sobota, 19 grudnia 2020

„Piękna i rzeźnik” (2020)

 

W małym amerykańskim miasteczku grasuje seryjny morderca zwany Blissfield Butcher. Pewnego wieczora przypuszcza atak na nastoletnią Millie Kessler, niepopularną licealistkę od śmierci ojca mieszkającą tylko z nadużywającą alkoholu matką i siostrą pracującą w miejscowym biurze szeryfa. Dziewczynie udaje się przeżyć, ale jej jaźń jakimś cudem przenosi się do ciała Rzeźnika. Zabójca z kolei przejmuje ciało Millie i w przeciwieństwie do niej cieszy go ta sytuacja. Teraz bowiem poszukiwany przez policję maniak może przez nikogo nie niepokojony kontynuować swoją zbrodniczą działalność. To Millie musi się ukrywać przed ludźmi, a na domiar złego dowiaduje się, że jeśli przed upływem doby nie odzyska swojego ciała, to już zawsze będzie uwięziona w ciele psychopatycznego mordercy.

Piękna i rzeźnik” (oryg. „Freaky”) to zrealizowany za pięć do sześciu milionów dolarów slasher komediowy ze stajni Blumhouse Productions, oparty na pomyśle Michaela Kennedy'ego, który z kolei wzorował się na powieści Mary Rodgers z 1972 roku pod tytułem „Freaky Friday”. Książka doczekała się już kilku adaptacji, z których najbardziej znana jest wersja z 1976 roku, „Zwariowany piątek” w reżyserii Gary'ego Nelsona, scenariusz którego napisała autorka literackiego pierwowzoru oraz wersja z roku 2003, „Zakręcony piątek” wyreżyserowany przez Marka Watersa z Jamie Lee Curtis i Lindsay Lohan w rolach głównych. Michael Kennedy przedstawił swoją koncepcją wieloletniemu przyjacielowi, Christopherowi Landonowi, który zasłynął humorystycznym slasherem „Śmierć nadejdzie dziś” (2017) i jego sequelem (2019). Scenariusz „Pięknej i rzeźnika” opracowali razem, ale na krześle reżyserskim zasiadł już sam Landon. Pozycję tę określa się jako swego rodzaju połączenie „Freaky Friday” z filmową serią „Piątek trzynastego”, ale pisząc scenariusz panowie czerpali jeszcze między innymi z takich obrazów jak: dwie pierwsze części „Krzyku” Wesa Cravena”, „Carrie” (1976), „Krew niewinnych” (2000), „Ulice strachu” (1998), „Plazma” (1988), „Postrach nocy” (1985), „Oni” (1998), „Szkoła czarownic” (1996) i „Zabójcze ciało” (2009). Christopher Landon dał do zrozumienia, że chciałby połączyć „Śmierć nadejdzie dziś” z „Piękną i rzeźnikiem”, a głównych producent tych filmów, Jason Blum, jest zainteresowany pracami nad kontynuacją „Pięknej i rzeźnika”.

Swobodna lekkość filmowania. Cały Christopher Landon. Oglądałam „Piękną i rzeźnika” nie wiedząc, kto rzecz wyreżyserował. Dopiero napisy końcowe (swoją drogą graficy się postarali) dały mi taką pewność, bo już wcześniej przeczuwałam, że to może być on, twórca dwóch odsłon slashera „Śmierć nadejdzie dziś”. Ewentualnie ktoś, kto próbuje skopiować tamten styl. Dość skutecznie, trzeba dodać. Wszystko zaczyna się w środę jedenastego (pierwsze żartobliwe nawiązanie do „Piątku trzynastego”). Grupka młodych ludzi na terenie posiadłości jednej z członkiń tej małej paczki rozmawia o lokalnej niesławie, seryjnym mordercy zwanym Blissfield Butcher (od nazwy miasteczka, w którym toczy się akcja filmu), który, jak można się tego domyślić, jeszcze tej nocy uderzy w nich. Już w tym prologu uwidacznia się dosyć śmiałe podejście twórców do wizualnej makabry. Reżyser „Pięknej i rzeźnika” zdradził, że zależało mu na tym, by film dostał wyższą kategorię wiekową od „Śmierć nadejdzie dziś” (chciał R i dostał R), dlatego nie narzucał jakichś ogromnych ograniczeń twórcom efektów specjalnych. Zaczyna się od akcji przypominającej „Ty będziesz następna” (2009), luźny remake „Domu pani Slater” z 1983 roku, przy czym tutaj filmowcy poszli o krok dalej. Potem następuje całkiem zabawne i w tym kontekście raczej zaskakujące, płynne przejście z miażdżenia głowy deską sedesową w... coś innego. Zobaczymy podczas tego dynamicznego wstępu też bardziej kreatywny sposób uśmiercenia ofiary – w każdym razie ja takiego narzędzia zbrodni w kinie grozy chyba jeszcze nie widziałam. Mroczna maska, za którą Rzeźnik skrywa swoje jeszcze mroczniejsze oblicze (w tej roli Vince Vaughn, więc... Ej, grał przecież Normana Batesa!) była inspirowana legendarną hokejową maską Jasona Voorheesa, ale szczerze mówiąc, ja takich skojarzeń nie miałam. W każdym razie prolog kończy się ujawnieniem kradzieży dokonanej przez antagonistę. Zabytkowego sztyletu, którym później dźgnie główną bohaterkę filmu, co będzie miało nadzwyczajne konsekwencje. Wspomniana bohaterka to nastoletnia Millie Kessler. W tej roli Kathryn Newton, którą Vaughn swoim przezabawnym występem, moim zdaniem, odrobinę przyćmił, ale ogólnie rzecz biorąc, bynajmniej nie ujmuje ona tej produkcji. Zwłaszcza jako „ta zła” przykuwa wzrok. Ale to potem. Najpierw Newton, tj. Millie pokazuje się nam jako zahukane, nieśmiałe, niepewne siebie dziewczę, które zwykło przedkładać szczęście swoich bliskich nad własne. W scenariuszu przedstawia się to tak, że Millie zamiast żyć własnym życiem, woli spełniać życzenia ludzi, na których jej zależy. Szczególnie matki, która nadużywa alkoholu od czasu śmierci męża (ojca Millie i jej starszej siostry, policjantki Charlene), do której doszło mniej więcej rok wcześniej. W szkole protagonistka „Pięknego i rzeźnika” jest kimś w rodzaju popychadła dla tak zwanych popularnych uczniów. Ofiara kpin i niewybrednych żartów, co oczywiście upodabnia ją do Carrie White. Ale w odróżnieniu od niej zdążyła zawrzeć stałe przyjaźnie. Konkretniej, trzyma się z czarnoskórą Nylą (przyzwoita kreacja Celeste O'Connor) i homoseksualistą Joshem (w tej zajmująco odegranej roli Misha Osherovich, osoba niebinarna). Różnorodność być musi! Współczesny hollywoodzki film z samymi białasami? Toż to nie do pomyślenia! Uspokajam jednak osoby, które mają już za sobą trochę takich artystycznych wyrazów tak zwanej poprawności politycznej: oglądając „Piękną i rzeźnika” nie miałam wrażenia, że gej i Afroamerykanka zostali, że tak brzydko ujmę, wepchani na siłę, tylko po to, by nikt nie psioczył, że homofoby i rasiści. Nyla, a już w szczególności Josh, to barwne, starannie wykreślone (jak na nowszy horror z głównego nurtu) postaci. Zróżnicowane, odrębne osobowości, aczkolwiek bez wątpienia zbudowane na sprawdzonych już w kinie modelach. Tak czy inaczej każdy z nich jest inny. Każdy na swój sposób sympatyczny (mowa też o Millie), ale żeby nie było niejasności: postaci na miarę Tree Gelbman z dwóch części „Śmierć nadejdzie dziś” w „Pięknej i rzeźniku” nie znalazłam. Aż tak dobrze to nie miałam.

Uważam, że Christopher Landon jest jednym z nielicznych filmowców, którzy potrafią równoważyć horror z komedią. Nie dopuszczać do tego, żeby któryś z nich zdominował, przysłonił drugi. Zazwyczaj to komedia tępi horror, humor niejako wypiera grozę. W „Pięknej i rzeźniku” podobnie jak w hitowych filmach spod znaku „Śmierć nadejdzie dziś”, horror idzie ramię w ramię z komedią. Umiarkowanie krwawa makabra pięknie komponuje się z ciętym, ironicznym humorem oraz czymś, co można by nazwać młodzieńczą błazenadą. Takimi tam wygłupami nastolatków. Tym śmieszniejszymi, gdy ich wykonawcą staje się Vince Vaughn – „stary chłop”, a zachowuje się jak sweetaśna nastka. Widok po prostu bezcenny! Tak, tak, Vaughn ma za sobą wiele komediowych ról, ale takich? Wątpię. Tymczasem nasza nieśmiała, bezlitośnie wyśmiewana w szkole Millie, nareszcie wychodzi ze skorupy. Choć słowo „nareszcie” chyba niezbyt tu pasuje, ponieważ Millie dosłownie nie jest sobą. Wygląda jak Millie, ale w środku siedzi Blissfield Butcher we własnej osobie. Seryjny morderca od wielu lat terroryzujący to spokojne, przekoloryzowane niewielkie miasteczko. Swoją drogą głębokie i oszałamiająco wręcz zróżnicowane barwy z pogodną kompozycją muzyczną w tle, widziane i słyszane, gdy nastoletnia protagonistka po raz pierwszy na naszych oczach wychodzi z domu, cały ten obrazek wygląda jak pastiszowe podejście do kina lat 50-tych i 60-tych XX wieku. Tutaj jest jeszcze bardziej słodko, jeszcze cudowniej – ot, małomiasteczkowa idylla do potęgi entej. Podobnych retro momentów jest w „Pięknej i rzeźniku” więcej. Właściwe to czułam się trochę tak, jakby Landon przeniósł mnie do jakieś równoległej rzeczywistości - do świata, gdzie stare (również lata 70-te i 80-te XX wieku, czyli okres, w którym nurt slash rozwijał się najprężniej – a już najszybciej w pierwszej połowie ósmej dekady poprzedniego stulecia, żeby być całkowicie precyzyjną) przebija przez nowe. Dawno miniona epoka nakłada się na naszą współczesność (świat oczyma Pokolenia Z?). Albo na odwrót, trudno orzec. Połączenie w każdym razie okazało się dla mnie zdumiewająco smaczne. Wprost nie mogę się nadziwić skuteczności tego, nie ukrywajmy, kuriozalnego zestawienia. Jak pięknie w rękach Christophera Landona i jego ekipy skomponowały się w moich oczach niepasujące do siebie składniki. Chwilami rzeczywiście trochę się to gryzło, ale – i tu kolejna niespodzianka – to tylko uatrakcyjniało tę zwariowaną przejażdżkę po miasteczku Blissfield. Nie pierwsze podejście do motywu zamiany ciał, ale (o ile nic w ten deseń mi nie umknęło), to pierwsze w slasherowej odsłonie. W zasadzie niemało pada trupów w „Pięknej i rzeźniku”, ale w środkowej partii przydałoby się dodać jeszcze jedno-dwa pokrwawione ciała, bo po tak mocnym wejściu (prolog) rozwój akcji wydawał mi się trochę przeciągnięty. Z lekka mi się czas przy tym dłużył. Troszkę, bo na pocieszenie miałam „kolorowe” postacie i multum zabawnych kwestii. Warto dodać, że niektóre teksty padające z ust poszczególnych jednostek zgrabnie nawiązują do kultowych filmów grozy, ale i podgatunku slash w ogólności. Nie było w „Pięknej i rzeźniku” ani jednego momentu, który dałby mi choćby w najmniejszym stopniu odczuć, że scenarzyści desperacko machają mi przed oczami tablicą z napisem: „A teraz, Proszę Państwa, śmiejemy się”. Płaszczyzna komediowa została poprowadzona z taką samą swobodą, jak warstwa slasherowa. Zero nachalności. Jest szybko, a chwilami nawet stosunkowo mocno, ale to jeden z tych rzadkich przypadków, w których dynamizm nie blokował we mnie żywszych emocji. Landon nie pozwolił, aby wartkie tempo, jakie wraz z Michaelem Kennedym narzucili tej starej-nowej historii, rozpraszało mrok. Poczucie śmiertelnego zagrożenia konsekwentnie wzrastało, zamiast jak to najczęściej dzieje się u mnie w tak rozpędzonych horrorach, maleć. Napięcie nieprzerwanie rosło. A od czasu do czasu wybuchy szczerego śmiechu, nieomal spazmatyczny chichot, który niby na chwilę rozładowywał nieprzyjemne - ma się rozumieć, pożądane - emocje, ale gdy po takich razach przychodziło otrzeźwienie, gdy powaga wracała, to... powiedzmy, że znajdowałam się już na kolejnym pięterku sfery emocjonalnej. Aha, i jeszcze jedno: poza wymienionymi muszę do już wyróżnionych sekwencji mordów dołożyć akcję z piłą tarczową – długoletnim fanom wszelkiej maści horrorowych rąbanek pomysł prawdopodobnie znany, ale wykonanie już niekoniecznie. Odważny kąt widzenia kamery, operatorski trik, który podejrzewam jeszcze będzie wykorzystywany w kinie grozy. Podkradany... to znaczy wypożyczany przez innych filmowców.

Christopher Landon w dobrej, ale według mnie już nie takiej jak wcześniej, formie. Twórca kasowego slashera z dodatkiem komedii „Śmierć nadejdzie dziś” i jego sequela tym razem (zwycięsko) mierzy się z kolejnym nie pierwszej świeżości motywem. Motywem zamiany ciał. Z wypróbowaną już lekkością, ale tym razem z większą dosadnością, mówi o tym, jak dziewczynka i chłopczyk (a raczej chłopaczysko) nie na swoje życzenie wymieniają się ciałami. I robi się dym. Tym gęstszy, że jedno z tych problematycznych ciał należy do poszukiwanego od dawien dawna seryjnego mordercy, który jeśli tylko nadarzy się okazja z największą ochotą zabije cię w środę jedenastego, w czwartek dwunastego i w piątek trzynastego też. Bo nie jest tak wybredny, jak gość przywiązany do pewnego podupadłego obozu. Legendarna, fikcyjna postać, która trochę popracowała również na rzecz jego legendy. Legendy człowieka nazywanego Blissfield Butcher. Legendy, która możliwe, że dalej będzie się budować. Możliwe, że powstaną kolejne części, ale nawet jeśli nie, to obstawiam, że ten obraz zostanie zapamiętany. Tak czy inaczej „Piękna i rzeźnik” to propozycja nie tylko dla osób, które ukochały sobie klimaty slasherowe. Jest szansa, że do zwolenników lżejszych spektakli Christopher Landon również z niemałą mocą przemówi. Podobnie jak to uczynił w dwóch odsłonach „Śmierć nadejdzie dziś”. I właśnie sympatykom tamtych produkcji (a już zwłaszcza jedynki) najgoręcej „Piękną i rzeźnika” polecam.

1 komentarz:

  1. Kawał dobrej recenzji :D Wcześniej nie interesowałem się takimi produkcjami ale przekonałaś mnie do obejrzenia filmu Piękna i rzeźnik online

    OdpowiedzUsuń