Carrie White jest nieśmiałą nastolatką, wychowywaną przez fanatycznie
religijną matkę i borykającą się z odrzuceniem przez rówieśników. Rygorystyczne
zasady panujące w domu i ciągłe ataki szkolnych kolegów wkrótce przepełnią
czarę goryczy i staną się przyczynkiem do pokazania światu od dawna skrywanych
zdolności telekinetycznych.
Ekranizacja debiutanckiej, wydanej po raz pierwszy w 1974 roku, powieści
Stephena Kinga, wyreżyserowana przez Briana De Palmę. Sam autor literackiego
pierwowzoru w swoim „Danse Macabre” przyznaje, że film na wielu płaszczyznach
przebił powieść, a z jego peanów pochwalnych wymierzonych w stronę dzieła De
Palmy można śmiało domniemywać, że jest to jedna z jego ulubionych ekranizacji
jego własnej twórczości. Według Kinga książka i film fabularnie i w podtekstach
są do siebie zbliżone (pomijając kilka mniej lub bardziej istotnych
szczegółów), aczkolwiek wersja De Palmy została nacechowana sporą dozą artyzmu,
którego zabrakło w literackim pierwowzorze – według niego powieść (głównie
przez wówczas młody wiek Kinga) miejscami jest przyciężka, uporczywie próbuje
wejrzeć w głąb pełnych okrucieństwa licealnych realiów, podczas gdy reżyser jej
ekranizacji patrzy na nie z boku, z większym dystansem, a co za tym idzie
bardziej przystępnie dla widza. Ze słów Kinga przebija sporo prawdy, bo jakby
na to nie patrzeć jego debiutancka powieść w gruncie rzeczy dosyć napuszenie
dotyka mało odkrywczych problemów dorastającej dziewczyny, co niekoniecznie
musi być mankamentem, jeśli tylko jej potencjalnych czytelnik nie będzie
oczekiwał ambitnej wymowy, a nastawi się bardziej na osnutą delikatną grozą
lekką rozrywkę. Tymczasem ekranizacja De Palmy pretenduje do czegoś głębszego –
zastępca mistrza suspensu, Alfreda Hitchcocka, wykorzystał wszystkie dostępne
środki, aby nadać tej opowieści zupełnie innego wymiaru, co w niektórych
aspektach znacznie uatrakcyjniło fabułę, ale równocześnie w kilku momentach
poświęciło grozę dla niepotrzebnego moralizowania.
Większa część seansu upływa widzom pod znakiem pozornej sielankowości,
zakłócanej jedynie melancholijną tragedią młodej dziewczyny, szykanowanej przez
rówieśników i tyranizowanej przez fanatycznie religijną matkę. Pierwsza scena
pod prysznicami w szkole, kiedy to Carrie, ku własnemu przerażeniu, odkrywa, że
krwawi właściwie całkowicie definiuje realia, w jakich przyszło jej żyć –
nieświadoma istoty menstruacji, która w oczach jej matki jawi się jako
przekleństwo, zaatakowana przez grupę histerycznie reagujących na jej niewiedzę
rówieśniczki, pełne nieuzasadnionej nienawiści do szkolnej outsiderki. De Palma
jasno daje tutaj do zrozumienia, że oto mamy do czynienia ze zdemoralizowanym
miejscem, z liceum w którym rządzą zdeprawowane kobiety, pomiatając każdym, kto
nie prowadzi tego rodzaju gierek. Oglądając „Carrie” odnosi się wrażenie, że
wszystkie kobiece postaci poza tytułową podporządkowują sobie chłopców tylko po
to, aby wzbudzić w nich nienawiść do „szarej myszki”, która przez wzgląd na
odebrane wychowanie zdaje się być nieco oderwana od rzeczywistości – niechcąca
lub niepotrafiąca dostosować się do lat 70-tych. Obserwując pełne intrygantek
liceum i szaleństwo matki Carrie, każącej jej kajać się przed Bogiem nawet za
coś tak naturalnego, jak miesiączka odnosi się wrażenie, że obcujemy z paradą szaleńców,
wśród której przyszło żyć być może nieobytej ze światem, ale przynajmniej z
gruntu dobrej dziewczynie, której na tyle współczujemy, aby z nią sympatyzować.
Tutaj znacznie pomogła nominowana do Oscara (podobnie, jak jej filmowa
rodzicielka Piper Laurie) odtwórczyni roli Carrie, Sissy Spacek, której
ekspresyjna, pełna niezmierzonego cierpienia mimika najsilniej potęgowała
tragizm tej postaci. Oczywiście, De Palma podobnie jak King nie ograniczał się
jedynie do czerni i bieli (Carrie ta dobra, a reszta świata zła) wprowadzając na
scenę Sue Snell, która gnębiona poczuciem winy wywołanym atakiem na Carrie pod
prysznicami namawia swojego chłopaka, aby zaprosił ją na szkolny bal oraz
nauczycielkę wychowania fizycznego, która wspiera ją moralnie. Jak na De Palmę
przystało, aż do finału niejasno sugeruje nam, że tak altruistyczne
postępowanie obu pań w rzeczywistości bierze się z niecnych pobudek i każdy,
kto nie czytał powieści z pewnością będzie je podejrzewał o spiskowanie wraz z
prowodyrką wszelkich ataków na Carrie, Chris Hargensen i jej chłopakiem,
Billy’m Nolanem (genialnym Johnem Travoltą).
Zarówno literacki pierwowzór, jak i jego ekranizacja przez większą część
swojego trwania są typowym dramatem z lekką domieszką zdefiniowanej (jako
telekineza) grozy. Zdolność do przesuwania przedmiotów siłą woli, jaką posiada
Carrie stała się pretekstem dla De Palmy do nacechowania większej części
projekcji pełnej pozornej sielankowości w szkolnych realiach i mocnego tragizmu
w psychologii postaci pewną dozą stricte horrorowych ustępów. Każdorazowe
użycie mocy przez szykanowaną dziewczynę (przepalenie żarówki pod prysznicami, zrzucenie
popielniczki z biurka tępawego dyrektora, zrzucenie z roweru pyskatego chłopca
itd.) to prawdziwy popis nie tyle wizualizacyjny, co dźwiękowy. Tony muzyczne,
które niezmiennie rozlegają się w trakcie uzewnętrzniania się telekinezy
przywodziły mi na myśl niezapomnianą ścieżkę dźwiękową ze sceny pod prysznicem
w „Psychozie”, a co w tym najciekawsze jej kompozytor, Bernard Hermann miał
zostać zaangażowany przez De Palmę, w czym przeszkodziła jego śmierć, a
zastąpił go sam Pino Donaggio, który później będzie pracował nad inspirowaną
„Psychozą” produkcją tego samego reżysera, „W przebraniu mordercy”. Jedyny
zarzut, jaki mogę wysnuć w tym momencie to zbyt duża oszczędność w
prezentowaniu tego rodzaju scen, zbyt wielkie wycofanie z pełnej wszelkich
dosłowności grozy na rzecz suspensu i wyciszenia, które ma za zadanie
spotęgować wymowę mocnego finału UWAGA
SPOILER w którym tendencja De Palmy do dzielenia obrazu okazała się
nadzwyczaj przydatna. Moment wylania na Carrie wiadra świńskiej krwi, jej
ekspresyjna mimika i migawki widowni w podzielonym obrazie wespół z szarpiącymi
nerwy dźwiękami na długo zapadają w pamięć, a późniejsze zadźganie własnej
matki to swego rodzaju rykoszet – podwójna bomba, która dla każdego, kto nie
przeczytał książki Kinga może okazać się niemałym zaskoczeniem. Szkoda tylko,
że budżet nie pozwolił De Palmie pójść na całość i przenieść na ekran również zniszczenia
całego miasta przez pełną furii już nie pozytywną, ale na wskroś zepsutą przez
otoczenie dziewczynę KONIEC SPOILERA.
„Carrie” Briana De Palmy filmem idealnym na pewno nie jest (zresztą
podobnie, jak książka), aczkolwiek udało mu się tchnąć ducha w tę z gruntu
prostą opowieść, głównie dzięki powolnym najazdom kamery, eksperymentowania z
kolorami (dominują pastelowe barwy) i ścieżką dźwiękową, na tyle, aby przykuć
moją uwagę do ekranu i cieszyć się być może małą dawką grozy, ale za to wieloma
podtekstami i czystym suspensem, z którego niniejszy reżyser słynie. Choćby z
tych powodów mogę z czystym sumieniem polecić pierwszą ekranizację
debiutanckiej powieści Stephena Kinga, która doczekała się swojego sequel’a i
otworzyła furtkę do zdawałoby się niekończącego się powielania tego samego
przez kolejnych twórców (readaptacja i re readaptacja z tego roku).
czysta potęga kina grozy, istna rewelacja, zarówno aktorsko, jak i pod względem klimatu, i fabuły, oraz jej przedstawienia. jeden z moich absolutnie ulubionych obrazów, majstersztyk reżyserii De Palmy w połączeniu z genialną kreacją Sissy Spacek, i niewiele gorszą Piper Laurie na równi ze świetną ścieżką dzwiękową tworzą obraz WYJĄTKOWY. który przetrwal próbe czasu w pełnym tego słowa znaczeniu.. film wciąga jak bagno, interesuje widza, zaciekawia, żeby na koniec przybić do ściany , mam tu na myśli finałową zabawe szkolną i to co się na niej dzieje, i jak to zostało przedstawione i wyreżyserowane. odemnie 10/10. jest to moja subiektywna ocena i przyznam się, że nie jestem w stanie znaleść słabych punktów w owej oryginalnej wersjiii dzieła Kinga.idealna konstrukcja, wysoki poziom od samego początku, zero tzw niskich lotów czy nudy, a na koniec poteżny wybuch który zostaje z widzem na długo po seansie. gorąco polecam jeśli ktoś nie widział.
OdpowiedzUsuńJa uważam, że grozę i napięcie można zbudować nawet na prostej historii. Potrzebny jest tylko pomysł, jak to wszystko ładnie przedstawić :) I De Palmie się udało. Carrie to film, który być może nie przypadnie do gustu wielbicielom filmów czystych gatunkowo, ponieważ mamy tu do czynienia z dramatem z domieszką grozy. Mnie film zachwycił właśnie jako dramat - świetnie wykreowana historia i przede wszystkim umiejętności aktorskie sprawiły, że De Palmie udało się zawładnąć emocjami widza, który jest w stanie nie tyle darzyć sympatią główną bohaterkę, co jej szczerze współczuć. Jako horror też wypada dobrze, a to m.in. za sprawą wspomnianej przez ciebie w spojlerze sceny. Sposób, w jaki reżyser to ukazuje, jest naprawdę niesamowity i pełen napięcia. No i ścieżka dźwiękowa rewelacyjna, podkreślająca momenty kluczowe dla horroru (wspomniane przez Ciebie sceny, kiedy Carrie wykorzystuje swoje zdolności nadprzyrodzone). Polecam, zwłaszcza dla tych niezapomnianych, pełnych grozy i suspensu scen:)
OdpowiedzUsuńBardzo piękny horror:) De Palma dał rady. Ciężko jest zekranizować książkę i t takiego autora jak King, a mu się to udało:) i za to jestem mu wdzięczny, że nie spieprzył tego. Nie wiem czy widzieliście nową wersję. Takie coś znalazłem w necie. Jeszcze nie sprawdzałem:) http://playerhd.pl/hrcy/636/Carrie Pozdrawiam. Biorę się za oglądanie. Narka
OdpowiedzUsuńKlasyka. Nowej wersji jeszcze nie widziałam, ale bardzo jestem ciekawa, jak sobie poradzi nowa "Carrie". W końcu ma ciężkie zadanie przed sobą...
OdpowiedzUsuńByłem niedawno na tej nowej "Carrie" w kinie i nie było aż tak źle, jednak nie wiem czemu nie obejrzałem tej starszej wersji wcześniej... Tak to bym miał porównanie, jednak wystarczy popatrzeć na screenshoty z filmu z 1976, żeby można było pełną gębą powiedzieć, że "Carrie" 2013 to jej kopia... a nie nowa ekranizacja ;(.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)!
Melon
Carrie 1976- dzisiaj na TVN7 godz. 23:00 gorąco polecam jeśli ktoś jeszcze nie widział :) De Palma i Sissy Spacek wbiją was w glebe, razem z fotelem.
OdpowiedzUsuń