środa, 13 grudnia 2017

„Smakosz 3” (2017)

Szeryf Dan Tashtego organizuje obławę na Smakosza, potwora, który budzi się co dwadzieścia trzy lata, aby przez dwadzieścia trzy dni polować na ludzi. Policjanci starają się zabić bestię zanim ta zapadnie w długi sen, choć z powodu niewyobrażalnej siły jaką posiada ich przeciwnik szanse nie są wyrównane. Tymczasem Gaylen Brandon dowiaduje się od swojego zmarłego syna, że Smakosz niedługo pojawi się nieopodal jej domu, aby odzyskać coś, co stracił przed dwudziestoma trzema laty. Kobieta zamierza na kilka najbliższych dni odesłać gdzieś swoją nastoletnią wnuczkę Addison, która pozostaje pod jej opieką. W ten sposób chce ją ochronić przed bestią, przed którą sama nie zamierza uciekać, chociaż doskonale zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie jej grozi.

Rozmowy na temat trzeciej części „Smakosza” Victora Salvy rozpoczęły się jeszcze przed premierą drugiej odsłony, a w 2006 roku podano do wiadomości publicznej informację o przymiarkach do kręcenia trzeciej części „Smakosza”. Jednakże mającej finansować ten projekt firmie MGM zabrakło pieniędzy na wdrożenie tych planów w życie. Projekt przejęła więc firma Myriad Pictures, która w 2015 roku dała ekipie „zielone światło”, ale zdjęcia opóźniły kontrowersje wokół Victora Salvy – przypominano jego kryminalną przeszłość (reżyser i scenarzysta w 1988 roku został skazany za napastowanie seksualne, gwałt oralny na małoletnim aktorze oraz gromadzenie pornografii dziecięcej, do czego zresztą się przyznał). Pierwszy scenariusz „Smakosza 3” autorstwa Victora Salvy różnił się od wersji, którą przełożono na ekran. Pierwotnie akcja rozgrywała się dwadzieścia trzy lata po wydarzeniach zaprezentowanych w odsłonie drugiej, a scenariusz nie przewidywał udziału Giny Philips wcielającej się w postać Trishy Jenner, bohaterki dobrze znanej fanom pierwszej części „Smakosza”.

Wydaje mi się, że informacją niepożądaną nie będzie wyjawienie, że „Smakosz 3” jest bezpośrednią kontynuacją pierwszej odsłony z 2001 roku, ponieważ ten szczegół poznajemy już na początku seansu. Scenariusze wszystkich trzech części „Smakosza” napisał Victor Salva, każdorazowo brał także na siebie reżyserię, a w jednym z wywiadów Gina Philips ujawniła, że pracuje on już nad kolejną odsłoną tego tytułu. Jeśli to prawda to miłośnikom cyklu pozostaje mieć nadzieję, że nie będą musieli znowu przez kilkanaście lat wypatrywać kolejnej odsłony tej historii (niektórzy pewnie już myśleli, że na trzecią cześć przyjdzie im czekać dwadzieścia trzy lata...), ja natomiast mam poważne wątpliwości co do tego, czy uda mi się zmusić do pochylenia się nad kolejną częścią „Smakosza”. Wydawać by się mogło, że skoro projektem kierowała ta sama osoba, która stworzyła znakomitą odsłoną pierwszą i słabszą od niej, ale i tak w miarę zadowalającą kontynuację to istnieje spora szansa, że część trzecia nie będzie zbytnio odstawała przynajmniej od tej gorszej odsłony. A już na pewno żaden miłośnik tego tytułu nie mógł się spodziewać czegoś na kształt parodii czarnego charakteru. Tak, Victor Salva niezamierzenie ośmieszył swoją własną postać, fikcyjnego potwora, któremu dużo zawdzięcza, z czego pewnie sam doskonale zdaje sobie sprawę. Nie chciał kręcić komedii tylko kolejny horror o bestii grasującej w jednym z rolniczych rejonów Stanów Zjednoczonych. To wyszło niechcący i szczerze powiedziawszy ubaw jaki miałam podczas kilku sekwencji „Smakosza 3” to najlepsze co od niego dostałam. Nie zrozumcie mnie źle, lubię „Terminatora” (zwłaszcza dwójkę), nie mam absolutnie żadnych powodów żeby wyśmiewać filmy wchodzące w skład tego cyklu, ale ukazanie Smakosza w zbliżony sposób jest czystym absurdem. Szczególnie jak się zna poprzednie odsłony tego tytułu. W tamtych częściach antybohater atakował ze swoistą gracją, jego ruchy były wykalkulowane, a jego manifestacje, poprzedzane umiejętnym potęgowaniem napięcia, spowijał całkiem mroczny klimacik (zwłaszcza w jedynce). Tymczasem tytułowa postać omawianego obrazu jak taran prze do przodu siejąc spustoszenie w rolniczej społeczności. Kule się go nie imają, wybuchy mu niestraszne – zresztą sam wypuszcza kilka bomb ze swojego Batmobila. Tak, samochód Smakosza (gadżetami, nie modelem) przypomina pojazd Batmana. Jest pełen śmiercionośnych bajerów, które zaprojektowano tak, aby mogły aktywować się bez ingerencji właściciela samochodu. Przynoszą one śmierć zarówno osobom przebywającym wewnątrz, jak i tym znajdującym się na zewnątrz wozu, często w przesadnie efekciarskim stylu podlanym jednakowoż minimalną dawką substancji imitującej posokę. Patrząc na to tylko czekałam na przemianę samochodu w chodzącego robota, jak w „Transformers”. I oczywiście zrywałam boki ze śmiechu. W tych chwilach, w których nie pukałam się w głowę wpatrując się z niedowierzaniem w ekran (szarże Smakosza w zwolnionym tempie, wciąganie liny holowniczej z przytwierdzonym doń chłopakiem ciągniętym w przeciwnym kierunku przez swoich kolegów, rzuty harpunem etc.) i nie odpływałam gdzieś myślami, bo strzelanki i pościgi na ogół szybko mnie męczą, a w tymże obrazie nie dość, że jest ich pełno to jeszcze niemiłosiernie je przedłużano.

Fabuła „Smakosza 3” toczy się na dwóch splatających się płaszczyznach, reprezentowanych przez inne postacie, acz osadzonych w tym samym czasie. Wydarzenia, w centrum których tkwi szeryf Dan Tashtego nade wszystko oferują nam beznamiętny popis taniego efekciarstwa rodem z filmów akcji, a nie horrorów. Zorganizowana przez niego obława, która ma zaowocować zgładzeniem bestii zanim ta ponownie zapadnie w dwudziestotrzyletni sen jest kompletnie wyzuta z napięcia. Chaotyczny montaż, nacisk na dynamikę, brak odpowiednio mrocznej oprawy wizualnej, rezygnacja ze z wolna budujących napięcie sekwencji bezpośrednio poprzedzających atak potwora tj. scenek, które z całą mocą i bez pośpiechu zwiastowałyby rychłe pojawienie się Smakosza. Tutaj wszystko rozgrywa się w zastraszająco szybkim tempie i bez choćby krztyny wyczucia takiego gatunku jak horror. To czysta akcja z wojowniczym, czy to tylko pozornie, czy faktycznie niezniszczalnym, potworem w roli antybohatera. Drugi człon ten historii, który oczywiście jest połączony z tą pierwszą płaszczyzną koncentruje się na nastoletniej Addison, podkochującym się w niej Buddym i babci tej pierwszej imieniem Gaylen, która zwykła rozmawiać ze swoim synem, zabitym przez Smakosza przed dwudziestoma trzema laty. Wszyscy są przekonani, że kobieta ma omamy, ale ona sama nie ma żadnych wątpliwości, że jest odwiedzana przez ducha swojej latorośli ostrzegającego ją przed zbliżającym się zagrożeniem. Terminator, Batmobil, duch albo objaw choroby psychicznej – chyba wystarczy tego udziwniania, prawda? No nie, Victor Salva miał inne zdanie na ten temat. Uznał, że w tym garnku jest jeszcze trochę miejsca i że wypadałoby go zapełnić rekwizytem, który przywiódł mi na myśl „Rodzinę Addamsów”. Tam wprost uwielbiałam tę atrakcję, ale do opowieści o Smakoszu w ogóle mi nie pasowała. Zresztą tak samo, jak pozostałe dopiero co wymienione wtręty. Czekałam tylko na człowieka opętanego przez demona (choć z drugiej strony sceny doznawania wizji lekko przywodziły na myśl ten motyw), ożywioną lalkę i Antychrysta... I Ginę Philips, bo jeszcze przed seansem dowiedziałam się, że wystąpi w tej odsłonie. Nie wiedziałam tylko, że dostała zaledwie epizodyczną rólkę, i że tak długo przyjdzie mi na nią czekać. Ale gdybym była tego świadoma to pewnie i tak dałabym szansę ten produkcji, z sympatii do poprzednich odsłon „Smakosza”. Choć oczywiście wolałabym, żeby to Trishę Jenner umieszczono na pierwszym planie. Ale wracając do do fabuły „Smakosza 3”. Wątki skupiające się na Addison, jej babci i Buddym są mniej chaotyczne od tych skoncentrowanych na szeryfie i jego załodze. Pozbawione oryginalności, przewidywalne, mało emocjonujące (tylko miłość do konia i jego niepewna przyszłość lekko mnie poruszyły) i także pozbawione mrocznego klimatu (poza hipnotyzującym, ponurym niebem rozpościerającym się nad Gaylen i jej zmarłym synem podczas ich pierwszego z pokazanych spotkań), ale mimo wszystko do pewnego momentu jako tako się to przyswaja. A na pewno lepiej niż wstawki z ludźmi polującymi na bezwzględną bestię gromadzącą przysmaki w swoim Batmobilu.

„Smakosz 3” to jakaś farsa godząca w wielu miłośników tego tytułu i samego potwora, który co dwadzieścia trzy lata budzi się i rusza na polowanie trwające dwadzieścia trzy dni. Jak dla mnie dno zostało tutaj osiągnięte. Victor Salva i jego ekipa zepsuli wszystko, co tylko się dało – odeszli od klimatu poprzednich części na rzecz taniej akcyjki, która zapewne wbrew ich zamiarom, miejscami zwyczajnie śmieszy. Częściej jednak wprawia w istne zażenowanie połączone z tak ogromną irytacją, że autentycznie ma się ochotę rzucić czymś w ekran. Nie wiem po co oglądałam to do końca, bo przecież już początkowe sceny kazały mi przygotować się na kompletnego gniota. Nie pytajcie mnie po co skazywałam się na taką mękę. Wiedziecie jednak, że głęboko tego żałuję. Wolałabym bowiem zachować w pamięci tylko ten obraz Smakosza, który miałam do momentu obejrzenia tego czegoś. Obyłabym się bez znajomości tej oto parodii jednego z najpopularniejszych potworów XXI-wiecznego kina grozy.

4 komentarze:

  1. Kompletnie zapomniałem o Smakoszu. Istnienie trzeciej części jest dla mnie sporym zaskoczeniem. Chyba nad dokręcaniem "trójek" po latach ciąży jakaś klątwa - Ring, Blair Witch, Ju-On...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa jedynka miała swój klimat. Dwójka już mnie rozczarowała. Trójka to kompletna tragedia. Po słabej drugiej części, powinni zamknąć temat Smakosza. Niestety ktoś chciał jeszcze zarobić i utopił temat całkowicie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Buffy! Jestem, właśnie po seansie trójki i na całej płaszczyźnie się z Tobą zgadzam. Smakosz jest tutaj całkowicie "obdarty" że swojej tajemniczości i grozy, jaką mogłam oglądać w części pierwszej. Cóż co już się zobaczyło nie da się odzobaczyć...
    Pozdrawiam Cię serdecznie! Regularnie czytam Twojego bloga :-)

    OdpowiedzUsuń