Jamal Salaoui przyjeżdża do miasteczka Yport, aby potrenować biegi, co w
jego przypadku jest utrudnione ze względu na protezę w miejscu jednej nogi.
Podczas jednej z przebieżek znajduje kaszmirowy szalik, a krótko potem spotyka
piękną kobietę w podartym ubraniu zamierzającą skoczyć z klifu. Jamal rzuca jej
szal i usiłuje skłonić ją do odsunięcia się od przepaści. Jego wysiłki nie
przynoszą jednak pożądanych rezultatów. Nieznajoma skacze, a parę minut potem
Jamal znajduje jej ciało u podnóża klifu z czerwonym szalikiem owiniętym wokół
szyi. Dwoje innych świadków widziało spadanie kobiety, ale Jamal jest jedyną
osobą, która może zaświadczyć, że popełniła samobójstwo. Jednak jego wersja nie
znajduje potwierdzenia w badaniach biegłych, którzy są przekonani, że kobieta,
Magali Verron, najpierw została zgwałcona, potem uduszona, a na końcu zrzucona
z klifu. Jamala z kolei najbardziej niepokoi szalik, który chwyciła tuż przed
śmiercią, a po śmierci miała go owiniętego wokół szyi. Ze względu na
podobieństwa żandarmeria łączy tę sprawę z dwoma niewyjaśnionymi morderstwami
młodych kobiet, Morgane Avril i Myrtille Camus, sprzed dziesięciu lat,
podejrzewając, że ich zabójca wrócił. Głównym podejrzanym jest Salaoui, który
znajduje sprzymierzeńca w osobie nowo poznanej Mony Salinas, która przyjechała
do Yport w sprawach zawodowych. Aby oczyścić się z zarzutów Jamal prowadzi
własne śledztwo, które daje tak zdumiewające wyniki, że zaczyna wątpić w swoje
zdrowie psychicznie.
Michel Bussi to wielokrotnie nagradzany francuski pisarz specjalizujący się
w thrillerach i kryminałach. W styczniu 2016 roku znalazł się na trzecim
miejscu rankingu sporządzonego przez dziennik „Le Figaro”, zawierającego
nazwiska francuskich autorów, których książki najlepiej się sprzedają. Bussi
jak wielu powieściopisarzy nie miał łatwych początków. Pierwszą książkę
próbował opublikować już na początku lat 90-tych, ale nie udało mu się
zainteresować wydawców. Z takim samym ostracyzmem spotkały się jego
scenariusze. Dopiero w 2006 roku ukazał się jego debiutancki kryminał, a potem…
przyszła pora na międzynarodową sławę. Choć w Polsce ukazało się już kilka
powieści Michela Bussiego, „Nigdy nie zapomnieć” to pierwszy utwór jego
autorstwa, z którym się zapoznałam. I szczerze powiedziawszy jest mi wstyd, że
tak długo nie dawałam szansy jego twórczości, bo jak się okazało peany krytyków
i rzeszy zwyczajnych czytelników pod jego adresem nie są w najmniejszym stopniu
przesadzone.
Fabułę „Nigdy nie zapomnieć” Michel Bussi skonstruował w oparciu o koncepcję
nieco zbliżoną do zamysłu choćby Sebastiana Fitzeka w jego „Odłamku”. Francuski
pisarz sportretował zupełnie inną historię, ale starał się wzbudzić w
czytelniku tożsame emocje, podobnie ukierunkować jego myśli tylko po to, żeby
co chwilę wyprowadzać go w pole. Jak dowiadujemy się na początku lektury „Nigdy
nie zapomnieć” umownie jest wyznaniem niepełnosprawnego Jamala Salaoui,
obrazującym niewiarygodną historię, w której centrum znalazł się jakiś czas
temu. Już na wstępie główny bohater powieści zwraca się bezpośrednio do
czytelników, prosząc ich o zaufanie. Przyznaje, że istnieje niebezpieczeństwo,
iż w trakcie lektury zwątpią w jego poczytalność, nabiorą pewności, że jest
wielokrotnym mordercą, ale uspokaja ich, że wszystko dobrze się skończy. Jedyne,
o co prosi to wiara w jego niewinność, trwanie przy nim nawet wówczas, gdy
wszyscy inni się od niego odwrócą. To zaskakujące wyznanie stoi w jawnej
sprzeczności z zasadami budowania kryminalnej intrygi, bo po pierwsze daje
czytelnikom do zrozumienia, że cokolwiek się zdarzy główny bohater przeżyje, a
po drugie daje wszelkie powody by sądzić, iż pokładanie wiary w poczytalność
narratora jest jedyną słuszną ścieżką interpretacyjną. Gdy zapoznałam się z tym
krótkim prologiem przemknęło mi przez myśl, że Michel Bussi przeszarżował i
podejrzewałam, że owa zuchwałość szybko obróci się przeciwko niemu, odzierając
całą pieczołowicie skonstruowaną intrygę z wszelkiego napięcia. A potem
przyszła pora na warstwę retrospektywną i Bussi przystąpił do udowadniania mi
swojego geniuszu. Niczym wytrawny manipulator spychał moje myśli dokładnie w
tym kierunku, w którym akurat zechciał, sprawiając, że stałam się zwykłą
marionetką na jego usługach – bezwolną, zdezorientowaną, praktycznie pozbawioną
możliwości wyboru. Mogłam jedynie ulec jego dyktatowi i cierpliwie czekać na
moment, w którym myśli przestaną tak bezwładnie wirować w mojej głowie. Bo za
sprawą Michela Bussiego znalazłam się w mentalnej pułapce, nie wiedząc już w co
wierzyć, komu ufać i jak to wszystko poskładać w logiczną całość. Chyba jeszcze
nie spotkałam się z literackim dreszczowcem, który w takim samym stopniu
zamieszałby mi w głowie, który równie dobitnie dałby mi do zrozumienia, że
szukanie jakiegoś punktu zaczepienia jest bezcelowe, bo autor i tak wykaże moją
omylność. Jak się okazało zuchwała w kontekście zasad budowania kryminalnej
intrygi wstępna przemowa Jamala Salaoui była kluczowa dla procesu
dezorientowania czytelnika. Bussi daje do wyboru dwie ścieżki interpretacyjne –
albo narrator mówi prawdę i rzeczywiście padł ofiarą szeroko zakrojonego
spisku, albo jest seryjnym mordercą dotkniętym amnezją, który zaraża nas swoim
szaleństwem. Przyjmując jednak pierwszą możliwość rodzą się ważne pytania, na
które nie sposób znaleźć odpowiedzi: w jakim celu, ktoś miałby robić z Jamala
kozła ofiarnego? Żeby wrobić go w morderstwa pięknych kobiet? Jeśli tak to
doprawdy osobliwy sposób sobie wybrał… O wiele bardziej prawdopodobna możliwość
pozwalająca wiarygodnie wypełnić liczne luki logistyczne koncentruje się na winie
Jamala Salaoui. Pamiętałam o jego gorącej prośbie w prologu i naprawdę przez
długi czas starałam się pokładać wiarę w jego słowa, ale z czasem
skapitulowałam. Bo jak miałam mu ufać skoro dosłownie wszystko przemawiało na
jego niekorzyść? Skoro jedynym racjonalnym wytłumaczeniem tego zamętu wydawała
się być jego choroba psychiczna?
„Zobaczycie,
wy też będziecie mieć wątpliwości. Do końca. Wrócicie do początku tego
opowiadania, jeszcze raz przeczytacie te linijki i pomyślicie, że zwariowałem,
że zastawiam na was pułapkę albo że wszystko zmyśliłem. Niczego jednak nie
zmyśliłem. Nie zwariowałem. Żadnej pułapki. Proszę was tylko o jedno, żebyście
mi ufali. Do końca.”
Pod płaszczykiem standardowej intrygi kryminalnej obrazowanej z dwóch
perspektyw czasowych, Michel Bussi snuje szaleńczą opowieść o grze pozorów,
autentycznie zaciskając krtań odbiorcy coraz to bardziej niewiarygodnymi
rewelacjami. Tuż po samobójstwie Magali Verron Jamal zaczyna dostawać od
anonimowego nadawcy dokumenty dotyczące dwóch morderstw sprzed dziesięciu lat,
w szczegółach bardzo zbliżonych do niedawnej śmierci kobiety. Teksty wskazują
na wznowienie działalności seryjnego mordercy niegdyś grasującego w Yport,
tylko, że Jamal na własne oczy widział, jak Verron popełnia samobójstwo. To
jeszcze o niczym nie świadczy, zbieżności można racjonalnie wytłumaczyć, ale
sprawę szybko komplikuje wyznanie jednej z trzech świadków śmierci Verron,
starszej kobiety utrzymującej, że spotkała Jamala dziesięć lat temu w Yport,
podczas kiedy on nie przypomina sobie, żeby kiedykolwiek wcześniej zawitał w
tych stronach. Staruszka może mieć problemy z pamięcią, ale to nie wyjaśnia osobliwych
wydarzeń, które następują niedługo potem i to w zastraszająco szybkim tempie.
Kolejne dowody świadczące o tym, że Magali Verron nigdy nie istniała zmuszają
nową dziewczynę Jamala, Monę Salinas, do wysnucia teorii, iż niedawne
samobójstwo w ogóle nie miało miejsca, że to wydarzenie zaistniało jedynie w
wyobraźni niepełnosprawnego mężczyzny. Dlaczego w takim razie Jamal jest
ścigany przez żandarmerię? Dlaczego zostaje zmuszony do ukrywania się przed
wymiarem sprawiedliwości? Jedynym wyjaśnieniem zdaje się być możliwość, iż
zamordował dwie kobiety przeszło dziesięć lat temu, wyparł te czyny ze
świadomości, a teraz zaczęły wracać w nieco odkształconej formie. Przez jakiś
czas, gdzieś na obrzeżach pojmowania czytelnika może czaić się druga ścieżka
interpretacyjna, teoria, przy której do pewnego momentu upiera się Jamal
mówiąca, że padł ofiarą szeroko zakrojonego spisku. Nie wiadomo tylko, w jakim
celu żandarmeria miałaby porywać się na taką niewiarygodną inscenizację, tym bardziej,
że posiada już jego materiał genetyczny nieodzowny do zweryfikowania podejrzeń.
W ten oto sposób Jamal stopniowo zadaje kłam swoim własnym prośbom kierowanym
do czytelników w przyszłości, bo podobnie jak oni zaczyna powątpiewać w swoje
zdrowie psychiczne. Michel Bussi w większości za pośrednictwem krótkich,
treściwych zdań zaskakująco dogłębnie wnika w rozchwiany umysł głównego
bohatera i z zegarmistrzowską precyzją dozuje coraz to bardziej zdumiewające
zwroty akcji, które stopniowo niszczą nasze zaufanie do narratora. I do nas
samych, bo stosunkowo szybko uświadomiłam sobie, że moje procesy myślowe nie
mogą się równać z narracyjną wirtuozerią Bussiego, że najlepiej będzie jeśli
przestanę szukać odpowiedzi i dam sobą manipulować, aż do końcówki, która
serwuje kilka błyskawicznie po sobie następujących zwrotów akcji, a każdy
kolejny jest bardziej zdumiewający od poprzedniego.
Po zapoznaniu się z moim zdaniem doskonałym thrillerem pt. „Nigdy nie
zapomnieć” pozostaje mi tylko trwać przy nadziei, że Michel Bussi nigdy nie
zostanie dyktatorem, bo już ta jedna jego powieść udowodniła mi, że francuski
pisarz włada ogromnymi zdolnościami manipulacyjnymi, które pozwalają mu robić z
czytelnikiem to, na co akurat ma ochotę. Bussi na kartach tego utworu
zaserwował mi autentyczne „pranie mózgu”, właściwie całkowicie odbierając mi zdolność
samodzielnego myślenia, czego w takim stopniu chyba nikt przed nim nie uczynił.
Zdziwiłabym się, gdyby książka „Nigdy nie zapomnieć” nie zawojowała
literackiego światka, gdyby przeszła bez większego echa, bo o emocjach, jakie
rozbudziła we mnie lektura tej pozycji najprawdopodobniej nigdy nie zapomnę. I
nie omieszkam sięgnąć po inne powieści autorstwa Michela Bussiego. A wam radzę
nie zwlekać i czym prędzej zapoznać się z tym unikalnym dziełem.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz