Nowa
studentka, Samantha Willows, stara się o przyjęcie do bractwa. Ona
i pozostałe kandydatki muszą przejść liczne próby przygotowane
przez pełnoprawne członkinie stowarzyszenia, na czele którego stoi
Leslie. Interesujący się zjawiskami nadprzyrodzonymi chłopak Sam,
Oliver, czuje się zaniedbywany przez swoją dziewczynę. Samantha
większość wolnego czasu spędza w towarzystwie nowych przyjaciółek
i ma wątpliwości czy należy kontynuować ten wieloletni związek.
Kiedy członkinie bractwa dowiadują się o śmierci jednej z nich,
Nikki Evans, zaczynają dziwnie się zachowywać. Wygląda na to, że
coś ukrywają i obawiają się o swoje życie. Samantha stara się
zgłębić tę sprawę, odkryć tajemnicę trzech członkiń
studenckiego stowarzyszenia, w szeregi którego tak bardzo pragnie
wstąpić.
„Śmiertelna
przysięga” to kanadyjski horror w reżyserii nieżyjącego już
Berta Kisha i na podstawie scenariusza Jeda Seidela (pomysłodawcy
tej historii) oraz Michaela Vickermana, którego fani horrorów mogą
kojarzyć z „The Wicked” (2013). Pierwsze pokazy „Śmiertelnej
przysięgi” odbyły się na antenach telewizji Lifetime i Global TV
w 2007 roku. W 2010 roku film wydano na DVD w Stanach Zjednoczonych,
a dwa lata później rozpoczęto dystrybucję DVD i Blu-ray we
Francji.
Nie
zdziwiłabym się, gdyby pomysł na fabułę „Śmiertelnej
przysięgi” zrodził się w głowie Jeda Seidela pod wpływem „Domu pani Slater”, slashera z 1983 roku w reżyserii Marka
Rosmana. Nie byłabym również zaskoczona, gdyby okazało się, że
scenarzyści luźnego remake'u „Domu pani Slater” pt. „Ty
będziesz następna” (2009) widzieli film Berta Kisha, bo w obu
produkcjach pojawia się bardzo podobny wątek. Wziąwszy jednak pod
uwagę fakt, że nie jest on żadnym novum w tym gatunku nie mogę
stwierdzić z absolutną pewnością, że pomysłodawcy „Ty
będziesz następna” musieli znać „Śmiertelną przysięgę”.
W końcu tutaj w tym konkretnym miejscu inspirowano się „Koszmarem
minionego lata” Jima Gillespie'ego i scenarzyści nawet nie starali
się tego ukryć. Wręcz przeciwnie: w dalszej partii filmu wtłoczyli
w usta jednego z bohaterów filmu kwestię, która chyba każdemu
miłośnikowi slasherów każe pomyśleć o „Koszmarze
minionego lata”. Nie mam żadnych wątpliwości, że to nie było
wynikiem przypadku, że Jed Seidel i Michael Vickerman chcieli żeby
odbiorcy „Śmiertelnej przysięgi” byli świadomi tego połączenia
z „Koszmarem minionego lata”. W produkcji Berta Kisha dostrzegłam
jednak jaskrawsze powiązania z „Domem pani Slater” - nie wiem,
czy celowe czy zupełnie przypadkowe, bo akurat źródła inspiracji
tychże scenarzyści nie zdecydowali się ujawnić (zakładając, że
w ogóle zapożyczali w tym miejscu z jakiegoś innego dzieła).
Żeńskie bractwo studenckie, które musi zmierzyć się z
nieoczekiwanym przeciwnikiem w konsekwencji czynu, którego
dziewczęta się dopuściły. A ściślej cztery pełnoprawne
członkinie stowarzyszenia: Leslie, Rachel, Amanda i Nikki.
„Śmiertelna przysięga” nie wpisuje się jednak w nurt slash,
tak jak „Dom pani Slater” - twórcy uderzają w inną, acz nie
mniej rozpowszechnioną stylistykę. Sięgają po konwencję, która
jest dobrze znana absolutnie wszystkim fanom gatunku, tym samym
narażając się na krytykę między innymi tych osób, dla których
oryginalność jest najważniejsza. Te osoby najlepiej zrobią
trzymając się z daleka od „Śmiertelnej przysięgi”. Podobnie
ci, którzy nie przepadają za horrorami o zjawiskach
nadprzyrodzonych i ci, którym obcowanie z delikatnym kinem grozy
podanym w realiach młodzieżowych nie dostarcza żadnej
przyjemności. Omawiane przedsięwzięcie Berta Kisha nie wybiega
bowiem poza ciasne ramy tak mocno rozpowszechnionego schematu, a i
klimat spowijający każdy kadr jest powieleniem tego, co mogliśmy
już zobaczyć w niezliczonych teen horrorach kręconych po
„Krzyku” Wesa Cravena. I to wyłącznie tych najdelikatniejszych,
bo już choćby takie „Oszukać przeznaczenie” ma w sobie więcej
mroku niż „Śmiertelna przysięga”. Z całą pewnością nie
jest to film dla tych, którzy pragną mocnych wrażeń, zapadających
w pamięć scen, nieprzewidywalnych zwrotów akcji i przygniatającej
atmosfery wszechobecnej grozy. To obraz, dla tych sympatyków
horrorów o zjawiskach nadprzyrodzonych, którzy chcą się odprężyć,
wtopić w jakąś niewymagającą myślenia historyjkę, której
prawdopodobnie po paru dniach nie będą prawie wcale pamiętać. I
właśnie po takie kino lubię sobie od czasu do czasu sięgnąć.
Leighton
Meester w roli Samanthy Willows, studentki pierwszego roku starającej
się o przydział do renomowanego żeńskiego bractwa, spisała się
na tyle dobrze, żebym nie musiała się zmuszać do „trwania u jej
boku”. Chciało mi się jej towarzyszyć, pomimo dosyć pobieżnego
zarysowania tej postaci. Scenarzyści sięgnęli zarówno w tym, jak
i w pozostałych przypadkach po dobrze znane modele bohaterów
horrorów, co poszukiwacze oryginalności powinni potraktować jak
kolejną przestrogę przed „Śmiertelną przysięgą”. Samantha
przypomina slasherową final girl – dobra uczennica, która
z powodu przekonań swojego chłopaka Olivera wciąż jest dziewicą
– która nagle znalazła się na rozstaju. Wszystko wskazuje na to,
że narodziło się w niej silne postanowienie diametralnej zmiany
swojego życia, że zapragnęła nieco je ubarwić, tym samym
niechcący raniąc swojego wieloletniego chłopaka. Pierwszym krokiem
na tej nowej ścieżce życiowej jest dostąpienie zaszczytu
wstąpienia do elitarnego studenckiego bractwa, któremu przewodzi
średnio wykreowana przez Lisę Marie Caruk, jasnowłosa Leslie.
Chyba każdy fan horrorów nabierze czujności na wiadomość o
bractwie, bo w tym gatunku w takich stowarzyszeniach zazwyczaj źle
się dzieje. Już w tych początkowych partiach „Śmiertelnej
przysięgi” powinno narosnąć w nich przekonanie, że Samantha
nieopatrznie wkroczyła na niebezpieczną ścieżkę, z której
powinna czym prędzej zejść. Ale jak przystało na główną
bohaterkę horroru nie zrobi tego. Gdy już nabierze pewności, że
członkinie bractwa ukrywają coś przed kandydatkami (i resztą
świata) i że ich sekret jakoś wiąże się z tragiczną śmiercią
jednej z „sióstr”, bez chwili zwłoki przystąpi do badania tej
sprawy. Do odkrywania tajemnicy, która przynajmniej dla większości
widzów powinna być oczywista już w chwili rozpoczęcia tego
amatorskiego śledztwa. „Śmiertelna przysięga” jest wręcz
boleśnie przewidywalna – nawet największy zwrot akcji zastosowany
w końcowej partii filmu przed kilkoma laty, gdy po raz pierwszy
oglądałam ten film, nie był dla mnie żadną niespodzianką. I
właśnie to, nie brak oryginalności, czy delikatne podejście do
gatunku, zakłócało mój odbiór rzeczonego przedsięwzięcia Berta
Kisha. Gdyby dopracować tę sferę „Śmiertelną przysięgę”
oglądałoby mi się jeszcze lepiej, choć jakichś trudnych do
wytrzymania mąk i tak nie przeżywałam. Nawet w krótkich
sekwencjach, w których królowały tandetne efekty komputerowe –
realizmu nie było w tym za grosz, ale na szczęście twórcy
potraktowali je w charakterze rzadkich i niedługich dodatków.
Dzięki temu nie musiałam dosłownie nurzać się w plastikowym
efekciarstwie, które niepożądanie odwracałoby uwagę od co prawda
przewidywalnej, ale jakimś sposobem wciągającej fabuły. Fabuły,
która jest swoistym miszmaszem kilku znanych rozwiązań
fabularnych, którą zbudowano w oparciu o kilka lubianych przeze
mnie motywów, i w której pojawia się parę dodatków nasuwających
silne skojarzenia z innymi konkretnymi horrorami. A że wprost
przepadam za wyszukiwaniem takich zbieżności, w scence z
wyciąganiem sznurka z gardła i w akcjach ze zdjęciami od razu
dopatrzyłam się podobieństw do „The Ring”, które to dopisałam
do skojarzeń z „Domem pani Slater” i „Koszmarem minionego
lata”. Choć oczywiście nie jest wcale powiedziane, że twórcy
„Śmiertelnej przysięgi” we wszystkich tych przypadkach
faktycznie czerpali z wybranych przeze mnie horrorów. Niemniej
zabawa była przednia – choć założę się, że mojej radości z
tego tytułu nie podzielą osoby, które z najprawdziwszą pogardą
przyjmują wszelkie podobieństwa do innych znanych im dzieł.
Fani
lekkich horrorów młodzieżowych, przy których można się
odprężyć, które nie wymagają od widzów wzmożonego myślenia i
nie starają się wzbudzać w oglądających silnych emocji, w mojej
ocenie mają dużą szansę odnaleźć się w tym projekcie Berta
Kisha. Zapewne nawet oni będą mieli kila zastrzeżeń do
„Śmiertelnej przysięgi”, bo bez wątpienia nie jest to
szczytowe dokonanie na polu lżejszych horrorów z XXI wieku. Bez
kilku mankamentów się nie obyło, ale jeśli lubi się takie
klimaty to nie powinny one odbierać całej radości z oglądania
tego obrazu. Konwencjonalnego, co warto powtórzyć na użytek tych
poszukiwaczy innowacyjnych rozwiązań, którzy jeszcze nie mieli
okazji obejrzeć tego filmu. Wierzcie mi: lepiej, żebyście jej nie
mieli. Chyba że bardzo lubicie narzekać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz