrząsnęła Stanami Zjednoczonymi. W 1989 roku Jack Ketchum na kanwie tej historii oparł swoją kontrowersyjną powieść, zatytułowaną „Dziewczyna z sąsiedztwa”, która w 2007 roku doczekała się swojej ekranizacji. „Amerykańską zbrodnię” Tommy O’Haver oparł na podstawie zeznań świadków z 1966 roku. W ten sposób powstało wierniejsze niż u Ketchuma zobrazowanie prawdziwych wydarzeń, aczkolwiek należy nadmienić, że tortury, jakim poddawana była Sylvia w domu Baniszewski drastycznie ugładzono. Ponadto twórcy starali się podejść do tematu bardziej obiektywnie, niż w „Dziewczynie z sąsiedztwa”, nadając „potworom” ludzkie cechy, których w przypadku głównej prowodyrki całego zdarzenia u Ketchuma zabrakło.
Jak się okazuje „obiektywnie” nie zawsze znaczy „lepiej”, przynajmniej w moim odczuciu. Podczas początkowych, zapoznawczych scen filmu, poznajemy chorą kobietę w podeszłym wieku, samotnie wychowującą grupkę dzieci oraz przebywającą w toksycznym związku z dużo młodszym od siebie mężczyzną. Jej beznadziejna egzystencja wśród leków, ubóstwa i niesfornych dzieci zmusza niezdającego sobie jeszcze sprawy, do czego kobieta jest zdolna widza do lekkiego współczucia. Takie odczucia względem tej postaci wymusza na nas odtwórczyni tej roli, Catherine Keener, która pozornie bez żadnego wysiłku portretuje nam osobę balansującą na skraju złamania nerwowego, z jej ciągłymi zmianami nastrojów, które niepokoją odbiorcę już w trakcie początkowych scen produkcji. Kolejnym katalizatorem tragedii w domu Baniszewski jest jej najstarsza córka Paula, znakomicie wykreowana przez Ari Graynor, która chcąc niesłusznie zemścić się na Sylvii rozsiewa kłamstwa na jej temat. Jak można się spodziewać matka, oczywiście, stanie po stronie córki, co zaowocuje jedną z najgłośniejszych tragedii w Stanach Zjednoczonych. Z całej obsady najlepiej zaprezentowała się Ellen Page, w roli Sylvii oraz jedyna moralna osoba z całej gromadki zwyrodnialców Scout Taylor-Compton, co było dla mnie sporym zaskoczeniem, zważywszy na fakt, że nigdy nie przepadałam za ekspresją tej aktorki. Tutaj przeskoczyła swój mierny poziom do tego stopnia, że aż żałowałam, iż poświęcono jej tak epizodyczną rólkę.
Fabułę skonstruowano w formie rekonstrukcji zdarzeń, opartej na słowach świadków, zaznających przed sądem. W ten sposób przeszłość subtelnie miesza się z przyszłością, szokując odbiorcę nie tyle drastycznymi szczegółami (to thriller, więc brutalne sceny w przeważającej większości rozgrywają się poza kadrem) ile wstrząsającym studium zdegenerowanej psychiki ludzkiej. W czasach znieczulicy społecznej oraz naiwnego zaufania do obcych ludzi nie dziwi fakt, że żaden z sąsiadów nie zareagował na krzywdę wyrządzaną Sylvii, a jej rodzice bez większych oporów oddali córki pod opiekę nowo poznanej osoby. Natomiast postać Gertrude Baniszewski budzi już daleko idące zdumienie. Dzięki obiektywnemu podejściu do tematu przez twórców widzom dane będzie poznać posiadającą zarówno zalety, jak i zdecydowanie przysłaniające je wady. Nie będziemy mieć do czynienia z jednoznacznie złą, pełną jedynie negatywnych cech osobą, jak w przypadku „Dziewczyny z sąsiedztwa”, stąd nasz wstrząs na tę konkretną antagonistkę będzie o wiele bardziej ambiwalentny. W końcu próba usprawiedliwienia jej czynów kosztem leków, które zażywała, trudnej sytuacji materialnej oraz zmęczeniem w wychowywaniu dzieci z jednej strony zdaje się być przekonująca, ale po głębszym namyśle widz dochodzi do wniosku, że jej problemy w obliczu kłopotów niewinnej Sylvii są mocno trywialne. UWAGA SPOILER Zakończenie obrazujące ucieczkę Sylvii, która po powrocie do domu Baniszewski z rodzicami widzi swoje ciało jest zgrabną zmyłką twórców, którzy w bezwzględny sposób dają widzom złudzenie rychłego happy endu, aby za chwilę pozbawić ich złudnej nadziei. Można też interpretować je symbolicznie. W końcu twórcy sugerują nam, jak w prosty sposób można było ocalić życie nastoletniej dziewczyny, gdyby oczywiście, choć jedna osoba z tej gromadki zwyrodnialców wykazała się minimalną dozą empatii. Z całego filmu najbardziej szokuje kara wymierzona Baniszewski, która po nieudanej próbie zrzucenia winy na własne dzieci (!) zostaje skazana na dożywocie, z którego odsiaduje jedynie dwadzieścia lat, aby ostatnie pięć lat przed śmiercią nacieszyć się wolnością. Jeśli to jest sprawiedliwość to ja nie chcę wiedzieć jak wygląda niesprawiedliwy wyrok… KONIEC SPOILERA.
Pod kątem szoku o wiele lepiej prezentuje się sławetna „Dziewczyna z sąsiedztwa”, aczkolwiek myślę, że warto zapoznać się z obiektywną, mocniej trzymającą się faktów wersją tej historii. „Amerykańska zbrodnia” nie jest produkcją, która mogłaby pochwalić się szeroką reklamą w mediach, bowiem opowiada historię, której większość ludzi wolałoby nie znać. Stąd mój apel: tylko dla osób o mocnych nerwach.

9 komentarzy:

  1. O tak, pamiętam jakie wrażenie wywarło na mnie "An American Crime" mimo, że film widziałam już kilka lat temu. Dopiero po tym filmie polubiłam Ellen Page jako aktorkę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znam tego filmu, Ketchuma - o zgrozo - też nie, właśnie zaczęłam na niego polować. Na pewno obejrzę, przeczytałam recenzję bez spoilerów, więc nic sobie nie zepsułam :) A tak w ogóle - nie słyszałam o tej historii, a wydawało mi się, że nic mnie już nie zaskoczy. Cóż, Ameryka... "brutalne sceny w przeważającej większości rozgrywają się poza kadrem" - nie to, co w "Pluję na twój grób" czy "Eden lake", ale na pewno warto obejrzeć. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. O filmie nawet nie słyszałem. A przecież obsada taka fajna. Page, którą bardzo lubię i Franco mogą stanowić o jakimś poziomie. Może to właśnie ze względu na słabą reklamę. O książce za to jak i o Ketchumie jak najbardziej słyszałem, ale nie miałem okazji jeszcze przeczytać. Więc chyba powinienem spróbować i jednej i drugiej wersji.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. "Stąd mój apel: tylko dla osób o mocnych nerwach..." - dziękuję. Wiadomo już kto nie obejrzy tego filmu... :D

    Miłego dnia!
    Melon

    OdpowiedzUsuń
  5. Usunęłaś konto na filmwebie?

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobry film i przerażająca historia. Naprawdę warto przeczytać książkę, a następnie obejrzeć wszystko, co do tej historii nawiązuje.

    OdpowiedzUsuń