Howard
Phillips Lovecraft (1890-1937), amerykański pisarz specjalizujący
się w literaturze niesamowitej, za życia publikujący głównie w
magazynach pulpowych, najczęściej w „Weird Tales”, magazynie
założonym pod koniec 1922 roku (pierwszy numer ukazał się w marcu
1923, a pierwszym redaktorem naczelnym był Edwin Baird, który
zapisał się w historii jako pierwotny wydawca wczesnych prac między
innymi Lovecrafta i jego korespondencyjnego przyjaciela Clarka
Ashtona Smitha), odludek i dusza towarzystwa zarazem, której serce
biło dla Nowej Anglii. Skazany na zapomnienie literat, który
oszukał Fortunę po odejściu z tego świata, w czym zasadniczą
rolę odegrał Arkham House, oficyna założona w 1939 roku przez
jego dobrych kolegów, Augusta Derletha i Donalda Wandreia; artystów
należących do korespondencyjnego kręgu ojca Cthulhu Mythos –
mythopoeia/mythopoesis, wyimaginowana kosmogonia z
panteonem Wielkich Przedwiecznych i Starszych Bogów, nazwana przez
Derletha, który wniósł szereg własnych opowieści (patrz:
„Obserwatorzy spoza czasu”, oryg. „The Watchers out of Time and
Others” 1974), oczywiście silnie inspirowanych dokonaniami
Samotnika z Providence, do tego uniwersum i naraził się „paru”
osobom, w tym Sunandowi Tryambakowi Joshiemu, najsłynniejszemu
badaczowi życia i twórczości stwórcy Wielkiego Cthulhu,
ogłaszając się „pośmiertnym współpracownikiem” Lovecrafta.
|
Okładka książki. „Listy wybrane 1906-1927”, Vesper 2024
|
Chwalebna
misja protegowanych Howarda Phillipsa Lovecrafta, operacja Arkham
House, pierwsze owoce przyniosła w latach 1939 i 1943: zbiory
opowiadań zatytułowane odpowiednio „The Outsider and Others” i
„Beyond the Wall of Sleep”, pierwsze w historii pełnoprawne
książki autorstwa wtedy już nieżyjącego eksperta od
niesamowitości z Nowej Anglii. Potem August Derleth i Donald Wandrei
zainteresowali się twórczością epistolarną Lovcecrafta, której
część – niewielką – mieli w swoich prywatnych zbiorach, w
przechowywanych listach napisanych specjalnie dla nich, których
wysoka jakość artystyczna w przekonaniu założycieli Arkham House
była niepodważalna. W każdym razie uznali, że ta pisarska
działalność ich mistrza też nie powinna obrócić się wniwecz.
Zwrócili się do wszystkich znanych korespondentów Wielkiego
Howarda z prośbą o przesłanie wszelkich zachowanych listów i
pocztówek otrzymanych od obdarzonego niezwykłą wyobraźnią
dżentelmena z Providence. Człowieka, który miał stać się
legendą.
Pierwszy
tom „Selected Letters” H.P. Lovecrafta od Arkham House ukazał
się w roku 1964 (korespondencja datowana na lata 1911-1924), drugi w
1968 (lata 1925-1929), trzeci w 1971 (lata 1929-1931), a czwarty
(1932-1934) i ostatni w tej serii (1934-1937) w 1976. A to tylko
ułamek epistolarnej kolekcji autora między innymi „Zewu Cthulhu”,
„Zgrozy w Dunwich”, „Widma nad Innsmouth”, „Reanimatora
Herberta Westa”, „W górach szaleństwa” i „Koloru z
przestworzy” (patrz: „Przyszła na Sarnath zagłada. Opowieści niesamowite i fantastyczne”, „W górach szaleństwa i inne opowieści”), którą udało się ocalić. Kolekcji liczącej sobie
około... czterdziestu ksiąg! Bardziej szczegółową genezę tego
dziedzictwa kulturowego poznamy ze wstępu do unikatowej
polskojęzycznej edycji listów HPL – premierowe wydanie
dziewięćdziesięciu siedmiu epistoł i ich fragmentów, wybranych,
opracowanych i przetłumaczonych przez jednego z najbardziej
zaangażowanych miłośników twórczości Howarda Phillipsa
Lovecrafta we współczesnej Polsce, redaktora naczelnego polskiego
serwisu internetowego właśnie temu mistrzowi literackiego horroru
poświęconego, autora wspomnianej pouczającej przedmowy Mateusza
Kopacza. Obok Macieja Płazy najbardziej docenianego tłumacza
fikcyjnych opowieści Samotnika z Providence, który ponadto
przełożył pokaźną pracę S.T. Joshiego („H.P. Lovecraft.
Biografia”, Zysk i S-ka 2010) oraz „Koszmary i fantazje. Listy i
eseje” (SQN, 2013), wybór tekstów, których nie znajdziemy w
„Listach wybranych 1906-1927” wypuszczonych w 2024 roku przez
wydawnictwo Vesper. W twardej oprawie, graficznie zaprojektowanej
przez Krzysztofa Wrońskiego, który sporządził również mapy
załączone do tego eleganckiego zbioru. Pozostałe dodatki:
rozwinięcia skrótów stosowanych przez Lovecrafta, dwadzieścia
sześć stron ilustracji (głównie starych i nowych fotografii,
monochromatycznych i kolorowych) oraz sylwetki korespondentów,
biogramy istotniejszych osób, pseudonimy. Niniejszą kolekcję
otwiera jeden z najstarszych zachowanych listów, wysłany do jednego
z najstarszych amerykańskich miesięczników popularnonaukowych
(założony w 1845 roku), „Scientific American”, datowany na 16
lipca 1906 komentarz Lovecrafta w temacie planet transneptunowych.
Pierwsza dekada (z tytułowego okresu) zamyka się w czterech
niedługich listach i wyjątkach z jakiejś całości – przejaw
izolacjonizmu Lovecrafta? Tak czy owak, zatrzymujemy się przy
Rheinharcie Kleinerze, poecie, który odegrał ważną rolę w życiu
osobistym Lovecrafta, wszak poznał go z Sonią Haft Green, kobietą,
którą „wiecznie” spłukany pisarz z Providence później
poślubił. I najwyraźniej namówił do napisania autobiografii. W
każdym razie najdłuższa opowieść Wielkiego Howarda z roku 1916
wybrana dla omawianej perełki wydawniczej przez pana Mateusza
Kopacza, dotyczy dzieciństwa i okresu dorastania nadawcy listu.
Historia chłopca, który wolał spędzać czas z dorosłymi niż
rówieśnikami, ponoć delikatnego, chorowitego małego myśliciela i
marzyciela, oczytanego beztalencia, w swoim niesłusznym przekonaniu.
Fascynująca opowieść, ale największe wrażenie w tej sekcji (rok
1916) zrobiło na mnie jedyne pismo nieadresowane do Rheinharta
Kleinera. Fragment epistoły dla Kleicomolo, kręgu
korespondencyjnego, do którego poza Lovecraftem należeli Ira A.
Cole i Maurice W. Moe; antyoda do ludzkości, wyznanie mizantropa czy
po prostu manifest człowieka nieprzeceniającego swego gatunku,
rzekomego pępka wszechświatów, bezkresnego kosmosu. „Czy nie
może być tak, że ludzkość to zaledwie pomyłka, wynaturzona
wyrośl, franca na porządku Natury, gruzeł na ciele nieskończonego
postępu podobny do kurzajki na dłoni? [...] Jakże to aroganckie:
my, przemijające poczwary, eksperyment Deus Naturae, rościmy
sobie pretensje do niekończącej się przyszłości […] Nasza
filozofia jest dziecinnie subiektywna: wyobrażamy sobie, że dobro
naszego gatunku jest najświętsze, a w rzeczywistości samo nasze
istnienie może stanowić przeszkodę w dążeniu do celu
nieskończonych wszechświatów!”. Człowiecze, prochu marny,
skąd w Tobie ta pycha?
|
Źródło: https://www.facebook.com/WydawnictwoVesper/
|
Z
listów H.P. Lovecrafta wyłania się obraz człowieka uparcie
patrzącego wstecz, tęsknie wzdychającego do przeszłości,
bezgranicznie zakochanego w czasach minionych, w epokach, z którymi
niefortunnie się rozminął. Idealizującego przeszłość,
demonizującego swoją teraźniejszość i pesymistycznie myślącego
o przyszłości (katastrofizacja, kasandryczne przepowiednie, które
w jakiejś części można uznać za prorocze, np. spłycenie
kultury). Zdeklarowanego agnostyka, materialisty i cynika, patrioty
regionalnego - Nowa Anglia była dla niego najważniejsza, ale zaraz
za tą amerykańską krainą stawiał Anglię... może z pominięciem
epoki wiktoriańskiej – rasisty i ksenofoba. Pisarza, który za
niedoścignionego mistrza pióra, praktycznie przez całe życie,
uważał Edgara Allana Poego, ale wśród jego ulubieńców i
inspiratorów zarazem były też takie mocarne postacie, jak Arthur
Machen (m.in. „Wielki Bóg Pan”, „Wzgórze przyśnień”),
Algernon Blackwood (m.in. „Wierzby”, „Wendigo”, „Drzewa go
kochały”) i lord Dunsany (patrz: „Bogowie Pegāny i inne opowieści fantastyczne”). W „Listach wybranych 1906-1927”
znajdziemy też pochlebne opinie chociażby na temat opowieści
niesamowitych Montague Rhodesa Jamesa, Nathaniela Hawthorne'a,
Matthew Phippsa Shiela, „Króla w Żółci” Roberta W. Chambersa
i „Bursztynowej czarownicy” Wilhelma Meinholda. Nowojorski
diariusz Lovecrafta z maniacką szczegółowością sporządzony dla
jednej z najbliższych mu osób, nauczycielki i malarki amatorki,
cioci Lillian Delory Clark (wiele wskazuje na to, że jego druga
ciotka ze strony matki otrzymywała podobne raporty z nowojorskich
przygód chłopaka z Providence) to potężne źródło wiedzy
wszelakiej – od rekomendacji literackich, przez sprawozdania z
pieszych wycieczek zwykle w doborowym towarzystwie i streszczenia
bardziej oficjalnych spotkań z kółkiem artystycznym, po jadłospis
i niewiarygodnie długie opisy „wiekopomnych zakupów” z
dołączonymi prostymi szkicami, rzecz jasna własnoręcznie
sporządzonymi przez Lovecrafta. À propos wędrówek Wielkiego
Howarda, ten motyw często przewija się w omawianej książce,
niekiedy jest wątkiem przewodnim, co zawsze niezmiernie mnie
cieszyło, gdyż organizator tych epistolarnych podróży,
reportażysta amator z niebywałym okiem do detali, wprawiał mnie w
stan bliski temu, jaki przeważnie towarzyszy mi podczas lektur jego
fikcyjnych opowieści. Nienazwana groza jakby wisząca nad słynnym
Salem (słynących z procesu rzekomych czarownic) i urokliwym
Marblehead w stanie Massachusetts, czarownymi i plugawymi (w poczuciu
Lovecrafta) zakątkami Nowego Jorku, zapadłą nowoangielską
prowincją z nawiedzonymi mokradłami tudzież bezsprzecznie
najbardziej malowniczym krajobrazem miejskim w Stanach Zjednoczonych,
ubóstwianą małą ojczyzną „towarzyskiego pustelnika” z
nielichą wyobraźnią nieregularnie dokarmianą przez Morfeusza.
Koszmary senne litościwie nawiedzające Howarda, urodzonego pisarza
działającego na mrocznych rubieżach beletrystyki, zatem z
wdzięcznością przyjmującego wszystkie mrożące krew w żyłach,
wyśnione dary (koncepcje) i z najwyższą uwagą oglądający
(niektóre swobodnie mógł wcielać do swoich wyimaginowanych
światów) podobne prezenty wręczane znajomym. Próbkę onirycznych
przygód Lovecrafta – a wśród nich co najmniej jedno gotowe
opowiadanie (fragment listu opublikowany w tej formie), z naciskiem
na „co najmniej”, bo poprzedzająca go zgroza w starożytnym
Rzymie, moim skromnym zdaniem, wzbogaciłaby każdy zbiór opowiadań
i minipowieści Howarda Phillipsa Lovecrafta; co najwyżej po paru
kosmetycznych przeróbkach. Z innej beczki Amontillado: „odwieczne
siedlisko koszmaru i nieznanego zła, rządzone przez podziemne
monstrum, które niekiedy wystawia głowę z najgłębszej z jam...
To” oraz „powiadał, że TO łazi po Mrocznym Bagnisku i
wystawia szyję z przepastnej jamy, na której dnie ma swoje leże”.
Wydaje mi się, czy stąd wylazł Pennywise?
Dziesiątki
tysięcy listów i pocztówek wysłanych przez klepiącego biedę
artystę, często oszczędzającego na jedzeniu, ale nigdy na
znaczkach pocztowych, papierze i atramencie. Wygląda na to, że
Howard Phillips Lovecraft był korespondencyjnym nałogowcem. Ciekawe
uzależnienie, jak na człowieka postrzegającego siebie jako
odludka, osobę izolującą się, wykazującą najwyżej znikome
zainteresowanie bliźnimi. Ale to nie jest cała prawda o tej
nietuzinkowej istocie. To tylko jedna strona tego wyjątkowego
„medalu”. W „Listach wybranych 1906-1927” możemy bardzo
dokładnie przyjrzeć się Samotnikowi z Providence i „jego alter
ego”, tak naprawdę niezupełnemu przeciwieństwu najbardziej
rozpowszechnionego wizerunku wirtuoza grozy kosmicznej. Kopalnia
informacji (w przepięknym tłumaczeniu) o życiu i twórczości
założyciela mistycznego Uniwersytetu Miskatonic.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz