niedziela, 7 października 2012

"Teksańska masakra piłą mechaniczną" (2003)

Rok 1973. Grupka przyjaciół przemierza samochodem Teksas, udając się na koncert ulubionego zespołu. Po drodze natykają się na zszokowaną dziewczynę. Zabierają ją do samochodu i nie bacząc na jej histeryczne ostrzeżenia kontynuują podróż. Zrozpaczona dziewczyna wyciąga broń i zadaje sobie śmiertelny strzał w głowę. Przerażeni pasażerowie samochodu docierają do podejrzanie wyglądającego sklepu i z pomocą ekspedientki kontaktują się z miejscowym szeryfem. Od tego momentu będą musieli zmierzyć się z prawdziwym koszmarem, którego ucieleśnieniem jest potężny mężczyzna, dzierżący w dłoni piłę mechaniczną.

W 1974 roku miała miejsce premiera niskobudżetowego slashera, którego reżyserią zajął się Tobe Hooper. Bezkompromisowy obraz pełen przemocy i brudu zmroził ówczesną publiczność. 29 lat później Marcus Nispel podjął się trudnego zadania odświeżenia starej historii o rodzince kanibali z Leatherface'em na czele. Film, wbrew wszelkim oczekiwaniom, okazał się prawdziwym hitem, w wśród wielbicieli kina grozy zaczęła krążyć opinia, że jest to najlepszy remake, jaki kiedykolwiek powstał. I słusznie, bowiem nie łatwo w dzisiejszych czasach zrealizować wysokobudżetowy, nieefekciarski horror, którego największą siłą (wbrew tytułowi) jest sugestywny, duszący wręcz klimat.

Pierwsze sceny filmu zrealizowano w pełnym słońcu gorącego Teksasu. Tym bardziej zaskakuje fakt, że twórcom udało się stworzyć elektryzującą atmosferę grozy w podobnej scenerii. Ok, widzowie obserwują samotny pojazd wśród bezkresu wyludnionych, posępnych krajobrazów, ale przecież jest środek dnia - słoneczna pogoda bynajmniej nie stoi w parze z nastrojem grozy. Ale nie tutaj. Zdaje się, że Nispel prawdziwą kwintesencję horroru prezentuje właśnie w pierwszych scenach filmu - uświadamia widzom, że niebezpieczeństwo czyha na nich zawsze i wszędzie, bez względu na aktualną porę dnia. To poczucie alienacji głównych bohaterów, które udziela się również widzom, jest tutaj doskonale widoczne, z wprawą wprowadza nas w dalsze, coraz bardziej przerażające wydarzenia.
Moment pojawienia się na scenie sponiewieranej przyszłej samobójczyni jest dla widzów sygnałem rozpoczęcia koszmaru. Jej obecność zwiastuje wkroczenie do znanej nam, bezpiecznej rzeczywistości elementu zagrożenia - wcześniej tylko wyczuwalnego, teraz w pełni uzasadnionego. My wierzymy dziewczynie, kiedy ostrzega naszych bohaterów przed dalszą podróżą, ale oni (jak to często w slasherach bywa) zdają się jej w ogóle nie słyszeć. Samobójstwo rozhisteryzowanej kobiety jest chyba najmocniejszą sceną filmu i bynajmniej nie ze względu na jej brutalność, ale nowatorską pracę kamery, która po wystrzale cofa się dokładnie przez sam środek otworu wydrążonego w głowie przez kulę. Po owym mocnym akcencie akcja na powrót zwalnia, przy czym atmosfera znacznie gęstnieje. Nasi protagoniści, wbrew złym przeczuciom widzów, docierają do zapuszczonego sklepiku, a następnie przerażającego domostwa rodzinki kanibali. Po zapadnięciu zmroku Nispel odrobinę rozluźnia atmosferę wszechobecnego zagrożenia na rzecz żywszej akcji, uwidaczniającej się w ciągłych pościgach szaleńca z piłą mechaniczną za bezbronnymi ofiarami oraz w umiarkowanej dawce krwawych scen. Teraz widzowie będą mieli do czynienia ze stuprocentowym slasherem, trzymającym się konwencji, ale nierezygnującym z elementów zaskoczenia.

Film opatrzono etykietką "oparte na prawdziwych wydarzeniach", co oczywiście jest sporym niedomówieniem. Sylwetkę Leatherface'a, mordercę przyozdabiającego swą zdeformowaną twarz skalpem zdartym z jego ofiar, luźno zainspirował prawdziwy zbrodniarz Ed Gein, zwany Rzeźnikiem z Plainfield. Natomiast wszystkie wydarzenia przedstawione w "Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną" są całkowicie fikcyjne, co oczywiście nie przeszkadza współczesnym widzom wierzyć, że nie tylko oglądają historię opartą na faktach, ale również na początku i na końcu projekcji pokazano im nagrania archiwalne (kolejny mit, mający na celu podnieść oglądalność).

Bohaterowie "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną" są jak najbardziej schematyczni, co o dziwo nie przeszkadza widzom w identyfikowaniu się z nimi. Zasługą tego niewątpliwie jest świetnie dobrana obsada. W roli głównej zobaczymy znakomitą Jessicę Biel, która swoją aktorską ekspresją wprowadziła postać współczesnej final girl w nowy wymiar. Tak widocznym wczuciem się w odgrywaną przez siebie osobę, Biel nie tylko wzbudziła sympatię widza do Erin, ale również ułatwiła publiczności utożsamienie się z nią, a co za tym idzie kibicowanie jej. Na uwagę zasługuje również postać szeryfa Hoyta, wykreowana przez R. Lee Ermey'ego. W roli twardego, do szczętu zwichrowanego "przedstawiciela prawa" aktor spisał się wręcz znakomicie. Samo patrzenie na niego może wywołać ciarki na plecach widzów. Leatherface'a odegrał Andrew Bryniarski, który imponował samą swoją posturą, nie wspominając o jego szaleńczej gestykulacji.

Remake "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną" w moim mniemaniu całkowicie przebił oryginał, aczkolwiek w tej kwestii plasuję się w zdecydowanej mniejszości. Jeśli ktoś szuka nastrojowego, umiarkowanie krwawego slashera to dzieło Marcusa Nispela powinno przypaść mu do gustu. Rzadko zdarzają się tak dobre remake'i, więc tym bardziej wypada zapoznać się z tym obrazem. W 2006 roku Jonathan Liebesman nakręcił prequel wersji z 2003 roku zatytułowany "Teksańska masakra piłą mechaniczną: Początek".

6 komentarzy:

  1. Bardzo lubię ten horror i oglądałam go chyba ze 3-4 razy, jak również i jego kontynuacje i wyjątkowo nie raziła mnie przewidywalność tego filmu, bo najważniejsze było dla mnie napięcie świetny klimat grozy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Film Tobe Hoopera jest świetny, kontynuacje wypadają już gorzej. Nowa wersja też niczego sobie. Dodatkowo smaczku nadaje fakt, że twórcy pierwowzoru nawiązywali trochę do prawdziwych zdarzeń - historii Eda Geina.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jestem może fanką "Teksańskiej...", ale ta wersja jest naprawdę solidnie zrobiona i przyjemnie się ją ogląda. Recenzja jak zwykle super :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam wczoraj obejrzeć, ale nie dotrwałam.Ale...widziałam kiedyś i był spoko, chociaż wg mnie jest już zbyt wiele takich horrorów typu "grupka znajomych jedzie jeepem, gubią się na nieznanej drodze tudzież w lesie". Do zarzygania... Nie mniej jednak Teksańska masakra ma swój "urok" ;) A recenzja pierwsza klasa, będę wpadać!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ze wszystkich horrorów mam do niego największy sentyment. Pierwszy raz oglądałam go z kolegami, którzy obecnie już nie żyją. Najbardziej poruszające było to, że powstał na faktach. Powinnam jeszcze obejrzeć starszą wersję.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo dobry horror, świetnie zrealizowany, potrafi trzymać w napięciu. Zachwyca zwłaszcza jego brudny, duszny klimat. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń