Recenzja na życzenie
Grupka przyjaciół wybiera się do australijskiej głuszy celem odnalezienia malunków skalnych sprzed 120 lat. Gdy w końcu znajdują poszukiwane rysunki i rozbijają obóz w lesie, aby dokładniej je zbadać ich koleżanka zaczyna chorować. Wkrótce pozostali bohaterowie będą musieli stanąć z nią do walki na śmierć i życie.
Niskobudżetowy film gore Josha Reeda, żerujący na sprawdzonych schematach fabularnych w kinie grozy, ale równocześnie dodający coś nowego od siebie. Początek na pewno wywoła leciutki uśmiech na ustach stałych widzów horrorów – w końcu, motyw podróży samochodem, w którym grupka przyjaciół prowadzi rozmowy o niczym, aby jakoś zabić czas pozostały im do dotarcia na miejsce docelowe, już chyba na stałe wpisał się w schemat horrorów. Najpierw zatrzymują się w starej sztolni, gdzie główna bohaterka, Anja, traci przytomność. Oczywiście, owe wydarzenie jest pierwszym sygnałem dla widza, że protagoniści nie są już bezpieczni, a najlepsze co mogą zrobić to uciekać „gdzie pieprz rośnie”. Ale rzecz jasna nie robią tego, dzięki czemu w dalszej części seansu widzowie dostaną próbkę iście makabrycznego survivalu – krew będzie lała się strumieniami, a my staniemy twarzą w twarz z pierwotnym złem, które czyha na życie naszym bohaterów.
Akcja filmu rozkręca się stosunkowo szybko, dzięki czemu twórcom udało się nie znużyć zanadto odbiorców, oczekujących krwawej jatki. Od momentu zarażenia się Mel dziwną chorobą wszystkie wydarzenia gnają do przodu w iście dynamicznym tempie. Zaczyna się walka o przetrwanie, walka z koleżanką, która ni z tego, ni z owego zamieniła się w krwiożerczą bestię. I to ona będzie głównym zagrożeniem dla pozostałych postaci przez większą część filmu, aczkolwiek na pewno nie jedynym. Mel przeobraża się w wysportowanego, niewyobrażalnie silnego stwora, który przyciąga oko widza przede wszystkim przez wzgląd na swój odrażający wygląd zewnętrzny. Zakrwawiona buźka i długie spiczaste zęby może nie są niczym nadzwyczajnym, ale chwali się twórcom brak przesady w demonizowaniu dziewczyny, co ostatnimi czasy widzimy w horrorach, aż za często. Nasza przeistoczona Mel będzie w uporem maniaka polować na swoich niegdysiejszych przyjaciół, przy okazji serwując widzom iście akrobatyczne popisy kaskaderskie, które swoją drogą były zupełnie niepotrzebne – zamiast straszyć wywoływały raczej lekką irytację.
Z uwago na to, że mam słabość do niskobudżetówek odbieram „Primal” bardzo pozytywnie, aczkolwiek musiałabym być ślepa, żeby nie zauważyć niewyobrażalnej wręcz nielogiczności w zachowaniu bohaterów, którzy najpierw ignorują chorobę koleżanki, zamiast odwieźć ją do bardziej cywilizowanego miejsca, a następnie przez cały seans sprawiają wrażenie samobójców amatorów – nachalnie pchają się w ręce bestii i zamiast spróbować ją zabić bawią się z nią w przysłowiowego kotka i myszkę. Radzę zwrócić uwagę na scenę z prezentacją maskotki bezrozumnemu stworowi, która to miała pewnie na celu przypomnieć jej kim była dawniej (!). Tyle, że już na pierwszy rzut oka widać, iż Mel nie ma absolutnie żadnych szans, aby powrócić do reprezentantów homo sapiens, więc moje pytanie brzmi: dlaczego zamiast walczyć z zagrożeniem lub chociaż próbować uciekać jej chłopak, który nie miał żadnych oporów przed pozbyciem się swojego zarażonego kumpla nagle wpada na niedorzeczny pomysł ucywilizowania swojej drugiej połówki? W horrorach takie zachowania protagonistów są raczej nieuniknione, ale w niektórych przypadkach można przymknąć oko na drobne nielogiczności, co oczywiście nie dotyczy „Primal” – tutaj głupota bohaterów jest, aż zanadto nachalna.
Wracając na chwilę do plusów tej produkcji muszę zaznaczyć, że najbardziej przypadły mi do gustu sceny gore, które jak na niskobudżetówkę wypadły nadzwyczaj przekonująco, a co za tym idzie twórcom udało się wzbudzić we mnie odrobinę zniesmaczenia, szczególnie pod koniec seansu. UWAGA SPOILER Po umiarkowanie obrzydliwych elementach gore, pojawiających się od czasu do czasu w trakcie projekcji na deser dostaniemy mocno niesmaczną scenę porodu Kris, podczas którego dziewczyna powoli rozcina maczetą swój pokaźny brzuch, z którego wypada jakiś pierwotny, oślizgły organizm. Kamera oczywiście filmuje cały ten odrażający moment z jego wszystkimi najdrobniejszymi szczegółami. Następnie ma miejsce zwieńczenie dzieła w postaci roztrzaskania sporych rozmiarów głazem głowy Mel w wykonaniu Anji KONIEC SPOILERA. Dodam jeszcze, że osoby zmęczone pikselową krwią prezentowaną nam ostatnimi czasy w kinie grozy powinni być zadowoleni, obcując z „Primal”, gdzie podczas kręcenia filmu sztuczna posoka była fizycznie obecna na planie, dodając scenom gore dodatkowej autentyczności.
Ostatnim elementem „Primal”, na którego warto zwrócić uwagę jest jego klimat, który z pewnością udzieli się widzowi. Jednakże bazuje on głównie na nieustannym zagrożeniu życia naszych bohaterów, którzy zostają zmuszeni do walki o przetrwanie (obserwując ich niedorzeczne zachowanie od początku będziemy przekonani, że nie mają najmniejszych szans), natomiast jeśli chodzi o atmosferę grozy to nie ma jej tutaj za wiele, więc jeśli ktoś poszukuje horroru, który choćby odrobinę go przerazi „Primal” na pewno nie spełni jego oczekiwań.
Szukacie nieefekciarskiego, pełnego akcji, spływającego krwią filmu w niskobudżetowym wydaniu? W takim razie „Primal” jest idealną pozycją dla was. Irytuje was drewniane aktorstwo, nielogiczne zachowanie bohaterów i brak jakichkolwiek przerażających akcentów w horrorze? W takim razie omijajcie ten film z daleka.
świetny blog :)
OdpowiedzUsuńlubię tu zaglądać :p
Zapraszam do mnie :)
zaciekawiłaś mnie Aniu tym filmem, zerkne, lubie takie niskobudżetowe małe "gnioty" , niektóre mają w sobie to coś, i licze że tak będzie własnie w tym przypadku.
OdpowiedzUsuń