Przed
Świętami Bożego Narodzenia siedemnastoletnia Ashley spędza jeden
wieczór w domu państwa Lernerów. W czasie ich nieobecności
opiekuje się ich dwunastoletnim synem Lukiem, którym w przeszłości
wielokrotnie się już zajmowała. Chłopak od jakiegoś czasu
podkochuje się w swojej opiekunce i ma nadzieję, że przed
przeprowadzką Ashley do innego miasta uda mu się zdobyć jej serce.
Wkrótce oboje stają się celem jednego bądź kilku
niezidentyfikowanych napastników, którzy informują ich, że każda
próba ucieczki doprowadzi do ich śmierci. Ashley stara się
ochronić swojego podopiecznego i jego najlepszego przyjaciela
Garretta i znaleźć sposób na zawiadomienie policji. Luke z kolei
stara się zapewnić ochronę swojej ukochanej. Chłopak nie zamierza
poddawać się presji, biernie czekając na śmierć. Ale już
niebawem sytuacja znacznie się skomplikuje...
Reżyser
australijsko-amerykańskiego thrillera z pastiszowym zacięciem zatytułowanego „Better Watch
Out”, Chris Peckover, nie może się pochwalić dużym
doświadczeniem w tym fachu. W 2007 roku wyreżyserował
dziewięciominutowy filmik pt. „Alive and Well”, a trzy lata
później ukazał się jego pełnometrażowy horror „Undocumented”.
I to tyle, aż do września 2016 roku, kiedy to na Fantastic Fest po
raz pierwszy wyświetlono „Better Watch Out”. Najnowszy film
Chrisa Peckovera, którego scenariusz napisał wespół z Zackiem
Kahnem krążył po różnych festiwalach, aż do drugiej połowy
2017 roku, kiedy to trafił do szerszego obiegu.
Spokojne
przedmieścia pokryte grubą warstwą śniegu. Świąteczne dekoracje
i takież utwory w paru momentach rozbrzmiewające w tle. Przytulne,
także przyozdobione stosownie do okazji wnętrze domu Lernerów, w
którym siedemnastoletnia Ashley spędza wieczór w towarzystwie
dwunastoletniego syna gospodarzy Luke'a. „Better Watch Out” już
pierwszymi ujęciami wprowadza widza w atmosferę Świąt Bożego
Narodzenia, podszytą napięciem, którego źródła nie sposób
odnaleźć. Niemałym napięciem, które zaskakuje z powodu dowcipnej
tonacji, w którą scenariusz Chrisa Peckovera i Zacka Kahna
nierzadko wpada. I żywych, zróżnicowanych barw oddających ducha
Świąt Bożego Narodzenia i jakimś niepojętym dla mnie sposobem
niezwykle pomocnych w budowaniu złowrogiej aury otaczającej dwójkę
głównych bohaterów. Ashley jest cieszącą się dużym powodzeniem
u płci przeciwnej, wygadaną i zadziorną nastolatką, która szybko
zyskała moją sympatię. Do czego w równym stopniu przyczyniła się
jej ciekawa osobowość, jak i doskonała kreacja aktorska Olivii
DeJonge, która wystąpiła między innymi w „Wizycie” M. Nighta
Shyamalana. W tamtym obrazie w jej filmowego brata wcielił się Ed
Oxenbould, którego to także zobaczymy w „Better Watch Out” w
roli najlepszego przyjaciela Luke'a, Garretta. Jemu również nie
mogę niczego zarzucić, ale najjaśniej błyszczącą gwiazdą tego
obrazu jest bez wątpienia Levi Miller, który z zachwycającą
lekkością, zdumiewającą wręcz naturalnością „wszedł w
skórę” dwunastoletniego Luke'a Lernera. Solidna obsada to tylko
jeden z rozlicznych plusów tej produkcji. Nawet nie największy, bo
to wyróżnienie moim zdaniem należy się fabule „Better Watch
Out”. Opiekunka do dziecka, telefony od nieznanego mężczyzny,
który najpewniej obserwuje nastolatkę i jej podopiecznego to
wyraźny ukłon w stronę konwencji, której czołowym
przedstawicielem jest „Kiedy dzwoni nieznajomy” Freda Waltona.
Scenarzyści omawianego filmu szybko nadają mu kierunek, który mnie
osobiście napełnił ogromnym lękiem o ten do tej pory bardzo
obiecujący materiał. Gdy pierwszoplanowi bohaterowie zostają
napadnięci przez jednego bądź kilku zamaskowanych mężczyzn,
kiedy zostają zmuszeni do ukrywania się w przestronnym domostwie,
widza ogarnia przeświadczenie, że ma do czynienia z kolejnym
thrillerem z nurtu home invasion. Dla jednych będzie to dobra
wiadomość, ale mnie już tak zmęczyły tego typu filmy, że w
tamtym momencie nie byłam pewna, czy uda mi się dotrwać do napisów
końcowych. Jedynym miłym dla oka dodatkiem był dla mnie zabieg,
który zaserwowano także w „Krzyku” Wesa Cravena. Wcześniej,
gdy Ashley i Luke oglądają horror, dziewczynę zdumiewa głupota
jednej z jego bohaterek – dziwi się, że kobieta ucieka przed
mordercą na strych, ale potem, kiedy sama znajduje się w sytuacji
zagrożenia życia robi dokładnie to samo. W „Krzyku” była mowa
o uciekaniu na piętro, nie na strych, ale zasada jest taka sama –
twórcy próbują nam przez to powiedzieć, że niektóre posunięcia
postaci ściganych przez slasherowych morderców wydają się
być kompletnie nielogiczne do czasu, aż sami znajdziemy się w
podobnym położeniu. Wówczas prawdopodobnie będziemy zachowywać
się dokładnie tak samo. Wspomniany zabieg nie osłabił jednakże
rozczarowania, które ogarnęło mnie z chwilą wejścia w konwencję
home invasion. Nawet obrzydliwe pająki przemykające po
twarzy Ashley nie były w stanie na nowo rozniecić we mnie
entuzjazmu. Ogarnęło mnie zniechęcenie, które ni z tego, ni z
owego, tak nagle, że odebrałam to nieomalże jak silne uderzenie w
twarz, zostało wyparte przez najczystszy zachwyt.
Twórcy
„Better Watch Out” porywają się tutaj na coś, co mogliśmy już
zobaczyć, choćby w „Psychozie” Alfreda Hitchcocka. Tak samo,
jak przed kilkudziesięcioma laty niekwestionowany mistrz filmowego
dreszczowca wzorujący się wówczas na Robercie Blochu (autorze
literackiego pierwowzoru filmowej „Psychozy”) zaserwował widzom pierwszy
gwałtowny zwrot akcji na długo przed finałem, tak samo twórcy
omawianego obrazu detonują pierwszą i moim zdaniem najpotężniejszą
podwójną bombę zaraz po zawiązaniu akcji filmu. Chris Peckover i
Zack Kahn bawią się znanymi konwencjami przede wszystkim thrillera,
ale i fani slasherów powinni znaleźć tutaj kilka skrętów
w stronę ich ulubionego nurtu horroru. A czynią to z taką
naturalnością, tak płynnie i w tak zaskakującym stylu wchodząc w
kolejne motywy, że nawet przez chwilę nie ma się wrażenia
odchodzenia od logicznej sekwencji zdarzeń, siłowego wplatania w
scenariusz, czegoś co nijak nie wpasowuje się w wydarzenia, które
mieliśmy okazję zobaczyć chwilę wcześniej. Scenarzyści „Better
Watch Out” nie serwują nam takiego zwrotu akcji, jak w
„Psychozie”, sięgają po zupełnie inny wątek na moment
nadający akcji nowy bieg, aczkolwiek i tak nie jest on ich własnym
pomysłem. Zaraz po nim, bez chwili zwłoki, wchodzą na jeszcze
inne, acz także dobrze znane fanom thrillerów tory. Wybierają
jeden z szablonów, który w dziejach kina był już wykorzystywany
wielokrotnie, który można uznać za jedną z bardziej
wyeksploatowanych konwencji filmowego thrillera. Tak, niezmiernie
zaskakują czymś, co niejednokrotnie widzieliśmy już na ekranie ,
a jeszcze bardziej zdumiewają zdolnością budowania i
intensyfikowania napięcia w opowieści, w której uwidacznia się
sporo humorystycznych akcentów. To znaczy coś, co powinno śmieszyć
(dziwaczne triumfalne tańce jednej z postaci, dowcipne kwestie
rzucane od czasu do czasu przez bohaterów filmu etc.) twórcy
„Better Watch Out” przedstawiają tak, że nawet jeśli na naszej
twarzy wykwitnie na moment lekki uśmieszek to będzie on doprawiony
goryczą. Wesołość jeśli już się pojawi będzie miała gorzki
posmak, ponieważ ani na chwilę nie opuści nas pewność, że
wszystko to zmierza do tragicznego końca. Że życie pozytywnych
bohaterów tego filmu niedługo zostanie im odebrane, przedtem jednak
będą musieli przejść przez istny koszmar, w którym widać UWAGA
SPOILER inspirację komedią „Kevin sam w domu”. Kilka
przemyślanych nawiązań do tego obrazu oddanych w mocniejszym stylu
KONIEC SPOILERA. Nie radzę jednak nastawiać się na mocno
drastyczne kino, na solidną dawkę gore, bo w aż takie
skrajności twórcy „Better Watch Out” na pewno nie wpadają. Bo
i nie muszą posiłkować się odstręczającymi efektami
specjalnymi, żeby dosłownie zelektryzować spragnionego silnych
wrażeń widza. Swoją drogą nawet takie, a nie inne zakończenie
skradło moje serce, UWAGA SPOILER a przecież nienawidzę
happy endów. Środkowy palec zaadresowany do oprawcy rozłożył
mnie na łopatki, idealnie w punkt. Poza tym, ku swojemu zaskoczeniu,
już dużo wcześniej doszłam do przekonania, że triumf akurat tego
mordercy i porażka akurat tej bohaterki przyniesie mi ogromne
rozczarowanie. Nabrałam pewności, że to jeden z tych rzadkich
przypadków thrillera, w którym dobre zakończenie (dla głównej
bohaterki) może sprawdzić się dużo lepiej. I nie myliłam się,
bo w ostatniej sekwencji ogarnęła mnie prawdziwa euforia KONIEC
SPOILERA.
Już
widzę te narzekania na brak oryginalności, na wykorzystywanie
ogranych motywów, podpinanie się pod wyświechtane schematy,
skreślone przez poszukiwaczy innowacyjnych rozwiązań. Nic to, że
„Better Watch Out” to bardzo zręczna żonglerka różnymi
konwencjami zwłaszcza thrillerów (ale nie tylko)... W przypadku
wielu osób, które zwyczajnie są już zmęczone tradycjonalnymi
rozwiązaniami prawdopodobnie nawet to nie będzie przemawiać na
korzyść tego obrazu. Być może nawet nie zauważą niewymuszonej
lekkości z jaką twórcy omawianego filmu połączyli w jedną, jakże
trzymającą w napięciu, całość wybrane przez siebie motywy.
Wyrwane z różnych filmów i podlane odrobiną humoru, który jakimś
dziwnym sposobem zamiast obniżać napięcie tylko go potęguje. Moim
zdaniem to kawał naprawdę znakomitego kina, dzieło twórców,
którzy potrafią wydobyć z pozornie wyświechtanych rozwiązań
fabularnych nową jakość. I wydaje mi się, że duża cześć fanów
gatunku to dostrzeże i doceni. A ci dla których liczy się tylko
oryginalność? No cóż, im chyba z wielkim trudem przyjdzie
przekonywanie się do tej produkcji, aczkolwiek istnieje możliwość,
że przynajmniej niektórzy z nich znajdą tutaj coś dla siebie, że
dostrzegą świeżość, jaką twórcy „Bettter Watch Out” nadają
wątkom zapożyczonym z wielu innych obrazów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz