środa, 1 maja 2024

„Humane” (2024)

 
Niedaleka przyszłość. Globalny kryzys klimatyczny zmusza światowych przywódców do wdrożenia programu eutanazji. Władze wzywają pełnoletnie osoby do dobrowolnego wzięcia udziału w altruistycznej akcji obliczonej na pozbycie się dwudziestu procent populacji ziemskiej, obiecując ochotnikom mocne finansowe wsparcie dla ich bliskich i nietykalność dla ich potomków w przypadku zaostrzenia programu. Z tej okazji przedstawiciel klasy wyższej, emerytowany dziennikarz Charles York i jego druga żona, do niedawna prowadząca ekskluzywną restaurację ceniona szefowa kuchni Dawn Kim, organizują wykwintny rodzinny obiad w swojej rezydencji. Zapraszają wyłącznie dzieci mężczyzny, antropologa Jareda, początkującą aktorkę Ashley, utalentowanego pianistę po narkotykowym odwyku Noaha oraz skompromitowaną dyrektor generalną firmy farmaceutycznej Rachel, która wbrew wyraźnemu życzeniu ojca przyprowadza swoją nastoletnią córkę Mię. Przed deserem gospodarze szokują zebranych informacją o zamiarze wzięcia udziału podobno w humanitarnym programie eliminacji populacyjnej nadwyżki. Decyzja została już podjęta i nie podlega negocjacjom, ale jeszcze przed końcem dnia nastąpi nagły zwrot akcji, nieprzewidziana przez patriarchę rodu sytuacja, która zwróci jego spadkobierców przeciwko sobie.

Plakat filmu. „Humane” 2024, Victory Man Productions, Téléfilm Canada, Ontario Creates

Kanadyjska fotografka szczególnie znana z sesji zdjęciowych z gwiazdkami, córka mistrza body horroru Davida Cronenberga, młodsza siostra w jakimś stopniu idącego śladami ojca Brandona Cronenberga („Zaraźliwi” 2012, „Possessor” 2020, „Infinity Pool” 2023), rozwija swoją reżyserską działalność - w 2018 roku zaprezentowała około pięciominutowy owoc reżyserskiej współpracy z Jessicą Ennis pt. „The Endings”, a trzy lata później pojawił się jeszcze krótszy obraz stworzony z niezwykle zasłużonym dla kina grozy rodzicielem, filmowa ciekawostka „The Death of David Cronenberg”) dystopijnym thrillerem napisanym w 2019 roku przez jej przyjaciela Michaela Sparagę. Pomysł na scenariusz „Humane”, pełnometrażowego debiutu reżyserskiego Caitlin Cronenberg, dojrzewał przez mniej więcej cztery lata. Spacerując po parkach w 2015 roku Sparaga rozmyślał głównie o wyczerpujących się zasobach naturalnych, wymierających gatunkach i tak zwanych humanitarnych odstrzałach całych stad dzikich zwierząt. Zastanawiał się, czy ludzkość mogłaby podjąć taki wysiłek w stosunku do siebie – dobrowolne poświęcenie mniejszości w imię niepewnego przetrwania gatunku. Czy powinniśmy się bać takiej próby rozwiązania globalnych problemów środowiskowych przez światowych przywódców? Czy w niedalekiej przyszłości zostanie zawarta taka „umowa społeczna”, Nowy Wał gładko forsowany przez nigdy niepoświęcającą się grupę społeczną?

Przed pandemią COVID-19 Michael Sparaga wysłał do Caitlin Cronenberg e-mail zatytułowany „Czy myślałaś kiedykolwiek o wyreżyserowaniu filmu fabularnego?”. W środku znajdowała się swego rodzaju rozprawka mająca wykazać, że znana kanadyjska fotografka jest odpowiednią osobą do pokierowania projektem „Humane”. Argumenty autora niewesołej opowieści rodzinnej, niezupełnie gotowej antyutopijnej wizji nieodległej przyszłości, scenariusza, który jakiś czas po przyjęciu propozycji przez adresatkę tej prywatnej wiadomości, zostanie wzbogacony o zdumiewające obserwacje poczynione w okresie lockdownu. Argument pierwszy: podobnie jak scenarzysta i wymyślony przez niego ród Yorków, Caitlin Cronenberg pochodzi z dużej rodziny, istnieje więc spore prawdopodobieństwo, że zrozumie przynajmniej niektórych wątpliwych bohaterów filmu i wniesie coś do autorskiego tekstu Sparagi. Argument drugi: nadawca maila był zachwycony jej pierwszym krótkometrażowym osiągnięciem współreżyserskim. Opinię publiczną o szykowanym pełnometrażowym debiucie młodszej córki twórcy między innymi takich kultowych obrazów jak, „Dreszcze” (1975), „Wściekłość (1977), „Pomiot” aka „Potomstwo” (1979), „Skanerzy” (1981), „Wideodrom” (1983), „Mucha” (1986) i „Nierozłączni” (1988), poinformowano w grudniu 2021 roku, a w fazę produkcji „Humane” wszedł w październiku 2022 - zdjęcia główne zakończyły się w następnym miesiącu, po dwudziestu dniach, z których aż siedemnaście ekipa spędziła w Ravenscliffe Castle w portowym mieście Hamilton w kanadyjskiej prowincji Ontario, w stolicy której (Toronto) w kwietniu 2024 roku odbył się premierowy pokaz efektu końcowego artystycznych działań zainicjowanych przez Michaela Sparagę. Parę dni później „Humane” wszedł do kanadyjskich (dystrybucja: Elevation Pictures) i amerykańskich (dystrybucja: IFC Films) kin. W Stanach Zjednoczonych jednocześnie ruszyła internetowa akcja rozpowszechniająca dzieło Caitlin Cronenberg (dystrybucja: Shudder). Uroczo kameralnego utworu o instytucjonalnej deprawacji obywateli w nieuniknionym(?) ciągu dalszym rzekomej walki ze zmianą klimatu. A jak jest teraz? „W poniedziałek” alarmistyczne doniesienia o błyskawicznie kurczących się zasobach naturalnych, nadmiernej eksploatacji planety Ziemia oraz biciu kolejnych rekordów populacyjnych w skali globalnej (tylko w 2023 roku przybyło około siedemdziesięciu pięciu milinów istnień ludzkich, a tendencja ciągle jest wzrostowa), natomiast „we wtorek” alarmistyczne doniesienia o kryzysie demograficznym, palącej potrzebie odwrócenia podobno niezwykle groźnego trendu, postępującego spadku dzietności. Takie spójne przekazy dnia wszechwiedzących polityków:) Tyle w tym sensu, co w ich strategii „walki” z kryzysem ekologicznym (złośliwi twierdzą, że to tylko wygodna wymówka do zwiększania kontroli nad obywatelami, w tym coraz głębszego drenowania ich portfeli: wprowadzania kolejnych zakazów, nakazów i przede wszystkim podatków, opłat, danin, składek etc.) - na przykład wycinki lasów, w tym dewastacja obszarów niby chronionych, wielkie operacje ustawodawców nawołujących do solidarnej dbałości o klimat (himalaje hipokryzji), pod niewidzialną budowę gospodarki ekologicznej. Oczywiście nie wszyscy wybrańcy narodów biorą w tym udział – niektórzy uważają, że Ziemia jest własnością człowieka, który obchodzi się z nią nadzwyczaj delikatnie; twierdzą, że wpływ gatunku ludzkiego na klimat jest znikomy albo żaden, terenów zielonych jest stanowczo za dużo („Po co wam drzewa?”, że pozwolę sobie podkraść tytuł sarkastycznego utworu Kabaretu pod Wyrwigroszem), nie wspominając już o hydrosferze. I jaki mamy pożytek z innych mieszkańców Ziemi? Tylko zabierają nam miejsce, które przecież można by zabetonować zgodnie z ciągle obowiązującą modą.

Plakat filmu. „Humane” 2024, Victory Man Productions, Téléfilm Canada, Ontario Creates

Świat jaki zastajemy w „Humane” Caitlin Cronenberg to według mnie realistyczny efekt obecnej - uwaga iście orwellowska nowomowa – polityki klimatycznej. Ponura wizja zafoliowanej rzeczywistości, jak słusznie zauważy najmłodsza bohaterka filmu, zaprojektowanej przez jej bliskich przodków, choćby pokolenie jej rodziców i dziadków. W przekonaniu nastoletniej Mii York (temperamentne wcielenie Sireny Gulamgaus) starsze pokolenia zupełnie nie troszczyły się o przyszłość swoich dzieci, wnuków i prawnuków. Wyśmiewali ostrzeżenia naukowców, całą tę zieloną apokalipsę uznali za kłamliwą propagandę, bo tak było najwygodniej. Nieskorzy do wyrzeczeń, niegotowi do poświęceń dla innych negacją uciszyli własne sumienia. Hulaj dusza – piekła nie ma. A potem płacz i zgrzytanie zębów. W „gotyckim, szalonym i wspaniałym” (używając słów samej reżyserki) zamku w Toronto. Umowny dom rodzinny przekonująco odegranych: aroganckiego Jareda (Jay Baruchel), bezdusznej Rachel (Emily Hampshire), adoptowanego Noaha (Sebastian Chacon) i pogodnej Ashley (Alanna Bale). Odpowiednio: typowego rzecznika niepopularnego programu rządowego, wpływowego antropologa, który jak słusznie zauważono na początku „Humane”, nawołuje do „zaciągnięcia się”, choć sam nie ma takiego zamiaru; wysoko postawionej pracownicy korporacji farmaceutycznej, na której ciążą bardzo poważne zarzuty; powoli wychodzącego na prostą, utalentowanego pianisty obecnie „grającego do kotleta”, który z pomocą dziewczyny stara się wytrwać w trzeźwości oraz sojuszniczki w walce z resztą świata, ukochanej młodszej siostrzyczki, aspirującej gwiazdy filmowej, w odróżnieniu od starszego rodzeństwa, podzielającej przychylny stosunek ojca do adoptowanego syna. Faworyzowany wychowanek Charlesa Yorka (bezbłędny Peter Gallagher), który po odejściu pierwszej żony związał się z cenioną szefową kuchni Dawn Kim (intrygująca kreacja Uni Park), najwyraźniej niezabiegającą o sympatię rozpieszczonych pasierbów. Zdystansowana macocha szykująca specjalny wielodaniowy posiłek dla rychłych(?) dziedziców rodzinnej fortuny. Goście nie zostają uprzedzeni o rzeczywistym celu tej niechętnej wizyty, nie zdają sobie sprawy z samobójczych planów przypuszczalnie nietykalnego małżeństwa. W każdym razie w tym gronie znajduje się przynajmniej jedna, w swoim mniemaniu dobrze poinformowana, osoba (mityczne? znajomości ze społecznie akceptowanymi „władcami marionetek”), absolutnie pewna, że zamordystyczny styl zarządzania światowym kryzysem, jak zwykle, nie powstał z myślą o ludziach najlepiej sytuowanych. To prawda, że władza ma plan awaryjny – w przypadku niewystarczającej liczby chętnych na eutanazję zostanie wdrożony kolejny „humanitarny” program odciążania planety. Nierasistowskie czystki, których Charles, zdaniem Jareda, niepotrzebnie się obawia. A może to jego najnowszy pomysł na ściągnięcie na siebie uwagi, typowe dla tego konkretnego pracoholika gonienie za wieczną sławą? Akt odwagi przypieczętowujący oszałamiającą karierę niespecjalnie szanowanego ojca. Tylko Noah jest w niego zapatrzony, Jareda i Rachel zupełnie jednak nie interesuje opinia „przybłędy z sierocińca”, która za bajeczne dzieciństwo „odwdzięczyła się” łaskawej rodzinie kompromitującym wejściem w dorosłość. Na skutek nieprzemyślanego posunięcia dotąd wiernej towarzyszki życiowej, rozległa rezydencja Yorków stanie się czymś w rodzaju areny gladiatorów i można się tylko zastanawiać, czy to odgórnie narzucona procedura, czy indywidualna inicjatywa niekompetentnego wykonawcy rozkazów, sadystycznej jednostki przedstawiającej się jako Bob (przewrotnie zabawna kreacja Enrico Colantoniego). Nadgorliwiec pouczany przez nieodrodną córeczkę mamusi albo jeden z ostatnich bastionów człowieczeństwa w dysfunkcyjnym rodzie zamożnym. Tonacja „Humane” Caitlin Cronenberg może przypomnieć choćby takie obrazy, jak „Zabawa w pochowanego” Matta Bettinelliego-Olpina i Tylera Gilletta czy „Menu” Marka Myloda. Koloryt histeryczny. Lekko przerysowany pojedynek w dziwnie nieporuszonej „dobrej dzielnicy”. Nieprzesadnie makabryczny (zwróciłam uwagę tylko na mięsistą kauteryzację łyżką stołową) domowy survival – adekwatnie do zaogniającej się sytuacji kurcząca się posiadłość; narastające poczucie klaustrofobii w obiektywnie przestronnych wnętrzach – nietraktujący siebie nazbyt poważnie. Drapieżny thriller żartujący. Właściwie połączenie dreszczowca z dramatem rodzinnym i w gruncie rzeczy stworzenie nieodznaczającej się przesadną agresją. Skutecznie pozorujące nieobliczalność, trzymające w niepewności dziełko niewybitne. Niepłytkie kino rozrywkowe; angażująca opowieść dostatecznie mroczna, którą moim zdaniem stać było na więcej. Na dokręcenie śruby. Mogłam piać z zachwytu... Ale muszę przyznać, że początkująca reżyserka dała mi więcej niż niejeden doświadczony filmowiec romansujący z kinem grozy.

Skromny pociąg niepośpieszny stworzony pod kierownictwem, debiutującej w długim metrażu najmłodszej latorośli Davida Cronenberga, która może zawieść oczekiwania niektórych fanów horrorów. Caitlin Cronenberg obrała inny kierunek potencjalnej kariery reżyserskiej . Ma nadzieję nakręcić jeszcze niejeden dramat rodzinny, może też dreszczowiec w stylu „Humane”. Dość emocjonującego utworu dystopijnego, niemal w całości rozgrywającego się na terenie imponującej posiadłości w swojej rodzimej Kanadzie. Rodzinne pole bitwy w mgiełce gotyckiej. Ironiczna rozprawa nie tylko o najmniejszej komórce społecznej, ale i całej ludzkości. Gdy nienormalność staje się normalnością...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz