Sarah
niedawno straciła wzrok na skutek upadku z konia. Teraz przyjeżdża
do wiejskiej posiadłości, w której ma zamiar spędzić jakiś czas
w towarzystwie rodziny Rextonów: swojej ciotki Betty, wujka George'a
i kuzynki Sandy. Parę kilometrów dalej mieszka jej chłopak Steve
Reding, który zawodowo zajmuje się końmi. Następnego dnia Sarah
udaje się do niego, wiedząc, że po powrocie nie zastanie nikogo w
domu, ponieważ jej rodzina ma plany na to popołudnie i wczesny
wieczór. Nie zdążają jednak opuścić posiadłości. W domu
pojawia się mężczyzna w kowbojkach, który pozbawia życia całą
trójkę. Kilka godzin później Sarah wraca do pustego domu i
niedługo potem udaje się na spoczynek w przeświadczeniu, że jej
rodzina wróci do domu tej samej nocy.
Brian
Clemens, współscenarzysta między innymi „I zapadła ciemność”
(1970) oraz późniejszego „Obserwatora” (1980), napisał
scenariusz thrillera „Nie widząc zła” nie na zamówienie.
Wytwórnia Columbia Pictures obiecała, że kupi jego dzieło jeśli
Mia Farrow wcieli się w pierwszoplanową postać. Po przeczytaniu
scenariusza Clemensa aktorka zgodziła się zagrać w „Nie widząc
zła”, dzięki czemu projekt mógł ruszyć z miejsca. Reżyserię
powierzono Richardowi Fleischerowi (m.in. „Dusiciel z Bostonu” z
1968 roku, „Zielona pożywka” z 1973 roku i „Amityville III:
Demon” z roku 1983), a film kręcono w hrabstwie Berkshire w
Anglii.
Między
innymi Rosemary Woodhouse z „Dziecka Rosemary” Romana Polańskiego
i pani Baylock z remake'u „Omena” w reżyserii Johna Moore'a, Mia
Farrow w „Nie widząc zła” (w Polsce film był rozpowszechniany
także pod tytułem „Ślepy strach”) wciela się w postać
niewidomej kobiety imieniem Sarah, która przebywa na angielskiej
prowincji w towarzystwie swojego wujostwa i ich córki. Wzrok
straciła niedawno na skutek niefortunnego upadku z konia -
ukochanego ogiera, którego już nie ma – a teraz powoli uczy się
żyć bez najważniejszego zmysłu. Trzyosobowa rodzina Rextonów
stara się jej w tym pomóc, ale Sarah nie chce być dla nich
ciężarem. Zanim jednak twórcy przedstawią nam Sarah koncentrują
się na dolnych partiach ciała mężczyzny, który po opuszczeniu
kina po raz pierwszy dostrzega George'a Rextona (i być może jego
pasażerów) siedzącego za kierownicą swojego wozu. Sposób
filmowania tej postaci tj. skupienie kamery na dolnych kończynach
mężczyzny, zbliżenia na kowbojki, w które obute są jego stopy od
tego momentu będące jego znakiem rozpoznawczym, nie pozostawia
żadnych wątpliwości, że to właśnie on jest czarnym charakterem.
Twórcy w ten właśnie, z gruntu prosty sposób, skrywają przed
wzrokiem widza oblicze antagonisty, co każe szukać podejrzanego
wśród osób pojawiających się w życiu głównej bohaterki.
Nadaje to atmosferze sporo tajemniczości i złowieszczości – już
podczas czołówki oglądającego ogarniają złe przeczucia, które
ulegną zwielokrotnieniu podczas jego pierwszego kontaktu z George'em
Rextonem i trochę później, gdy zobaczymy go siedzącego w barze i
przeglądającego pismo pornograficzne. Pierwsze prawdziwe apogeum ta
wyraźnie wyczuwalna wrogość osiągnie, gdy Betty otworzy drzwi
frontowe i naszym oczom ukażą się charakterystyczne buty tkwiące
na nogach mężczyzny, którego twarzy jeszcze nie dane nam będzie
zobaczyć. Zaraz potem nastąpi cięcie i przeskok do chwilowo
przebywającej poza domem Sarah. Kobieta wraca do posiadłości, nie
mając absolutnie żadnej wiedzy o koszmarze, jaki się tutaj
rozegrał. Przygotowuje sobie kawę w kuchni, na podłodze której
zalegają ostre odłamki szkła, z istnienia których nie zdaje sobie
sprawy. Przechodzi przez hol w niewiedzy, że na podłodze spoczywa
bransoletka będąca własnością intruza, kierując się do
sypialni, gdzie niedługo potem zasypia. Rano w przekonaniu, że
Rextonowie jeszcze śpią zaczyna przygotowywać kąpiel, ale
przerywa jej Steve, który prosi ją żeby wyszła na zewnątrz.
Wcześniej operatorzy zastosowali bardzo zgrabny zabieg UWAGA
SPOILER robiąc długie zbliżenie na studnię, czym dali mi do
zrozumienia, że zwłok Rextonów należy szukać właśnie tam.
Rozczarowało mnie to, bo pomyślałam, że cała sytuacja znacznie
zyskałaby na upiorności, gdyby Sarah spędziła wieczór, noc i
poranek pod wspólnym dachem z nieboszczykami. A gdy potem
uświadomiłam sobie, że zostałam oszukana, że w ten oto prosty
sposób niejako sprowadzono mnie do pozycji ociemniałej Sarah, bo
tak jak ona nie zdawałam sobie sprawy z tego, że kobieta znajduje
się tak blisko martwych ciał jej bliskich, ogarnął mnie prawdziwy
podziw dla inwencji filmowców KONIEC SPOILERA. Nieświadoma
potrójnego morderstwa, które dokonało się pod tym samym dachem,
pod którym spędziła ostatnie godziny, Sarah wybiera się na
poranną przejażdżkę konną ze swoim ukochanym, a po powrocie do
domu wreszcie odkrywa przerażającą prawdę, której my od początku
byliśmy w pełni świadomi. Suspens wręcz mistrzowski, w czym
nadrzędną rolę odegrało kalectwo głównej bohaterki. To przez
nie jest nieświadoma tego, z czego my doskonale zdajemy sobie sprawę
– nie wie, że jej rodzina poniosła śmierć wówczas, gdy ona
sama przebywała poza domem. Jak choćby w „Doczekać zmroku”
Terence'a Younga pierwszoplanowa postać jest niewidoma, a to
znacznie umniejsza jej szanse w ewentualnym starciu z bezwzględnym
intruzem. Postawienie w centralnym punkcie kobiety ociemniałej
wzmaga tragizm całej tej sytuacji – oprawca ma tak dużą
przewagę, szanse są tak rażąco niewyrównane, że chwilami widza
może ogarniać obezwładniająca bezsilność, przygnębiające
przekonanie, że los Sarah jest już przesądzony.
Stojąca
w zacisznym zakątku Berkshire, kilka kilometrów od najbliższych
sąsiadów, wiejska posiadłość zajmowana przez Rextonów i
niewidomą Sarah już przy pierwszym rzucie oka wręcz przygniata
złowieszczością. Suche trawy rozpościerające się dookoła,
gęsty las nieopodal domu i niewyasfaltowana droga, którą pieszo
trzeba długo przemierzać jeśli chce się dotrzeć do innego
gospodarstwa domowego – to wszystko tworzy poczucie izolacji,
pozostawania w istnej pułapce, z której nie sposób szybko się
wydostać. Lekko wyblakła kolorystyka, ponure niebo, z którego nie
przebijają ożywcze promienie słoneczne, nastrojowa ścieżka
dźwiękowa skomponowana przez Elmera Bernsteina to z kolei tworzy
iście posępną atmosferę nadchodzącego zagrożenia. Nie mogę też
nie docenić powolnej pracy kamer maksymalnie skoncentrowanej na
sukcesywnym potęgowaniu napięcia, które kilkukrotnie jest
rozładowywane gwałtownymi najazdami na mniej czy bardziej
oczekiwane wstawki, które na szczęście nieprzesadnie rozpędzają
akcję jeszcze zanim ta zacznie niebezpiecznie przechylać się w
stronę marazmu. Po czym filmowcy niezwłocznie przystępują do
intensyfikowania napięcia od tych wyższych już punktów. W mojej
ocenie twórców poniosło tylko w przypadku trzaskających drzwi –
może i ten przeciąg nie wydawałby mi się tak nieprawdopodobny,
gdyby nie niezwykły zbieg okoliczności, w którym to drzwi
zatrzaskują się przed nosem Sarah dokładnie w momencie, w którym
zamierza przekroczyć próg pomieszczenia. We wszystkich pozostałych
partiach scenariusza zachowano maksimum realizmu, niczego więcej nie
naciągano, nie sięgano już po tak lipne dodatki nieprzyjemnie
wybijające z poczucia autentyzmu, o które, co należy podkreślić,
zadbał nie tylko scenarzysta, ale również osoby czuwające nad
warstwą techniczną z reżyserem na czele. I rzecz jasna
niezastąpiona Mia Farrow. Aktorka w wielkim stylu wcieliła się w
tę niełatwą, wymagającą rolę – nie bała się nawet porządnie
pobrudzić, co samo w sobie nie jest niczym niezwykłym w tej branży,
ale wspominam o tym dlatego, że scena w glinianym dole stanowi
swoistą wisienkę na tym torcie będącym metaforą realizmu, którym
dosłownie atakuje nas omawiany obraz Richarda Fleischera. W „Nie
widząc zła” znalazło się również miejsce na komentarz
społeczny – refleksja na temat pewnej konkretnej grupy etnicznej.
Wspomnienie nienawiści żywionej do tej grupy ludzi przez tak wielu
osobników z tzw. większości z wydawać by się mogło kompletnie
nieuzasadnionych powodów. Chyba że za takowy uznać stereotyp.
UWAGA SPOILER To wynika z krótkiej wymiany zdań pomiędzy
Sarah i podwładnym jej chłopaka Steve'a. Później jednak
scenarzysta nieco to komplikuje – pokazuje, że wcale nie zależało
mu na gloryfikowaniu Romów, na politycznej poprawności, na
niepozostawiającej pola do dyskusji, zdecydowanej krytyce osobników,
którzy są do nich wrogo i/lub nieufnie nastawieni. Natomiast finał
co poniektórych widzów może nieco rozczarować. Pozostawić w
nich pewien niedosyt. Ale wydaje mi się, że będzie to dotyczyło
tylko tych odbiorców, którzy lubią mieć wszystko podane na
przysłowiowej tacy, którzy nie mają ochoty sobie niczego
dopowiadać KONIEC SPOILERA.
„Nie
widząc zła”pokazuje jak zrobić mocno trzymające w napięciu
widowisko, przykuwające uwagę już od pierwszych ujęć i
utrzymujące ją, aż do napisów końcowych w oparciu o z gruntu
prostą historię, w której nie znajdziemy daleko idącej
oryginalności, i której nie okraszają niezliczone efekty
specjalne. Proste kino ukierunkowane na wzbudzanie w widzach coraz to
bardziej narastających emocji, które fanom XX-wiecznych thrillerów
powinno przypaść do gustu. I to właśnie im polecam ten obraz
nieżyjącego już Richarda Fleischera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz