W Vestmannie na Wyspach Owczych znika nastoletnia dziewczyna. Przywykli do
spokojnej egzystencji z dala od światka przestępczego Farerowie są wstrząśnięci.
Naprędce zorganizowane poszukiwania nie przynoszą oczekiwanych rezultatów, co
każe wielu mieszkańcom podejrzewać, że dziewczyna została porwana bądź
zamordowana. Szczególnie zaniepokojony tą sprawą jest były żołnierz, samotny
ojciec szesnastolatki, Hallbjorn Olsen, który najprawdopodobniej widział
zaginioną nastolatkę, jako ostatni, ale nie pamięta dalszego przebiegu owego
feralnego wieczora. Śledztwo szybko przejmuje duńska policja. Do Vestmanny
zostaje wysłana Katrine Ellegaard, która do tej pory nigdy nie miała
sposobności prowadzić tak poważnej sprawy. Tuż po przyjeździe policjantka
angażuje w dochodzenie Olsena, ufając, że będzie źródłem informacji o tutejszym
społeczeństwie, co z kolei nie raduje jej tymczasowego podwładnego z Tórshavn.
Sytuacja komplikuje się, kiedy zostaje odnalezione ciało dziewczyny i znika
kolejna nastolatka, co upewnia mieszkańców Vestmanny, że wśród nich znajduje
się morderca.
Wychowany na Wyspach Owczych Ove Logmansbo pochodzi ze związku Farera z
Polką, co miało zasadnicze znaczenie dla jego debiutanckiej powieści. Akcję „Enklawy”
umiejscowił na Wyspach Owczych, ale spisał ją w języku polskim, co właściwie
dało pełny obraz emocjonalnego przywiązania autora do obu regionów. I napełniło
mnie obawami odnośnie jego znajomości języka polskiego, która przecież mogła
być na tyle niewystarczająca, żeby rzutować na warsztat. Jednak, jak się
okazało, moje wątpliwości nie znalazły potwierdzenia w pisarstwie Logmansbo,
który udowodnił, że jest świadomy złożoności naszego języka i potrafi bezbłędnie
ją wykorzystać. W „Enklawie” właściwie pokazał mi nieporównanie większy kunszt
pisarski, aniżeli miałam to okazję zobaczyć we wszystkich znanych mi książkach
Polaków (których wiele nie było, więc komplement nie jest zbyt duży),
jednocześnie niczym nie ustępując najlepszym pisarzom z Europy Północnej.
Wyspy Owcze to archipelag wysp wulkanicznych zależny od Danii, słynący ze
znikomej przestępczości i wspólnotowej mentalności obywateli, ze względu na
swoje położenie jawiący się niczym bezpieczna przystań dla spragnionych
odpoczynku od wielkomiejskiego zgiełku turystów. Rodowici mieszkańcy Wysp
Owczych, Farerowie, jak wynika z książki Logmansbo, borykają się z
licznymi niedogodnościami, jak na przykład podległość Danii, wygórowane ceny i utrudniony
dostęp do dobrodziejstw cywilizacyjnych, które to jednak znacząco rekompensuje znikomy
stopień bezrobocia (plaga współczesnego świata), zaciszne, malownicze lokacje i
oczywiście wręcz utopijna mentalność społeczeństwa, koegzystującego na zasadzie
szeroko rozumianego braterstwa. Ten skrótowy ogląd Wysp Owczych wziął się
oczywiście z lektury „Enklawy” – rzeczywisty obraz tamtejszych rejonów Europy
wcale nie musi tak wyglądać, ale dla mnie nie miałoby to żadnego znaczenia dla wartości książki Logmansbo. Debiutującemu pisarzowi udało się sportretować
niemalże utopijny, zamknięty światek zakłócony tragicznym w skutkach
wydarzeniem, który zatrząsł całą społecznością. Jak u Stephena Kinga mamy małą
sielankową miejscowość, w której nic ciekawego się nie dzieje, gdzie ludzie
codziennie wykonują te same czynności, czerpiąc przyjemność z owej monotonii, którą
pewnego dnia burzy niepokojące wydarzenie. Te z kolei stanowi preludium do stopniowego
poznawania skrywanego pod utopijnymi realiami zdeprawowanego światka, do
którego nieskrępowany dostęp mają jedynie nieliczni. Tajemnice skrywane przez
niektórych Farerów wystarczyłyby, żeby wzbogacić akcję oczekiwanym ładunkiem
podskórnej grozy, ale Logmansbo miał nieco większe aspiracje. Nie ograniczał
się do typowych przejawów niesprecyzowanej mentalnej zgnilizny toczącej, co poniektórych
mieszkańców Vestmanny, równie szeroko opisując zapierające dech w piersi
miejsce akcji z obowiązkowym akcentowaniem jego niepokojącego wyobcowania, żeby
tego było mało dodatkowo potęgowanego nieprzyjaznymi warunkami atmosferycznymi –
zacinającym deszczem, dużymi opadami śniegu i porywistym wiatrem. Właśnie do
takich warunków przywykli Farerowie, w czym nie byłoby niczego złowieszczego,
gdyby nie gnijące ciało nastolatki odnalezione na terenie akwakultury z miejsca
nadające scenerii hipnotycznie niepokojącego wydźwięku. Nagle wszyscy
uświadamiają sobie, że pośród nich ukrywa się morderca, co jest tym bardziej
wymowne, jeśli weźmie się pod uwagę, że ludność Vestmanny przekracza zaledwie tysiąc
dusz. Do momentu odkrycia ciała nastolatki wszyscy byli przekonani, że
doskonale znają każdego mieszkańca tej miejscowości, że nieobca jest im nawet
często niechlubna przeszłość sąsiadów, ale zbrodnia uświadomiła im, że
oszukiwali samych siebie, że wśród nich ukrywa się niebezpieczna jednostka,
która z jakiegoś niezrozumiałego powodu zdecydowała się targnąć na życie
niewinnej dziewczyny. To rodzi pewne animozje, wzmagane ingerencją w śledztwo
duńskiej policji, ku niezadowoleniu Farerów opowiadających się za
niepodległością Wysp Owczych.
Gdyby Ove Logmansbo nie zechciał kontynuować swojej pisarskiej przygody
zadałby mi podwójny cios. Z jednej strony pozbawiłby mnie niebywałej
przyjemności płynącej z obcowania z jego wyczerpującym, magnetyzującym warsztatem,
w którym nie ma miejsca na nawet drobne potknięcia, czy to w stylu, czy w prowadzeniu
pełnej napięcia akcji. A z drugiej, równie ważnej, odebrałby mi niemałą radość
z towarzyszenia jednej z najlepszych bohaterek powieści kryminalnych, jaką
dotychczas dane mi było poznać. Dunka, Katrine Ellegaard, jest naprawdę rzadkim
w tego rodzaju literaturze typem policjantki charakteryzującej się ogromną
charyzmą, płynącą z jej nieprzejednanego, zaciętego sposobu bycia
zharmonizowanego ze sporadycznymi przejawami kobiecej delikatności. Pragnąca wykazać
się w pierwszym prowadzonym dochodzeniu niespełna trzydziestoletnia kobieta
początkowo ściśle trzyma się procedur, ale kiedy sytuacja się zaognia nie waha
się łamać reguł z narażeniem własnej kariery. Znamienna jest jej relacja z
również znakomicie sportretowanym Hallbjornem Olsenem, weteranem wojennym,
który przeżył traumę podczas konfliktu zbrojnego w byłej Jugosławii. Jako, że
wdział duński mundur po powrocie wielu Farerów zaczęło podchodzić do niego z
rezerwą, co szybko ugruntowało go na pozycji outsidera. Teraz wdowiec Olsen
samotnie wychowuje szesnastoletnią córkę, z którą nie łączą go zbyt bliskie
relacje i ku swojemu przerażeniu odkrywa, że miewa zaniki pamięci, nie wiadomo,
czy wywołane traumą, jaką przeżył przed laty, czy zamiłowaniem do alkoholu. Nie
byłoby w tym niczego niepokojącego, gdyby pamiętał wieczór, w którym zaginęła
nastolatka, co automatycznie w oczach tymczasowego podwładnego Ellegaard robi z
niego głównego podejrzanego. Sam Olsen również powątpiewa w swoją niewinność,
dopuszczając możliwość skrzywdzenia dziewczyny w alkoholowym zamroczeniu, czemu
z kolei nie daje wiary Katrine. Ta dwójka zauważalnie ma się ku sobie, ale
Logmansbo nie rozwodzi się zanadto nad ich kiełkującymi uczuciami do siebie
nawzajem, podobnie zresztą czyni w warstwie dramatycznej, którą portretuje na
tyle, na ile to konieczne dla toczącego się śledztwa – skupiając się głównie na
mrocznych tajemnicach kilku Farerów, szczególnie nastolatków, ale niezmiennie na
pierwszy plan wysuwając szczegóły zawiłego dochodzenia. Taki minimalizm w
warstwie dramatycznej jest coraz rzadziej praktykowany przez autorów
kryminałów, którzy to z jakiegoś niepojętego dla mnie powodu często dosłownie przysłaniają
szczegóły śledztwa egzystencjalnymi wynurzeniami protagonistów, tym samym
spowalniając akcję i obniżając napięcie. Ove Logmansbo na szczęście prezentuje
zgoła odmienne spojrzenie na kryminał, z wręcz matematyczną precyzją
odmierzając nieodzowne dla śledztwa obyczajowe ustępy, tym samym ani przez
moment nie wywołując wrażenia, że oto kryminalna intryga zaczęła ustępować pola
nudnawej codzienności głównych bohaterów. W „Enklawie” fabułę zdominowała,
prowadzona zgodnie z zasadami suspensu, pełna zaskakujących zwrotów akcji, a
nawet fascynującej psychologii, kryminalna intryga, w której dosłownie wszystko
może się wydarzyć, a podejrzanym może być praktycznie każdy Farer mieszkający w
Vestmannie, co szczególnie widać w końcówce, kiedy to potencjalni mordercy mnożą
się w zastraszającym tempie, żeby ostatecznie zatrwożyć czytelnika niebywale
trafnym wyborem, świadczącym o bezkompromisowości autora.
Ove Logmansbo poważnie mi się narazi, jeśli nie zdecyduje się kontynuować przygód
policjantki z Kopenhagi, Katrine Ellegaard i zapewne nie tylko mnie, bo nie
jestem sobie w stanie wyobrazić sytuacji, w której „Enklawa” nie zyskuje przychylności
rzeszy czytelników. Pisarstwo Logmansbo to sztandarowy przykład dopracowanego w
najmniejszych szczegółach, klimatycznego kryminału, w którym nie ma miejsca na
rozwleczone obyczajowe wydarzenia, tak często praktykowane przez współczesnych autorów
gatunku. I w którym nie odnajdziemy nieciekawych, „papierowych” bohaterów, bo
postacie zaludniające tę książkę, zwłaszcza pierwszoplanowe, wywołują całą gamę
przeróżnych emocji, tak mocno przywiązując do siebie czytelnika, że dawkowanie
lektury jest praktycznie niemożliwe. Jak to jest debiut to aż nie mogę się
doczekać kolejnych publikacji Ove Logmansbo, które mam nadzieję szybko światu
zaprezentuje, bo miłośnicy kryminałów najprawdopodobniej z utęsknieniem będą
tego oczekiwać.
Edycja: Ove Logmansbo to w rzeczywistości polski pisarz Remigiusz Mróz.
Edycja: Ove Logmansbo to w rzeczywistości polski pisarz Remigiusz Mróz.
Książki z tej serii są naprawdę bardzo wciągające. Te akurat nie czytałam, ale kiedy się na nią natknę na pewno nie przepuszczę łatwo.
OdpowiedzUsuńZapraszam do wzięcia udziału w konkursie na moim blogu : http://word-is-infinite.blogspot.com :)
Co prawda za Enklawę zabrałam się na samym końcu (zaczęłam od środka), jednak nie przeszkodziło mi to w płynności czytania bądź nadążaniem za wątkami, o których nie miałam wcześniej pojęcia. Uważam, że cały cykl Vestmanny wyszedł Mrozowi bardzo dobrze, dlatego już nie mogę się doczekać, aż zabiorę się za pozostał tytułu! Zarówno Enklawa, jak i Połów oraz Prom poruszają ciekawe kwestie i są pełnie niekonwencjonalnych decyzji, które świetnie komponują się z wartką akcją :)
OdpowiedzUsuńhttp://favouread.blogspot.com