środa, 25 maja 2022

„The Grandmother” (2021)

 

Od paru lat mieszkająca w Paryżu modelka Susana jest zmuszona wrócić do Madrytu, żeby zająć się swoją babcią Pilar, która doznała wylewu. Starsza kobieta wymaga całodobowej opieki, a jej jedyna krewna nie chce umieszczać jej w ośrodku. Woli poszukać indywidualnej opieki, a tymczasem zatrzymuje się w dużym mieszkaniu babci, w którym dorastała. Pilar nie ma kontaktu z rzeczywistością i nie jest w stanie wykonywać nawet najprostszych czynności samoobsługowych. Susana robi wszystko, co w jej mocy, by zapewnić maksymalny komfort swojej ukochanej babci, ale czuje, że to zadanie ją przerasta. Poza tym boi się o swoją karierę. Z czasem zaczyna też bać się swojej podopiecznej. Zniedołężniałej kobiety z pustym spojrzeniem, która, jak zaczyna podejrzewać Susana, stanowi zagrożenie dla innych.

Twórca między innymi „Romasanty” (2004), „Świątecznej opowieści” (2005) z cyklu Filmy, które nie dadzą ci zasnąć i „Veróniki” (2017) oraz współtwórca trzech odsłon „[Rec]” (2007, 2009, 2012), Paco Plaza, w ramach przygotowań do filmu „Kto mieczem wojuje” (2019), spędził mnóstwo czasu w domach opieki, co uświadomiło mu, że ludzie w podeszłym wieku w tak zwanych cywilizowanych społeczeństwach często są traktowani jak zbędny balast. Nawet najokazalsze rezydencje, gdzie niektórzy spędzają jesień swojego życia, zdały mu się czymś w rodzaju złomowiska, w którym zostawiamy naszych krewnych, kiedy zaczynają być dla nas obciążaniem. Z tych nieprzyjemnych rozważań wykluł się pomysł na „The Grandmother” (oryg. „La abuela”), hiszpańsko-francusko-belgijski horror nastrojowy o strachu przed starością, swoją i swoich bliskich. Scenariusz „The Grandmother” napisał Carlos Vermut, twórca między innymi „Magical Girl” (2014) i „Kto ci zaśpiewa” (2018), a premierowy pokaz odbył się we wrześniu 2021 roku na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w San Sebastián. Wejście niniejszej produkcji do hiszpańskich kin opóźniła pandemia COVID-19 – termin dwukrotnie przekładano, koniec końców uwalniając ją pod koniec stycznia 2022 roku.

Wizyta” M. Nighta Shyamalana, „Śmierć w ogniu” Richarda Batesa Jr. i wreszcie „Relikt” Natalie Eriki James, żeby wymienić tylko kilka filmów grozy żerujących na jednym z najpowszechniejszych lęków współczesnego społeczeństwa. Lęku przed starością, którą, jak słusznie zauważył Paco Plaza w swoich wypowiedziach medialnych na temat „The Grandmother” (mniej więcej rok po premierze tej pozycji, Ti West pokaże, że slashery z groźnymi osobnikami w podeszłym wieku nadal mają rację bytu, nie ma potrzeby, nie wypada, odkładać ich do lamusa – mowa oczywiście o „X”), traktujemy jak swego rodzaju demona. W erze Instagrama potężniejszego niż kiedykolwiek. Młodzi, piękni, błyszczący... przepuszczeni przez filtr. „Jeśli wierzymy, że to jest rzeczywistość, to bardzo rozczarowuje. Życie takie nie jest”, stwierdził Paco Plaza w jednym z wywiadów. Wirtualna różowa, skąpana w brokacie scena kontra twarda, niepiękna rzeczywistość, persona non grata w królestwie filtrów. Główna bohaterka „The Grandmother”, zdaniem Plazy, wywodzi się ze środowiska, które jest symbolem naszych czasów. Młoda, zgrabna modelka, obecna twarz markowych perfum. Z rozwianym włosem, zalotnym spojrzeniem, w zmysłowych pozach na bilbordach, których przecież nie może zabraknąć w żadnym większym, szanującym się mieście. Reklama dźwignią handlu, a nie ma rzeczy ważniejszej od biznesu. No chyba że wygląd zewnętrzny. Susana (przekonująca kreacja Almudeny Amor) parę lat temu przeniosła się z Madrytu, gdzie dorastała pod okiem babci o imieniu Pilar (wspaniała Vera Valdez), do Paryża, w domyśle, żeby spełnić swoje największe marzenie. Zrobić oszałamiającą karierę w modelingu. Gdy ją poznajemy, ma już jakieś doświadczenie w tej branży i widoki na coś większego. Okazja nie do odrzucenia. Chyba że twoja jedyna krewna pilnie potrzebuje wsparcia. Susana, trzeba jej to oddać, nie stawia samorealizacji na pierwszym miejscu. Najważniejsza jest dla niej babcia, co udowadnia rezygnując ze spotkania z fotografem, który mógł zrobić z niej wielką gwiazdę modelingu. Jeszcze tydzień temu osiemdziesięcioparoletnia Pilar, jak na swój wiek, wręcz tryskała zdrowiem. Energiczna, elegancka starsza pani, która po raz pierwszy pokazuje się nam w niedwuznacznej, „tylko dla widzów dorosłych”, sytuacji. Podejrzewam, że znajdą się osoby, które zrobią wielkie oczy na ten raczej niecodzienny widok. Smaczny czy nie, to już zależy od widza. Tak czy inaczej, już ta wstępna scenka mówi nam, że Pilar nie jest taka jak inne babcie. Powiedziałabym, że twórcy już tutaj biją na alarm i może faktycznie taki był ich cel, ale różnie to małe tête-à-tête można odbierać. To jeszcze o niczym nie świadczy. W każdym razie nie o tym, że Pilar stanowi jakieś zagrożenie dla otoczenia. W tym dla swojej jedynej krewnej, która rzuca wszystko, by jej pomóc. Pilar przygarnęła Susanę, po śmierci jej rodziców. Główna bohaterka „The Grandmother” zachowała jedynie przyjemne wspomnienia z dzieciństwa i okresu młodzieńczego, które spędziła pod dachem babci. W przestronnym mieszkaniu w Madrycie. Gdy Susan dorosła przeprowadziła się do Paryża, ale nie można powiedzieć, że zapomniała o Pilar. Częste rozmowy telefoniczne, a od czasu do czasu odwiedziny. Zwłaszcza w ich urodziny (obchodzone w tym samym dniu) Susana starała się gościć u babci. Taka ich mała tradycja. Parę dni przed tym wydarzeniem, które protagonistka „The Grandmother” też zamierzała obchodzić wspólnie ze swoją ukochaną babcią, kobieta dowiaduje się, że Pilar miała wylew i wymaga całodobowej opieki. I tak zaledwie dwudziestopięcioletnia kobieta z modelki musi się przekwalifikować na domową pielęgniarkę. Opiekunkę osoby starszej i niepełnosprawnej. Niezdolnej do samodzielnej egzystencji. A przynajmniej z takim przekonaniem rozpoczyna swój przymusowy pobyt w domu babci. Bo Susana wyraźnie chciałaby być gdzie indziej. Ponad wszelką wątpliwość nie zamierza zostać z babcią. Ale też nie chce korzystać z najprostszego, najszybszego wyjścia z tej sytuacji. Wolałaby, żeby jej babcia dożyła swoich dni we własnym mieszkaniu, miast „usychać” w jakimś domu opieki. Uważa, ze chociaż tyle może dla niej zrobić. W ten sposób upiekłaby dwie pieczenie na jednym ogniu. Obie skorzystałyby na takim rozwiązaniu, a w każdym razie tak, zdaje się, patrzy na to Susana. Rozwój wydarzeń w smutnym mieszkaniu Pilar, sugeruje jednak, że jej tymczasowa podopieczna inaczej zapatruje się na tę kwestię. Sprawa nie jest przesądzona. Bynajmniej. Paco Plaza i jego ekipa od „The Grandmother” mówią zagadkami. Nie dają jasnych odpowiedzi, a przynajmniej próbują trzymać widza w niepewności, co do charakteru zagrożenia, ale i zapomnianych przez Susanę kart z przeszłości właściwie obu pań (jest jeszcze Eva), aż do ostatnich „rozdziałów” tej dosyć mrocznej opowieści o brzydkiej starości i ładnej młodości. Albo na odwrót...

Kto tutaj jest zły? Młoda kobieta, która nie chce rezygnować ze swojego życia dla osoby, która ją wychowała? Jej krewna, którą dopadły pospolite demony tego świata (starość i nieuleczalna choroba, tutaj trwałe uszkodzenia mózgu) i być może jeszcze jakaś inna wredna bestia? A może żadna z nich? Może młoda przyjaciółka Pilar o imieniu Eva? Ta przyzwoicie wykreowana przez Karinę Kolokolchykovę, blondynka, którą widzowie poznają, powiedzmy, w niezręcznych okolicznościach, w pewnym momencie zaskoczy Susanę swoją wizytą w domu Pilar. Susana mogłaby przysiąc, że nigdy wcześniej jej nie widziała, ale Eva ją pamięta. Jeśli wierzyć jej słowom ich babcie były najlepszymi przyjaciółkami, a one bawiły się razem w dzieciństwie. Na pierwszy rzut oka, sympatyczna, pomocna, towarzyska dziewczyna, ale z jakiegoś powodu – może właśnie dlatego, że taka miła, taka „do rany przyłóż”: w horrorze taka powierzchowność często zwiastuje kłopoty; pozory, fałsz, zasłona dla jakichś niecnych zamiarów – nie miałam do niej ani odrobiny zaufania. Gorzej, że nie byłam też pewna głównej bohaterki. Gorzej, znaczy lepiej:) Typowy zabieg w światku horroru. Standardowa forma zamieszania w głowie odbiorcy. Nadprzyrodzone albo jakaś choroba psychiczna. Czy po prostu mały, przejściowy kryzys osoby kompletnie nieprzygotowanej na to, co nagle na nią spadło. Przygniecionej nowymi obowiązkami. Ogromną odpowiedzialnością – w jej rękach na dobrą sprawą spoczywa życie najważniejszej osoby w jej niedługim życiu. Zdruzgotanej widokiem wydrążonej skorupy, która jeszcze przed paroma dniami była jej kochaną babcią. Tak z czasem Susana zaczyna patrzeć na Pilar. Nadzieja, że w tym wątłym ciele kryje się jakiś, choćby maleńki fragment, duszy, którą zapamiętała w samych superlatywach, powoli ją opuszcza. Co gorsza Susana ma powody przypuszczać, że ta, muszę przyznać, dość niepokojąca postać (taka kreacja: bez wymyślnej charakteryzacji, ot, zwyczajna starsza pani, w oczach której jest przeraźliwa pustka, choć od czas do czasu da się też dojrzeć jakiś diabelski ognik, przebłysk prymitywnej złośliwości lub wyrachowania) posiada niezwyczajną moc. Opętana przez jakąś istotę nie z tego świata? Trudno powiedzieć, czy Susana bierze pod uwagę tę możliwość, ale z całą pewnością dopuszcza do siebie myśl, że to z nią dzieje się coś bardzo niedobrego. Boi się, że traci zmysły. Koszmarne sny (moją uwagę szczególnie przykuł ten z Evą stojącą za drzwiami – migające światło, upiorne, a przynajmniej mocno złowieszcze obrazki i stosownie nieprzyjemne dźwięki), które najwyraźniej mają związek z jej zapewne traumatyczną, zapomnianą (syndrom wyparcia?) przeszłością (żeby tylko), nawiedzały ją już wcześniej. Ale trudno oprzeć się wrażeniu, że teraz zyskały na intensywności. Jakby to, co zostało zapomniane, zamknięte w najbardziej zakurzonej szufladce wielkiego skarbca pamięci, głośniej niż dotychczas dopraszało się o uwagę. Jakby wyłaziły trupy pochowane w antycznych meblach porozstawianych w ponurym, dusznym, klaustrofobicznym mieszkaniu. Choć przecież doskonale widać, że metraż do małych nie należy. Tak dużo przestrzeni, a mnie praktycznie nie odstępowało to jakże pożądane poczucie ciasnoty (tak, tak, można było przydusić mocniej). Brudne sekrety gospodyni tego niegościnnego mieszkania gdzieś w Madrycie, odrażające praktyki nietroskliwej babci? Albo wręcz przeciwnie. Rzeczy ukryte po to, by chronić ukochaną wnuczkę? Dla jej dobra, z myślą o jej komforcie psychicznym. Właściwie tylko co do jednego miałam absolutną pewność – że Pilar, wbrew przewidywaniom lekarki, która przekazała złe wieści Susanie, rozpoznaje swoją wnuczkę. A stąd już prosta droga do wniosku, że cała ta złowieszcza toczka, ten paranoidalno-paranormalny płaszczyk przykrywa zwyczajną opowieść o człowieku, który robi wszystko, co w jego mocy, by ostatni okres swojego życia spędzić u boku najdroższej osoby. „The Grandmother” Paco Plazy osobiście posadziłbym na „ziemi niczyjej” pomiędzy mainstreamowymi straszakami (dużo „buu!”, sporo efektów specjalnych), a tak zwaną nową falą kina grozy. Niepowolny i nieszybki. Skoncentrowany na klimacie, ale nie za mocno. Niezbyt efekciarski, ale od czasu do czasu „doleje benzyny” do tego, bądź co bądź, skromnego pieca. Kameralnego, ale bez przesady. Minimalistycznego, ale nie za bardzo.

Horror „The Grandmother” Paco Plazy wprawdzie nie dostarczył mi jakichś szczególnie silnych emocji, ale i tak pozytywnie mnie zaskoczył. Przygotowałam się na coś bardziej w stylu „Ummy” Iris K. Shim niż „Reliktu” Natalie Eriki James. Nie zrozumcie mnie źle, nie stawiam „The Grandmother” w tym samym rzędzie, co tamtą, uważam, dużo bardziej klimatyczną i lepiej pomyślaną opowieść o strasznej starości (tak, tak, dla kogo strasznej, dla tego strasznej). Aż tak (nie)miło to nie było. Ale jednak. Jednak udało się wgryźć w tę, jak dla mnie, nieprzewidywalną (tj. w większym stopniu), dostatecznie ponurą opowieść o wyjątkowo wymagającej opiece nad osobą starszą i schorowaną. Niepłaski, nieplastikowy horror o być może najpotężniejszym demonie XXI wieku. O młodym, którym brakuje czasu i seniorach, którzy mają go aż nadto. O próżności i poświęceniu. O strachu i miłości. Strachu przed starością i być może źle ukierunkowanej, zgubnej miłości. Nie odradzam tego małego spotkanka z tajemniczą staruszką z niesłonecznego Madrytu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz