czwartek, 27 czerwca 2019

S.K. Tremayne „Zanim umarłam”

Kath Redway mieszka, wraz z mężem Adamem i ich dziewięcioletnią córką Lylą, na terenie Parku Narodowego Dartmoor. Kobieta niedawno przeżyła wypadek samochodowy, w którym odniosła obrażenia mózgu. Na skutek tego doznała amnezji wstecznej. Nie pamięta tylko mniej więcej tygodnia sprzed wypadku, ale te wspomnienia mogą okazać się kluczowe. Bo wszystko wskazuje na to, że jej rodzina coś przed nią ukrywa. Po wypadku pomiędzy nią i Adamem narodził się dystans, którego dotychczas w ich związku nie było. Mąż chowa do niej jakąś urazę. W przeciwieństwie do Kath wydaje się nie cieszyć z tego, że żona wyszła cało z wypadku. Ich córka natomiast zachowuje się jeszcze bardziej nietypowo niż zwykle. Dziewczynka nigdy nie została zdiagnozowana, ale wiele wskazuje na to, że ma zespół Aspergera, i że wypadek Kath znacznie pogorszył jej stan. Lyla oddaje się dosyć niepokojącym zabawom i utrzymuje, że widuje na wrzosowiskach znajomo wyglądającego mężczyznę, który uporczywie się jej przygląda. Kath nabiera przekonania, że jej rodzinie grozi jakieś niebezpieczeństwo i to niekoniecznie z zewnątrz. Kobieta czuje, że kluczem do rozwiązania tej zagadki są wydarzenia sprzed jej wypadku, te których nie pamięta, ale wspomnienia najprawdopodobniej wcześniej czy później do niej wrócą. I możliwe, że zamiast ukojenia przyniosą jej ból większy od tego, który przeżywa obecnie.

S.K. Tremayne to pseudonim literacki brytyjskiego pisarza i dziennikarza Seana Thomasa, który tworzy również pod własnym nazwiskiem i jako Tom Knox. Jego pierwsza powieść wydana pod pseudonimem S.K. Tremayne ukazała się w 2015 roku – thriller psychologiczny „Bliźnięta z lodu” stał się bestsellerem w Wielkiej Brytanii i w Niemczech. W 2019 roku książka dostała Nielsen Silver Award za sprzedaż 250 000 egzemplarzy. „Dziecko ognia”, druga powieść napisana pod pseudonimem S.K. Tremayne pierwotnie ukazała się w 2016 roku, utwierdzając czytelników Seana Thomasa w przekonaniu, że pod tym wymyślonym nazwiskiem będzie tworzył wyłącznie thrillery psychologiczne (jako Tom Knox pisze thrillery archeologiczne i religijne). „Zanim umarłam”, trzecia powieść S.K. Tremayne'a, która światową premierę miała w 2018 roku, bynajmniej nie jest wyjątkiem od tej reguły.

S.K. Tremayne już wcześniej dał mi odczuć, że ciągnie go do literatury gotyckiej. Ale o ile jego „Dziecko ognia” pachniało mi „Rebeką” Daphne du Maurier, o tyle czytając „Zanim umarłam” myślałam głównie o „Kobiecie w czerni” Susan Hill. Główna bohaterka i zarazem narratorka większej części omawianej książki, Kath Redway, mieszka z mężem i córką na wrzosowiskach, rozciągających się na terenie Parku Narodowego Dartmoor. Skromny dom, który wynajmują od najbliższych sąsiadów dzieli półtora kilometra, ale trudno nazwać ich pustelnikami. Adam, w przeciwieństwie do jego małżonki Kath, wychował się w tym miejscu. Mężczyzna od jakiegoś czasu pracuje jako strażnik tego parku i ma bardzo dobrą opinię wśród tutejszej niewielkiej społeczności. Kath z kolei pracuje w biurze turystycznym Dartmoor i choć nie ma tylu przyjaciół, co mąż, to nie czuje się wykluczona z tego społeczeństwa. A przynajmniej nie czuła się tak przed wypadkiem samochodowym, z którego cudem wyszła cało. Jeśli któregoś członka trzyosobowej rodziny Redwayów można nazwać pustelnikiem to tylko Lylę. Dziewięcioletnią córeczkę Kath i Adama, która co prawda nie jest kompletnie odizolowana od innych dzieci, bo chodzi do szkoły, ale tak naprawdę tylko tam dokucza jej samotność. Najlepiej czuje się w domu i jego okolicach – dziewczynka uwielbia eksplorować Dartmoor, te przepastne naturalne tereny, ze swoimi najlepszymi przyjaciółmi: należącymi do niej dwoma dużymi psami. Zamiast moczarów w „Zanim umarłam” mamy wrzosowiska, ale ta podmokła, odizolowana sceneria w istocie bardzo przypomina tę, w której Susan Hill usytuowała swoje nawiedzone domostwo. S.K. Tremayne nie sugeruje, że Dartmoor może być miejscem żerowania jakichś nadnaturalnych istot, ale co dla niego typowe, wprowadza elementy horroru. Sataniści, czarna magia praktykowana na terenie Dartmoor przez osoby mogące być najprawdziwszymi wiedźmami i czarownikami, pradawne rytuały najprawdopodobniej odprawienie ku czci Lucyfera albo w celu sprowadzenia na kogoś jakiegoś nieszczęścia – wszystkie te cegiełki nie są co prawda zarezerwowane li tylko dla horroru, ale Tremayne „ubiera je w takie łaszki”, nadaje im taki ton, że nie ma się wątpliwości, z którego gatunku czerpał. Nie mogę powiedzieć, że celował głównie w horror, bo opowieść ta przede wszystkim egzystuje w ramach thrillera psychologicznego, ale coś z horroru z pewnością w sobie ma. Park Narodowy Dartmoor, na ternie którego mieszka pierwszoplanowa rodzina, został przez Tremayne'a odmalowany w sposób bardzo barwny; malowniczy, ale i złowrogi. Miejsce to przyciąga i zarazem odpycha swoją zacisznością, zachwyca naturalnym pięknem, ale i uczula na to, że owa dzikość mogła rozprzestrzenić się poza faunę i florę, wziąć we władanie ludzkie serca, „odcywilizować” tutejsze społeczeństwo albo tylko niektórych jego członków. Zmienny klimat Dartmoor również ma swój wpływ na atmosferę zagrożenia - ilekroć pogoda się psuje, owo niezdefiniowane niebezpieczeństwo odczuwalnie się przybliża. Pytanie tylko, czy faktycznie czai się ono za placami głównej bohaterki, czyha gdzieś tam na rozległych wrzosowiskach otaczających jej dom, czy raczej mieszka z nią pod jednym dachem. A może zagrożenie stanowi ona sama, może to wewnątrz niej tkwi coś, z istnienia czego nawet nie zdaje sobie sprawy, a co już wkrótce może przynieść zgubę jej i bliskim jej ludziom. Bo „Zanim umarłam” to powieść kultywująca narrację kojarzącą się głównie z „Dzieckiem Rosemary” Iry Levina (i Romana Polańskiego) – podejrzewa się tutaj praktycznie wszystkich. Wietrzy się jakiś spisek zawiązany w hermetycznym dartmoorowskim społeczeństwie przeciwko Kath Redway, ale i nie ma się także zaufania do tej kobiety. Powątpiewa się w jej zdrowie psychiczne, ale i w czystość motywów, jakie kierowały nią przez wypadkiem. Teraz Kath może być bowiem całkowicie inną osobą niż w tygodniu poprzedzającym wypadek. Lepszą żoną i matką. A jeśli tak jest, to co się stanie, gdy wspomnienia wreszcie do niej wrócą? I dlaczego wcześniej kochająca swoją rodzinę kobieta parę dni przed wydarzeniem, które niemal doprowadziło do jej śmierci, zachowywała się w tak nietypowy dla siebie sposób? Bo Tremayne sukcesywnie odkrywa przed nami fragmenty tej niedalekiej przeszłości, w formie informacji przekazywanych Kath przez innych oraz poprzez stopniowe odzyskiwanie przez nią na chwilę zapomnianych wspomnień. I bynajmniej nie rozjaśnia tym sytuacji – przez większość czasu tylko ją komplikuje, kolejnymi złowieszczo zagadkowymi cegiełkami, które należałoby do siebie dopasować. Tylko jak się do tego zabrać?

„Zanim umarłam”, poza wszystkim innym, to przygnębiająca opowieść o kobiecie, która rozpaczliwie stara się uratować swoją rodzinę, nie wiedząc tak naprawdę, co przyczynia się do jej rozpadu. A przynajmniej nie wiedząc wszystkiego. Nie znając całej prawdy o być może sobie samej, swoim mężu i córeczce, której los chwycił mnie za serce najsilniej. I mojego współczucia dla niej nie umniejszały liczne sugestie autora powieści, że dziewczyna może być zamieszana w coś nader okropnego. U Lyli od dłuższego czasu widać objawy zespołu Aspergera, ale jej rodzice uznali, że lepiej jej nie diagnozować, nie chcąc po prostu przyklejać żadnej etykietki swojemu dziecku. Po wypadku Kath zmieniła zdanie na ten temat, ale Adam nadal sprzeciwia się zdiagnozowaniu choroby córki. Chociaż to mogłoby jej pomóc. Choćby w znalezieniu przyjaciół wśród swoich rówieśników, których to dziewczynce tak boleśnie brakuje. Lyla ma dobry kontakt z dorosłymi, ale za swoich najlepszych przyjaciół uważa dwa należące do niej psy – to z nimi najchętniej spędza czas, z nimi przemierza pozornie bezkresne tereny Parku Narodowego Dartmoor, który jest dla niej domem, w którym czuje się prawdziwie wolna, nieskrępowana zasadami współżycia społecznego, których nie rozumie. Lyla bardzo się stara, ale nie potrafi przeniknąć tajników dziecięcych zabaw – w szkole często próbuje bawić się z innymi dziećmi, bo wie, że to pomoże jej w pozyskaniu tak upragnionych przyjaciół wśród swoich rówieśników, ale jako że nie rozumie owych zabaw, jej starania ciągle przynoszą skutek odwrotny do zamierzonego. Coraz bardziej okopują ją na pozycji outsidera, spychają poza margines życia szkolnego, co bardzo zasmuca jej rodziców, a i pewnie niejeden odbiorca tej książki na własnej skórze odczuje ogromną i niesprawiedliwą krzywdę tej dziewięcioletniej dziewczynki. Co więcej Lyli nie dokucza jedynie samotność, ale też coś, co może mieć związek z jej rodzicami. Ta samotna dziewięciolatka coś wie, a to coś tak strasznego, że nie ma odwagi z kimkolwiek się tą prawdą podzielić. W poprzednich książkach S.K. Tremayne'a również mieliśmy dzieci, które zdawały się wiedzieć więcej, niż mówią. Ukrywać jakieś mroczne sekrety albo przynajmniej „dzierżyć w rączkach uniwersalne klucze” do rozwiązania fabularnych zagadek. Lyla z czasem dzieli się z matką informacją o tajemniczym człowieku, którego często widzi podczas swoich wędrówek po wrzosowiskach i lasach w towarzystwie psów, i który najprawdopodobniej szpieguje ją i Kath. Co więcej Lyla z czasem mówi matce o swoich podejrzeniach, co do tożsamości tego mężczyzny. Skądinąd wstrząsających podejrzeniach, które tak naprawdę dają więcej pytań niż odpowiedzi. Tremayne'owi nie udało się maksymalnie zaciemnić prawdy, do której w końcu, po wielu trudach dojdzie gówna bohaterka, czy antybohaterka „Zanim umarłam”, ale doszłam do niej na tyle późno, by nie zepsuło mi to lektury. Oczywiście dobrze byłoby jeszcze trochę potrwać w tej potężnej niepewność, która towarzyszyła mi właściwie od początku książki, ale i tak długo „dawałam się” autorowi zwodzić i... zaskakiwać. Bo nie brakuje tutaj zwrotów akcji, z których największy jest z pewnością ten, który udało mi się przewidzieć. I co z tego? Po prostu przeżyłam lekki szok wcześniej niż chciał tego Tremayne. Autor kreślący tutaj doprawdy tragiczną, i to na wielu płaszczyznach, opowieść o tajemnicach, które wcześniej czy później muszą zostać odkryte, które właściwie się tego dopominają i to w dosyć drastyczny, ale i magiczny sposób. Trzymającą w napięciu opowieść, od której doprawdy trudno było mi się oderwać. I jestem przekona, że wielu miłośników thrillerów psychologicznych i powieści gotyckich będzie miało ten sam... hmm... problem? Nie, raczej tę samą przyjemność. Bo mało jest w życiu lepszych rzeczy od niemożność oderwania się od lektury, prawda? Od przeżywania z bohaterami powieści ich wzlotów i upadków, zupełnie jakby spotykały nas one osobiście, i to w dodatku na tak odizolowanym, przepięknym, ale i groźnym terenie, jakim jest park narodowy. Pełen mrocznych zakamarków, w których może, ale wcale nie musi kryć się jakiś śmiertelnie niebezpieczny wróg. Albo wrogowie.

„Zanim umarłam” to trzecia moim zdaniem udana książka S.K. Tremayne'a. A że więcej powieści opublikowanych pod tym fikcyjnych nazwiskiem jak na razie nie ma, to można chyba powiedzieć, że robi się to nudne. Człowieku, napiszże jakiegoś gniota, żeby można było, powiedzmy, dodać trochę smaczku recenzji. A nie w kółko piać z zachwytu... Żartuję oczywiście. Niechaj S.K. Tremayne już na zawsze taki pozostanie, z całego serca (również z egoistycznym pobudek) życzę mu pozostania w takiej formie, w jakiej jest od czasu swojej pierwszej książki (pierwszej wydanej pod tym pseudonimem), czyli „Bliźniąt z lodu”. Życzę tego i jemu, i sobie, bo dopóki będzie tak pisał, we mnie na pewno będzie miał wierną czytelniczkę. A i myślę, że gdyby jego pisarska kondycja nieco się obniżyła, to i tak bym się do jego twórczości nie zraziła. Bo ten artysta ma z czego schodzić - tak wysoki poziom w moich oczach osiągnęły trzy powieści S.K. Tremayne'a. Mam nadzieję, że na czwarty thriller psychologiczny jego pióra długo czekać nie będę. Poproszę coś jeszcze w tym, 2019 roku:)

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

2 komentarze: