Jedna z najlepszych uczennic w szkole, Leigh Ann Watson, w ostatnich dniach
liceum stara się pozyskać dodatkowe punkty, które zwiększyłyby jej szansę zdobycia
stypendium, niezbędnego, aby mogła kształcić się na dobrej uczelni z dala od
małego rodzinnego miasteczka Grandsboro, gdzie nie ma żadnych perspektyw.
Największe nadzieje Leigh wiąże z zajęciami z historii, na które przygotowała
ciekawy projekt. Jednak apodyktyczna pani Tingle, znienawidzona przez
wszystkich uczniów i większość kadry nauczycielskiej, wyraźnie faworyzuje
konkurentkę Watson do stypendium, nie doceniając pracy dziewczyny. Znajomy
Leigh, Luke Churner, próbuje podnieść na duchu przygnębioną koleżankę,
przekazując jej pytania do zbliżającego się testu z historii, którymi
dziewczyna nie jest zainteresowana, ale pech chce, że nagle wyrosła wśród nich
pani Tingle poczytuje całą sytuację na niekorzyść Leigh. Rano nauczycielka zamierza
zawiadomić o tym incydencie dyrektora. Żeby zdjąć z dziewczyny odpowiedzialność
Luke i jej najlepsza przyjaciółka, Jo Lynn Jordan decydują się wziąć winę na
siebie. Wieczorny wypad całej trójki do domu pani Tingle niezamierzenie kończy
się tragicznie. Nauczycielka zostaje ranna, a młodzi ludzie z obawy przed
konsekwencjami unieruchamiają ją w łóżku i przez kilka następnych dni starają
się opracować plan, który pozwoliłby im uniknąć poważnych kłopotów.
Kevin Williamson wielbicielom kina grozy dał się poznać przede wszystkim,
jako scenarzysta osławionego „Krzyku” Wesa Cravena, jego drugiej i czwartej
odsłony, „Koszmaru minionego lata”, horroru science fiction pod tytułem „Oni” i
kolejnej już mniej docenianej produkcji Cravena, „Przeklętej”. Mniej
rozpowszechniony jest natomiast fakt, że w międzyczasie Kevin Williamson
nakręcił własny film z pogranicza thrillera i czarnej komedii, do którego
(jakże by inaczej) w pojedynkę napisał scenariusz. „Jak wykończyć panią T.?” to
jak dotąd jedyny efekt przygody Williamsona z reżyserią, niedoceniony przez
krytykę, ale mający paru fanów w szeregach zwykłych widzów. Początkowo
planowano rozpowszechniać film pod tytułem „Killing Mrs. Tingle”, ale zważywszy
na tak zwaną Masakrę w Columbine High School, aby uniknąć nieprzyjemnych
skojarzeń zdecydowano się przeformułować nazwę na „Teaching Mrs. Tingle”.
Największym osiągnięciem Willimsona, co również sam z dumą podkreślał było
zachęcenie do udziału znakomitej aktorki, Helen Mirren, której powierzono
tytułową rolę i której nazwisko stało się najskuteczniejszą reklamą omawianej
produkcji.
„Jak wykończyć panią T.?” to zrealizowany za bagatela trzynaście milionów
dolarów w gruncie rzeczy kameralny thriller komediowy. Sporą część środków
zapewne pochłonęło wynagrodzenie dla Helen Mirren, która bez wątpienia jest
najjaśniej błyszczącą gwiazdą tej produkcji. Towarzyszą jej między innymi Katie
Holmes, Barry Watson i Marisa Coughlan, ale z całej trójcy młodych aktorów
tylko ta ostatnia zwraca na siebie uwagę czymś szczególnym. Mianowicie
przebojowym charakterem swojej postaci, którego nie przesadzając oddała na
ekranie niebywale ekspresyjnie, przyćmiewając kolegów swoją charyzmą. Popisy i
kwestie aspirującej do zawodu aktorki Jo Lynn mają w sobie najwięcej pokładów
niewymuszonego humoru, właściwie to można wysnuć śmiały wniosek, że gdyby nie
owa bohaterka film zapewne nie zostałby sklasyfikowany, jako czarna komedia.
Coughlan przyjęła na siebie niemalże cały ciężar gatunkowy i zrobiła to z taką
swobodą, że patrząc na nią ani przez chwilę nie miałam wrażenia, iż za wszelką
cenę próbuje się mnie rozbawić. Aktorce oczywiście dopomogły z wyczuciem
rozpisane przez Williamsona kwestie, któremu udało się idealnie zbalansować dwa
zgoła odmienne gatunki w jednym dziele, uatrakcyjniając scenariusz również swoistym
pastiszowym zacięciem. Gloryfikacja, ale również satyryczne spojrzenie na
kultowy horror uwidacznia się tuż po przywiązaniu pani Tingle do jej własnego
łóżka. Troje młodych ludzi patrzy na nieprzytomną kobietę z rozłożonymi rękoma,
po czym Luke stwierdza, że „wygląda, jak
ta z filmu, co wszystkich obrzygała”. Każdy wielbiciel kina grozy od razu
skojarzy, o jakiej produkcji mowa, ale żeby nie było żadnych niedopowiedzeń
chwilę później Williamson wtłacza w usta Jo Lynn tytuł „Egzorcysta”. Niewielkie
nawiązanie? Owszem, ale to jedynie wprawka przed dobitną, prześmiewczą
analogią, w moim odczuciu będącą najlepszą i najbardziej humorystyczną
sekwencją w „Jak wykończyć panią T.?”. Mowa o późniejszym wspaniałym aktorskim
popisie Coughlan, która parodiując Regan MacNeil miota się na łóżku fantazyjnie
wyginając swoje ciało, przemawia chrypliwym głosem rzucając kwestie z „Egzorcysty”,
a nawet wywraca oczy białkami na wierzch, a wszystko to w zgodzie z celowo
przerysowanym charakterem najsłynniejszej opętanej dziewczynki w historii kina
grozy. Doprawdy genialna scena, która wyróżnia się na tle pozostałych wątków,
przy czym one również składają się na przyjemne dla oka widowisko. Kolejnym,
acz mniej oczywistym nawiązaniem do innego horroru może być nazwa miasteczka, w
którym mieszkają bohaterowie filmu – Grandsboro ma podobne brzmienie do
Woodsboro, miejsce akcji „Krzyków”, ale może to być jedynie przypadek.
Cała intryga „Jak wykończyć panią T.?” zasadza się na uwięzieniu
znienawidzonej nauczycielki w jej własnym domu i następstwach owego
zbrodniczego czynu. Młodociani oprawcy nie są zimnymi przestępcami,
działającymi z premedytacją tylko ofiarami nieprzyjemnych zbiegów okoliczności.
Ilekroć próbują uniknąć jakichś kłopotów tylko zaogniają sytuację, ostatecznie
dochodząc do punktu, z którego zdaje się nie ma dobrego wyjścia. Skutki wypadku
w trakcie kłótni ze złośliwą belferką próbują złagodzić przywiązaniem jej do
łóżka i wspólnym wypracowaniem jakiegoś kompromisu, na co z kolei nie pozwala
nieprzejednany charakter starszej kobiety. Pani Tingle zamiast poddawać się
woli swoich uczniów przystępuje do realizacji własnego planu, którego celem
jest skonfliktowanie nastolatków. Manipulująca młodymi ludźmi Helen Mirren w
tej odsłonie jest nie do przecenienia – aktorka samymi słowami potrafiła
wygenerować aurę zagrożenia, przez co nieustannie miało się wrażenie, że nawet
unieruchomiona apodyktyczna nauczycielka stanowi śmiertelne zagrożenie dla przytłoczonych
tą nieciekawą sytuacją nastolatków. Kevin Williamson oczywiście, kiedy tylko
mógł pomagał Mirren w tworzeniu tożsamej dla thrillera oprawy, ale miejscami
naprawdę złowieszczy klimat, jaki samą kolorystyką i pracą kamer udało się
twórcom wygenerować i tak nie mógł się równać z kunsztem aktorki. Mirren miała
zdecydowanie największy wkład w hipnotyzującą stylistykę dreszczowca, tak jak
Coughlan w aspekty komediowe. Pozostała dwójka, a w szczególności nieciekawa,
ugrzeczniona postać kreowana przez Katie Holmes niezamierzenie stanowiła
jedynie tło dla tych dwóch pań. Poza demoniczną siłą perswazji skrępowanej pani
Tingle cechy thrillera uwidaczniają się również w kilku trzymających w napięciu
incydentach, jak na przykład niespodziewane pojawienie się trenera w domu
nauczycielki, czy niesnaski mających się ku sobie Leigh i Luka z Jo Lynn,
mogące pogrążyć ich wszystkich (tak na marginesie przewrotnie sfinalizowane,
czym Williamsonowi udało się mnie oszukać). Oczywiście, owe początkowo silnie
elektryzujące wydarzenia z czasem uciekają w histeryczny humor, aczkolwiek w
tak wyważony, nienatrętny sposób, że aż miło na to popatrzeć.
Konwencja „Jak wykończyć panią T.?” zapewne nie dostroi się do wymagań
masowych odbiorców, optujących za czystością gatunkową, bo Kevin Williamson
przede wszystkim nieustannie żongluje stylistyką thrillera i czarnej komedii.
Ta druga nie uwidacznia się aż tak często, żeby mówić o przysłonięciu estetyki
dreszczowca, niejednokrotnie zaobserwowałam nawet zgoła odwrotne zjawisko, ale
parę dowcipów i prześmiewczych sytuacji jednak się pojawia, co najprawdopodobniej
skurczy liczbę sympatyków owej produkcji. Ja, co prawda wprost przepadam za
takimi zgrabnie wyważonymi miszmaszami gatunkowymi i lekkimi fabułami, dlatego
jak najbardziej jestem zadowolona z projektu Williamsona, co wcale nie oznacza,
że pokaźne grono widzów podzieli moje zdanie.
Raz w życiu widziałem w telewizji i zakochałem się w nim od razu. Do dzisiaj pamiętam ;)
OdpowiedzUsuńMnie niezmiennie zadziwia lekkość, z jaką Williamson miesza komedię z grozą/napięciem w swoich scenariuszach. Doprawdy rzadki talent, z którego skorzystał również w "Jak wykończyć panią T.?". Może się w tym filmie nie zakochałam, ale mile zaskoczona na pewno byłam;)
Usuń