czwartek, 3 grudnia 2015

„Berkshire County” (2014)


W przeddzień Halloween na imprezie, Kylie Winters, zostaje sfilmowana w trakcie stosunku oralnego z popularnym Marcusem. Nazajutrz w szkole odkrywa, że wielu uczniów jest w posiadaniu nagrania, które stało się przyczyną do niewybrednych żartów rówieśników kierowanych pod jej adresem. Zrozpaczona Kylie wraca do domu i przygotowuje się do wieczornego wyjazdu do Hrabstwa Berkshire, gdzie podczas tej halloweenowej nocy ma opiekować się dwójką dzieci, Phoebe i Samem. Okazałe, stojące na odludziu domostwo w nocy staje się celem tajemniczych osobników z maskami wyobrażającymi świnie na twarzach, którzy uparli się schwytać dzieci i ich nastoletnią opiekunkę.

Doceniony na różnego rodzaju festiwalach filmowych pełnometrażowy debiut kanadyjskiej reżyserki, Audrey Cummings, która od 2004 roku „wprawiała się” na shortach. Jednak nieprzynależących do kina grozy, dlatego też można założyć, że gdyby nie małe doświadczenie artystki w gatunku, „Berkshire County” (znany też pod tytułem „Tormented”) mogłoby wypaść lepiej, przynajmniej na tyle, aby zadowolić większą grupę odbiorców, nawet pomimo sztampowego scenariusza autorstwa Chrisa Gamble’a. Festiwalowa publiczność chwaliła dokonanie Cummings za autentyczność, ale niektórzy wielbiciele kina grozy utyskiwali na niski poziom techniczny i konwencjonalną, przewidywalną fabułę. Nie ma to nic wspólnego z ogólnie pojętą solidarnością, ale czuję się w obowiązku poprzeć tę drugą grupę odbiorców, ze wskazaniem, że pomimo wszystko nie zamierzam całkowicie zdyskredytować tej produkcji.

„Berkshire County” jest thrillerem, a konkretniej typowym przedstawicielem nurtu home invasion. Scenariusz bezkrytycznie powiela motywy wielokrotnie już eksploatowane w tym podgatunku, przez co dosłownie wszystkie wydarzenia można przewidzieć i to bez konieczności „nadwerężania mózgownicy”. Najlepszy jest zdecydowanie prolog, co samo w sobie już dużo mówi o wyczuciu reguł determinujących gatunek przez twórców, bo wstęp w oderwaniu od całości nie bazuje na grozie w dosłownym tego słowa znaczeniu. To raczej klasyczny dramatyczny wątek, przedstawiający liceum, jako siedlisko pozbawionych empatii młodych ludzi, którzy chętnie kompromitują rówieśników. Wystarczy jeden błąd, chwila słabości i odrobina ufności, aby stać się obiektem okrutnych żartów, o czym na własnej skórze przekonuje się Kylie Winters, dająca się namówić popularnemu koledze do stosunku oralnego. Temat niezwykle ciekawy i bez wątpienia uniwersalny, ale związany z późniejszymi wydarzeniami jedynie w warstwie psychologicznej, która notabene jest wątkiem pobocznym. Dopóki głównej bohaterce, nieprzekonująco wykreowanej przez Alysę King (zresztą swoją sztucznością nieodstającej od pozostałych członków obsady), nie przyjdzie zmierzyć się z prawdziwymi, nie nastoletnimi potworami będzie całą sobą prezentować obraz typowej ofiary prześladowań, przytłoczonej ogromem psychicznych cierpień i nierobiącej nic, żeby stawić im czoła. Scena poprzedzająca pobyt w hrabstwie Berkshire, kiedy to zrozpaczona Kylie bierze prysznic czytelnie nawiązuje do „Psychozy” Alfreda Hitchcocka. Nie wiem, czy był to celowy zabieg twórców, czy zwykły przypadek, ale zachęcił mnie do poszukiwania zbieżności z innymi produkcjami w dalszej części projekcji. Po dotarciu głównej bohaterki do odludnego, przestronnego domostwa mamy oczywiście do czynienia z popularnym motywem opiekunki do dzieci, szczególnie zbiegającym się ze scenariuszem remake'u „Kiedy dzwoni nieznajomy”. Niepokojący telefon, jaki odbiera dziewczyna niedługo po opuszczeniu domu przez gospodarzy i położeniu dzieci spać daje do zrozumienia, że scenariusz podąży w tym znanym nam już kierunku. Kylie będzie prowadzić długie, zagadkowe rozmowy z niezidentyfikowanym osobnikiem, powoli uświadamiając sobie, że jest obserwowana. Ale nie, bo zaraz potem akcja skręca w stronę bezpardonowego wkroczenia zamaskowanych oprawców do domu. W ich skład wchodzi dwóch dorosłych osobników i mały chłopiec. Wszyscy mają na twarzach świńskie maski, co jest którymś już tam z kolei nawiązaniem do „Piły”, która to rozpropagowała tę przemyślną, acz obecnie pozbawioną już atrakcyjności, formę zasłaniania swojego oblicza przez antagonistów.

O ile pierwsze, stateczne sekwencje można było przyjmować z niejakim zainteresowaniem w stanie przyzwoitego napięcia emocjonalnego może nie na miarę wstępnych i końcowych scen oryginalnego „Kiedy dzwoni nieznajomy”, a nawet nie na miarę jego remake’u, ale jak na standardy home invasion z drugiej dekady XXI wieku i tak będących zgrabnym zwiastunem rychłego koszmaru, o tyle odkrycie zagrożenia zapoczątkowuje ciąg iście monotematycznych zdarzeń. Monotematycznych, bo w kółko serwujących ostrożne podchody Kylie, a to celem wydostania się z domu, a to ukrycia się i wreszcie podjęcia próby wyrwania dzieci z łap oprawców. Swego rodzaju urozmaiceniem są jej rozmowy przez telefon komórkowy z telefonistką spod numeru alarmowego, Robertą UWAGA SPOILER aczkolwiek, jeśli wsłuchać się w jej porady szybko można zorientować się, kim tak naprawdę jest. Szczególnie podczas sekwencji w samochodzie Kylie, kiedy to Roberta radzi jej wrócić po dzieci. Wydawało mi się to na tyle nieprzystające do postępowania policji, która nade wszystko ma nie narażać cywilów, że z miejsca dotarło do mnie, iż rozmówczyni Kylie stoi po drugiej stronie barykady. Ten wątek bez odrobiny dobrej woli rodzi również pewną nielogiczność, szczególnie widoczną pod koniec, bo jeśli oprawcy przechwycili rozmowę z policją to, kto wysłał na miejsce patrol? Cóż, może namierzyli jej komórkę podczas pierwszego połączenia, to chyba jedyne wytłumaczenie, które zachowywałoby ciąg logiczny scenariusza KONIEC SPOILERA. Gdyby jeszcze Cummings pokusiła się o mroczniejszą oprawę i bardziej wyważoną pod kątem dramaturgii i napięcia akcję to te ciągłe bieganiny oglądałoby się z większym zaangażowaniem. A tak przez lwią część seansu przyszło mi beznamiętnie śledzić konwencjonalne, nużące wstawki. Ale nie cały czas, bo w „Berkshire County” w przeciwieństwie do większości reprezentantów kina grozy, policja nie przybywa na końcu, już po ostatecznej konfrontacji niedoszłej ofiary z oprawcami. Pojawia się w samym środku koszmaru, po to, aby stać się pożywką dla żądnych krwi napastników. Zjawia się też ktoś jeszcze, żeby odegrać podobną rolę, ale choć przez to scenariusz delikatnie dotyka konwencji slasherów to nie na tyle, żeby poczytywać go w kategoriach horroru. Same sceny mordów natomiast nie odznaczały się niczym na tyle pomysłowym, czy drastycznym, żeby wzbudzić moje choćby szczątkowe zainteresowanie. Wyłączając ostatnie, odważniejsze ujęcia, które ku mojemu ubolewaniu sprowadzono do uniemożliwiających przyjrzenie się szczegółom makabry migawek. Finalnie z całego tego spektaklu nieumiejętnie bazującego na emocjonalnym napięciu i ciągłych beznamiętnych pościgach mogę wyróżnić wewnętrzną przemianę głównej bohaterki. Nie jest to niczym nowym w kinie grozy, ale myślę że scenarzysta akurat ten element oddał na tyle zajmująco, żeby nie spisać całej tej produkcji na straty i przy okazji zręcznie połączył go z wprowadzeniem do historii, początkowo wydającym się w ogóle niezwiązanym z właściwą akcją.

Średniak? Może i tak, choć osobiście odebrałam „Berkshire County”, jako twór plasujący się o oczko niżej, głównie przez najdłuższą, nudnawą środkową partię, która w nurcie home invasion nie miała do powiedzenia nic, czego wcześniej już nie wyartykułowali inni twórcy tożsamego kina. Początek i koniec nawet interesujące, ale to za mało, żebym z czystym sumieniem mogła podsumować tę produkcję mianem przeciętniaka. Ale istnieje szansa, że osoby rozmiłowane w konwencji home invasion, tak bardzo, że odnajdują przyjemność w ich powtarzalności (ja mam tak ze slasherami), a nie jak ja zniechęcenie, zapałają sympatią do pełnometrażowego debiutu Audrey Cummings. Oni mogą chyba w ciemno zaryzykować seans, ale reszcie radziłabym się poważnie nad tym zastanowić.

2 komentarze:

  1. Od jakiegoś czasu krążę wokół tego filmu i jakoś nie mogę się zabrać - home invasion zazwyczaj nudzi mnie do łez. W końcu będę musiała obejrzeć, bo staram się oglądać możliwie jak najwięcej filmów grozy wyreżyserowanych przez kobiety, ale Twoja recenzja nie zachęca...

    OdpowiedzUsuń
  2. Okładka wzorowana na Następny Jesteś Ty :) takie moje zdanie

    OdpowiedzUsuń